Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2017, 20:40   #12
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Księżycowe Wzgórza, Królestwo Nithii
Południe, Upalne Tropiki

Przyczajeni w zaroślach awanturnicy przez długi czas w milczeniu obserwowali polanę, na której wylądował oddział szarych elfów. Czekali na sygnał do ataku, a miało nim być zaklęcie, na tkaniu którego skoncentrowany był Laran. Czarownik kreślił w powietrzu niewidzialne dla oka symbole, jednocześnie cicho wypowiadając tajemną inkantację, która miała wywołać w umyśle elfickiego czarodzieja ogromny ból, uniemożliwiając mu jakąkolwiek czynność. Kiedy Laran skończył wypowiadać ostatnie słowa i skierował zaklęcie przeciw wrogiemu czarodziejowi, ten wyczuł obcą wolę wkradającą się do jego umysłu i starał się jej przeciwstawić, jednakże Laran był doświadczonym adeptem sztuk magicznych i bez trudu złamał opór przeciwnika, który w następstwie poczuł w głowie ból porównywalny z wbijaniem się w czaszkę rozgrzanego pręta.
Widok upadającego na ziemię elfickiego maga, który zaczął się konwulsyjnie szarpać na wszystkie strony i głośno wrzeszczeć, był dla przyczajonych awanturników wystarczająco jasnym sygnałem do ataku. Jako pierwszy z zarośli wybiegł Khargar, który dopadł leżącego na skraju obozu rannego elfa i skrócił jego męki jednym gładkim cięciem łaknącego krwi topora. Widok łysego, obskurnie wyglądającego zbója, który w brutalny sposób pozbawił życia bezbronnego żołdaka i obdarzył swe następne ofiary obłąkany spojrzeniem, sprawił, że szare elfy przez chwilę spoglądały w jego stronę w kompletnym osłupieniu, jakby były świadkami jakiegoś surrealistycznego spektaklu, a kiedy w końcu zdecydowali się wyciągnąć miecze, z krzaków zaczęli wyłaniać się kolejni awanturnicy.
Branwen była z nich wszystkich najszybsza i jako pierwsza wbiegła w samo centrum obozu, gdzie siedziała związana ciemnoskóra kobieta i jej oprawca, który w tamtej chwili spoglądał w przeciwnym kierunku, na siejącego zamęt Khargara. Dziewczyna wykorzystując nadarzającą się okazję zatopiła krótkie ostrze sztyletu w plecach wojownika, który zwał się Volgoth’drinem. Mimo nadanego przez nogi impetu, Branwen nie zdołała się w pełni przebić przez pancerz elfa, zaś sama klinga nieznacznie zmieniła kierunek i zamiast wbić się między kręgi, paraliżując ofiarę, trafiła tuż obok wrażliwego punktu. Bardka zaklęła pod nosem, kiedy wojownik błyskawicznie obrócił się w jej stronę, gotów odpowiedzieć ciosem, przed którym miała niewielkie szanse uciec. Volgoth’drin wykonał silny zamach z półobrotu, zręcznie przekładając ostrze między obiema dłońmi i był już zaledwie kilka cali od wyprowadzenia celnego cięcia, kiedy najpierw zauważył, a później poczuł, jak początkowo niewidoczne dla jego oczu ostrze ucina mu rękę przy samym nadgarstku, pozbawiając go dzierżącej oręż dłoni. W tym samym momencie ujawnił się przed nim skryty pod osłoną niewidzialności gnom Rudi, który rzucił się kobiecie na pomoc. Zaskoczony elf przez chwilę przyglądał się w niedowierzaniu uciętemu kikutowi, z którego obficie tryskała krew, jednocześnie cofając się do tyłu. Branwen wykorzystała ten moment nieuwagi i silnym kopniakiem powaliła nieprzyjaciela, po czym niedbale zatopiła sztylet między jego żebra, nawet nie upewniając się czy go zabiła. Okiem zaczęła szukać następnej ofiary, jednakże w tym samym momencie na polanę wbiegł Taled i na jego widok, dziewczyna odwróciła się na pięcie, skacząc w pobliskie zarośla, jednocześnie porywając ze sobą Rudiego.
