Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2017, 22:15   #2
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację


Wynajmowany pokój opuściła w niemałym pośpiechu. Ktoś mógłby pomyśleć, że przed kimś uciekała. Zaiste, tak właśnie było. Uciekała przed piętrzącymi się problemami prostych ludzi, których miała już po dziurki w nosie. Czarkę goryczy przelała kobieta, która poprosiła o rzucenie uroku na przyrodzenie swojego małżonka.
Moira wykrzyczała, co jej na sercu leżało, wygoniła głupią babę z pokoju i trzasnęła za nią drzwiami. Miarka się przebrała, a czarodziejka narzuciła na siebie tylko szkarłatny płaszcz z misternymi wzorami wyhaftowanymi złotą nicią na krawędziach, po czym sama opuściła wynajmowaną kwaterę.

Poczuła chłodny powiew wiatru, który rozwiał burzę falujących się włosów koloru rdzy. Odetchnęła głęboko i pieszo, pewnym krokiem, udała się na obrzeża miasteczka, w którym spędziła znacznie za dużo czasu.
Obcasy kozaków wbijały się w usypaną żwirem ścieżkę, a poły szkarłatnego płaszcza szeleściły złowieszczo, powiewając w rytm kroków.
Złość powoli jej przechodziła, a kiedy dotarła na obrzeża, skąd mogła dostrzec migoczące w oddali światła Vildheim, była już zupełnie spokojna.

O wakacjach marzyła już od kilku miesięcy, jednak zupełnie nie miała wcześniej do tego głowy. Była zbyt zaabsorbowana swoimi zajęciami. W ciągu trzech miesięcy odwiedziła dwa miasteczka i kilka wiosek, w których nie mogła narzekać na brak zajęć. Ludzie, choć z pozoru biedni, zawsze znajdowali coś, czym byli w stanie zapłacić za rzucony urok czy uwarzony eliksir (choć w tym drugim przypadku Moirze nie szło najlepiej).
Miała już jednak dość. Potrzebowała odpoczynku, chwili relaksu albo chociaż bardziej ambitnego zlecenia, naprawdę wymagającego umiejętności, które posiadała. Była w końcu czarodziejką, elitą tego świata, a nie jakąś nędzną guślarką!


Moira zmrużyła oczy tak, że ledwo dało się już dostrzec, że tęczówka lewego oka była zielona, prawego natomiast zupełnie błękitna. Przez chwilę trwała tak, po czym zmierzyła nagiego mężczyznę od jego przystojnej twarzy aż po ukryte pod wodą przyrodzenie. Na twarz wypełzł jej kpiarski uśmiech. Nie wróciła wzrokiem na jego oblicze, a zaczęła wychodzić z drewnianej bali. Chciała to zrobić z jak największą gracją, jednak przemoczone ubranie, a zwłaszcza płaszcz, który zaczął nieprzyjemnie przylegać, zupełnie nie pomagały.
Wygramoliwszy się w końcu, stanęła wyprostowana i dumna, przynajmniej na tyle, na ile pozwalała jej sytuacja. Odgarnęła z twarzy sklejone wodą kosmyki rdzawych włosów i wlepiła zimne, nieprzyjemne spojrzenie w Fredrika Elkhorne’a, sługę miłości, piękna i sztuki.

- Mów, gdzie jestem, ale to już - wysyczała, a jej twarz, mimo srogiego wyrazu, wciąż była zadziornie piękna. - Wystarczy jeden zgrabny ruch ręką, a zamienię cię w obrzydliwego prusaka - dodała ostrzegawczo, gdyby chciał wymigać się od odpowiedzi.
Fredrik uniósł obie dłonie w obronnym geście, podniósł się i powoli wyszedł z drewnianej bali. Nagi stanął przed czarodziejką. Nie wykazał żadnych oznak wstydu. Szczerze mówiąc – nie miał czego się wstydzić.

Moira wciąż miała lekko skołowane myśli, jednak starała się nad nimi zapanować. Co poszło nie tak? Przecież tyle razy korzystała już z zaklęcia teleportacyjnego. “No tak, źle wymierzyłam odległość, nie zaopatrzyłam się w megaskop, który wzmocniłby portal… Jednym słowem zachowałam się jak nowicjuszka i teraz mam za swoje” skarciła się w myślach, wyczekując jednocześnie odpowiedzi Fredrika.
Ten sięgnął do stosu białych ręczników leżących na małej półeczce nad balią i podał jeden Moirze, drugim zaczął się wycierać. W rogu ręczników znajdowała się ręcznie wyhaftowana muszelka.

- Nie będzie takiej potrzeby, mości czarodziejko, służę odpowiedzią – rzekł schylony, wycierając zgrabne łydki. Moira natomiast śledziła każdy jego ruch. – Pani seraficzna osoba raczyła zaszczycić swą obecnością Mokre Muszelki, przybytek rozkoszy, szczęśliwości i spokoju o wielkiej sławie... – ostentacyjnie osuszył obszary swej największej dumy i spojrzał na Moirę. Westchnął, widząc jej chłodne spojrzenie.
- Czarodziejki... – przewrócił oczami i zirytowany zaczął zapinać czarną koszulę - Jesteś w Vildheim, nad morzem. Jeśli chcesz do karczmy, wyjdź z zamtuza i przejdź przez plac. Dom wójta jest po lewej. Jak chcesz do latarni, bo zgaduję, że po to tu jesteś, pogadaj z rybakami przy porcie.

