Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2017, 12:26   #91
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ruszyli prowadzeni przez Alessio. Gdyby ktoś nie wiedział, że idą w inne miejsce, właściwie wydawałoby się, że idą tymi samymi ścieżkami. Pewne szlaki początkowo się powtarzały, bowiem wszystko leżało stosunkowo niedaleko Term Karakalli, cesarza który został zamordowany podczas robienia kupy. Faerie ponownie zadbał, by się przemknęli niemal niezauważeni.
- Tylko trzymajcie się niedaleko mnie - wspomniał.
Szli więc szybkim krokiem. Tym razem nie planowali się rozdzielać. Natomiast główna rolę mieli spełniać wynajęci przez Borso idioci. Agnese szła cały czas blisko markiza. Odrobinę się o niego obawiała. Jakby nie patrzeć, miał tam być mag.

Borso chyba faktycznie zadziałał. Bowiem już daleka usłyszeli szczęk broni, okrzyki, walkę. oraz przede wszystkim niemieckie przekleństwa.
- Fafluchte!
Oraz tam tego typu podobne.
- Uważajcie - ostrzegł Alessio prowadząc niewielki oddziałek przez gęsty lasek, który składał się połowicznie z drzew dzikich oraz takich, które pewnie wcześniej były nasadzane. Szli szybko przyspieszając kroku, ale starając się zachować ciszę i względną ostrożność. chociaż im bliżej, tym mocniej słyszeli odgłosy walki, kiedy zaś dotarli do brzegu gaiku, przez nimi rozpostarła się istna rzeźnia. Przede wszystkim toczyła się walka na polanie, która pewnie wcześniej była jakimś podwórzem przed szopą, czy piwnicą, w każdym razie zarośniętymi resztkami czegoś.


Zdecydowanie bronili jej najemnicy, całkiem dobrze uzbrojeni, wyposażeni oraz zorganizowani.


Twardziele niewątpliwie, doświadczeni, po prostu zwierali szyki i siekali ile się da. oczywiście takze broczyli krwią, bowiem ich przeciwników było troche więcej. Ci natomiast atakowali bez ładu i składu, ale z niewątpliwą furią prowadzeni przez charyzmatycznego wodza.


Brodaty władca rozbójników szedł na czele swoich ludzi waląc z siłą oraz umiejętnością. Stąd dwie fale zderzające się ze sobą, które przyskakiwały, odchodziły, ponownie rzucały się na siebie za każdym razem pozostawiając falę krwi oraz kolejne jęczące ciała, jeśli oczywiście miały jeszcze siłę jęczeć. Każda taka chwila zmniejszała obydwie grupy, które jednak czuły, że walczą o wszystko. Próba ucieczki spowodowałaby, że przeciwnicy zaatakowaliby plecy, więc musieli walczyć, choć pewnie połowa każdej ze stron już leżała na pobojowisku jeszcze krwawszym niż to, co pozostawiła poprzednio wampirzyca. Odcięte kawałki, krew, smród kału oraz ciągły szczęk, wrzask, ryki mieszały się ze sobą.

Piękna wampirzyca Agnese przez chwilę przyglądała się brodaczowi. Widać po niej było, że imponują jej mężczyźni potrafiący wykazać się w walce. Zgromadzili się przy niej Borso, Gilla i Alessio, cały czas obok był też markiz.
- Weźmiemy ich z dwóch flank. - Wampirzyca obcasem wyryła w ziemi mniej więcej to jak wyglądało pole bitwy. - Podzielimy się na oddziały. Proponuję by w jednym dowódcą był Borso i pójdzie z nim Alessio, a w drugim Gilla i z nią pójdę ja. - Zerknęła na markiza. - Jeśli się zgodzisz, ciebie też zabiorę z sobą. Proponuję najpierw ostrzał na plecy potem szybki atak. Chcemy odciąć ich od szopy i ewentualnego maga, który może się tam kryć. Ryzykowne o tyle, że będziemy mieli go przez chwilę z aplecami, więc niech wszyscy mają oczy naokoło głowy, dobrze?
- A może niech się jeszcze pomordują
? - zaproponowała Gilla. - Pokibicowałabym im jeszcze. Tylko ten mag, gdzie on jest. Pewnie gdzieś w środku najemników - wskazała na broniącą się sprawnie gromadę. ciasnota walczących była tak wielka, ruchy tak szybkie, że nawet oczy wampirzycy nie dostrzegały jakiejś inaczej ubranej postaci.
- Myślę, że zanim tam dotrzemy zdążą się wystarczająco mocno pomordować, a na wypadek gdyby mag się uaktywnił warto mieć kilka tarcz. - Agnese też wyraźnie nie spieszyła się z wkroczeniem do walki.
- Także nie widzę magika
- stwierdził Alessio. - Poczekajcie, zaraz wejdę na drzewo, popatrze od góry - właściwie zrobił to błyskawicznie. Dziwić się można było tylko, że lekkie drzewo, dość cienkie wedle pnia, utrzymywało mężczyznę, ale cóż, faerie posiadały swoje sposoby. Ponadto wchodził z prędkością wiewiórki, tylko niemal nie było go widać.

