Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2017, 23:15   #3
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- Czołem, kumotrzy!

- Proszę, proszę, któż to nas zaszczycił – Wopek szydził, jak to on. Był to chuderlawy, czarnowłosy mężczyzna z gębą, jakby ktoś go kiedyś porządnie buzdyganem zaprawił. Wiecznie chodził w koszuli z obdartymi rękawami, albo w ogóle darowywał sobie ten element ubioru. Przez lata prażona słońcem skóra przypominała barwą ciemny brąz. - Wielmożny Hamdir. Witamy, jaśnie pana, witamy. Żywię nadzieję, że dobrze się spało, skoro tak późno pan przychodzi.

Faktycznie brodacz pojawił się jako ostatni członek załogi. Nawet beznogi Kolanko był wcześniej, a to o czymś świadczyło.

- Jak tam wizyta w karczmie? Przedłużyła się? - spytał ciekawie Smolnik pakującego się na pokład rybaka. Formalny kapitan i właściciel łodzi był najstarszym członkiem załogi. Jego kasztanowe włosy przyprószone już były siwizną, która z roku na rok zdobywała nowe tereny na jego głowie. Na twarzy pojawiły się już pierwsze zmarszczki, ale ciało wciąż miał silne i wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Pewnej nocy w karczmie otworzył drzwi łbem jakiegoś wojaka trudniącego się ochroną karawany. Biedak o jeden raz za dużo zażartował z zawszonych wieśniaków.

- Wiesz jak jest.

- Gdzie nocowałeś?

- W Muszelkach. Mają kilka nowych nabytków, trzeba się było rozejrzeć, no nie?

- I co, dobrze się bawiłeś? - spytał Wopek.

- Lepiej niż ty ze swoją starą.

Czwórka załogantów parsknęła śmiechem.

- Dość! Dość tego, mówię – Smolnik doprowadził swoich ludzi do porządku, chociaż sam śmiał się najgłośniej. - Hamdir, odwiąż cumę, Kolanko do wioseł.

Laerten wykonał swoje zadanie, a następnie nogą odepchnął łódź od pomostu. Powoli oddalali się od brzegu kierując się na morze.

- Gdzie tym razem, Smolnik? Znów w to samo miejsce? - spytał Kolanko. Na pozór mężczyzna nie różnił się od swoich kolegów, miał tylko nieco bardziej umięśnione ramiona, chociaż nie równał się pod tym względem z Hamdirem. Trzeba było zajrzeć do łodzi, by zobaczyć, że nogi rybaka kończą się na jego kolanach. Była to paskudna pamiątka z pechowego rejsu lata temu, gdy lina ucięła mu obie kończyny. Kolanko, a właściwie Timur, bo tak miał na imię, sprawiał wrażenie, że nie przejmuje się tym zanadto. Opanował poruszanie się na rękach, a nawet wyćwiczył się w rzucaniu nożem, których zawsze nosił przy sobie trzy sztuki, toteż nawet po zmroku nie bał się wyjść z chałupy.

- Gdzież tam! Wczoraj nie trafiliśmy nawet połowy tego co dzień wcześniej. Trzeba nam nowego łowiska, kamraci.


- Wopek, sprawdź sieci – rozkazał Smolnik. - Tylko nie poplącz ich tak jak ostatnim razem! Hamdir pomóż mu.

Obaj mężczyźni wzięli się do pracy. Kapitan wraz z Kolankiem zabrali się za kruszenie soli. Ten pierwszy rozglądał się co chwila wokół, jakby chciał coś wypatrzyć, ale najwyraźniej niczego nie dostrzegał, bo zaraz koncentrował się na swojej robocie. Stary nawyk jeszcze z czasów, gdy służył w temerskiej flocie.

- Hamdir – zagaił półszeptem Wopek.

- No? - odpowiedział kulturalnie brodacz.

- Opowiedz coś. Jak wczoraj było?

- A jak miało być? Dobrze było. W karczmie spotkałem Szczerbę, kojarzysz go, nie? Kapitan Złotej Nimfy.

- Ten pirat? Nie mów mi o nim, włos mi się na karku jeży, jak o nim pomyślę. Że też ty zawsze musisz pić z obcymi, zamiast ze swojakami.

- Sam jestem obcy – przypomniał mu Laerten.

- Jaki ty tam obcy? Tyle czasu już tu siedzisz, że swój, nasz znaczy. Nie chłopaki?

- No – odpowiedział wylewnie Kolanko.

- A jakże – zgodził się Smolnik.

- Zresztą ja nie o to pytałem – Wopek wrócił do półszeptu. - Jak było w Muszelkach, Hamdir? W Muszelkach!

- Ha! Tu cię boli – niemal krzyknął Kolanko. - Brakuje ci czegoś w chałupie? Twojej żonce na oko niczego nie brakuje. Jak ci się znudziła, powiedz tylko słowo.

- Zaraz ci kpie wybiję te głupie pomysły ze łba! - warknął Wopek, chociaż twarz miał wesołą. Reszta załogi zaśmiała się krótko. - Oho, chyba płynie twój kamrat od kieliszka, Hamdir – stwierdził brunet.

- Skąd taki pomysł?

- Bo tylko jeden statek w tych stronach ma galion w kształcie kobitki pociągniętej żółtą farbą. O, chyba nawet widzę tego twojego Szczerbę, niech go licho.

Brodacz odwrócił się. Istotnie jakiś czas temu z portu wyszła Złota Nimfa. Na bakburcie w pobliżu dziobu dojrzeć można było wychylającą się poza pokład postać. Po chwili do wody spadła jakaś bliżej nieokreślona masa. Niewątpliwie to co zostało z wędzonych sardynek, spałaszowanych poprzedniego wieczora. Mężczyzna, po tym jak zrzucił leżący mu na żołądku ciężar, wyprostował się i odetchnął głęboko. I wówczas ich dojrzał. Pomachał energicznie w ich kierunku, ale jeden tylko Hamdir odpowiedział na pozdrowienie. Wkrótce Nimfa zmieniła kierunek i pożeglowała na północ. Nie minęła godzina, jak zniknęła za horyzontem.


- Ha! Moje! - krzyknął Wopek, zgarniając całą pulę.

- Niech cię cholera! - uznał Kolanko.

Słońce stało już wysoko na niebie, a nawet jakiś czas temu zaczęło z powrotem zbliżać się w stronę horyzontu, choć, rzecz oczywista, drugiemu jego krańcowi. Rybacy oczekując na połów z zapałem rżnęli w karty. Wszyscy, z jednym wyjątkiem.

- Hamdir, może się skusisz? Ci dwaj nie mają już czego przegrywać.

- Daj mi spokój. Powinieneś się już zdążyć przyzwyczaić, że z wami nie gram. Nie potrafię nawet pojąć zasad tych waszych kart.

- Nudzisz, kamracie. Każdy powinien czasami się rozerwać przy kartach, nie ważne przegra czy wygra. Nie o to przecież chodzi.

- Dziwnym trafem tak mówią ci, którzy wygrywają częściej niż przegrywają – zauważył ponuro Smolnik.

- Smolnik, ty też? Co się stało z twoim zapałem? Jeszcze przed godziną groziłeś, że pokład opuszczę jeno w skarpetkach.

- Uszedł wraz z jego ostatnim groszem do twojej kabzy – zakpił Kolanko. - Podobnie zresztą jak mój.

- Patrzcie go, następny! Nie ma z wami zabawy, kumotrzy. Hamdir, co ty z nimi zrobiłeś? Ta twoja awersja do hazardu jest chyba zaraźliwa!

- Albo im się zwyczajnie znudziło przegrywanie piąty rok z rzędu – uznał brodacz.

- Aj tam, zaraz piąty. Trzeci ledwie.

- Wiesz co, Wopek? Zamknij ty się już może, co? - Smolnik popatrzył na niego spode łba.

- Spokojnie, Smolnik. Nie mówię przecie nic złego, nie? Po prostu nudnawo będzie, a do końca dnia jeszcze daleko.

- To obserwuj horyzont, może coś wypatrzysz – zasugerował Kolanko.

- A co tu jest do wypatrzenia. Kolejna krypa płynąca z Cidari do Redanii? Tu nigdy nie zdarza się nic ciekawego. Nigdy!


- Hej! Człowiek za burtą! - krzyknął Wopek. - Dawać tutaj, wiosłować!

Pozostali spojrzeli we wskazywanym przez niego kierunku. Istotnie jakiś nieszczęśnik trzymał się na powierzchni tylko dzięki desce, a właściwie jej fragmentowi, zapewne jeszcze niedawno będącej elementem jakiejś łodzi lub statku. Rybacy nie tracili czasu, Kolanko i Hamdir zaczęli wiosłować, a Smolnik skierował dziób w stronę niedoszłego topielca. Szybko podpłynęli do niego.

- Na ogon kerguleny, Hamdir, żywy jest? - spytał Smolnik.

Brodacz szturchnął delikatnie rozbitka wiosłem, omal nie kończąc jego żywota, bo niewiele zabrakło, by zsunął się z deski i zniknął w głębinach. Zanurzenie głowy w wodzie poskutkowało jednak jego przebudzeniem. Żył jeszcze! Laerten bez słowa wyciągnął ku niemu swoje potężne ramię. Tamten przytomnie je chwycił i po chwili został wciągnięty do łodzi.

- Torba – przemówił słabym głosem. - Torba, dobrzy ludzie.

Hamdir pokręcił z dezaprobatą głową, ale sięgnął również po nią. Zaraz potem zdarli z niego ubranie i owinęli go szczelnie kocem. Mężczyzna zaczął szczękać zębami.

- Masz, przepłucz usta ze słonej wody – Laerten nachylił podany przez Kolanka bukłak z wodą, a tamten pociągnął z niego chciwie.

Potem brodacz nie zajmował się nim. Smolnik zakomenderował powrót na ląd, Wopek i Kolanko wzięli się za wiosła, a on usiadł na dziobie i spoglądał na brzeg, zerkając od czasu do czasu na nieznajomego.

- Skąd żeście się tu wzięli? - nie wytrzymał w końcu. - Sztormu w nocy nie było, latarnię na wyspie widać z daleka. Nie sposób się tu rozbić. Co się stało? Piraci?


Gdy dobili do pomostu robiło się już ciemno. Hamdir jako pierwszy wyskoczył z łodzi i zabrał się za przywiązywanie cum. Potem pomógł Wopkowi wynieść z łodzi rozbitka i posadzić go na jednym z polerów.

- Co z nim w ogóle zrobić? - zastanowił się Smolnik. - Przecież nie mamy tu żadnego łapiducha.

- Do karczmy go – zaproponował Kolanko. - Napije się trochę gorzały, zaraz będzie mu lepiej.

- To chyba nie najgorszy pomysł – zadumał się kapitan.

- Dawajże do karczmy – rzucił Wopek. - Jeszcze sami sobie coś łykniemy, zasłużyliśmy przecie. Hamdir, bierz go z drugiej strony.

Laerten i Wopek dźwignęli opatulonego w koc niedoszłego topielca i wraz z całą kompanią ruszyli w stronę karczmy. Wszyscy zapomnieli o sieci pełnej ryb, która na całą noc została w łodzi. A właściwie nie na całą. Rano znaleziono jedynie jej fragmenty, z samych ryb zaś nie ostało się nic...
 

Ostatnio edytowane przez Col Frost : 05-10-2017 o 22:32. Powód: Walory estetyczne
Col Frost jest offline