Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2017, 20:59   #101
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Poranek… wtulona w kochanka mogła się nim w pełni ekscytować. Bezpieczna, zadowolona, rozleniwiona… szczęśliwa. Stworzona do miłości, nic więc dziwnego że miłością… zwłaszcza jej fizycznym aspektem się delektowała. Wielbiona i sama wielbiąca swego kochanka. Uradowana.
Poranek był miły, tak samo jak wczorajsza noc, tak samo zapowiadał się przyszły wieczór z kochankiem. Przyjemnie.

Ranek rozdzielił w końcu kochanków, acz Jarvis powiedział gdzie i kiedy mogą się spotkać w południe. Tawaif. Póki co czekały ją zadania… spieniężenie wina, a w związku z tym odwiedzenie “Pod rogiem i baryłką.” Przybytek… o dziwo wydawał się bardziej opustoszały niż ostatnio. Choć oczywiście wikidajły były i był baryłkowaty Vittorio. Uśmiechnął się na widok wchodzącej tawaif i wskazał miejsce przy kontuarze.
- Dziś się panienka spóźniła. Axamander już wyszedł i raczej dziś się nie pojawi. Szukać go nie ma gdzie, bo całe miasto przypomina teraz rozdeptane mrowisko. - zaczął mówić nalewając jakiś trunek do kufla. - Pewnie słyszałaś o wypadkach w jednym z portów, co? Na pewno… całe miasto o tym mówi. Tak czy siak kupieckie rody obradują, władze miasta zwierają szeregi. Straż postawiono pod bronią i nawet pojawiły się pogłoski o formowaniu regularnej armii… czegoś czego nie było w mieście od czasów pierwszych jego założycieli.
Zaśmiał się gromko.- To dobry czas dla najemników i awanturników, ale i pracowity.
- Masz czerwony kapturku… na koszt firmy, za umilenie mi dnia widokiem swoją ślicznej buz.- podsunął jej kufel z trunkiem.- A i obaczymy czy ci zasmakuje taki korzenny trunek.


Z Jarvisem spotkała się tuż przed udaniem się do Dartuna. Starczyło im czasu na trochę zabawy w ich ulubionej świątyni, ale potem trzeba było ruszyć do wróża. Tawaif spędziła cały poranek na nogach przemierzając z miejsca na miejsce, więc osłuchała się plotek od których miasto wrzało. Dowiedziała się że wydarzenia w porcie i napaść Synów Plagi nie były jedynymi sensacjami. Zginęło też kilku bogatych kupców ( w tym cały jeden klan wymordowano), podczas gdy i ludzi i wampirów skupione były na wydarzeniach porcie. Ponoć za tymi zgonami stał Vantu i jego poplecznicy. A wszyscy denaci byli albo poplecznikami krwiopijców, albo nawet wampirami w ludzkim przebraniu !
Niektórzy się z tego cieszyli, ale większość rozmówców miała mieszane uczucia. Z jednej strony śmierć sług wampirzych cieszyła każdego z nich, z drugiej jednak… wampiry były złem, ale dobrze znanym i cywilizowanym. Walka z nimi była ujęta w jakieś honorowe ramy, a i sami krwiopijcy nie byli wrogami ludzi i samego miasta. Jedynie pasożytowali na nim. Synowie Plagi zaś byli bezmyślną falą zniszczenia… wrogiem, który chce pozostawić za sobą jedynie śmierć i zniszczenie. A Vantu… on był niewiadomą. Chciał śmierci bladolicych nieumarłych, ale nie był siłą dobra. Vantu likwidował konkurencję przynosząc ze sobą nową odmianę zła.

Bardka więc miała o czym rozmawiać z Jarvisem zanim wyruszą odwiedzić ów półplan o którym wspominał. Niemniej w tej chwili kroki skierowali do wyroczni Dartuna.
- Witaj…- zaczął czarownik wchodząc do środka z bardką i trzymając ją za dłoń.- … to co nam powiesz o tej robocie którą nam ustawiłeś.
- Aaa taaak… eee… nooo… Ona jest tak jakby na razie… nieaktualna.- wyjaśnił w końcu Dartun po dłuższym kręceniu.- Z powodu wydarzeń w porcie i wydarzeń, które nastąpiły potem Zakon na razie zawiesił tamtą akcję na czas nieokreślony.
Uniósł teatralnie palec do góry dodając.- Aaaale nie myśl, że skoro oni wystawili was do wiatru to ja też. Mam misję.. uczestnictwo w balu jako ukryci wśród gości ochroniarze. Przy waszej prezencji jestem pewien że zdołacie się wtopić w tłumek gości. Robota bardzo prosta i przyjemna… wymaga tylko używania mniej rzucającej się w oczy broni. Żadnych wielkich mieczy, muszkietów i pistoletów dubeltowych. I oczywiście odpowiedni strój trzeba sobie przyszykować. Ogólne warunki tego zadania są do negocjacji dopiero. Więc co o tym sądzicie?


Znowu oddalili się od miasta. Tym razem bez Godivy, bo ta miała pełno roboty w La Rasquelle i liczyła na kolejną okazję do walki w samym mieście. Robota strażnika miejskiego znów nabrała dla niej blasku. Ruszyli jednak tym razem wygodniejszym szlakiem, który nie prowadził przez błoto i bagna. A ich celem miał być półplan… cokolwiek to znaczyło. Czarownik szedł przodem, wysyłając na czujkę jak zwykle narzekającego na wyzysk Gozreha. Narzekającego tak “znudzonym” głosem i wypranym z emocji, że ciężko było uwierzyć w szczerość jego narzekań. Przypominało to bardziej sztukę dla sztuki.. marudzenia.
Tym razem jednak obecność Gozreha wydawała się bezpodstawna. Nie przedzierali się przez moczary, ale szli wygodnym traktem, oświetlanym przez magiczne latarnie. Opustoszałym co Jarvis wyjaśniał nie tyle ukryciem samego portalu, co… tajemnicą jaką okrywał sposób jego aktywacji.
- Magiczne portale są wrota. Nie ma znaczenia jeśli wiesz gdzie są, jeśli nie wiesz jak je otworzysz. Jeśli nie masz klucza… a mi się udało taki wyłudzić. - uśmiechał się tajemniczo czarownik.
Gdy dotarli na miejsce.


Bardka mogła się sama przekonać co miał na myśli. Portal okazał się zwykłym drewnianym portalem… łukiem który zwykle bywał wkomponowanym w jakiś budynek i stanowił otwór wejściowy. Nawet ładnie zdobionym, ale samotnym… bez budynku i śladów istnienia budowli której mógł być częścią. Byłyby zwyczajny gdyby nie skomplikowany świetlisty glif wiszący w nim i promieniujący magią.
Jarvis wyjął z kieszeni ”klucz” do portalu i spytał cicho. - Jesteście gotowi?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-10-2017 o 21:35. Powód: poprawka związana ze zmianami
abishai jest offline