Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2017, 09:37   #1
Pinn
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Arrow Przez zgliszcza - SESJA ZAWIESZONA



Nikt już nie pamiętał historii jak to się zaczęło lub raczej skończyło. Znikała jak ślady stóp na piasku.
Piasku, który wiecznie
wiał w oczy, zmęczone, odwodnione, nie widzące już nadziei. Głodujące
spojrzenia skazanych na życie w świecie u kresu czasów. Wielkie drapacze chmur zostawiały jakiś obrzydliwy posmak w ustach, brakowało mi tylko śliny bym mógł splunąć
widząc arogancję przodków. Jeśli przemierzasz pustkowia, znajdujesz jakieś
relikty z dawnych czasów, by potem sprzedać je za porcję żarcia i wody- by
tylko kontynuować mizerny byt jeszcze jeden dzień do przodu- uczysz się pokory.
Chyba to najlepsze co dał nam ten masowy pochówek, koniec cywilizacji. Pokora,
nie ważne jak durnie to brzmi.
- Chudy Samuel, szabrownik.

Na środku świata, wśród ruin dawnych dni mieściło się coś dziwnego. Wielkie białe jajo, coś nie pasujące do ruin z przeszłości i dziwnie bluźniące swoją dumną postawą, wśród entropii martwego świata. Nikt z biedaków grzebiących wśród regularnie wyrzucanych odpadów nawet już nie marzył, by się tam dostać, a Ci którzy próbowali znikali bez śladu.

Czasem w nocy dało się zobaczyć wylatujące niczym tajemnicze ptaki maszyny. Tak to musiały być maszyny. Takie jak czasem da się zobaczyć wśród złomu. Tyle, że ciche i drapieżne. Nie były to sępy, żywiące się padliną. Nie- one wybierały tylko świeże mięso. Czasami zlatywały na ziemię, ziejąc ognistą czerwienią swojego cyfrowego wzroku i wybierały kandydata. Nikt nie poznał reguły jakim rządziły się te metaliczne stworzenia. Może jedynym wyjątkiem było to, iż zawsze trafiało się to młodym, odważnym, świeżo przybyłym pod kopułę. Żaden z stałych mieszkańców terenów pod białym diamentem nie pamiętał by został oznaczony ktoś stary czy zniedołężniały. Tak więc jeszcze jeden śmiałek słysząc te plotki postanowił spróbować szczęścia. Czekała go długa droga u kresu, której nie było nic innego niż kłująca w trzewia niepewność.


***



Ciemne niebo krzyczało o wolność Jasona. Gwiazdy przypominały mu o stracie jedynej bliskiej mu osoby. Wypadku, który spowodował on sam.

Jane zmarła przeszło pięć lat temu. Jej pęknięta czaszka, malutka wręcz jeszcze dziecięca głowa niepozornej dziewczyny. Jej uśmiech, gdy przeszkadzała mu w pracy w warsztacie. Teraz Jason patrzył na swoje czarne, podobne do tej niegościnnej nocy, ręce usmarowane w smarze i czuł jakby zamiast tego wymazał je w krwi. W tle grało cicho radio, lecz ignorował je, podobnie do pijackiego hałasu dochodzącego zza ściany. Jego szef, nazywany przez większość po prostu Majstrem kochał samogon w równym stopniu co poniżanie swojego pomocnika. Wszyscy byli już po pierwszej połówce, więc obyczaje, nikłe jak to na pustkowiach wyraźnie zmalały. Rwące niczym potok durne oraz wulgarne słowa wpadały do uszu młodego mężczyzny, by zaraz potem wylecieć pozbawione treści i kontekstu. Jason oderwał się na chwile od roboty, by posłuchać tego bełkotu.

-Mówię Ci Majster, kurwa trzymaj tego młodego na smyczy. Rozjebał Ci motor, to mu się należy. Przywalić w ryj i do pracy!

-A co myślisz, że tak nie robię? Właśnie my tu sobie pijemy a on reperuje tego forda, co do którego straciłem już nadzieję.

-I bardzo dobrze o to chodzi, o to właśnie chodzi. Niech młodzież pracuje a szlachta baluje. Hah!

-Słuchaj no- powiedział trzeci głos- Flaszka się kończy a ja mam pewien specjał. Złota Loszka. Znaleziony w starym Dupermarkecie. Syn mi przyniósł jak się zapuścił na tereny bandytów. Zganiłem go za to, ale wiesz jak to młodzież doskonale. Najchętniej to wszyscy by wybrali się do tej legendarnej kopuły i znaleźli swój raj. A ja mówię! Nie ma raju, przegraaaaliśmy, straciliśmy wszystko, wszystko w ruinę!

-Skończ smucić- wykrzyknął szef Jasona rozkazująco- I dawaj flakon!

Jason słuchał tego wszystkiego i robiło mu się mdło. Najchętniej uciekł by z tego miejsca, choćby do wspomnianej kopuły. Wszyscy słyszeli legendy o tym miejscu. Ostoi cywilizacji, wśród zgliszczy. Białym klejnocie pustkowi. To zawsze była jakaś szansa, lecz co on sobie wyobrażał. Ucieczka brzmiała jak samobójstwo. Tu w Tentown miał przynajmniej dach na głową. Nędzny siennik i ostry jęzor majstra. Coś jednak w nim pękło. Jakiś impuls kazał mu działać.

 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 03-10-2017 o 19:18.
Pinn jest offline