Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2017, 11:08   #200
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
post wspólny z Zombi i MG :)

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yr5vDbbVUgE[/MEDIA]

Przepakowanie przeszło sprawnie i bez zbędnego marnowania czasu. Ledwo parchate towarzystwo wyskoczyło na parkiet, już druga lodówa rakarzy rozkluczyła wrota, zapraszając ich na pokład. Co prawda po drodze tracili Kudłatego, Harcereczkę i blond dupkę od leczenia, ale tak było lepiej. Nie jechali na wycieczkę geriatryka, tylko wracali w najgorszą chujnię, gdzie niemytym siurem pokroju Wujaszka wiało z każdej dostępnej strony.
- Kudłaty! - Diaz swoim kulturalnym i empatycznym zwyczajem wydarła japę, jazgocząc przez ramię z rampy prosto do tych co zostawali na dachu - Przejmujesz rewir! Nie rozpierdol niczego bez nas i pilnuj duperek żebyśmy mieli to czego wracać, claró?! I nie wypałuj całego szpeja, bo się z deka wkurwię i zrobię niemiła! W razie czego dzwoń, numeru ci jeszcze nie zablokowali, nie?! Harcereczka, weź tego zjeba pilnuj żeby się nie zgubił! Nie będziemy popierdalać i potem go szukać! Ty lalka też sie nie zgub! Ktoś nas musi łatać na okrętkę! No! Coś wam przywieźć?! - rzuciła pytaniami kontrolnymi do kompletu z wyszczerzem.

Mahler zrobił minę na zalew słownictwa o latynoskim zabarwieniu i żywiołowości jakby się zastanawiał o co chodzi albo jak właściwie zareagować. Już przylać czy jeszcze poczekać. Albo czy zawijać się w przeciwną.
- No spoko. Damy radę, przypilnujemy interesu aż wrócicie. - odpowiedział w końcu nieco zmieszanym głosem.

Renata Herzog w swoim egzoszkielecie na chwilę znieruchomiała z tym machaniem dłonią na pożegnanie też chyba zastanawiając się co i jak. Ale chyba w końcu postanowiła wziąć za dobra monetę bo uśmiechnęła się i wznowiła machanie.
- Na pewno nie będzie potrzeby. Ale jeśli już to przylatujcie śmiało. - odpowiedziała swoje.

Wyglądało, że Dwójka zabrała się za bajerowanie kolejnej dupy, jakby ta cała Amanda z baroburdelu jej nie starczała. Nash skleiła mordę, ograniczając się do cichego westchnienia i pokręcenia głową. Splunęła na beton, poprawiając przewieszony przez ramię karabin.
- Uważajcie. Nie ryzykujcie. Wrócimy. - przekazała lektorem, wystukując krótkie komunikaty. - Jak nie. Cóż - wzruszyła ramionami, gapiąc się prosto na marine z powagą - Zgarnijcie chłopaków i powiedz temu pieprzonemu kaktusowi - zawahała się, splunęła ponownie, przenosząc wzrok na dżunglę - To już moje mydło.

- No kurwa zamierzamy
- Diaz wyszczerzyła się prosto do blondyny. Nawet niezła. Co prawda nie Promyczek ale i tak dawała radę - A teraz wykurwiamy latającym zestawem! - machnęła na latadełko, wbijając do środka. Przeskoczyła na rampę, mijając lambadziarza za w kurwę wielkim działkiem.
- Que… - aż westchnęła. No z takim kalibrem można było kosić kurwy aż miło. Co najlepsze typ je obsługujący szczekał na znaną melodię. Już z nim trukali przez radio, teraz zaś siedział i kisił rowa idealnie przed parchowymi nosami.
- Majster! - kolejna fala entuzjazmu wylała się z Dwójki, gdy wymierzyla paluchem prosto w jego pierś. W ogóle ryj się jej cieszył. Się obawiała, że przydupas Romeo wychuja ich bez mydła, jak to psy miały w zwyczaju, no ale nie. Seryjnie załatwił im transport. Idealnie!
- Patrz Wujaszek! Widzisz jaka lufa?! Myślisz że da się ją odjebać i wynieść żeby nikt nie zauważył? - na koniec truknęła do olbrzyma w pancerzu chcąc zasięgnąć jego fachowej opinii.

