Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2017, 21:01   #27
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Część z Tichym pisana ze Szkunerem



Norton dokonawszy skanu obrażeń wąsacza zadumała się przez chwilę.
Odwróciła się ku wyświetlanym wynikom i przesunęła jeden i drugi ekran analizując dostępne opcje.

- Jean - zaczęła swym beznamiętnym tonem - wygląda na to, że masz złamany obojczyk, zgruchotany płat kości łopatki, co dodatkowo nadwyręża żebra. Dobra wiadomość to, że nie widzę żadnych ubytków czy przemieszczeń. Zła to to, że będzie konieczne nastawienie i unieruchomienie ramienia. - Linda mówiła spokojnie, lecz pewnie.

- Podam Ci stimpacki. Będziesz napruty sterydami i przeciwbólami i będziesz pewny, że nic Ci nie jest. Jeżeli jednak będziesz nadwyrężał ramię, jest możliwość zerwania mięśni i ścięgien oraz obniżenie sprawności ruchowej całego ramienia. A co za tym idzie konieczność zabiegu i rehabilitacji. Rozumiesz? - choć pytanie mogło brzmieć protekcjonalnie, lekarka miała powody by upewniać się w ten sposób. Reakcje ludzi w szoku lub bólu bywały najróżniejsze.

Nie zamierzała jednak czekać w nieskończoność i zabrała się pracy.
Pomogła wąsaczowi ułożyć się na fotelu, przypięła go pasami i podała środki przeciwbólowe z czarodziejską mieszanką antyradiacyjną. Sama upewniła się, że uprząż trzyma ją samą bezpiecznie w miejscu. Wolała uniknąć niekontrolowanych ruchów. Mogłyby jedynie zaszkodzić Jeanowi.

Kilka chwil później zagryzła mocno zęby przy głuchym chrupnięciu, które dało się wyraźnie słyszeć w medlabie.
Normalnie przy takich urazach bez podania przeciwbóli pacjent zemdlałby. Nafaszerowany medykamentami Papa mógł jednak rzucać swymi żartami o wąsach na prawo i lewo, gdy Norton nalepiała mu medtaśmy usztywniające wokół ramion, umiejętnie tworząc z nich ósemkę na pomiędzy łopatkami mężczyzny. Pomogła Jeanowi ubrać się i nałożyć przylegający ciasno temblak.

- To żebyś nie przeciążął ręki - całość dokończyła nalepieniem plastrów stimpak na szyi wąsacza. - Nie szalej i pamiętaj, że środki zejdą po kilku godzinach. Gdy poczujesz pierwsze ukłucia bólu, zgłoś się.

"Jeśli wciąż będziemy żywi w tym czasie" - dopowiedziała ironiczonie w myślach.

***

W czasie gdy Papa się zbierał, zwróciła się do Abe’a. Podeszła do niego z porcją środków przeciwpromiennych:
- Usiądź, proszę - zachęcająco wskazała mu opuszczany przez wąsacza fotel. Dla spokoju ducha i umysłu zeskanowała Wekesa, z dziwną ulgą rejestrując, że nic mu nie jest. Kątem oka obserwowała drugiego pacjenta.

- Gotowy? - zapytała znacząco pokazując Abe’owi medguna. Dłonią chłodną nawet przez rękawiczkę przytrzymała głowę mężczyzny i płynnym ruchem wstrzeliła dawkę antyradu.

- Jeżeli zauważysz u siebie objawy jak bóle stawów, obrzęki, wysięki, bóle żołądka, zawroty głowy - wyrecytowała niemal bez emocji - daj mi znać.
- Weźmiesz kilka zestawów? Podaj komu spotkasz po drodze. Ja pójdę na mostek.

***

- Kapitanie - chłodny i opanowany głos Lindy dał się słyszeć całkiem wyraźnie w commlinku na kanale prywatnym - Czy wszystko w porządku? Moja obecność jest potrzebna na mostku?

- Załoga szepnęła mi, że z nimi wszystko dobrze – Linda musiała zaczekać kilka sekund, nim ciepły głos Leona zabrzmiał w jej słuchawkach – Tylko… ja mam problem.

Przez chwilę lekarka milczała zachęcająco. Zreflektowała się jednak, że Tichy czeka na odpowiedź:
- Ruszam zatem na mostek, jeśli pilny?

- Wiem, że masz gdzieś w swojej podręcznej apteczce choć jedną tytoniową pałeczkę! – prawie wszedł w słowo Lindzie. Krótki, niepewny śmiech poniósł się przez prywatny kanał, kiedy suchy, typowy dla Tichego żart nie przyjął się w kolejnej, ciężkiej sytuacji.

- Nie nie, zostań na miejscu kochana, niektórym jesteś diablo bardziej potrzebna – odchrząknął i kontynuował rozmowę – Znowu mnie ponosi Lindo. Na pewno słyszałaś już, że mamy towarzysza. I to jakiego… - był wyjątkowo nieswój, jego głos słyszalnie ociekał zaraźliwym zmęczeniem, a może rezygnacją?

- Kapitanie wyczuwam, że wysoki poziom stresu zaczyna się odbijać w dowcipach. - skomentowała kwaśno po kolejnym “kochaniu”. Zmieniła temat - Słyszałam. Jakie mamy alternatywy? - Norton zainicjowała analizę próbując uspokoić poruszonego Tichego swym tonem Ice Queen - I do czego potrzebne są nam torpedy?

- Alternatywy... - zamyślił się Tichy - Alternatywy są dwie. Odwrót do najbliższego Olbrzyma, gdzie możemy skorzystać ze stacji naprawczej i narazić się na oczywistą konfrontację z flotą Federacji. Druga alternatywa... - tutaj zaciął się na chwilę, widocznie namyślając się - Druga alternatywa jest zdecydowanie ciekawsza, a plan opiera się na rychłym opuszczeniu Acherona. - Mówił to w taki sposób, jakby ucieczka z korwety była czymś oczywistym. - A torpedami nie przejmuj się moja droga, obcy statek nie odpowiada na nasze wezwania. Jeżeli założyć, że żyjemy we wszechświecie jasnych oczywistości - nie dojdzie do najmniejszego starcia.

- Alternatywa druga niesie ze sobą zdecydowanie więcej ryzyka niż pierwsza. - Linda prowadziła dyskusję jednocześnie samej zabezpieczając się przeciwko chorobie popromiennej i przygotowując zestawy leków dla ekipy na mostku - Nie wiemy, co stało się z załogą. Być może dotknęła ich jakaś choroba. Poza tym… - przerwała na chwilę zaciskając dłonie na medganie aż do białości - … swojego statku nie porzuca się ot tak po prostu. Obydwoje to wiemy, Kapitanie. - w głosie lekarki zadźwięczały nutki gniewu.

Odetchnęła cicho. Gdy odezwała się ponownie jej głos mroził na nowo:
- Zalecam ostrożność.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 06-10-2017 o 09:35.
corax jest offline