Tymczasem dwóch elfich wojowników próbowało zajść ogarniętego żądzą krwi Khargara, lecz na ich drodze stanął Taled, który jednym silnym cięciem pozbawił głowy najbliższego wroga, by w następnej chwili wyzwać na pojedynek jego towarzysza. Ostatecznie jednak nie zdążył się z nim rozprawić, albowiem dosłyszał głos znajomej mu kobiety.
Auriel nie spodziewała się aż takiego obrotu spraw. Widząc lejącą się wokół krew, zacisnęła mocniej uścisk na pochwyconym przez nią przywódcy elfów, jakby chciała go od tego uchronić. Zrobiło jej się niedobrze, niemalże poczuła jak kręci jej się w głowie od samego patrzenia na lejącą się strumieniami juchę. Sytuację nie poprawił przemieniony w wilkołaka Wilk, który na jej oczach rozrywał na strzępy unieszkodliwionego przez Larana czarodzieja.
- Przestańcie! Rzućcie wszyscy broń, co wy robicie?! - Krzyknęła na cały głos z nadzieją, że nie tylko zostanie usłyszana, ale i usłuchana. Jej okrzyk został jednak zagłuszony przez szczęk oręża, a przynajmniej tak to wyglądało z jej perspektywy, albowiem z wyjątkiem Taleda każdy był pochłonięty walką. Kolejna wymiana ciosów skutkowała kolejnymi zgonami, które w końcu przerwał krzyk kapłana:
- Poddajemy się! Powstrzymajcie ten rozlew krwi! - Powtórzył te słowa jeszcze w kilku językach, mając nadzieję, że ktoś je zrozumie. Tymczasem ogarnięty żądzą krwi Wilk wyrwał wciąż bijące serce z rozerwanej klatki piersiowej czarodzieja, uniósł je wysoko w powietrze i głośno zaskowyczał, pozwalając by jego głos poniósł się echem przez las. Zaś Taled stanął w pozycji bojowej z wyciągniętym mieczem w kierunku wojownika, z którym chciał się wcześniej pojedynkować. Nie atakował, jedynie czekał na to co ten uczyni.
- Rzućcie wszyscy broń - zawołał Laran, stale mierząc w elfa-kapłana.
Miał cichą nadzieję, że nikt nie zrozumie i nie posłucha, dzięki czemu nie zostawią żadnych świadków i potencjalnych wrogów.
Pochwycony przez Auriel dowódca krzyczał coś w stronę swoich ludzi, prawdopodobnie odradzając im odrzucenie broni, jednakże kapłan kompletnie go zignorował i ostentacyjnie wypuścił z rąk trzymany morgenstern. Widząc ten gest, reszta uczyniła podobnie.
- Zajebię was! Zapierdolę was wszystkich - Krzyczał kapitan, tym razem we wspólnym. Próbował wyrwać się z uścisku Auriel, nawet uderzył ją łokciem w podbrzusze, lecz na nic się to nie zdało. Drobna kobieta w zadziwiający sposób znosiła te i inne ciosy, zupełnie tak jakby nie była człowiekiem. Ta widząc tą agresję w wykonaniu pochwyconego przez siebie mężczyzny, uderzyła go mocno w tył głowy znalezionym obok kamieniem, pozbawiając elfa przytomności, po czym delikatnie już odłożyła jego ciało na ziemię.
- Niech ktoś go pilnuje i przestańcie zabijać! Jesteście chorzy! - Oburzyła się Auriel niemal ze łzami w oczach i pobiegła do najbardziej rannego elfa, aby spróbować wyrwać go z objęć śmierci.