Mahler przygryzł nieco wargę słysząc dukanie rudowłosej saper. Przez chwilę chyba nie widział co powiedzieć. Ale w końcu uśmiechnął się i położył jej dłoń na ramieniu.
- Sama mu to powiesz. Wiesz, jeszcze nie widziałem, żeby dla kogoś zajebał mydło z kibla i jeszcze tym się szpanił. - powiedział z lekkim uśmiechem.

Ortega zatrzymał się w wejściu i przez chwilę oglądał ciężkie dzieło sztuki rusznikarskiej. W końcu pokiwał głową co dało się zauważyć prze ruchy jego hełmu z lustrzaną szybką.
- Duża. Lubię duże. - powiedział swoim zmodyfikowanym przez syntezator głosem choć dało się wyczuć sympatię i uznanie. Na znak, że serio takie właśnie ma preferencje uniósł nieco w górę swoją ciężką broń. Obie bronie wydawały się dość zbliżone rozmiarami i przeznaczeniem. Ciężki pancerz wspomagany mógł właśnie swobodnie operować sprzętem jaki zwykle był już dla zwykłej piechoty właśnie stacjonarny i więcej niż jednoosobowy.

- Co? Lubisz facetów z dużymi lufami? - zapytał siedzący po właściwej stronie lufy działka facet w lotniczym kombinezonie wystającym spod pancerza. Jasno zdradzało to, kogoś ze stałej załogi latadełka a nie z desantu.

- Wujaszek jest muy… no w chuj kochany i uroczy. Lubi ruchać wszystko co da się wyruchać, wiesz jak jest. Jak cię przyciśnie po odsiadce - Diaz poklepała olbrzyma po pancernej łapie, posyłając mu rozczulone spojrzenie - Widzisz Wujaszku jak wyszczekany? Zupełnie jak Połyk - zmieniła obiekt zainteresowania, podchodząc do trepa i bez najmniejszej krępacji obczajając go od góry do dołu.
- A co, pendejo, jak u ciebie? Lubisz macać duże lufy, bawić się zwisami? - zazezowała na koniec przy którym siedział - Rekompensujesz se coś? A może to tak z przyzwyczajenia? - zapytała o dręczącą ją sprawę życia i śmierci.

- Jeszcze kurwa powiedz, że poza tym mydłem niczego nigdy nie zajebał - Ósemka prychnęła i machnąwszy na pożegnanie, wskoczyła do latacza, wymijając dyskutującą grupę celem posadzenia tyłka na ławeczce. Gapiła się po otaczających ich trepach spode łba, skupiając uwagę na noszonej przez nich broni.
- Właściwie to lubię macać duże ale wiesz, coś innego dużego. - odpowiedział po chwili jakiej żołnierz potrzebował na opanowanie śmiechu. Przy tym złapał coś niewidzialnego swoimi dłońmi jakby co najmniej jabłka czy pomarańcze dorwał z czarem niewidzialności. Zostali przy wejściu już jako ostatni. Rampa zaczęła się podnosić do góry odcinając widok na świat zewnętrzny. - Jak się nazywasz wesołku? - zapytał Riley patrząc ciekawie na Latynoskę w ciężkim pancerzu i Obroży. Wizg silników zmienił się, stał się bardziej natarczywy gdy maszyna podnosiła się z miejsca by wzbić się ponad ten ziemski padół.

- Duże… klejnoty? Cojones? - Black 2 drążyła temat zainteresowań z miną równie niewinną, co ktoś kto wszelkie niecne uczynki widywał co najwyżej w filmach - Kto cię uczył, clérigo z twojej parafii? Byłeś choirboy… tym no… kurwa - pstryknęła palcami - Ministrantem! Bawiłeś się w zbijaka za Snickersa? - czysta niewinność przeszła w niepohamowana ciekawość i tylko wredne błyski w ciemnych oczach świadczyły jaką skurwysyńską radochę piromanka ma z tej rozmowy, no ale padło pytanie. Postanowiła być miła. Wielkopańskim gestem sięgnęła po Wujaszka - To jest Wujaszek, ja jestem Chelsey albo Diaz. Albo Licha… no a tam jest Latarenka - pokazała na ponurego Parcha z rudymi kłakami i wydarła ryja - E Latarenka! Przywitaj się!

W odpowiedzi z miejsca Nash dobył się syk, a potem warkot, podobny skrzeczeniu gnid. Saper pokręciła głową i machnęła ręką najwyraźniej nie chcąc dołączać do dyskusji.

- No! Nasz osiedlowy mówca- Diaz za to szczerzyła się dalej w najlepsze.

- Nie da się ukryć. - uśmiechnął się facet za działkiem. Rampa zamknęła się już całkowicie i maszyna zadarła nos do góry więc nie przypięta Diaz miała trudność by się utrzymać w pionie. - Ja jestem Ed. Ed Riley. Pokładowy ekspert od załadunku. - powiedział podając Latynosce pomocną dłoń. Sam nie ruszył się z miejsca i był jedną z nielicznych osób jakie nie siedziały z resztą na siedziskach wzdłuż burt. Ale był przypięty do swojego siedziska i stanowiska za działkiem więc nie musiał się obawiać o utratę pozycji. No i pozwolił sobie na zabawę słowami nieco zniekształcając swój oficjalny tytuł czyli “load master”.

- Od załadunku, siiii? - Black 2 parsknęła, łaskawie korzystając z pomocnej kończyny i tak się przekręciła, żeby się uwiesić na lambadziarzu z którym nawijało się tak miło - A co i komu ładujesz, que? Znałam kiedyś jednego Ediego, tez lubił ładować. Postrach na dzielni. No mówię ci, serca i odbyty truchlały jak się go tylko wspomniało. Nie był wybredny, brał co się pod chuja nawinęło - nadawała wesoło, po czym nagle wychyliła się i wydarła do drugiego meksa - Polla przy sobie, cabrón! El es mio! Ja go pierwsza zobaczyłam! - wywarczała na wszelki jakby Wujaszek chciał jej nową zabawkę podpierdolić po chamsku i zapominając że są jedną familią. Prychnęła na koniec i znowu miło się uśmiechała - A co z tym kalibrem? Leczysz kompleksy czy u ciebie to standard?

Ortega spojrzał w stronę krzyczącej koleżanki a nawet części familii, spojrzał nieco w bok na siedzącego za działkiem mundurowego i w końcu łaskawie potakująco skinął głową rezygnując z roszczeń do tego typa.
- Co za ulga. - mruknął Ed choć musiał się odwrócić w dość niewygodnej pozycji by spojrzeć dla siebie w tył, w głąb ładowni. - A ja ładuję zwykle tą dziecinkę. - powiedział wskazując kciukiem na ładownię za sobą. - Oraz tą pieszczoszkę. - poklepał ramę broni za jaką siedział. - To oczywiście służbowo. - dodał bardzo poważnym głosem jakby zdradzał Latynosce niesamowicie wielki sekret. - A kaliber jeszcze nie taki największy. Czasem montujemy tutaj granatnik to to całe 30 mm. No ale jak spada taki deszcz na dół to sama poezja. Ta pieszczoszka to skromna 20-ka. Klasyka. Świetna do siania terroru i rozpierdolu. Jak coś nie jest czołgiem czy bunkrem a oberwie to już po sprawie. - machnął ręką z nonszalancją jaka musiała płynąć albo z samochwalstwa albo z doświadczenia. - No a co do kalibrów to wiesz, jak ci mówiłem to działa i na kaliber drugiej strony. - Riley spojrzał bezczelnie gdzieś na napierśnik Black 2. Ale kawał blachopodobnej dechy wybitnie słabo odbijał walory pod spodem u kogokolwiek. - No i ja lubię jeszcze ostre pieszczoszki jak widzisz. - poklepał znowu po obudowie działka. - A ty? Jesteś pieszczoszką czy jesteś ostra? - zapytał już niezbyt się czając i łapiąc Diaz całkiem wprawnym ruchem i sadowiąc ją sobie legalnie na kolanach.

Rechot Diaz nabrał wybitnie radosnych nut. Rozsiadła się po pańsku na chętnych kolanach, majstrując chwilę przy hełmie. Syknął rozszczelniony pancerz i szyba podjechała do góry, pokazując latynoską gębę w pełnej krasie.
- To jest ta wasza la arma secreta? - uniosła brew, pacając działko - Strzelasz na biało? Ile musisz ją ładować żeby starczyło na jedną walkę i sam to robisz czy koledzy się dorzucają? Dostajecie co na odwodnienie czy już na pustym baku lecisz? - przetworzyła po swojemu jego nawijkę, odbijając z uciechą piłeczkę. Na kawałku o pieszczoszkach skrzywiła się, unosząc teatralnie oczęta ku sufitowi - Było się pytać zanim mi to kutasiarstwo na szyi zapięli… i to za niewinność, czaisz? Gdzie tu sprawiedliwość i ten cały humanitaryzm o którym tak brzdąkają? Uwzięli się… jebani rasiści - prychnęła, a potem westchnęła boleśnie żeby bardzo wyraźnie zasygnalizować jak podobne traktowanie ją krzywdzi i jak przez nie cierpi. Spasowała po paru sekundach żeby złapać trepa za bary i zaatakować, wpijając się ustami w jego usta. Nie było to ani delikatne, ani subtelne, szybko też wypuściła język na zwiad, przytrzymując głowę żeby nowopoznany cabrón się jej nigdzie nie wywinął.

Majster co prawda patrzył ciekawie gdy rozsuwany pancerz i hełm zdradzał kolejne fragmenty aparycji właścicielki, ale chyba takiego przejścia od słów do czynów się jednak nie spodziewał. Przynajmniej nie w pierwszej chwili więc z początku inicjatywa należała do Diaz. Ale facet szybko odnalazł się w sytuacji. Wykorzystał swoją przewagę masy i sam wbił się ustami, zębami i językiem w podobny zestaw całującej go kobiety.
- No. Szkoda żeśmy się nie spotkali wcześniej. Ale dobrze, że chociaż spotkaliśmy się teraz. - wysapał rozentuzjazmowany tym zapoznawczym zestawem pokładowy load master. Chciał się wpić w Diaz znowu ale wtedy latadełko jakoś dziwnie i bez ostrzeżenia wierzgnęło wchodząc w całkiem ostry wiraż. Sądząc po zaskoczonych odgłosach reszty desantu ci też byli zaskoczeni. Zaraz potem dał się słyszeć charakterystyczny wizg obrotowego działka z innej maszyny i świst wypuszczanych rakiet i eksplozji zaraz potem.

- Kto cię, mierda, uczył prowadzić?! Hijo te puta! - szczekanie Black 2 nabrało na sile, kiedy rozpoczęta tak miło zabawa tak nagle się skończyła. Rzuciła wściekłym pytaniem w stronę kokpitu - No kurwa patrz jaki lambadziarz! I jeszcze sam z kolegami się bawi w rozpierdol, no jebany! Dobra duperko, było miło, ale ciocia musi wydupiać na balety! - poklepała Majstra po policzku i zeskoczyła mu z kolan. Latadłem trzęsło, więc żeby dojść do pozostałej części rodzinki musiała się trzymać burt i uważać żeby nie wybić zębów. Zaczęło się robić tak pięknie, niestety nie byli na wycieczce, a szkoda. Bycie Parchem na środku wojennej piaskownicy... w takich chwilach było ostro przereklamowane.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...

Ostatnio edytowane przez Zuzu : 03-10-2017 o 13:18.
Zuzu jest offline