Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2017, 10:33   #14
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
"Co za pojebana starucha!", pomyślała o Hastings, gdy w ostatniej chwili udało jej się wyskoczyć za bramę i zostawić za nią tego rozszczekanego bydlaka. Zwykle starała się zachowywać spokojnie, jednak były sytuacje, które wyprowadzały ją z równowagi. Cała się trzęsła, jednocześnie czując wzbierającą w środku agresję. Co ta baba sobie myślała? Najpierw przychodzi ją straszyć do jej własnego sklepu, a potem spuszcza na nią psa? Rylee warknęła pod nosem i kopnęła w bramę, dając upust emocjom, czym jeszcze bardziej rozwścieczyła skaczącego przy wejściu owczarka. Blondynka miała już dość tego ujadania, więc po prostu odeszła, ruszając do samochodu. Próbowała się uspokoić, ale wciąż drżała i czuła, jakby w żołądku zalegał jej wielki kamień.

Na domiar złego pogoda się popsuła, przez co kobieta wpadła w jeszcze bardziej minorowy nastrój. Nieco zdziwił ją zupełny brak ludzi na ulicach - nawet gdy padało, mieszkańcy Devils Lake załatwiali swoje sprawy i zawsze można było kogoś zauważyć. Tym razem tak nie było. Pomijając jakiegoś wysokiego faceta, który pojawił się kilkanaście metrów za plecami Rylee. Był strasznie wysoki i chudy, ubrany dziwnie, jak detektywi ze starych, czarno-białych filmów. Przez lejący deszcz Carpenter nie dostrzegła jego oblicza, ale nieco się zaniepokoiła, gdy facet ewidentnie szedł krok w krok za nią. Wyobraźnia pracowała: zabójstwo Penny, teraz ona sama na ulicy z obcym gościem, którego nigdy w życiu nie widziała... Przyspieszyła i dopadła do samochodu, jakby gonił ją najgorszy koszmar i wtedy okazało się, że nieznajomy po prostu zniknął. Rylee próbowała odnaleźć go wzrokiem między strugami deszczu, ale nie potrafiła. Wskoczyła więc do samochodu i ruszyła do domu.


Deszcz zacinał jak szalony, wycieraczki z trudem nadążały zbierać wodę z przedniej szyby. To była akurat ta mniej ciekawa strona jesieni, którą Rylee nieszczególnie lubiła, ale cóż - teraz słonecznych, jesiennych dni już raczej nie uświadczy. Próbowała skupić się na drodze przed sobą, ale nie mogła odpędzić się od paskudnych myśli na temat mogiły, ostatniej nocy, starej Cerys i dziwnego faceta na ulicy. Może Luke rzeczywiście miał rację i zaczęła wariować? Albo miała jakiegoś tętniaka na mózgu, czy inne paskudztwo, które obrzucało ją halucynacjami? Ale przecież to wszystko było takie realne... a przynajmniej wydawało się być.

Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk wiadomości na telefonie. Zatrzymała się na poboczu i ucieszyła, widząc sms-a od Luke'a. Pytał, co u niej i czy dobrze się czuje, więc odpisała mu zgodnie z prawdą, że średnio i że miała nieciekawy dzień w pracy, ale pogadają o tym, jak przyjedzie. Zdążyła ruszyć, gdy nadeszła kolejna wiadomość - Rylee przelotnie rzuciła okiem. "Ok, będę za kwadrans", odpisał narzeczony, co jeszcze bardziej ją ucieszyło. Po ostatniej nocy jakoś ciężko jej się wracało do domu, który kochała, w którym się wychowała i w którym nic dziwnego nigdy się nie działo. Miała nadzieję, że przynajmniej zastanie tam Gangesa, który dotrzyma jej towarzystwa do czasu przyjazdu Luke'a.

Nie zamierzała jednak siedzieć bezczynnie, biorąc pod uwagę, że nazajutrz miała się u niej odbyć impreza halloween'owa. Postanowiła, że przejdzie się na strych, żeby poszukać wszelkich ozdób na Samhain, które babka upychała w wielkich pudłach. Przynajmniej zajmie czymś głowę i nie będzie myśleć o tych dziwnych wydarzeniach. Tak, to zdecydowanie brzmiało jak dobry plan.

 
Tabasa jest offline