Psiakrew, zaklęła w myślach Moira, rozglądając się po pomieszczeniu. Z drugiej jednak strony, tak czy owak, znalazła się tam, gdzie chciała - przynajmniej w teorii. Nie planowała bowiem odwiedzać zamtuza, a już na pewno nie jej pomysłem było wpadać do bali z nagim mężczyzną - choć ten, musiała przyznać, był niczego sobie.

Osuszyła ręcznikiem swoje włosy, choć prawdę powiedziawszy, wcale tego robić nie musiała, co potwierdziły jej kolejne działania. Jakby od niechcenia machnęła swoją smukłą dłonią, kreśląc misterny ślad w powietrzu i po chwili poczuła jak przyjemny, ciepły podmuch wiatru rozwiewa poły jej szkarłatnego płaszcza. Ten, jeszcze przed chwilą ociekający wodą i mydlinami, teraz był całkowicie suchy, tak jak i kryjące się pod nim szaty.

Na wspomnienie o latarni jej oczy błysnęły. Marzyła o wakacjach, jednak ciekawość w niej zwyciężyła. Skoro ten golas twierdził, że na pewno przybyła ze względu na to miejsce, to musiało tam kryć się coś szczególnego, co mogło przyciągnąć czarodziejkę.

- Co wiesz o latarni? - spytała nagle, wciąż nie spuszczając wzroku z Fredrika. Jej spojrzenie jakby złagnodniało, ton głosu stał się przyjemniejszy dla ucha, a usta nie były wykrzywione w złośliwym uśmiechu zwiastującym zamianę w prusaka.

- Co JA wiem o latarni? – Fredrik wydawał się zbity z tropu, co nie zdarzało się często.
Przechylił lekko głowę, zaobserwowaszy zmianę na twarzy jego rozmówczyni i natychmiast odzyskał rezon. Wciągnął szybko skórzane buty z długimi cholewami i w pełni już ubrany podszedł do czarodziejki pewnym krokiem. Mimo kozaków z wysokim obcasem, Moira sięgała mu do brody. Zmierzył kobietę przenikliwie.
- Co robisz w Vildheim, czarodziejko? – zapytał głębszym i poważnym głosem, nie brzmiącym już tak przyjemnie.

Moira w pierwszym odruchu chciała się cofnąć. Powstrzymała się jednak, nie mogła pokazać słabości. Zauważyła zmianę tonu w głosie Fredrika, nie umknęła jej też osobliwa reakcja na zadane przez nią pytanie.
Podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. Ani drgnęła, choć w razie czego gotowa była cisnąć magicznym grotem w mężczyznę, gdyby tylko wykonał jeden zły ruch. Co innego, wiedziała doskonale, że nie zdołałaby tego uczynić. Niechybnie pozwoliła mu podejść zbyt blisko. Nie zamierzała jednak tego po sobie pokazać. Gra pozorów - jedna z tajnych broni każdej czarodziejki.

- Pierwsza zadałam pytanie - odparła, niewzruszona jego tonem i przenikliwym spojrzeniem.
Fredrik uniósł kącik ust w łajdackim uśmiechu i błyskawicznie pchnął Moirę z dużą siłą, wykonał przewrót i wylądował przy upadającej czarodziejce, przygniatając ją swoim ciałem. Brutalnie zatkał jej usta dłonią. W drugiej nie wiadomo skąd pojawił się sztylet, który przyłożył do jej smukłej szyi. Pochylił się nad nią.
- Mości czarodziejko – wysyczał przez zęby. – Zaczynasz mnie irytować. Daję ci ostatnią szansę. Będziesz grzeczna?

Moira była wściekła. Wściekła na siebie, że tak łatwo dała się podejść temu łajdakowi. Wściekła na Fredrika, że okazał się dupkiem, na jakiego zresztą wyglądał. Wpatrywała się w niego, a w jej oczach kipiała złość. Fredrik mógł poczuć wyrazisty, cytrusowy zapach perfum, którymi pachniała Moira.
Gdyby nie sztylet, którego zimne ostrze stykało się z jej delikatną skórą, pewnie próbowałaby się wyswobodzić albo chociaż kopnąć tego drania w najczulsze miejsce. Marzyła wręcz o tym, by zgnieść kolanem jego przyrodzenie, z którego był tak dumny. Kiwnęła jednak tylko głową, odpowiadając tym samym na pytanie.

Fredrik z lubością obserwował furię leżącej pod nim czarodziejki. Przysunął twarz do jej dekoltu i głęboko wciągnął powietrze nosem. Spojrzał w jej niebiesko zielone oczy, po czym rozluźnił uścik, zwinnie wstając z ziemi.
- Chodź, Cytrusku, porozmawiamy sobie w karczmie. Tu nachodzą mnie nieodpowiednie dla dysputy myśli – podał dłoń leżącej na podłodze Moirze. - Wierzę, że nie miałaś jeszcze okazji skosztować tutejszego amarone?
Czarodziejka chwyciła dłoń Fredrika i wstała, spoglądając na niego z ukosa. Nie kipiała już wściekłością, ale wciąż była zła, choć już tylko na samą siebie. Wyprostowała się dumnie i ostentacyjnie otrzepała swój płaszcz.
- Nie, nie miałam. Chodźmy - powiedziała spokojnym, miłym dla ucha głosem i uśmiechnęła się kącikiem ust, ledwo zauważalnie.
Nikt, do tej pory, nie nazwał jej Cytruskiem. Nie wiedziała jeszcze czy jej to pasowało, ale nie powiedziała nic więcej. Ruszyła razem z Fredrikiem, a jej imię pozostało dla niego póki co tajemnicą.

 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 03-10-2017 o 23:54.
Pan Elf jest offline