Nie zadziałało. Podejrzanie zachowujący się sprzedawcy garnków nie dali się skusić na
randevous z Zinggerem w bocznej uliczce. Zamiast tego coraz natarczywiej informowali go o czymś, w kółko powtarzając ten sam głupawy kod. Do momentu, w którym ten z kultystów, który stał na straży zauważył zbliżający się niemrawo ulicą patrol. Dał kuksańca gestykulującemu towarzyszowi i obaj w te pędy pozbierali swoje klamoty. Chwilę potem niemal biegli ulicą, pobrzękując patelniami i garnczkami. Jakiekolwiek próby podążania za nimi spełzły na niczym. Nie minął moment a zapadli się jak pod ziemię...
Nietrudno było dowiedzieć się gdzie mieszkała aptekarka Elvyra. Jej dom stał w bocznej, niezbyt uczęszczanej uliczce, w pewnym oddaleniu od innych domostw. Był jednopiętrowy, ze spadzistym dachem, niedawno pomalowany. Przed domem znajdował się otoczony niskim murkiem, wypielęgnowany ogródek.
Jednak wrażenie prysło, gdy przekroczyli bramkę w murze. Jedno z okien na parterze było wybite! A na ziemi pod owym oknem leżała rozbita drewniana skrzynka na kwiaty.