Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2017, 17:19   #5
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kilka dni wcześniej

Deszcz przeszywał nadmorskie miasto Cidaris niczym grad strzał posłany przez jedną armię na drugą. Zgiełk i wrzawa w portowym bazarze podniosły się, kiedy przechodnie w pośpiechu zaczęli schodzić z ulic, a kupcy zasłaniać wystawione przez siebie dobra sprowadzone przez licznych marynarzy.

Pobielane domy przygasły z braku słońca i nawet goście z dalekich krain, którzy upodobali sobie spacerowanie po finezyjnych krużgankach, oglądając z góry miasto i jego misterną architekturę oraz wdychając świeżą bryzę, opuścili je i schowali się do przybytków. Na ten moment fantastyczne uliczki Cidaris opustoszały, miast ludzkich i zwierzęcych nóg ugaszczając rwiste potoki deszczu.

Starszy mężczyzna siedzący pod okapem z brzegu targowiska usłyszał zbliżające się kroki pluskające po mokrym bruku. Były miękkie i stłumione, jednak jego wyczulony słuch wyłapał je, zanim istota się do niego zbliżyła. Spiął się, zaciskając dłonie na kosturze trzymanym na kolanach, jakby szykował się do odpędzenia napastnika. Następnym, co poczuł, była mokra sierść i zapach odpadów, kiedy gość zatrzymał się tuż obok na wyciągnięcie ręki. Nie nastąpił żaden atak. Zamiast tego doświadczył kropelek wody gwałtownie uderzających w jego twarz, kiedy stworzenie energicznie wytrzepało swoje futro.
- Mita - powiedział mężczyzna, kładąc dłoń na mokrej i zlepionej brudem sierści, głaszcząc je czule. Odpowiedział mu przyjemny pomruk, a wtedy pies wiernie usiadł u boku starca.


- Razem z deszczem, bezdomni i wygnani spływają w umysłach ludzi niczym nieczystości do rowów - odezwał się ponownie, nie przerywając leniwej pieszczoty. Czworonóg odwrócił łeb na swojego tymczasowego pana i z wywalonym jęzorem dyszał, wpatrując się w niego uparcie. Jednak człowiek nie odwzajemnił spojrzenia. Zamiast tego błądził wzrokiem gdzieś przed sobą, nie mogąc go skupić na niczym konkretnym. Z lekko rozchylonymi ustami nasłuchiwał otoczenia. Słuch. Jeden z czterech zmysłów, który pozwalał mu przetrwać w tym świecie.

- Ile już tutaj goszczę, Mita? - zapytał, chociaż nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Kundel jedynie przekrzywił łeb w zabawny sposób, nie przerywając obserwacji mężczyzny.
- Myślę, że czas, bym ruszył dalej - zagaił, po czym pokiwał głową z namysłem. - Czas… - powtórzył, smakując słowo w ustach. - Czuję, jak zaczyna mi się kończyć, mój drogi przyjacielu.
Pies zaskomlał, jakby wyczuwając emocje człowieka. Znał go niedługo, jednak zdążył się do niego przywiązać. Prawie wszystkie tak robiły. Wraz z miejscowościami, Ślepy Pies zmieniał swoich czworonożnych towarzyszy. Żaden nie zostawał z nim na dłużej. Może z przyczyn praktycznych, a może z powodu jego lęku przed utraceniem czegoś, z czym się związał.

Starzec wsunął dłoń pod poły swoich szat i z ukrytej kieszeni wyciągnął kawałek suszonego mięsa. Sztuka nie była specjalnie duża ani pierwszej świeżości. Handlarz, który mu ją wręczył, chciał po prostu pozbyć się śmierdzącego żebraka z dala od swojego straganu. Okazał tym samym wiele miłosierdzia jak na standardy Ślepego Psa. Zazwyczaj ludzie odpędzali go kijami niczym kundla.
Mężczyzna odgryzł kawałek, żując go powoli. Nie zobaczył proszącego spojrzenia swojego towarzysza, ale usłyszał jego skomlenie. Pies czekał cierpliwie, a przecież był wyrzutkiem, który rozkopywał śmieci i wyszarpywał nadgniłe mięso z padlin. Starzec uśmiechnął się do siebie i na wyciągniętej ręce podał mu przekąskę.
- Jedz, Mita. Musisz mieć siły, by przeżyć następny dzień. Wszystko może się zmienić następnego dnia - powiedział pogodnie i z głośnym stękaniem wstał z miejsca.

Pochylił się do przodu, wsparty na wysłużonym kosturze i odetchnął pełną piersią. Cidaris. Słyszał, że jest to jedno z najpiękniejszych miast. Wybudowane na elfich fundamentach, tak jak wiele innych miejsc na tym wybrzeżu. Nie mógł jednak podziwiać jego uroków. Wraz ze wzrokiem utracił całe piękno świata.
- Uważaj na siebie, Mita - podniósł głos, wyrywając się z zamyślenia. Pies nie zwrócił już na niego uwagi, zajęty łapczywym pochłanianiem mięsa. Bez dalszych pożegnań, ślepy żebrak ruszył w deszczowe uliczki, drogę sprawdzając przed sobą kijem. Musiał odnaleźć tawernę, w której zatrzymali się kupcy Gael i Leoric. Poznał ich tutaj przypadkiem i z tego, co się dowiedział, wyruszali do Novigradu następnego dnia. Jeśli miał opuścić to miejsce, potrzebował ich pomocy.


Wiele lat spędził na ulicach jako bezdomny żebrak. Żyjąc w nędzy i brudzie. Uciekając bądź walcząc ze zbirami. Cierpiąc na niepogodę, przymrozki oraz głód. Upajając się najtańszym alkoholem, naciągając i błagając o jałmużnę. Tylko sprytem udało mu się dożyć swojego wieku. Był już jednak stary. Zdrowie go opuszczało, a siły wypływały z niego niczym wino z przedziurawionego bukłaka. Codziennie zastanawiał się, kiedy ostatecznie nie będzie potrafił już wyjść na ulicę żebrać. Jego podróż dobiegała końca.
Być może wyruszał już na swoją ostatnią, w której zazna ukojenia.



Trakt kupiecki na południe od Vildheim
Ślepy Pies i Olgierd

Ślepy, dosiądź że się tu bliżej. - Zagadał Olgierd do starego kompana. - Powróżysz Irys? Z tego co było słychać podczas drogi, to całkiem to było zabawne. - Zagadał Olgierd, odstawiając kubek ze stygnącymi ziołami, wyciągnął talię kart i zaczął je powoli tasować.

Stary żebrak nie poruszył się z przed ogniska, odkąd wrócił z landary szlachcianek. Garnął się do płomieni, jakby próbował odgonić ciągnące do niego zimno. Na głos mężczyzny, który wcześniej przedstawił się im jako Olgierd, skupił na nim swoją uwagę. Przez chwilę milczał, zwlekając z odpowiedzią. W końcu jednak złapał za swój kostur i wspierając się na nim, podsunął się bliżej w kierunku, gdzie spodziewał się zastać Olgierda wraz ze swoją towarzyszką.
Kiedy się zbliżył, zarówno Irys jak i jej kompan mogli poczuć nieprzyjemny, gryzący zapach ciała starego niewidomego, co nie było właściwie niczym zaskakującym, patrząc po jego nędznym stroju oraz ogólnego braku schludności.
- Panienka Irys chce poznać swoją przyszłość? - zapytał Ślepy Pies, przyklękając przed dwójką. Twarz miał odwróconą w stronę kobiety, chociaż nie mógł jej zobaczyć. Tym razem kierował się zmysłem węchu, który wyostrzony, wyłapał subtelny zapach ziół otaczający kobietę.

Irys uśmiechnęła się i ostrożnie położyła dłoń na ramieniu ślepca. Jego opłakany stan zdawał się jej nie przeszkadzać, wręcz przeciwnie – ożywiła się i zniknęła na chwilę, przetrząsając juki konia. Wyjęła stamtąd zwiniętą w rulon lnianą koszulę I złożone w kostkę czarne spodnie. Nie zważając na ewentualne protesty Olgierda położyła je na kolanach niewidomego mężczyzny. Olgierd sapnął tylko znacząco, kręcąc głową. Bez słowa pożegnał całkiem dobry komplet ubrań.
- Niech się pan przebierze przed dalszą podróżą, to ciuchy Olgierda, powinny pasować rozmiarem – odezwała się aksamitnym głosem, którego ton jednak zwiastował, że nie przyjmie odmowy.
Przysunęła się bliżej Olgierda, swoim udem dotykając jego i wsunęła mu rękę pod ramię.
- Chciałabym się dowiedzieć, dobry panie, jaka przyszłość nas czeka? Czy musimy się czegoś obawiać? Co czeka na nas w Vildheim?
Widać po niej było, że chciała zadać więcej pytań, umilkła jednak i wysunęła wolną dłoń w kierunku mężczyzny, wierzchem do góry.

Ślepy Pies obmacał wcześniej w dłoniach podarunek i nie bardzo wiedząc, jak zareagować, odłożył go chwilowo na bok.
- To bardzo szlachetne z twojej strony, panienko Irys - odezwał się, pochylając głowę z wdzięcznością. - Nie pamiętam, kiedy ktokolwiek obdarzył mnie w taki sposób... Nie chcę jednak sprawiać kłopotu. Przyzwyczaiłem się do moich łachmanów - odparł grzecznie, ale nie próbował już na siłę oddać prezentu.
Zamiast tego wyciągnął przed siebie ręce, jakby spodziewając się znaleźć tam dłoń Irys. Kiedy udało mu się na nią natrafić, złapał ją w pewnym, acz delikatnym uścisku i natychmiast odwrócił wierzchem w dół. Odchylił swoją głowę w tył i błądząc ślepym spojrzeniem po nieboskłonie, zaczął poznawać podaną mu rękę, przesuwając po niej zręcznie palcami.
- Mhm… - mruknął Ślepy Pies i zamlaskał, nie przestając gładzić skóry dziewczyny. - Czuję… taaak. Silna linia życia. Dłoń powiernika. Może opiekuna. Tak, z pewnością przystosowana do troski o coś lub kogoś - zaczął przemawiać cichym i łagodnym głosem, przymrużając lekko powieki, które lekko mu zadrżały. Zakołysał głową i wydał przeciągły, nosowy odgłos.
Przez chwilę zamilkł, zamierając w dziwnej pozie. Wydawało się, że starszy mężczyzna przysnął, a może zapomniał, co właściwie przed chwilą robił.
Nagle szarpnął gwałtownie ręką Irys w swoją stronę, niezbyt mocno, by nie zrobić jej krzywdy i otworzył oczy, zwracając twarz prosto w kierunku dziewczyny. Pod wpływem tego gwałtownego ruchu Olgierd znieruchomiał, odruchowo napinając mięśnie. Nic jednak nie powiedział bacznie obserwując starca i to co robił on z ręką Irys.
- Fale rozbijające się o brzeg. Budowla wznosząca się pod same chmury. Jarzące się światło jest jej sercem. - Ton głosu starego ślepca zmienił się, stając się bardziej natarczywym i poważnym. - Żelazny symbol szczęścia i parsknięcie wierzchowca wskażą ci drogę. Wypatruj stali łaknącej krwi. W morskich skorupach tajemnica przed tobą się ukrywa - ostatnie słowa zabrzmiały jeszcze bardziej maniakalnie, a błędne spojrzenie żebraka przeszywały punkt na twarzy Irys, jakby coś za nim widział. W końcu uwolnił trzymaną rękę i wypuścił niemal całe powietrze z płuc, chwiejąc się przy tym na kolanach.

- Coś cię chyba mocniej wzięło na wymyślanie niż zwykle. Jak byś takie coś odwalił w powozie, to by cię z niego szybko pogonili. - Skomentował nieco poirytowany nagłym wybuchem starca. - A ubrania zachowaj. Machnął ręką, ponownie się rozluźniając. - I możliwie umyj się przed przebraniem, bo sam spławie cie w najbliższej rzece. Dodał z wyczuwalnym żartem w głosie.

Irys siedziała zszokowana, wpatrując się w starca. Jej serce biło jak oszalałe, bała się jednak poruszyć. Gdy upewniła się, że skończył, wyszeptała podziękowania i drżąca wtuliła się w Olgierda. Zamknęła oczy, próbując zapomnieć o przeszywającym ją uczuciu, jakiego doznała pod spojrzeniem niewidzących oczu ślepca.
- Co o tym myślisz? Ja... Czuję, że to nie było zwykłe przedstawienie. Stal łaknąca krwi? Co jeśli ci coś grozi, co jeśli ktoś wie...? – Szeptała przejęta, szukając bezpieczeństwa w ramionach Olgierda.
- Pełnia jest za trzy dni – dodała zatrwożona. - Może powinniśmy odnaleźć maga, oni znają się na przepowiedniach.

- Jestem najemnikiem. Czasem łowcą nagród. Mnie zawsze coś grozi, szczególnie stal. Olgierd wzruszył ramionami. - Tak jak ty jesteś zielarką, więc opiekujesz się innymi. Logiczne. Dodał chłodno, lecz zaprzeczając tonowi swego głosu objął Irys ręką. - A pełnia, jak to pełnia. Będzie tak czy inaczej. Skomentował obojętnym tonem. - Ludzie gadają że złe się wtedy szlaja po lasach, ale na to już nic się nie poradzi. Nie sprecyzował jednak czy na złe, czy na gadanie.

W tym czasie Ślepy Pies zdążył wrócić do swojej poprzedniej formy sprzed transu. Uśmiechnął się przyjaźnie, jakby przed chwilą nie wydarzyło się nic niepokojącego i sięgnął po swój kostur, kładąc go na kolanach. Uwagi mężczyzny na temat jego zachowania i zapachu zręcznie zignorował, robiąc kolejny, uprzejmy uśmiech i wzruszając ramionami.
- Przyszłość jest jak pokój pełen zasłon. Kiedy już myślisz, że odkryłeś jej tajemnice, napotykasz kolejną i kolejną - odezwał się starzec, odwracając oblicze w stronę Olgierda.
- Niech się panienka Irys nie lęka. Los, który zobaczyłem, jest tylko jednym z tysiąca możliwych. Łatwiej obchodzi się z przeszłością. Jaka jest wasza przeszłość, moi towarzysze? - zagaił, zmieniając temat.

- Przeszłość… Zaczął Olgierd. - Nic niezwykłego. Od zdarzenia do zdarzenia, trafiasz na szlak i tak już zostaje. Myle się? Zapytał starca.

- Tak… Czasem los rzuca nas na wody i pozwala jedynie dryfować, walcząc z prądem - odparł niezbyt przekonany żebrak i odwrócił twarz w stronę Irys. Zrobił wyraz twarzy, jakby oczekiwał od niej powiedzenia czegoś, może rozwinięcia odpowiedzi na jego pytanie.

Irys niepewnie spojrzała na twarz niewidomego mężczyzny.
- My... zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia naszej chatki na Gryfiej Górze. Nie każdy, jak widać, widział we mnie opiekuna troszczącego się o innych – rzuciła smutne spojrzenie ślepcowi, po czym zorientowała się, że nie może dostrzec jej mimiki – Z racji tego, czym się trudnię, zostałam okrzyknięta wiedźmą. Musieliśmy uciekać przed zgrają samozwańczych rycerzy. Z daleka obserwowaliśmy jak nasz dom zamienia się w strużkę dymu. Zupełnie jak ten – wskazała dłonią na ognisko, ponownie zapominając, że jej rozmówca jej nie widzi. Zamilkła, wracając do wspomnień.

Ślepy Pies pokiwał głową, przysłuchując się opowieści dziewczyny. Widać było na jego twarzy wyrastające się zalążki współczucia. Podrapał się po zaniedbanej brodzie.
- Dwójka wygnańców szukający swojej drogi - powiedział cicho, odwracając twarz to w stronę Olgierda to Irys, jakby chciał się im lepiej przyjrzeć. Oczywiście nie mógł tego zrobić.
- Twój hart ducha - dodał, skupiając się chwilowo na samym Olgierdzie. - Oraz… wasza relacja utrzymuje was na nogach - ni to stwierdził ni zapytał.

- Ano. Wszak położyć się na ziemi i zdechnąć nie idzie. Każdy by uciekał. - Odpowiedział Olgierd. - Ale coś się marudny zrobiłem. To pewnie od ciągłego picia tej wody. Jak jakiś koń! Masz może coś mocniejszego? Chyba bym teraz oddał duszę za butelkę miodu albo jakiegoś wina.

Na wspomnienie Olgierda, Ślepy Pies sięgnął do pasa, odczepiając od niego zmurszały bukłak. Zważył go w dłoni po czym wyciągnął mniej więcej w stronę mężczyzny.
- Jedno z podlejszych, ale spełni swój cel. Długa noc przed nami - powiedział, czekając, aż odbierze od niego naczynie.

Olgierd wziął bukłak, odkorkował i napił się szybko. - Uhh… faktycznie podłe. Skrzywił się i wypił drugi łyk. - Ale w sumie? Na bezrybiu i rak ryba. Wzruszył ramionami uśmiechając się do Irys. - Chcesz to pić? Spojrzał niepewnie na bukłak.

Dziewczyna pochyliła się nad bukłakiem, przytrzymując włosy dłonią i powąchała jego zawartość. Odsunęła głowę, krzywiąc się. Złapała jednak bukłak i pociągnęła z niego odważnie. Zakrztusiła się i otarła usta wierzchem dłoni, uśmiechając się szeroko.
- Mam nadzieję, że jutro uda nam się wymazać smak tego szubrawego alkoholu sławetnym vildheimskim amarone – rzekła, czując jak trunek rozgrzewa jej wnętrzności. – A tym czasem, wypijmy za spotkanie i szczęśliwą podróż! – dodała i napiła się ponownie.
- Jak macie na imię, panie?

Starszy mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, słysząc, jak dwójka nowych znajomych spróbowali jego napitku. Przy okazji zsunął się z kolan i usiadł na ziemi, krzyżując nogi.
- Jestem tylko bezdomnym Psem, panienko Irys. Ślepym Psem - odparł pokornie na pytanie dziewczyny.

- Hmm… Więc będziesz Ślepy. Szybciej wymawiać. Zaproponował Olgierd, upijając jeszcze łyk lury szumnie nazwanej winem i oddał bukłak Ślepemu. - Szykuje się spokojna noc. Dobrze. Pokiwał głową wpatrując się w gwiazdy. Łyk alkoholu przyjemnie go rozluźnił.
- A ty Ślepy skąd przybywasz? Sądząc po wyglądzie to byłeś w wielu miejscach, jednak ciągleś w drodze. Irys poczuła przyjemny szum w głowie i oparła ją o ramię Olgierda, przymykając oczy. W milczeniu gładziła wierzchem palców zarost mężczyzny, wyczekując ciepłego głosu rozpoczynającego opowieść.

Starzec przyjął wdzięcznie bukłak i sam bez oporów łyknął sobie wina.
- Podobno zwiedziłem wiele miast. Od Redanii aż po Cintrę. Żadnego z tych miejsc niestety nie widziałem - odparł beztrosko, ponownie przepłukując gardło trunkiem.
- I choć ciemność jest mym domem, to usłyszałem ogrom historii różnych ludzi, poznałem wiele dźwięków oraz zapachów… - ucichł, zamyślony. Nie słysząc jednak odpowiedzi swoich towarzyszy, pochylił się nad swoim kosturem w ich stronę.
- Jeśli chcecie, mogę wam opowiedzieć o paru z nich... - zaczął przyjemnym dla ucha tonem, po czym pogrążył się w opowieściach.

Te z kolei trwały jeszcze długo po tym, jak już opróżnili bukłak wina, ognisko przygasło, a gwiazdy zapanowały na nieboskłonie. I tylko z rzadka dało się usłyszeć hukanie nocnej sowy.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline