-
Trzeba szykować się do ostrej bani. - powiedział jakiś technomuł do laski z fioletowymi włosami. Stali w pomieszczeniu, w którym jeszcze niedawno była kręcona pornografia z udziałem Holiłuda. Oboje spoglądali na cztery monitory, które wcześniej były ukryte za jednym z większych rekwizytów (a raczej: przenośnym tłem). Na trzech ekranach widoczne były setki cieni przesuwających się po idealnie wystrzyżonym trawniku Krakowskiego. Grupki ochroniarzy w kompletnej rozsypce nie mogły zdecydować się, czy bronić terenu, czy rzucić to wszystko w pizdu - ostatecznie wybrali tak jak wojsko francuskie w wojnie z Niemcami za Hitlera. Czwarty monitor ukazywał dach, na który po czarnych linach zjechały postacie ubrane na czarno. Wszyscy oprócz jednego na dachu byli uzbrojeni w pistolety maszynowe z tłumikami, a twarze im zakrywały czarne maski - jeden z nich nie miał żadnej widocznej broni, a jego twarz była całkiem widoczna - był to Mroczny Pan.
-
Gdzie jest białe? - zapytał nagle technomuł swej towarzyszki, ale ta była po prostu wpatrzona w monitory. Pierwsze powykrzywiane z pragnienia twarze wychynęły z krzaczorów i nieubłagalnie zbliżały się do budynku. Chłopak powtórzył pytanie, a ta dopiero ocknęła się i powiedziała:
-
W spodniach Miećka. - problem jednak polegał na tym, że nigdy nie było spodni Miećka, a jedynie podobne i kurewsko zużyte.
-
To nie są spodnie Miećka. - wskazał dziewczynie, choć przez stroboskopowe światło ciężko było zorientować się co jest co. No, ale w tym akurat przypadku było widać po przyjrzeniu się, że ktoś ostro w chuja poszedł. Nagle przy łóżku ocknął się kamerzysta i powiedział, że był wcześniej tu jakiś Amerykaniec z dwoma laskami i może to on podmienił spodnie? Technomuł wtedy padł na kolana i krzyknął -
Nie! - a po chwili wstał i wybiegł na korytarz, gdzie wpadł na ekipę żuli. Przodem szedł jegomość o spiczastej czapce, a po jego prawicy i lewicy (aczkolwiek lekko z tyłu) szedł umięśniony żul z gołą klatą i wycieńczony żul z bujną brodą. Technomuł był tak bardzo rozpędzony, że po prostu wpadł na
Bimbromantę i obaj odbili się od siebie - po czym przez ułamek sekundy mierzyli się wzrokiem. Nagle z szybkością błyskawicy na twarzy chłopaka pojawiła się
pięść Andrzeja Młota. Wszyscy myśleli, że takie ciosy są prawdziwe, a to tylko legendy. Technomuł odbił się od pięści jakby to był jakiś film akcji - po locie trwającym zdaje się stąd do pięciu sekund później uderzył on do góry nogami w ścianę i stracił przytomność.
Następnie pięcioosobowa ekipa (no, w jej skład wchodził jeszcze Jasio Śnieżka poruszający się nieśmiało gdzieś za
Andrzejem Młotem i dodatkowo, poruszająca się za
Andrzejem Nowakiem, jedna z lasek Holiłuda, koleżanka Ani, której imienia i przydomku nikt nie jest w stanie zapamiętać, choć to nic trudnego) ruszyła dalej mijając jakichś nieprzytomnych ludzi zalegających na korytarzach. Wszystko wyglądało dość dziwnie w stroboskopowym świetle, ale dało się przeżyć. Przynajmniej dopóki nie skręcili w kolejny korytarz, światła nie przyspieszyły tak jak i
muzyka zamieniając się w Schranz. Bimbromanta był zbyt wkurwiony, żeby cokolwiek takiego na niego działało, ale reszcie to się szybko zrobiło niedobrze. Przyspieszyli kroku i po chwili przedostali się do pomieszczenia, w którym była
zorganizowana sala taneczna, a muzyka trochę uspokoiła się przechodząc na Goa Trance. Ekipa miała ochotę krzyknąć, żeby wszyscy wypierdalali, ale przecież nikt nie usłyszałby. Trzeba by mieć obrzyna i wystrzelić parę razy w powietrze, a nikt nie przyniósł ze sobą takiego narzędzia rozpędzania tłumu. Tak poza tym nikt z ekipy nie przypominał sobie, żeby wchodząc do podziemi przechodził przez taką salę taneczną - inna sprawa, że oprócz Bimbromanty nikt inny w ogóle nie przypominał sobie, żeby schodził do podziemi...
Po przeciśnięciu się przez pomieszczenie w końcu dotarli do schodów, którymi podążyli w górę. Schody wydawały się być dłuższe niż droga między piwnicą, a parterem, ale ostatecznie doprowadziły do parteru.
Tam była kolejna ogromna sala taneczna wcześniej nie widziana przez nikogo z ekipy. I tu również bawiły się tłumy. Gdzie był hol? Gdzie były inne pomieszczenia i schody na kolejne piętro? Bimbromanta przyspieszył kroku i pierwsze drzwi jakie zobaczył kopnął, że aż wypadły z zawiasów. Nie upadły na ziemię, a prawdopodobnie kogoś przygniotły, ale nie było czasu na sprawdzanie takich pierdół. Pan Ryszard w końcu wrócił do znajomych korytarzy - holu głównego z kanapami i stolikami, przy których bardziej kameralnie chlało się i ćpało się.
Wtem do uszu ekipy doszedł głos wydobywający się z głośniczka krótkofalówki trzymanej w rękach jednego z ochroniarzy:
-
Przedarli się przez płot, a gołąb wylądował. Proponuję wszystkim przebrać się i spierdalać, bo nie mamy szans. - niespecjalnie kto inny przejął się tymi słowami (no, bo pewnie nie podsłuchali, a kultura przede wszystkiem), ale dwa ochroniarze spojrzeli po sobie po czym rzucili się do ucieczki - na schody prowadzące na piętro. Porzucili jedyną krótkofalówkę, którą posiadali. Nagle przez drzwi frontowe wkroczył za swym wielkim brzuszyskiem Bolek coś tam bełkocząc o:
-
To oni mnie zdradzili, a nie ja ich! - ale, nie zatrzymując się, szybkim krokiem przemieścił się na schody, podobnie jak i wcześniej uciekający strażnicy. Bolek za sobą nie zamknął drzwi, więc wpadło trochę chłodu i odgłosu wściekłej tłuszczy domagającej się darmowej wódki. Nieprzebrane siły chaosu zbliżają się z siłą domestosu.
-
Gdzie ten, kurwa, pokój z książkami?! Mieliśmy tam iść, a nie, kurwa, błąkać się. - stwierdził Ryszard Kocięba. Wyraźnie, kurwa, chciał sprawdzić czy jego córka żyje, a tym czasem szwędali się jak jakaś niedojebana wycieczka krajoznawcza po rezydencji pedofila. Podobnie wcześniej użył swojej siły i rozjebał zamek szafy uwalniając siebie ze środka. No, bo w szafie był on sam - znaczy Ryszard Kocięba, Bimbromanta. Ciężko wyjaśniać meandry rządzące się podróżami zasranoświatowymi, ale to był Ryszard z alternatywnej rzeczywistości, który miał niewiele do powiedzenia, a szło to mniej więcej tak:
-
Hołota, która atakuje budynek jest niedoopanowania nawet używając Berła Władzy. Może i pokonacie po tysiąc na głowę, ale oni w końcu was zniszczą pod wszechmocnym ciężarem chamstwa. Z drugiej strony od dachu Mroczny Pan i Brygada Specjalna Błyskawica zabezpieczają teren aresztując każdego kto im się nawinie - a opór jest bezcelowy, bo zostaniecie zastrzeleni. Jak już dowiesz się co stało się z córką i załatwisz swoje sprawy z Krakowskim to jedyną drogą ucieczki będzie ta szafa. - po czym zamknął za sobą drzwiczki (o dziwo nie wyrwały się) i zniknął.
Powracając jednak do spraw aktualnych to w jednym momencie Andrzeje Młot i Nowak zakrzyknęli -
Wiem, gdzie jest to pomieszczenie! - a wiedzieli to z czasu spędzonego nad brzegiem rzeki Linsk. Nie takie rzeki można było się dowiedzieć z tamtej rzeczy. I na odwrót. Tylko tutaj robił się mały ambaras, bo gdyby tak cała ekipa ruszyła do gabinetu Krakowskiego (aktualnie znajdującego się na pierwszym piętrze, różnie z tym bywało w czasie zwiedzania tego budynku) to ciężko potem będzie odnaleźć Holiłuda, a i nikt nie będzie zabezpieczał drzwi wejściowych przed tłuszczą (i ciężej będzie powrócić do podziemi). Z drugiej strony nie bardzo wiadomo jakiej siły ognia będzie potrzeba w samym gabinecie Krakowskiego i co ten leszcz tak naprawdę potrafił - co w nim było tak ważnego oprócz wyjebanej w kosmos ilości gotówki. Takie o to decyzje trzeba było pilnie podjąć zdając sobie sprawę, że goście to raczej są zbyt najebani, żeby zareagować, ale gdyby był brygadzista to może i by na szybko przygotował małą samoobronę na parterze. Oczywiście koleżanka Ani i Jasio Śnieżka pozostawali do pełnej dyspozycji.
-
Całkiem nieźle. Całkiem ciekawą tutaj mają rzeczywistość, ale chciałbym wrócić już do budynku. - odpowiedział Miguel do
Williama Praudmoora. -
Według plotek gdzieś tutaj kryje się droga powrotna. Masz jakieś pomysły, gdzie to może być? Pomożesz mi przekonać Bimbromantę, żeby nie próbował mnie zabijać? - w przypadku zgody Miguel będzie chciał przybić to uściskiem dłoni. Ogólnie Miguel nie stoi już za Holiłudem, a obok niego i też umył ręce w umywalce (przy okazji spłukując wcześniejsze wymiociny tego ostatniego).