Konto usunięte | a miejsce dotarli kwadrans później. Wykonany w wiktoriańskim stylu, piętrowy dom znajdował się przy wąskiej, szutrowej dróżce niemal na skraju Devils Lake. Tereny wokół porastały lasy, a od najbliższego domostwa oddalony był o dwie mile. Panowała już delikatna szarówka, gdy oboje wysiedli z samochodu, wyciągając zakupy z bagażnika. Dom z bliska prezentował się dość tajemniczo i niepokojąco. Ciemne okna zdawały się patrzeć na nowych gości tego pogrążonego w przejmującej ciszy miejsca.
Elewacja nie była odnawiana od co najmniej kilkunastu lat, deski schodów na werandę wyglądały na zdradliwe, a wokół domu rosły nieprzycinane krzaki i trawa. Wschodnią ścianę wieżyczki porastał bluszcz, część okien wciąż nie została wymieniona na nowe i z framug odchodziła farba. Miejsce wyglądało na stare i zaniedbane. - Ilekroć tu przyjeżdżam, zawsze czuję się dziwnie - powiedział Luke, zerkając po oknach. - Daj spokój. Wiem, że dom wygląda posępnie, ale w środku jest przytulny. I nie jest nawiedzony. - Rylee uśmiechnęła się szeroko, odbierając torby z zakupami. - Wcale bym się nie zdziwił, gdyby był - rzucił mężczyzna. - Mógłby zagrać główną rolę w którymś ze slasherów. Nadawałby się idealnie.
- Pewnie tak, ale poczekaj jeszcze z rok, będzie wyglądać zupełnie inaczej. Odkładam pieniądze na renowację ścian, po remoncie powinien być bardziej... radosny - odparła. - Uważam, że powinnaś go sprzedać i przenieść się do mnie.
- Sprzedać? - Caprenter postawiła oczy. - Ten dom przechodził z dziada pradziada na kolejne pokolenia. Nie mogę go ot tak sprzedać. Jest częścią mnie, mam z nim związane fantastyczne wspomnienia. Poza tym, babcia by tego nie chciała. - Ok, rozumiem... powinnaś też pomyśleć, żeby jednak zamontować tu jakiś alarm. Zwłaszcza po tym, co się ostatnio wydarzyło. - Luke skrzywił się. - Wiem, że się o mnie martwisz, skarbie, ale wszystko będzie w porządku. - Pocałowała go delikatnie. - Nie mam alarmu, ale za to w domu czeka czterdziestka piątka i strzelba dziadka. To z pewnością odstraszy potencjalnych złodziei. - O ile będziesz miała szansę ich tym postraszyć. - Oj, już nie bądź fatalistą. Do tej pory wszystko było w porządku, nie rozumiem, dlaczego miałoby się coś zmienić. Żyjemy w małym miasteczku, gdzie każdy każdego zna. Nie sądzę, by ktoś chciał włamywać się do domu mojej babki, bo tutaj tak naprawdę nie ma cennych rzeczy. - Rylee wzruszyła ramionami. - Ok, skoro tak mówisz. - Luke wzruszył ramionami. - Ale i tak przez najbliższy czas będę u ciebie nocować.
- Bardzo mi z tego powodu miło. - Uśmiechnęła się i przygryzła dolną wargę. - Zbereźnik. - Harmon się roześmiał. - Zbereźnik? Przecież nawet nic nie powiedziałam.
- Nie musiałaś. Wystarczy, że przygryzłaś wargę - odrzekł mężczyzna, rechocząc. - Chodźmy, bo wieje po skarpetkach.
Zabrali zakupy i weszli po trzeszczących deskach werandy. Luke miał nawet wrażenie, że za chwilę któraś się złamie i wpadnie razem z nią w dziurę, jednak na szczęście nic takiego się nie stało. Rylee wygrzebała z kieszeni kurtki pęk dużych, starych kluczy i przez chwilę szukała odpowiedniego. W końcu wrzuciła klucz do zamka, przekręciła a drzwi otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem. Ze środka wylał się gęsty mrok, z którego wyskoczył niewielki zwierzak o białym futerku i przenikliwie niebieskich oczach. Miauknął, otarł się o nogi Rylee i Luke'a, po czym czmychnął gdzieś w krzaki. - Cześć, Ganges, pa, Ganges - powiedziała wesoło Rylee. - Zamknęłaś go na cały dzień? - Zapytał rozbawiony Luke. - Pewnie przez przypadek, dzisiaj się spieszyłam, bo zaspałam. Zwykle wychodzi okienkiem w piwnicy, ale pewnie drzwi miał zamknięte.
- Biedak, trzymać siku przez cały dzień, nie zazdroszczę. - Zaśmiał się Luke. - Cholera, oby tylko nie narobił nigdzie w domu, wiesz jak ciężko wywabić zapach kociej uryny?
- Nie wiem, bo nigdy nie mieliśmy kota. Tylko psy, kochana, tylko psy. - Harmon się wyszczerzył. - Sądząc jednak po tym, jak szybko się zmył, to chyba mimo wszystko nie narobił nigdzie, tylko jak kulturalny kociak poszedł się wylać w krzaki. I pewnie nie tylko.
- Oby tak było, bo nie będę biegać po całym domu i obwąchiwać wszystkich kątów - rzuciła Rylee, a Luke parsknął śmiechem.
Carpenter pstryknęła włącznikiem przy drzwiach i po korytarzu rozlało się przyjemne, żółte światło z wiszącego pośrodku sufitu żyrandola. Rzuciła klucze na szafkę pod ścianą i wraz z Luke'em przeszli do przestronnej, zadbanej kuchni utrzymanej w tradycyjnym stylu.
Wypakowanie zakupów zajęło im dłuższą chwilę, a w tym czasie za oknem zrobiło się jeszcze mroczniej i z nieba lunął deszcz, bębniąc głośno o szyby. Ganges z pewnością nie czuł się zbyt komfortowo w takich warunkach, zwłaszcza, gdy nie miał jak wrócić do domu. - To jakie plany na wieczór? - Zapytał Luke, wstawiając wodę na herbatę.
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] |