Znalezienie noclegu w środku nocy do łatwych zadań nie należało. Spośród trzech gospód w Weissbrucku, jedyną chętną otworzyć swoje podwoje o tak późnej porze był Zajazd Pod Szczęśliwym Człowiekiem. I nie obyło się bez gróźb oraz powoływania się na szlachetny stan przez von Essinga.
A rankiem... Jak to rankiem w Pflugzeicie. Słoneczko przygrzewało przeganiając chłód nadrzecznej nocy i rozpraszając mgłę. Z wolna z oparu wyłaniały się poszczególne domy w mieścinie, a ludzie rozpoczynali codzienne zajęcia. Już biegano, załadowywano i rozładowywano towary na nabrzeżu, obwoływano i zachwalano towary. A awanturnicy po śniadaniu skierowali swoje kroki do filii banku, aby zrealizować weksel Ruggbrodera.
Poszło łatwo i bezboleśnie, aż podejrzanie. Nikt niczego nie żądał, ani nie wymagał tłumaczeń. Po prostu oddali papier otrzymany od kupca a w zamian dostali pięć niewielkich sakiewek wypełnionych złotymi monetami. A potem wyszli z banku i poszli załatwiać sprawunki. Odwiedzili kilka sklepów, cyrulika, szewca i krawca, wszędzie zostawiając skromną część z nowo zdobytego majątku. Aż w końcu, gdy wszystko było już pozałatwiane i starali się zorientować, gdzie mieszka aptekarka doszło do pewnego zdarzenia...
-
Tanio! Tanio! Garnki! Patelnie! - krzyczał jeden z dwóch stojących przy ulicy domokrążców. Drugi z nich trzymał w rękach przedmiot sprzedaży i obracał nim na wszystkie strony, demonstrując przechodniom. Gdy grupa awanturników przechodziła obok, ten krzyczący nagle zamilkł i zaczął wpatrywać się w nieco odmienionego Bernhardta. Po chwili szturchnął kolegę i obaj patrzyli. W pewnym momencie ten krzyczący przesunął się, aby zasłonić kompana, który odłożył trzymaną w ręku patelnię na ziemię i lewą ręką zaczął się drapać po nosie, równocześnie wkładając kciuka prawej ręki do ucha i prostując pozostałe palce, tak że dłoń była widoczna. Powtarzał ten komiczny gest wciąż wpatrując się w Zinggera.