- Ja ledwo zacząłem, nie moja wina, że takie kruche te elfiątka! - Zaśmiał się szyderczo Khargar, z niechęcią pozwalając kolejnemu przeciwnikowi się poddać, zamiast zakończyć jego żywot gładkim cięciem topora, jak to wcześniej uczynił. Skąd się ta wariatka urwała? - Pomyślał.
- Teraz chyba wypadałoby porozmawiać - odezwał się Laran, zwracając się do kapłana. Przewiesił łuk przez ramię i wyszedł z zarośli, wkraczając na teren obozu.
Stojący nieopodal Auriel rycerz skrzywił się na jej słowa i poczuł się winny. Kiedy elfy opuściły broń, wskazał mieczem miejsce gdzie chce ich widzieć. Nic już więcej nie mówił, tylko zaganiał elfich wojowników w jedno miejsce.


Bran zorientowała się, że jej działania zostały zauważone.
I to przez nikogo innego jak potrafiącego znikać gnoma. Nie czekając, poddała się instynktom i doskoczyła do niewysokiego mężczyzny. Zatkała mu wprawnym gestem usta i wciągnęła w tył, by ukryć się w krzakach.
Zaskoczony przez Bran nie miał chwili by zareagować. Ta drobna kobieta, z którą nie miał dotychczas dużo do czynienia, wciągnęła go w krzaki. Czyżby była aż tak rozemocjonowana, że postanowiła go uwieść? - Przez chwilę przeszło mu to przez myśl. Jednak nie spojrzał na nią pytającym workiem.
- Ciiii - szepnęła przy okazji w ucho Rudiego - Musimy pomówić.
W oddali zostawili przekrzykujących się towarzyszy broni i niedoszłych porywaczy.
- Co ty robisz do cholery? - Zapytał zdziwiony bardkę jednocześnie zmieszał się trochę uświadamiając sobie, że tak łatwo jej poszło.
Już w krzakach Branwen puściła Rudiego i odskoczyła w tył na wypadek, gdyby gnom jednak chciał ją atakować. W zasadzie nie miałaby mu tego za złe.
- Rudi… - wyciągnęła dłonie przed siebie w uspokajającym geście. - Nie widziałeś tego co się zdarzyło… - spojrzała z czułym i łagodnym uśmiechem kontrastującym z błyskawicznie wyprowadzonym bezlitosnym atakiem na ciemnego elfa.
- Co się stało, że musiałaś mnie porywać z pola bitwy? - Zapytał gnom.
- Wybacz - Bran uśmiechnęła się uroczo i postąpiła krok w kierunku Rudiego. Ponownie wyglądała na słodką i delikatną kobietę. Zajrzała w oczy gnomowi, wpatrując się w niego intensywnym spojrzeniem złotych oczu - Proszę. Nie wspominaj o tym co widziałeś nikomu. Dobrze?
- Ale przecież ja nic nie widziałem! - Wyszczerzył zęby w uśmiechu i mrugnął do niej.
Sikorka uśmiechnęła się szerzej o ile to w ogóle było możliwe:
- Dziękuję Ci, Rudi - dygnęła lekko z gracją. - Byłeś niezwykle dzielny w boju. Z pewnością opiszę Twą brawurę w obronie niewinnej przed losem gorszym niż śmierć. Twe imię - na roześmianym obliczu dziewczyny pojawiło się lekkie zasępienie - o najprzystojniejszy z gnomów, nie zostanie zapomniane.
- Najprzystojniejszy jakiego znasz, bo znasz tylko mnie złotko - odpowiedział na propozycję bardki uśmiechając się do niej nadal. - Teraz skończmy już to gadanie, bo się jeszcze zaczerwienię - Bran nie mogła się nie zgodzić z argumentem Rudiego. Pokiwała zgodnie - chodźmy do pozostałych. Podszedł bliżej do bardki, która na chwilę się cofnęła, po czym zbliżył jej głowę do swych ust i szepnął - piękny cios i dał jej buziaka w policzek.
Bardka roześmiała się zaskoczona i pociągnęła Rudiego z powrotem do obozu elfów.


- Czego chcecie? - Zapytał kapłan patrząc po krwawym pobojowisku, które zostawili po swoim natarciu awanturnicy. W jego oczach był to zwykły akt barbarzyństwa. Tymczasem Zorena, czarnoskóra kobieta stojąca w pobliżu umierającego Volgoth’drina, zwróciła się do Auriel:
- Rozkujcie mnie i nie dajcie się zaślepić ich kłamstwom. To zwykli bandyci, którzy uprowadzili mnie dla własnych korzyści. Jestem księżniczką Nithii i choć wiem, że ciężko w to uwierzyć, to za moje uratowanie faraon wyznaczy wam iście królewską nagrodę - dziewczyna obróciła się na pięcie, pokazując kajdany, które krępowały jej dłonie.
- Ten drań ma klucz, nie pomagaj mu, zasłużył na śmierć - z dumą w głosie zwróciła się do Auriel.
Auriel podbiegła do ciężko rannego, elfiego wojownika, nad którym chwilę wcześniej znęcał się gnom. Ukucnęła przy szaroskórym mężczyźnie i dotknęła jego ramienia.
- Ćśś, pomogę ci, nie ruszaj się... Ja... Pomogę... - powiedziała uspokajająco patrząc na jego rozległe rany. Było jej źle z myślą, jak go potraktowali ci, z którymi tutaj trafiła. Czy takie osoby wybierało się do pokonania Celozji? Tak skrajnie złe i nie mające żadnych skrupułów?
- Dobrze, wezmę ten klucz - oschle odpowiedziała Zorenie i przeszukała rannego. Kiedy już znalazła go, rzuciła za siebie, żeby kobieta mogła się uwolnić po czym przyłożyła dłonie do elfa i wyszeptała inkantację leczącą, która dała mu chwilowe ukojenie. Zorena tak też uczyniła, choć Auriel była w stanie usłyszeć jej prychnięcie niezadowolenia.
- Podczas mojej podróży zostałam zaatakowana przez bandyckie plemię z Neatharu. Wyrżnięto w pień towarzyszących mi ochroniarzy i sługusów, a mnie wzięto w niewolę jako łup wojenny. Nie dotarliśmy jednak do obozu tych dzikusów, albowiem z powietrza spadł na nas oddział szarych elfów, tych tutaj. Ten idiota - wskazała ręką nieprzytomnego dowódcę oddziału - uwierzył mi, że się w nim zakochałam i rozkuł mnie na czas podróży. Przelatując nad tym wzgórzami postanowiłam wykorzystać okazję, więc wyskoczyłam i uchwyciłam się gałęzi jednego z drzew, ale dranie szybko mnie znaleźli.
Ciekawe, dlaczego biedak uwierzył w wielką miłość, pomyślał Laran słysząc słowa Zoreny. Trzeba było zaoferować im worek złota, a nie mamić uczuciami.
- Nie oceniam jednostek na podstawie grupy. Może oni robią to, co ktoś im każe. Może nie zasłużył na śmierć, jak ty to mówisz… - Szamanka odpowiedziała zajmując się umierającym, który według czarnoskórej kobiety, wcale nie był taki bez winy. Auriel jednak nie potrafiła tego stwierdzić i nie chciała niczyjej śmierci.
- Bez wątpienia wykonywał rozkazy - z przekąsem powiedział Laran. - Był jednak dosyć gorliwy w ich wypełnianiu. A w moich stronach za porwanie płaci się gardłem. Jako że tu może obowiązywać inne prawo, chwilowo powstrzymam się od głosu.
- Jeśli to chodzące truchło chce nas pozabijać, czemu mielibyśmy go pozostawić przy życiu? - Zapytał rzeczowo Wilk szczerząc kły, jednakże nikt mu nie odpowiedział.
- To teraz już wiesz, elfie, po co tu przybyliśmy - powiedział głośno Kaedwynn, zwracając się do kapłana, jednocześnie podsumowując wypowiedziane dotąd słowa. - Widzieliśmy spadającą kobietę, więc sytuacja wydała się nam podejrzana. Wysłaliśmy na zwiad naszych szpiegów, a z ich obserwacji wynikało, że kobieta jest przetrzymywana wbrew swojej woli. Nakłonieni przez Auriel, postanowiliśmy ruszyć jej z odsieczą. Czego od was chcemy? - Powtórzył zadane wcześniej przez kapłana pytanie, spoglądając na swoich towarzyszy.
- Wszystkich waszych kosztowności i tych… - wskazał pteranodony - skrzydlatych wierzchowców. To tak na dobry początek.
- Niedorzeczność! - Krzyknął kapłan, ale mimo to nic więcej nie zrobił. Tylko jego dłonie gniewnie zacisnęły się w pięści.
- Dobrze powiedziane. Przyjmujemy waszą kapitulację - odparł Kaedwynn, uśmiechając się do niego szeroko.
- Taled, Khargar… Zwiążcie ich, a później zastanowimy się co z nimi zrobimy - zwrócił się do swoich towarzyszy.
- Puścimy wolno - zasugerował Laran. - W końcu nie żywimy do nich żadnej urazy.
- Czyżby? Przed chwilą ktoś się odgrażał, że nas zapierdoli. Ja czuję urazę - nie krył się ze swoimi odczuciami Kaedwynn.
- Zapasy mamy ograniczone, jeśli mają coś do jedzenia, możemy wziąć, jak nie, no cóż. - Wilk wzruszył ramionami i zaczął przegryzać serce maga, które wyrwał nieszczęsnej ofierze z piersi.
Laran z niesmakiem pokręcił głową na taką demonstrację.
- A zatem, kapłanie? Czy przyjmujecie nasze warunki? - Spytał.
- A mamy jakiś wybór? - Odparł przez gniewnie zaciśnięte zęby.
Tymczasem Bran niespodziewanie pojawiła się zza pleców uwięzionej do tej pory kobiety, stając tuż obok Rudiego. Cicho i jakoś nieśmiało rzuciła:
- Ja tam bym chciała usłyszeć i ich wersję zdarzeń - drobną dłonią wskazała na elfy, a potem potoczyła spojrzeniem po towarzyszach i na końcu Taledzie. - Dla opowieści, rzecz jasna, dla pieśni złożenia - bardka przysunęła się nieco bliżej.
- A potem mogą powiedzieć co wiedzą o okolicy - dodał druid.
Taled nie zamierzał pętać jeńców, ale nie odmówił ich pilnowania. Trochę nie podobały mu się żądania Kaedwynna, ale jeśli mieli przeżyć liczył na żywność, wierzchowce. Broń by im oddał, ale tuż po tym jak odlecą.
- Och to nagle chcecie czegoś się od nich dowiedzieć? No to może trzeba było wszystkich zabić wcześniej, nim was zastopowałam z ich kapłanem! - Auriel podniosła głos wyraźnie zła na idiotyczny sposób myślenia co poniektórych. Nie słyszała też aby bardka próbowała powstrzymać rzeź lub przemówić do rozsądku grupie, a z tego co zauważyła, znała ich dłużej.
Khargar w dość brutalny sposób zajął się wiązaniem jeńców, jednocześnie przysłuchując się rozmowie. Taled zaś asekurował jego poczynania. Po chwili Khargar otrzepał nieco swój topór z krwi i flaków, po czym podszedł do szlachcianki o ciemnej skórze. Skłonił się, co wyglądało w jego wykonaniu jak kpina.
- Jesteś więc pani księżniczką, córką Faraona. Jam jest Khargar, zwany Rozłupywaczem Czaszek, niestety ja i moi towarzysze zostaliśmy to przeniesieni z dalekiej krainy i nie do końca orientujemy się w miejscowych zwyczajach. Rozumiem, że władca za ocalenie jego ukochanej córki wypłaci nam królewską nagrodę, tak? - Następnie spojrzał z pogardą na elfy.
- A tych tutaj tak po prostu wypuścić, co jak nam na głowę kamratów ściągną? Choć po prawdzie toby całą armię musieli na nas nasłać, bo walczą jak pokraki. Ale jak mają takie wierzchowce to łatwą ścigać nas mogą. Bezpieczniej by było dobić jeńców, żeby świadków nie było, chyba, że nam coś cennego mogą zaoferować, czego sami sobie wziąć nie możemy…
- Zrobicie z nimi co uznacie za słuszne, choć sugerowałabym zabicie ich - odparła Zorena bez cienia współczucia dla jeńców. - Ojcu przekaże, że tak też uczyniliście. Powinien was hojnie wynagrodzić, jestem tego pewna. Wprawdzie nie wiem czy mój małżonek nie miałby dla was bardziej kuszącej propozycji, gdyż ostatnio boryka go pewien problem, a byłam właśnie świadkiem niezwykłego kunsztu walki, ale… Na razie nie mówmy o tym. Chciałabym się wydostać z tego miejsca możliwie jak najszybciej. Szczęściem dla nas Tarthis, stolica Nithii, znajduje się zaledwie dwa dni drogi stąd.
- My też byśmy chętnie opuścili to miejsce - odparł Laran - ale przyznam szczerze, że wasze środki komunikacji - spojrzał w kierunku, gdzie znajdowały się latające stwory - są nam obce.
Nie powiedział, że na razie obietnice hojnej nagrody traktuje podobnie jak gruszki na wierzbie. Spojrzał na księżniczkę, zastanawiając się, ile prawdy jest w jej słowach. Wyglądało na to, że przynajmniej wierzy w to, co mówi.
- Te stworzenia… - Zaczęła Zorena spoglądając z niechęcią na pteranodony. - Wcale nie są tu tak popularnym środkiem transportu, jak się wam wydaje. Hodują je szare elfy w swoich jaskiniach, natomiast moja rodzina królewska ma dostęp do sprowadzonych z północy gryfów. To są dopiero honorowe, piękne i mądre stworzenia, nie to co te gadzie bezmózgi…
Taledem aż coś wstrząsnęło, kiedy usłyszał o gryfach. Patrzył na Księżniczkę przez wizjer w hełmie z otwartą gębą.
- Myślę, że nie odróżnią was od swoich dawnych panów, jeśli o to pytasz. Rozumem to one raczej nie grzeszą, podobnie jak ich właściciele.
- Czy znasz polecenia, jakie trzeba im wydawać? - Laran kontynuował wypytywanie.
- Nie do końca, ale zauważyłam, że jeźdźcy po prostu ciągną za lejce, kiedy chcą je poderwać do lotu lub zwiększyć wysokość lotu, a podczas obniżania lekko naciskają dłonią na kark stwora. Trochę to podobne do jazdy konno, tylko jeszcze bardziej prymitywne - odparła Zorena.
Mag skinął głową. Natomiast Auriel przewróciła oczami.
~ Też gadasz jak prymityw - pomyślała nadąsana, a przekaz ten potoczył się po myślach Wilka i Gnoma. Już o stokroć bardziej wolałaby przyjaźń i towarzystwo tych zwierząt, niż wszystkich humanoidów, którzy się tutaj zebrali.
- Prymitywne czy nie, nie miałem nigdy latającego wierzchowca, więc kusi mnie wypróbowanie tych tutaj, księżniczko… - Khargar spojrzał chciwie na latające gady.
- Chociaż gryfem też nie pogardzimy, szczególnie nasz tutaj jakże szlachetny rycerz - spojrzał w stronę Taleda z nieco kpiącym grymasem. - Tak, myślę że możemy przyjąć twoją ofertę, czuję że moglibyśmy wiele razem osiągnąć...

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline