Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2017, 11:06   #12
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Dzień przed Halloween nie mogła narzekać na brak klientów, choć przeważali raczej przyjezdni, chcący zapoznać się przed Samhain z legendami o palonych i topionych tu czarownicach. Rylee podzieliła się kilkoma zasłyszanymi od babki historiami, przy okazji sprzedając sporo książek na temat okolicy. Przed Nocą Duchów zawsze miała większy ruch, co oczywiście ją cieszyło, bo za coś musiała jeść i opłacać rachunki, pomimo tego, że babcia zostawiła jej spory spadek. Pewnie niejedna kobieta w jej wieku zachłysnęłaby się okrągłą sumką leżącą na koncie, ale nie Rylee, która twardo stąpała po ziemi i wiedziała, na co może sobie pozwolić, a z czym poczekać. Poza tym remont domu był obecnie najważniejszy.


Nie była zbytnio zachwycona pojawieniem się Barta. Kiedyś uważała go za przyjaciela, wychowali się razem w tej mieścinie, ale od dłuższego czasu mężczyzna działał jej na nerwy, głównie przez to, że strasznie się zmienił. Zaczął nadużywać alkoholu, po którym stawał się agresywny i lubił rozwalać rzeczy, które do niego nie należały. Po ostatniej takiej akcji, kiedy noc spędził zamknięty w celi, powiedział jej i Luke'owi, że skończył z piciem. I co? Dwa dni później chodził nawalony jak stodoła po ulicach Devil Lake i głośno śpiewał. Tacy ludzie byli niereformowalni - zwykle obiecywali coś, żeby się od nich odczepić, a potem wracali do starych nawyków. Rylee wiedziała, że z Bartem zawsze będzie tak samo.

Porozmawiali chwilę, choć blondynka zupełnie nie miała ochoty wysłuchiwać, że "tym razem będzie inaczej", właściwie to miała ochotę wyprosić go ze sklepu, bo samo jego pojawienie się obniżyło jej nastrój. Wtedy w środku pojawiła się stara pani Hastings, która z wyrazem twarzy, jakby zmagał ją ciągły ból, podeszła do lady, wpatrując się w Rylee, aż kobietę przeszedł zimny dreszcz. Nie lubiła Cerys i od dzieciństwa uważała ją za szaloną i dziwną. I choć nie czuła się w jej towarzystwie zbyt komfortowo, to zapytała grzecznie, co jej podać. W końcu "nasz klient, nasz pan" a blondynka nie zamierzała zniszczyć dobrego imienia sklepiku babci, na które ta pracowała latami.

W odpowiedzi usłyszała coś, co zupełnie zbiło ją z tropu. Przez chwilę nie wiedziała nawet co powiedzieć. Na szczęście Bart wiedział. Ironicznie, w swoim stylu.
- Leki na główkę już dzisiaj wzięte, pani Hastings? - Zapytał z szerokim uśmiechem.
Cerys spojrzała na niego z wyższością.
- Nie bądź taki mądry, Davies, bo ciebie też załatwię... - mruknęła skrzekliwie.
- O co pani chodzi? - Rylee w końcu wydobyła z siebie głos, choć zabrzmiała jak małe, wystraszone dziecko. - Jeśli miała pani jakieś zatargi z moją babcią, mi nic do tego...
- Właśnie.
- Wtrącił się Davies. - Wyjaśnicie to sobie tam w niebie u Najwyższego, jak już pani kopnie w kalendarz.
- Twoja babka smaży się w piekle, a ty poniesiesz karę za to, co zrobiła! - Warknęła starsza kobieta.
Rylee uniosła brwi, nie wiedząc zupełnie, co ma odpowiedzieć.
- Nie wiem, o co pani chodzi, ale nie pozwolę, żeby mi pani groziła - powiedziała spokojnie, choć zdenerwowanie rozsadzało ją od środka. Palcem wskazała na drzwi. - Proszę wyjść!
- Jutro zapłacisz za to, za co ona powinna zapłacić już dawno temu. Za to, co mi ukradła najcenniejszego! - Hastings uniosła głos.
- Dobra, starczy już tego przedstawienia, babuniu. - Bart chwycił ją za przedramię i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia.
Rudowłosa starowinka z niespodziewaną gracją wyrwała się z jego uścisku i posłała mu lodowate spojrzenie.
- Jesteś skończony, Davies... - syknęła, niczym wąż. - Tak, jak Carpenter.
- Oczywiście, pani Hastings, a teraz niech już pani spieprza do domu, co? - Bart wyszczerzył się.

Tamta tylko prychnęła,odwróciła się na pięcie i wyszła ze sklepu. Bart wyjrzał jeszcze za nią przez szybę w drzwiach i wrócił do lady, kręcąc głową.
- Stara wariatka. Takich pojebów powinno się izolować od reszty społeczeństwa. - Widząc zatroskaną twarz Rylee, dodał. - Nie przejmuj się nią. To tylko takie pierdolenie, żeby cię nastraszyć przed Halloween. Przecież wszyscy w miasteczku wiedzą, że stara Cerys jest zdrowo jebnięta.
- Tak, pewnie tak... - odparła blondynka, chociaż jakoś nie mogła przestać myśleć o tym, że słowa dziwaczki były jakoś powiązane z tym, co wydarzyło się w nocy i na cmentarzu. Nie zamierzała się tym jednak dzielić z Bartem. Już dawno stracił status osoby, której można było powiedzieć o swoich problemach. - Słuchaj, chcę zostać sama i przemyśleć sobie to wszystko. Zobaczymy się jutro u mnie.
- Ja... jasne... - Davies wydawał się być zaskoczony bezpośredniością kobiety. - Jeśli przejmujesz się tą wariatką, to mogę zostać i...
- Nie, nie przejmuję się, po prostu chcę posiedzieć w spokoju i napić się herbaty
- odparła, patrząc mu w oczy. Nie była to do końca prawda, ale on nie musiał o tym wiedzieć.
- No dobra - odrzekł niemrawo Bart. - Zatem do zobaczenia jutro na imprezie.
- Do zobaczenia. - Pożegnała go szybko Rylee, a mężczyzna uśmiechnął się tylko niemrawo i wyszedł ze sklepu, pogwizdując pod nosem jakąś wesołą melodię.

Carpenter westchnęła ciężko i poszła na zaplecze, gdzie wstawiła wodę na herbatę. W środku była cała rozedrgana i znów nie mogła przestać myśleć o tym, co wydarzyło się wczoraj i dziwnych groźbach Cerys. Czyżby rzeczywiście groziło jej jakieś niebezpieczeństwo? Może babcia nie mówiła jej o wszystkim i teraz stara wariatka chce się zemścić na niej za jakieś zdarzenie z przeszłości obu kobiet? Rylee czuła, że zwariuje, jeśli będzie mnożyć teorie w swojej głowie. Najlepiej po prostu iść do Hastings i wypytać ją na spokojnie, o co dokładnie chodzi. Tak właśnie zrobi. Zamknie wcześniej sklepik i przejdzie się do niej, chociaż wcale nie miała na to ochoty...

 
Tabasa jest offline