Wszystko trwało moment, zaś chwile później faerie pojawił się wśród swoich.
- Wedle mnie, nie ma go, jeśli tylko mogłem dojrzeć. Dziwne, bowiem niby gdzie mógł się udać po niewypaleniu licytacji - przygryzł wargi, widać było, że rozgląda się niespokojnie.
- Może być gdziekolwiek, na przykład obserwować walkę tak samo jak my. - Agnese rozejrzała się po najbliższym otoczeniu polanki, szukając jakiegoś innego, dobrego miejsca do obserwacji. Właściwie polana otoczona była ogólnie drzewami, można było podejść z boku idąc cały czas pośród drzew niemal podchodząc pod szopę, zresztą także porośniętą, tyle że jakimiś krzakami winorośli.
Agnese skupiła wzrok na swoich towarzyszach.
- Dobrze, zostańmy w jednej grupie. Ale myślę że czekanie na nic się nie zda...
- Ahrggggg
! - ryk przerwał nagle rozważania. Dowódca napastników padł wreszcie trafiony jakimś szpikulcem. Leżał skulony, ryczał krwawiąc niczym prosię, zaś któryś spośród obrońców podnosił właśnie na szpikulcu halabardy jego jaja.
- Ujć… ruszajmy. - Agnese weszła głębiej między drzewa i zaczęła obchodzić polanę. - Panowie uwaga na klejnoty. - Szepnęła tylko wydobywając miecz. Markiz pobladł na te straszliwe słowa. Pewnie wyobraził sobie siebie samego na miejscu tamtego. Jednak dzielnie chwycił miecz, zaś reszta była znacznie bardziej doświadczona. Robiąc swoje złapała broń.

Ruszyli za Agnese. Wampirzyca wyostrzyła zmysły wyglądając maga. Szczęk oręża stał się teraz nieznośny, tak jak dobiegające z pola bitwy krzyki i zapachy, lecz czarodzieja póki co, nie mogła dostrzec. Natomiast morze rozlanej krwi burzyło jej wampirze zmysły. Agnese oblizała się ze smakiem i gdy podeszli dostatecznie blisko przytępiła z powrotem swoją percepcję. Aczkolwiek nie trzeba było mieć specjalnych zmysłów, żeby dostrzec, iż napastnicy po stracie wodza chcą już jedynie uciec. Obawiali się wcześniej pewnie jego gniewu oraz niespecjalnie mieli możliwość, jednak można było przyjąć za stuprocentowy pewnik, że niejeden tylko myśli o ratowaniu się.
- Pierdooooooolę! - wrzasnął wreszcie któryś próbując odwrócić się oraz uciec gdzieś w noc, ale tak jak można było przypuszczać, kiedy tylko spróbował dostał toporem,. - Aaaaaaaaaa - wrzasnął, jednak krzyk zaraz zagłuszyły kolejne ciosy.

Florentynka uniosła dłoń dając znak łucznikom by przygotowali się do salwy. Tak jak większość wojowników z przodu przyklęknęła dając im czyste pole do strzału. Markiz poszedł w jej ślady i wtedy jej dłoń opadła. Trzech mężczyzn mających krótkie łuki wystrzeliło w ciżbę walczących. Przy takiej kotłowaninie niełatwo było mierzyć w poszczególnych, jednak oczywistością było, że kogoś trafią. Potem mogli jeszcze kilka razy wystrzelić, zanim bijący się zorientują stwierdzając że pojawił się kolejny przeciwnik.

Wampirzyca wydawała kolejne sygnały do salw, uważnie obserwując walczących. Gdy zobaczyła, że najemnicy broniący szopy zaczynają zerkać w ich stronę, wciąż jednak nie szykują się na szarży z tej strony wydała polecenie do ataku. Jej wojownicy zerwali się a z ust Agnese wydobył się cichy szept. Po chwili zobaczyła jak czas zwalnia i sama ruszyła biegiem bez wysiłku wyprzedzając swoich. Przed nią byli walczący, niemal wszyscy mniej lub bardziej ranni. Kilkunastu obrońców, jakaś piętnastka oraz trochę mniej napastników, z których już właściwie co drugi próbował uciec. Dopadła pierwszego spośród próbujących dać drała, wyprowadzając cios mieczem. Cięła na wysokości szyi, tam gdzie w modnym renesansowym uzbrojeniu prawie nie było pancerza. Głowa najemnika rąbnęła w jego kolegę zwracając jego uwagę na wampirzycę. Cięła niestety broń zsunęła się po kirisie. Stal pancerza wgięła się, a mężczyzną zarzuciło w bok. Agnese odwinęła się i wyprowadziła kolejny atak dekapitując także tego najemnika. Wykonując obrót przy wyprowadzeniu kolejnego ataku zobaczyła, że jej ludzie zbliżają się w powolnym tempie. Szczęśliwie podobnie wolno reagowali wrogowie. Zarówno ci uciekający, jak najemni obrońcy. Ponownie tylko syf był pod nogami.

Wampirzyca brodziła niemalże w czymś, co stanowczo wolałaby konsumować, nie licząc całej reszty. Wyprowadziła kolejny cios teraz już od razu tnąc na wysokości szyi. Miecz gładko przeszedł przez szyję jednego z walczących wbijając się w ramię kolejnego, choć lekko. Bowiem mężczyzna miał jakieś twardsze naramienniki, które nieco powstrzymały cios. Agnese szybko wyszarpnęła go i poprawiła pchnięciem z drugiej strony, gdzie nie było mocniejszej zbroi. Miecz zagłębił się w osłoniętym jedynie przeszywalnicą brzuchu mężczyzny. Sapnął coś, jego usta wypluły coś, może zawartość żołądka, później upadł. Agnese ominęła lecącą w spowolnionym tempie w jej kierunku maź i wyrywając broń z ciała uderzając przeciwnika, którego zobaczyła kątem oka. Może jakiegoś sierżanta, bowiem wydawał się byc nieco bardziej strony, niźli pozostali. Miał piórko na hiszpańskim, przypominającym półksiężyc hełmie. Broń rozcięła mężczyźnie brzuch otwierając go na świat i odcięła rękę.

Tak bardzo cieszyła się, że wcześniej opiła się krwi, jej bestia niepokojącą drżała pod skórą domagając się krwi. Agnese zlizała trochę z twarzy i wykonała kolejny zamach. Miecz znów bez większej trudności przeszedł przez kark jednego z walczących i nawet ku lekkiemu zaskoczeniu wampirzycy sunął dalej dekapitując przy okazji następnego mężczyznę. Agnese z fascynacją przyglądała się dwóm lecącym głowom gdy czas zaczął przyspieszać. Halabardy świstnęły obok niej, zaś okrzyk jej ludzi zagrzał krew w jej żyłach.
- Braaać! - krzyknęła Gilla, zaś niektórzy zaczęli się rozglądać, że coś dzieje się nie tak, w jednej chwili utracili część towarzyszy, którzy mieli pecha trafić na wampirzycę. Nie! Stanowczo takie coś było powyżej ich wytrzymałości.
- Aaaa!
- Uciekać!
- Ratuj się, kto może
!
Okrzyki splotły się w jedną całość i praktycznie wszyscy. Obrońcy szopy oraz resztka napastników, która fanatycznie jeszcze próbowała odwrócić losy walki wrzeszcząc próbowała uciec nadziewając się częściowo na uderzenia jej własnego oddziału. Agnese dostrzegła, że markiz dorwał jakiegoś draba oraz zablokował cios innego. Przypuszczała, że będzie musiała mu ruszyć na pomoc, ale napastnik cisnął halabardę i gdzieś uciekł. Właściwie nikt już się nie bił, uciekający jedynie próbowali osłonić.

Wampirzyca która wpadła wcześniej pomiędzy przeciwników, cięła uciekających wojowników. Jedne jeszcze w rozpędzie nie zauważył, że jego głowa oderwała się od reszty ciała i wpadł na innego uciekającego. Agnese przebiła mieczem oba ciała dobijając zarówno trzęsące się od torsji ciało, jak i wojownika pod nim. Gdy wyrwała miecz z ciał wokół było pusto, tylko jej łucznicy strzelali do uciekających na wypadek, gdyby ktoś zmienił zdanie. Jednak takich naiwnych nie było. Kolejni napastnicy prowadzeni przez królową walki sprawili, że po prostu wszelkie inne kombinacje, poza prosta próbą ucieczki, nie miały sensu. Ich towarzysze ginęli mordowani ciosami miecza, toporów bądx strzał. Pryskając mogli próbować uciec gdzieś wśród nocy. Niektórym się nawet udało.

Agnese oblizała wargi obserwując uciekających. Przesunęła wzrokiem po obrzeżu polany wyostrzając zmysły. Jej nozdrza zostały zaatakowane przez zapach świeżej krwi. Ale wampirzyca poradziła sobie z tym przysuwając miecz do twarzy i zlizując vitae z ostrza.
- Agnese, ale stało się, nie uwierzysz - usłyszała głos Alessio, ale zanim się zorientowała wpadł na nią markiz obejmując niczym dawno nie widzianą, ukochaną osobę. Wampirzyca o mały włos nie rozcięła sobie języka na ostrzu miecza. Opuściła broń i sama objęła Alessandra.
- Co się stało?
- A nie? Kochanie, bitwa była
- popatrzył ze zdziwieniem pełnym -i jak się dowiedziałem, że jednak możesz zostać ranna - szeptał gorączkowo - bałem się, czy nic się nie stało - trzymał ją obejmując mocno i wręcz kurczowo, nie chcąc wypuścić.
- Na szczęście nic mi nie jest
. - zerknęła na Alessio. - Jacyś ranni? W co mam nie uwierzyć?
No więc co miał biedak markiz pomyśleć po takim kompletnym braku zainteresowania ze strony narzeczonej? Puścił więc ją, ale ona nie poluzowała objęcia. Stał więc rozglądając wokoło, tak na wszelki wypadek, czy ktoś jest może chciałby z niby rannych uderzyć jednak. Tymczasem Alessio wziął wampirzycę za rękę.
- Popatrz, naprawdę dziwactwo, co za nie do uwierzenia … - pokazał jej zwłoki. Niewątpliwie to był ten mag, który przypadkowo trafiony padł na początku starcia. Mężczyzna bez brody, ale ubrany w bogate szaty i wręcz śmierdzący złem, nawet teraz. Wiele więcej rozpoznać się nie dało, biorąc pod uwagę co się działo na tym straszliwym polu.
Agnese uśmiechnęła się i oparła głowę na zakrwawionym kirisie narzeczonego.
- No to zguba się znalazła. - Wampirzyca uśmiechnęła się do markiza i puściła go po to by jednym szybkim ruchem miecza zdjąć całą krew z ostrza. Po polanie poniósł się dźwięk ciętego powietrza i brzdęk gdy Agnese jednym ruchem wsunęła broń do pochwy. - Nic ci nie jest skarbie? Widziałam jak walczyłeś. - W głosie wampirzycy słychać było odrobinę dumy.
- Nie, nic, właściwie kiedy pojawiliśmy się, tamci uciekali. Gilla tylko krzyknęła, żeby utłuc jak najwięcej, to przyzwoitym mieszkańcom rzymskich przedmieść będzie lżej. Pewnie się zgadzam. Byłaś niesamowita
- powiedział pełen podziwu - oraz piękna. Prawie tak niesamowita oraz piękna, jak w łóżku - wyszeptał jej do uszka. Wampirzyca zamruczała, czując przy twarzy jego oddech. - Hm - nagle poderwał się - sprawdzamy szopę?
- Tak
. - Pogładziła go po ramieniu i spojrzała na faerie. - Alessio jesteś w stanie sprawdzić czy szopy nie zabezpieczono magicznie? Wolałabym nie wsadzać ręki w gówno.

To było nawet fascynujące jak język wampirzycy dostosowywał się do sytuacji, czasem zdawać by się mogło, że to trzy różne osoby. Dystyngowana dama gdy grała politycznie, lekko wyuzdana kochana i typowy wulgarny wój. Wszystko w osobie jednej urodziwej Agnese.

- Już sprawdziłem, piękna damo, jest czyste. Zresztą spodziewałem się tak, gdyby wprowadzono mocne magiczne zabezpieczenia, szopa byłaby łatwa do odnalezienia.
- Signora, jest kilku lżej rannych, dokładnie trzech, którzy nie uciekli, oprócz tego kilku ciężej
- zaraportowała Gilla spoglądając pytająco.
- Dobić i tak zbyt wielu uciekło. Jutro się okaże, że w okolicy grasuje demon. - Agnese rozejrzała się po pobojowisku by zatrzymać wzrok na brodaczu, który prowadził rabusiów do walki. - Otworzyć szopę, zobaczymy co tam mamy.
 
Kelly jest offline