Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2017, 19:21   #4
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Brodaty jegomość odezwał się pierwszy raz.
- Skąd żeście się tu wzięli? Sztormu w nocy nie było, latarnię na wyspie widać z daleka. Nie sposób się tu rozbić. Co się stało? Piraci?

- Wada konstrukcyjna mego okrętu - odparł Edan.







- Ziemia na horyzoncie! - zawołał z części dziobowej okrętu "Albatros" z otwartą dłonią przytkniętą do czoła na linii brwi. Coś z mokrym pacnięciem wylądowało przy lewej stopie. Cóż to było? Gówno. Konkretnie latającej nad ni mewy z dużym prawdopodobieństwem pragnącej wcelować prosto w czubek jego głowy. Nie przejął się tym.

Odwrócił się i ruszył w długi marsz na drugi koniec pokładu, wprost do sterów. Kiedy tylko wykonał pierwszy z dwóch wymaganych kroków zorientował się, iż coś chlupnęło. Albo zatem wyszedł za burtę i potrafił stąpać po wodzie, albo "Albatros" właśnie nabierał wody.
Z lekkim żalem spostrzegł, że nie wyszedł za burtę.

Nagle coś trzasnęło mu pod stopą, która z impetem poleciała w dół. Odruchowo złapał maszt swego jednożaglowca, a ten pękł jak gałązka. Pokład zaprotestował gwałtownie, gdy runął na plecy. Tym razem jednak wytrzymał.
Edan wsparł się na łokciach, spoglądając na zaistniałą sytuację z przekrzywioną głową, po czym przeniósł spojrzenie na ląd. Okręt "Albatros". Ląd. Okręt. Ląd. Mała, stara, zmurszała, a teraz już dziurawa krypa. Ląd. Westchnął.

- To nam już nie będzie potrzebne.

Maszt wylądował za burtą. Łupina nabierała wody, choć powstałą wyrwę w większości zatykała majtająca noga dookoła której pospiesznie napchał szmat. Główny napęd jego środka lokomocji unosił się na powierzchni morza za rufą, a wypadałoby dopłynąć jak najbliżej. Rozejrzał się i nagle zobaczył deskę, na której do tej pory siedział. Była przybita, zaś Edan miał nadzieję, że tak skutecznie jak ta pod jego nogą. Nie pomylił się. W zasadzie w tej chwili już każda część wydawała się być w podobnym stanie.

Wychylił się przez jedną burtę i odepchnął się improwizowanym wiosłem. Druga burta i powtórzenie akcji. Nad wodą uniósł się beztroski śpiew.

- Kiedy rum zaszumi w głowie, cały świat nabiera treści, wtedy chętnie słucha człowiek morskich opowieści! Hej, ha, kolejkę nalej! Hej, ha, kolejkę wznieśmy! To zrobi doskonale morskim opowieściom!

Ląd zbliżał się w zastraszającym tempie rośnięcia paznokci. No, może troszeczkę szybciej. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że w rzeczywistości ten maszt był znacznie bardziej potrzebnym fragmentem łodzi niż cała jej reszta. Mimo wszystko jego plan okazał się dość owocny. Po trzech kolejkach redańskiej szanty dość znacząco zbliżył się do celu. Woda jednak zaczęła sięgać mu powyżej biodra, zaś z zaklinowaną nogą kierunek jego podróży mógł się drastycznie zmienić, co nie współgrało z jego planami. Wyciągnął szmaty, wepchnął palce dłoni, chwytając deskę. Była uległa. Lubił takie.

Słona woda wtargnęła ze zwiększoną prędkością. Łódź przechylała się lekko, ale Edan ułożył delikatnie prowizoryczne wiosło na powierzchni sprawdzając czy nie tonie. Postanowiło współpracować. Nie tonęło. Ułożył na nim torbę. Wciąż trzymało się twardo, choć to określenie nie było najtrafniejszym z możliwych.

Powierzchnia pod pośladkami coraz mocniej uciekała, więc stanął nogami na tym, na czym jeszcze mógł stanąć i chwycił swoją tratwę. Mógłby porzucić swój dobytek i dopłynąć spokojnie, bez wysiłku na plecach z rękami pod głową leniwie majtając nogami, ale... lubił swój dobytek. Uczepił się zatem nowego środka transportu.

Wkrótce pancerz i żelastwo, które dźwigał wprawiły go w solidną zadyszkę. Noc gadania z mewą też raczej mu nie pomagała. Nie miał czasu na drzemkę.

- Załogo... zarządzam... postój! - przewiesił się przez drewno.

Nagle otworzył oczy zalane nagle przez słoną wodę. Energicznie machnął rękami i gwałtownie nabrał powietrza w płuca.

- Ttto nie był ddddobrry pomysssł - powiedział, choć równie dobrze mogło to zostać odebrane jako szczękanie zębami. Poniekąd całkiem słusznie. Musiał być bardziej wyczerpany niż myślał skoro w środku dnia widząc ląd, cel jego podróży, zasnął zanurzony po pierś trzymając się jedynie deski. Nawet kompletny kiep doskonale wiedział, że spanie w wodzie grozi okrutnym przeziębieniem. Chyba, że było się na morzu, gdzie w każdej chwili coś mogło delikwenta zeżreć. Wtedy o przeziębienie nie trzeba było się martwić.

Chwilę później leżał już na pokładzie, zaś po wskazaniu na własną torbę, również ona do niego dołączyła.

- Ściągaj te mokre ciuchy, młody.

- Tttak bez ggry ww... wstępnej? - zapytał, ale nie miał zamiaru kwestionować słuszności takiej decyzji.

- Wracamy na brzeg, chłopaki. Trzeba nam naszego rozbitka miodem rozgrzać!

- Ddobrze ggada - potwierdził Edan opatulony kocem, a kiedy jeden z mężczyzn wyciągnął bukłak z wodą, chłopak zorientował się, iż istotnie smak w jamie ustnej był jakby kapkę niedoskonały. Pewnie przez to zanurzenie opił się słonej wody. Białe odchody skrzeczącej mewy chlupnęło w niewielkie fale. Edan patrzył na to przez dłuższą chwilę i pospiesznie chwycił ofiarowaną słodką wodę nie chcąc się zastanawiać nad zawartością pochłoniętego fragmentu morza.

Brodaty jegomość odezwał się pierwszy raz.
- Skąd żeście się tu wzięli? Sztormu w nocy nie było, latarnię na wyspie widać z daleka. Nie sposób się tu rozbić. Co się stało? Piraci?

Edan uśmiechnął się szeroko.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline