Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2017, 21:36   #71
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Mieszczanie zaglądali w studnię, Tomasz stał obserwując to ich, to Ailę, która siedziała apatycznie pod ścianą, gdy Alex wrócił i wyłonił się z przejścia.
Był blady, a dłoń trzymająca pochodnię drżała mu lekko.
- Co tam jest? - Ławnik spytał, a mieszczenie przerwali swoje prace.
Bękart z Eu w pierwszej chwili nie odpowiedział, odetchnął głęboko.
- Hm…? - Tomasz nie dawał zbić się z tropu. - Zabiłem tę szóstkę tutaj.
- Szóstkę… - wyszeptał bękart wciąż blady jak ściana.
- Ano tylu ich było, poza tą rudą co na świeżą tu wyglądała.
- Tam… nie mniej niż pół setki.
Przewodniczący Ławy Miejskiej pobladł i przełknął ślinę. Cofnął się odruchowo.
- Też kilkoro dzieci, jakby ich rozmnażał… - Alexander wyszeptał. - Jak można było zrobić to dzieciom?
- Eeee, ja…. - Tomasz cofnął się. - Ja…
- Już po wszystkim.
- Może był tam ktoś kto… - Mieszczanin odetchnął z niejaką ulgą.
Alexander tylko pokręcił głową, teraz dopiero zauważył dziwny stan Aili.
- Może choć dzieci…?
Alexander stanął i odwrócił się powoli do Tomasza.
- Ci tu, widać byli przygotowywani aby osiągnąć pewien stan aby być godnymi umieszczenia ich tam. Dzieci tam się rodziły, tam rosły. Dzieci najmniej…
Tomasz cofnął się znów, a mieszczanie pracujący przy studni przeżegnali się.

Alexander zbliżył się do Aili i przyklęknął, po czym bez słowa złożył głowę na jej ramieniu. Wciąż trochę drżał.
- Więc teraz zabijamy także dzieci... jesteś pewien, że to my jesteśmy tymi dobrymi? - zapytała go cicho, nawet na niego nie patrząc.
- Prędzej zawahałbym się przed zabiciem zwierzęcia na wieczorny posiłek w lesie, niż tych tam. Niezależnie od wieku.
Nie skomentowała tego. Zamiast tego powiedziała:
- Elijah zostawił nam wiadomość. Ustami jednego z więźniów. Chce się ze mną spotkać. - powiedziała beznamiętnym tonem - Z tego, co zrozumiałam, to jest gotów nas uwolnić w zamian za... coś.
- Znalazłem jego leże, ale puste. Albo jedno z leż, może mieć ich więcej… - odchylił się i spojrzał na Ailę. - Chcesz byśmy się z nim spotkali?
- Tylko ja. Taki jest jego warunek. I tak, chcę tego. - odpowiedziała cicho.
- Mam gdzieś jego warunki. Nie zostawię Cię samej z wściekłym wampirem.
- To nie jest tylko twoja decyzja. - przypomniała mu - On wiedział, że będziesz się opierał. Mam się z nim spotkać pod drzewem przed zamkiem, o północy. Możesz patrzeć na nas z zamku. Możesz wystawić straże.
- Nie. Ja też pójdę.
Aila spojrzała na niego wściekle.
- Jeśli jest szansa, lub choćby jej cień, by skończyć to szaleństwo bez dodatkowego rozlewu krwi, zamierzam z niej skorzystać. I nie pozwolę ci tego spartaczyć.
- Powiedziałem. Nie. - Był spokojny, ale zdecydowany.
- A ja powiedziałam, że to nie jest tylko twoja decyzja. Ja wspieram cię w twoich działaniach. Nawet gdy mordujesz dzieci - powiedziała dosadnie, podnosząc się z ziemi i prostując dumnie. Mieszczanie, którzy im towarzyszyli, wyglądali na skołowanych.
- Idź, obejrzyj sobie te dzieci. Obłąkane do szczętu potwory jakie sobie tu hodował kształtując je od narodzin we własnej wizji szaleństwa. - Alexander wciąż mówił spokojnie, chyba wciąż był wstrząśnięty tym co znalazł pod Kocimi Łbami. - To nie to samo, co zażądać głowy dorosłego, dobrego człowieka skazując go na śmierć, prawda? W imię miłości do nieumarłego szaleńca siejącego wokół krzywdę. Kazać zabić dla wariata-potępieńca czyniącego z ludźmi to co z tymi biedakami tutaj w podziemiach, a nawet swoimi sługami okrutnie się bawiącego. Musiałem wybrać tamtej nocy. Wybrałem splamienie się, wyzbyłem się honoru w imię miłości do Ciebie, choć to co mi kazałaś uczynić, kazałaś z miłości do niego. - Powstał patrząc jej w oczy. - Wciąż w Tobie sztuczna miłość do Elijahy, plugawe uczucie z więzów krwi uczynione wampirzą magią. Jest w Tobie coś poza tym? Myślałem że tak. Wierzę w to. To Twój czas wyboru Ailo i musisz zdecydować. Jeżeli spotkasz się z nim sama, to nie masz po co wracać na Kocie Łby. Chyba że z nim, aby mnie zabić i uwolnić tym do końca… I żyć tu sobie z tym martwym okurwieńcem. - Coś zalśniło mu w oczach gdy to mówił.

Aila zacisnęła pięści, słuchając słów małżonka. Jej broda drżała, poza tym jednak była opanowana.
Nie rzekła nic. Ot, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem ruszyła ku wyjściu z lochów.
- Dobrześ jej powiedział - odezwał się za to Tomasz, podchodząc bliżej - Baby to zawsze były bardziej podatne na czarostwa. Dlatego to chłop w domu winien rządzić.
- Byłeś przy tym jak szaleniec jej to mówił?
- Tak.
- Mówił coś więcej?
- No trochę…
- Opowiedz dokładnie jak to było i co rzekł - poprosił Alexander spoglądając za odchodzącą Ailą. A Tomasz opisał mu w prostych słowach, ale najwierniej jak umiał rozmowę szlachcianki z młodzieńcem.


Studnia okazała się schodzić głęboko, ale była wyschła od nie wiadomo jak długiego czasu i na dnie pełno było kości. Ciężko ocenić było czy ludzkich, czy zwierzęcych, zapewne jednych i drugich, ale jak gruba ich pokrywa była, tego nikt sprawdzać nie chciał. Alexander zadowolił się upewnieniem, czy od jej szybu nie odchodzą jakieś inne boczne, ale raczej pro forma to czynił. Elijaha był szalony, ale miał swój styl, w śmietnisku leża by raczej nie zrobił.
Siedmiu pozostałych szaleńców pozamykanych w improwizowanych celach przy korytarzu do krypt, podzieliło los całej reszty.
Ponad kopa ludzi. Ponad sześćdziesięciu szaleńców służących wampirowi za bazę krwi i szaleństwa. Prawie dwa razy więcej niż służby na Kocich Łbach.
To się nie meściło wręcz w głowie...

Dopiero na koniec zainteresowali się ostatnim niezbadanym miejscem w tych podziemiach.
Klapą pod legowiskiem Pieterzoona.
- Łomy jakieś weźcie, we dwóch trzech silnych to wyważym.
Jako rzekł, tak zaczęli czynić. Nie szło jednak łatwo, bo ciężko było jakiekolwiek narzędzie o płytę zaczepić. Tymczasem ktoś przyniósł wieść z góry, że Aila wszystkich mieszczan do miasteczka odesłała, mówiąc, że Pieterzoon zabity i nie mają tu czego szukać. Ci, którzy pomagali Alexandrowi spojrzeli po sobie, a potem na niego pytająco.
Pomóżcie mi to otworzyć i też idźcie - powiedział. - A jak nie uda mi się nieumarłego zniszczyć i słuch po mnie zaginie, to sami pomyślcie, co wam dalej czynić. Coiville nie jedno na świecie, a sami widzicie co tu mieszka.
- Zostaniem ile trzeba - powiedział nawrócony Tomasz.
Znów zabrali się za podważanie płyty i znów polegli. Trzeba było co innego wymyślić... lub się poddać.
- Niech kto kopnie się po młot z zamkowej kuźni i dłuta. Skruszymy kamień koło klapy, by móc podważyć. Albo i ją samą w drobny mak.

Znów trochę czasu minęło. Pochodnie zaczęły się wypalać i przy okazji jeden z mieszczan poszedł po nowe. Kiedy wrócił oraz kiedy przyniesiono młot, obaj mężczyźni zauważyli, że do zmroku została już nie więcej niż godzina. Zaczęli tedy kuć nie czekając na nic i się śpiesząc, ale i tak trwało to długo zanim w końcu udało im się skruszyć kamień płyty. Zaaferowani i pracujący jedynie w blasku lamp i pochodni, pod ziemią… sami nie wiedzieli czy już przypadkiem na zewnątrz nie nastał zmrok.
Kiedy zajrzeli do środka wąskiego, głębokiego na niewiele więcej niż dwa metry leja, Alexander miał już pewność - znaleźli leże wampira. Świadczyli o tym choćby słowa wyryte na ścianach jakby długim pazurem. Słowa te zdawały się pozbawione ładu i składu. Od fragmentów biblijnych, po proste, ludzkie odzywki, znalazł się nawet tekst “Witaj Alexandrze”, lecz nijak więcej przesłania w nim były skryba nie znalazł. Za to znalazł coś więcej, a właściwie kogoś.
- To jest ten wampir? - zapytał niepewnie Tomasz, wskazując nieruchome dziecko - dziewczynkę daleką jeszcze do progu kobiecości. Ile mogła mieć lat? 8? 10? Coś w jej twarzy wydawało się znajome Alexowi. Nie umiał jednak ustalić co.

Złamał młot przygotowując sobie ułomek drewna jako prowizoryczny kołek. Z mieczem w jednej dłoni i drewnianym ułomkiem w drugiej, wskoczył do leja i oparł drewno o pierś dziewczęcia przygotowany aby w każdej chwili pchnąć przebijając serce. Nie odpowiadał na razie, drugą dłoń, po wypuszczeniu miecza, przytknął do ciała sprawdzając czy nie jest zimne.
Było.
Martwe i zimne.
ak trup.
Albo wampir…

Drżąc z ekscytacji już chciał przebić pierś dziewuszki, gdy zawahał się. Wspomniał Theresę i to jak postąpił z nią Hansel.
Odjął kołek od piersi i przyłożył do boku po odchyleniu ręki ‘trupa’. Pchnął wkładając w to całą swą siłę wzmocnioną esencją vitae dającą mu jak Aili i innym wampirzym sługom większą moc niż zwykłe śmiertelne ciało.
Kołek wszedł w ciało gładko, jednak to wciąż nie wyjaśniało dylematu kim jest dziecko i czy zostało przemienione, czy może stanowiło jakiś rodzaj chorego podarunku od Elijahy.
- P...panie? - zapytał któryś z mieszczan.
- Co tu się dzieje? - zapytał inny. Wszyscy wydawali się teraz patrzeć podejrzliwie bardziej na Alexandra niż na nieżywą dziewczynkę.
- To dziecko nie żyło. - Powiedział podnosząc z ziemi dziewczynkę. - Albo to wampir, albo podrzucono ją tu byśmy myśleli, że to wampir. - Przypatrywał się ‘znalezisku’. - Jak wampir, to kołek w sercu unieruchamia go, więc jest niegroźna, póki drzewce w niej tkwi. Ale nie wiemy czy to Elijaha… Rzućcie mi linę, trzeba ją stąd wyciągnąć.
Było z tym trochę zachodu, ale wreszcie udało im się wyciągnąć dziecko. Wtedy też sprawa okazała się jasna - wokół kołka na granatowej, drogiej sukience pojawiła się plama krwi.
- Ona żyła! - wrzasnął Tomasz, gdy to zauważył.
- Nie żyła, sprawdziłem - odpowiedział bękart.
Mieszczanie jednak patrzyli na niego nieufnie.
- Ja... ja już więcej nie zniosę. - powiedział jeden z nich. Po chwili wstał drugi... i trzeci. Alexander wkrótce został sam w towarzystwie Tomasza, syna kowala i... martwego dziecka.
- Trzeba nam poczekać świtu, sprawdzić czy to nieumarła czy zwykły podrzucony tu trup.
- Co z nią zrobimy do tego czasu?
- Zabierzemy na górę, do mojej komnaty. Potrzebuję kogoś, kto będzie przy niej gdy będę z Ailą, chyba że porzuci pomysł spotkania z wampirem. - Podniósł martwe ciało. - Chodźmy - dodał idąc w stronę wyjścia.
- Owińmy ją tylko czymś, by ludzi nie straszyć - rzekł Tomasz i zgarnął jedną ze szmat z leża, w którym znaleźli Giselle. Okrył nią pieczołowicie dziewuszkę, po czym ruszyli


Na górze życie zamkowej służby powoli wracało do normy. Ludzie co prawda więcej gadali niż zazwyczaj i na widok Alexandra, niosącego spory tobołek zatrzymywali się i szeptali, ale widać większość wróciła do swoich obowiązków, sprzątając efekty “odwiedzin” mieszczan.
Nigdzie tylko nie zauważyli Aili. Szlachcianka musiała zaszyć się w swoich komnatach lub... co innego wymyślić. Teraz jednak Alex nie miał czasu tego wybadać. Wraz z Tomaszem weszli do jego dawnej komnaty, gdzie na łożu czekała rozpromieniona widokiem byłego skryby Giselle.
- Wiedziałam, że do mnie wrócisz, panie - zaświergotała.
- Zostańcie tu na razie wszyscy, Ty Giselle chodź ze mną. - Alexander był ponury. - Widziałaś Panią?
- Em, kogo? - Nie wiedział czy udaje, czy faktycznie nie skojarzyła. - Nie, nie widziałam jej. Pewnie by mi tak czekać nie dała na ciebie, mój panie. - Czarnowłosa podeszła i poufale objęła ramię zarządcy. Tymczasem Tomasz spojrzał na niego niezadowolony.
- Daj pokój żebym trupa pilnował, przecie ja też mam żonę i dzieci... i gospodarstwo, co je trzeba dojrzeć. Wyznacz kogo ze służby.
- Każden ze służby mógł zostać związany czarem wampirzej krwi i być jego sługą. Każdy Tomaszu, kto na zamku był. A zgodziłeś się trwać nim Elijahy nie ubijemy. Dopiero przed rankiem sprawdzić można kim ona. - Ruchem brody wskazał owinięte w koc ciało. - Wcześniej nie wiemy nic, a Elijaha może się nami jeno bawić, podczas gdy każden tu to potencjalny jego sojusznik.
- Yhh myślałem, by szlachetnym być i złota od was nie brać, ale teraz to już nie wiem sam... - zamarudził mężczyzna, lecz został z martwą dziewczynką. Tymczasem Alexander i przyklejona do niego Giselle wyszli na korytarz, gdzie od razu zaczęło im się przyglądać kilka ciekawskich służek. Zaraz zaczął je rozpytywać o Ailę i dowiedział się, że jakąś godzinę temu Pani pognała na koniu w kierunku miasta, jakby ją sam diabeł gonił.

- Co to za dziewczyna co ją sire włożył do swego leża? - spytał idąc korytarzem ku komnatom małżonki.
Gisele wtulona w jego ramię, podniosła zdziwione oblicze.
- Coo? Jaka dziewczynka? i kto to jest “sire”?
- Wampir. A dziewczynka pod podłogą, pod legowiskiem Pieterzoona spoczywała. Opowiedz o wszystkim co tu zaszło od kiedyśmy wyjechali.
Dziewczyna uśmiechnęła się psotnie.
- Opowiem... jak ze mną legniesz i zmęczysz mnie, bym sobie wszystko... przypomniała jak trzeba.
- Może z Tobą legnę, bo jak Pani niedługo nie wróci, to znaczy, że żywot poza Kocimi Łbami obrała - rzekł grobowym tonem. - Starczy mi tego w troskach, tedy mnie do krańca nie doprowadzaj i mów.
Dziewczyna jednak zamiast mówić, poczęła pieścić jego męskość przez materiał spodni nic sobie nie robiąc z faktu, że oto stoją pod komnatą Aili.
- Jak nie przestaniesz i nie zaczniesz gadać, to i ciebie wygnam - powiedział złym głosem tłumionej ledwo złości.
- Oh nie... proszę... - Giselle uklękła przy nim i drobnymi paluszkami a jużci zaczęła rozwiązywać mu spodnie.
- Won. - Cofnął się. - Od jutra na zamku nie chcę Cię widzieć.
Sam jednak poczuł, jak jego ciało reaguje na bliskość dziewczyny, a i ona to zauważyła i nie odstąpiła, blisko będąc już obnażenia dowodu uznania dla jej urody i uporu.
Odepchnął ją i uniósł lekko dłoń zaciskając w pięść.
- Odstąp Giselle, proszę - wydawał się być na granicy wybuchu.
Zatoczyła się, padając na pupę, choć wydawało mu się, że wcale mocno jej nie popchnął. Spojrzała nań oczyma, do których w mgnieniu oka napłynęły łzy.
Nic nie rzekła.
- Proszę idź spocząć, porozmawiamy jutro, dobrze? - Wyglądał na zrezygnowanego, opuścił rękę bezsilnie.
Zawahała się, lecz po chwili, widząc chyba, że nic nie ugra, Giselle wycofała się, zostawiając go samego.

Wszedł do komnaty Aili i usiadł na łóżku.
Czekał w bezruchu pogrążony w natłoku myśli.

Czas mijał, a ona nie wracała. Zbliżało się do północy, toteż w końcu rycerz wstał i opuścił pokoje żony.
Pod starą jabłoń poszedł sam nie wiedząc czemu. Skoro wolała spotkać się z Elijahą bez niego, z pewnością udałoby jej się uwiadomić jakoś wampira o zmianie miejsca. Sire wiedział o wszystkim co dzieje się na Kocich Łbach.
Szukać ich po nocy po lesie?
To też nie miało sensu.

Wrócił na zamek, miał jeszcze sporo pracy.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline