Konto usunięte | sklepie była kilka minut po dziewiątej. Włączyła ogrzewanie i zapaliła świeczki, próbując nadać przygnębiającemu, tonącemu w szarości poranka miejscu nieco radości. Od czasu do czasu pojawiali się znajomi klienci, jak i ludzie, których zupełnie nie kojarzyła - najpewniej przyjezdni. Jedni kupowali pentakle, inni książki na temat tych ziem i okolicznych legend, jeszcze inni świece i kadzidła. Rylee nie mogła narzekać na brak zajęcia, a przerwy między obsługą kolejnych klientów umilała sobie filiżanką gorącej kawy i lokalną gazetą, która trąbiła o tym, że wciąż nie ma żadnego postępu w sprawie morderstwa Penny Worthington.
Dzwonek przy drzwiach zaanonsował kolejnego gościa, z wizyty którego Rylee jakoś nie potrafiła się zbytnio cieszyć. Widząc wyszczerzoną w uśmiechu twarz Barta Daviesa, najlepszego kumpla Luke'a, miała ochotę przyłożyć mu czymś ciężkim. - Cześć, Ry., co tam u ciebie? - Spytał, podchodząc do blatu. - Wszystko ok. Przyszedłeś coś kupić? - Zapytała chłodno kobieta. - Ja? No bez przesady. - Davies się zaśmiał. - Nie wierzę w te wszystkie idiotyczne rzeczy, które tu sprzedajesz. - Więc po co przyszedłeś? Denerwować mnie?
- Słuchaj, wiem, że ostatnio między nami nie układa się najlepiej, ale obiecuję, że się poprawię ze swoim zachowaniem.
- Do momentu, aż się wstawisz i znów zaczniesz demolować okolicę?
- Nie, nie, Ry. Mówię poważnie. Super, że robimy Halloween u ciebie, będę grzeczny, Luke już ze mną o tym rozmawiał - rzucił Bart. - Cokolwiek. - Carpenter wzruszyła ramionami.
Bart już otworzył usta by coś powiedzieć, gdy dzwonek przy drzwiach dał znać o kolejnym gościu. Rylee zerknęła przez lewe ramię chłopaka i ujrzała kobietę, którą wszyscy w Devils Lake uważali za wyalienowaną dziwaczkę. Cerys Hastings.
Starsza kobieta o farbowanych, rudych włosach, z niewzruszoną miną podeszła powoli do blatu, za którym stała Rylee. Wpatrywała się w nią ponurym wzrokiem, choć blondynka miała wrażenie, że mętne, prawe oko patrzy gdzieś poza nią. - Dzień dobry, podać coś, pani Hastings? - Zapytała.
Tamta wciąż się w nią wpatrywała, aż w końcu wypaliła. - Za to, co zrobiła mi twoja babka, dosięgnie cię sprawiedliwość, Carpenter!
Hastings zacisnęła zęby, a Rylee niemal namacalnie czuła bijącą od niej nienawiść, choć nie wiedziała nawet, o co chodziło starej dziwaczce.
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] |