Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2017, 09:12   #65
Lomir
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Ceska

Mimo, że emocje nie były jej najlepszą stroną to tym razem coś czuła. Niepokój, niepewność, strach, a przede wszystkim - samotność. Była z dwoma innymi załogantami, w tym nawet jeden z nich był jej przełożonym, a jednak była sama. Jedyna, trzeźwo myśląca, musiała objąć dowodzenie i przynajmniej spróbować doprowadzić ich żywo do SRSV New Frontiers. Wydała rozkaz, do którego starali się zastosować Walter z Dogmą, jednak ewidentnie było z nimi coś nie tak. Zamglony wzrok, dziwne komentarze, niezrozumiałe słowa i opisy czegoś, czego nigdzie nie było. Coś było w powietrzu, tylko co? Część umysłu dziewczyny żądał odpowiedzi, ta bardziej analityczna część, natomiast część, w której zagnieżdżona była wola przetrwania podpowiadała aby jak najszybciej spieprzać z tej arki. Ciągle jeszcze musieli naprawić ich uszkodzony statek, bo bez tego nigdzie nie polecą.
Walter kiwnął głową i powoli podniósł się, delikatnie wspierając się na nodze. Nie było mowy o długim biegu, ale leki przeciwbólowe, które zaaplikował mediżel pozwolą mu chodzić, co w przypadku takiego postrzału byłoby ciężkie.
Dogma wyciągnęła swoje sondy i zanim Ceska zdążyła coś powiedzieć, wypuściła je w powietrze.

Walter
Ceska mogła mieć rację. Ale czy miała? Czy powinien jej ustępować dowodzenia? A jeśli jemu się nic nie wydawało, a to Ceska jest w zmowie z tymi... rzeczami... na arce?
Walterowi po głowie krążyły miliony myśli, często abstrakcyjnych i niemożliwych, ale zamglony umysł porucznika nie był w stanie ich oddzielić. Do tego nieustające szepty, które kotłowały się w jego głowie. Słowa, rozkazy, nazwy wypowiadane wielokrotnie, początkowo obcym głosem, by z czasem brzmieć w głowie mężczyzny jak jego własne myśli.
"ICHOR", "ZABIJ!", "KREW MARTWYCH BOGÓW", "ICHOOOORRRR", "CHCĘ KRWI!".

Dogma
Dziewczyna starała się ze wszystkich sił zrozumieć co mówi do niej koleżanka z załogi. Przychodziło jej to ciężko, zwłaszcza, że jej własne oczy ją zwodziły. Nie czekając długo wyciągnęła swoje sondy, licząc na to, że one jej nie okłamią. Wyrzuciła je w powietrze i wysłała w korytarze. HUD jej rozbitego hełmu zaśnieżył, zafalował i zaczął wyświetlać zniekształcony obraz przedstawiający korytarze. Dogma, skupiając się tylko na małych obrazach, czuła się lepiej, miała wrażenie, że cała otaczająca ją paranoja gdzieś znika.
Wtedy na jednym z ekranów sond zobaczyła jakiś ruch. Gdy skupiła na tym swoją uwagę zauważyła ludzką postać, która rzuciła się w kierunku jej urządzenia, niszcząc je. Jedyne co zostało to ostatnia klatka filmu przesłanego do HUD - ludzka twarz, pocięta, podrapana i brudna. Wykrzywiona w grymasie złości, odsłaniająca zęby. Twarzy była ludzka, ale jej wyraz przypominał bardziej pysk jednego ze zwierząt, o których uczyli się na ich arce - wilka.

Ceska, Walter, Dogma
Z głębi korytarza dobiegł odgłos niszczonej sondy a chwilę potem ryk wściekłości i “plaskający” odgłos tupania - bose stopy biegnące po metalowej posadzce. Sekundy później w świetle latarek pojawił się ponownie osobnik, który zaatakował wcześniej Waltera. Ceska otworzyła ogień. Pudło. Człowiek był bliżej. Kolejny strzał odbił się rykoszetem od ścian. Osobnik był już tuż, tuż. Wybił się z nóg i rzucił w kierunku Ceski, którą w tym momencie sparaliżował strach. Stała z otwartymi oczami i wycelowaną bronią, jednak nie mogła się ruszyć. W świetle latarki widziała wykrzywioną i zniekształconą twarz, która przypominała ludzką, ale było w niej coś dzikiego. Dziewczyna była już gotowa na uderzenie, gdy w korytarzu rozległ się kolejny huk wystrzału, a twarz napastnika eksplodowała, ochlapując hełm Ceski swoją zawartością i częściowo przesłaniając widok. Człowiek z Arki upadł z głuchym hukiem tuż przed Li Wong, a za nim stał Walter z wycelowanym rewolwerem, z którego lufy jeszcze leciał dym.
Dysząc ciężko powiedział drżącym głosem - Ceska, a ten… był prawdziwy?.

Cotis, Violet
Udało im się wyjść ze śmiertelnej pułapki w jakiej się znaleźli, ale ledwo. Nie mniej - chcąc się wydostać z tej Arki musieli włączyć zasilanie, a została im ostatnia wirówka, przynajmniej według zapewnień SI okrętu. Na skrzyżowaniu korytarzy wyszukali oznaczeń, które prowadziłby ich w kierunku “Wirówki nr 2”, która wymagała aktywacji.

W korytarzu, którym szli, Cotis zauważył coś dziwnego. Na ziemi, gdzieś z boku, leżał jakiś szary przedmiot. Chłopak podszedł do niego, przykucnął i zobaczył, że był to inhalator. Zwykły inhalator, jaki stosuje się przy astmie. Pojemnik z lekiem jednak wzbudził podejrzenia młodego załoganta. Cotis wypiął go z urządzenia i przyjrzał się mu dokładniej. Widać było ślady ingerencji człowieka, był otwierany, możliwe, że napełniany ponownie. Coś było napisane markerem na jego powierzchni, jednak napis był nieczytelny - jedyne co dało się domyśleć, to, że był to jakiś numer.

Ruszając dalej, w kierunku wirówki nr 2, na ścianach pojawiły się znane im już napisy. “ICHOR”, “KREW”, “KREW MARTWYCH BOGÓW”, “ŚMIERĆ”, “CZY JA ŻYJĘ?!”. Im bliżej celu się znajdowali tym więcej “zdobień” widzieli. Całe szczęście - tym razem wypisane były spayem albo farbą - nie krwią…

Gdy jednak dotarli do celu, czyli do sterowni wirówki nr 2, zauważli, że pod drzwiami znajduje się plama krwi i ślad ciągnięcia, który prowadził do wnętrza. Wymieniając porozumiewawcze spojrzenia Cotis i V ustawili się po obu stronach drzwi i przygotowali broń. Chłopak przycisnął guzik a drzwi szybko rozsunęły się ujawniając skryte w mroku wnętrze sterowni. Tam gdzie sięgały ich światła latarek widzieli ślady krwi pomieszane z napisami i walającymi się częściami ciała. Gdzieś na końcu pomieszczenia ich wzrok przykuł ekran świecący się czerwonym światłem, oświetlający część posadzki przed nim. Tam ktoś siedział na ziemi, obejmując rękoma swoje kolana. Żył, gdyż lekko bujał się w przód i w tył i coś do siebie mówił, jednak ani Cotis ani V nie mogli zrozumieć co.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline