Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2017, 20:43   #326
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
KOŃCZĄC IMPREZĘ


Stan Williama Praudmoora za bardzo nie pozwolił mu znaleźć, ani Bimbromanty, ani jego córki. Lekko obawiając się, że schizofreniczny koszmar z Zasranych Stanów powrócił kopnął w ścianę, ale ta nie była żywa. Ściana jak ściana. Nawet odcisnął się kawałek buta na niej. Holiłud rozejrzał się, ale w tym stadium imprezy to już nawet ochrona poszła w tango i nikt nie zwracał kompletnie na nic uwagi. Wszyscy pili, ćpali albo leżeli pijani naćpani gdzie popadnie. Dodatkowo sporo ludzi tańczyło w kolejnym pomieszczeniu, do którego dotarł William przemieszczając się co raz szybciej i szybciej próbując nie gubić się dalej tylko odnaleźć ekipę. Więcej lat 80 sączyło się z głośników, a może to była jedynie muzyka elektroniczna stylizowana na lata 80? Praudmoore nie zatrzymywał się tylko z pewną konsekwencją, aczkolwiek chybotliwie parł dalej. Jakaś laska go zaczepiła mówiąc, że to nie sen i, choć ładna była, to Holiłud przyspieszył kroku wciąż obawiając się najgorszego.

To wszystko sen?

William nie bardzo panował nad upływem czasu, a i nie bardzo już zwracał uwagi na mijane pomieszczenia - szukał jedynie znajomych twarzy, a konkretnie dwóch: Bimbromanty albo jego córki. Pewnie i zatrzymałby się przy innych znajomych, ale takowych nie dostrzegł. Ostatecznie dotarł do toalety, w której było kilka kabin. Przepchnął się pomiędzy jakimi ludźmi, zwymiotował do umywalki, a następnie z buta otworzył jedną z kabin, z której wyrzucił jakiegoś srającego typa. Następnie usiadł na klopie i wysrał się nawet nie zamykając drzwi kabiny. Wyrzucony typ chciał się coś przypierdolić, ale bełkotliwą mową Holiłud powiedział mu, żeby odpierdolił się.

Po postawieniu klocka William Praudmoore poczuł się dużo lepiej. Można by powiedzieć, że ponownie jego nazwisko odzwierciedliło jego sytuację. Był z siebie dumny. Już bez jakichś problemów udało mu się użyć papieru, wstać podciągnąć spodnie... i poślizgnąć się na gównie pozostawionym przez wcześniej wypierdolonym z kabiny typie. Ślizgając się Holiłud dotarł do umywalki i tam dopiero odzyskał równowagę. Umył dłonie, a gdy spojrzał w lustro zauważył, że przy umywalce obok stoi Miguel.
- Witaj gringo. - powiedział i wyszczerzył zęby. Niewiele zmienił się od ostatniego spotkania, choć aktualnie miał na sobie wojskowe ubranie - kamuflaż leśny. Zmienił również fryzurę. - Ocaliłem wam dupę w domu pederastów. Zastrzeliłem makaroniarzy. - dodał jak gdyby spodziewając się ataku ze strony Holiłuda. Nie było widać, aby miał przy sobie jakąś broń palną, a i na widoku nie trzymał żadnej innej broni. W toalecie oprócz ich dwóch nikogo więcej nie było - no przynajmniej przy umywalkach, bo kto wie czy ktoś nie chował się w jednej z kabin (wszystkie były zamknięte, ale nie wiadomo czy na klamkę czy na zamek - wszystkie z wyjątkiem tej, której zamek wcześniej wykopał Praudmoore).
 
Anonim jest offline