Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2017, 09:48   #11
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Aila wybudziła się już całkiem z godzinę po świcie. Trochę przez popołudniową drzemkę wczorajszą, która wydłużyła im się do wieczerzy, ale głównie przez panujący harmider.
Wieś szykowała się do ślubu Aliny i Heinricha, a i zwykłe czynności jakie mimo to trzeba było w obejściach wykonać, były odpowiedzialne za pewien rozgardiasz. W oddali od karczmy słychać było postukiwania i pokrzykiwania mężczyzn, muczało prowadzone na pastwiska bydło, meczały owce. Dzieciarnia wobec przygotowań dorosłych do ślubu zaprzęgnięta została mocniej do pracy niż zwykle i potęgowała pewien chaos gdy obowiązki łączyć chciała z zabawą. Gdzieś na to wszystko rozszczekał się pies. Potem drugi, trzeci.
Spać się nie dało, tym dziwniejszym było, że Aleksander spał jak zabity. Czyżby naprawdę czuwał całą noc?
Pogładziła go czule po włosach, lecz na tyle delikatnie, by się nie zbudził. Następnie spróbowała przejść ponad nim i wstać, nie budząc małżonka, co było nie lada wyzwaniem, zważywszy na to, że spali na wąskim łóżku, a ona znajdowała się pod ścianą. Poruszył się i zamamrotał coś przez sen, ale nie obudził, Aila więc zaczęła krzątać się po izbie. Najchętniej by się umyła i odświeżyła, nie wiedziała jednak czy może liczyć chociaż na misę z wodą dla odświeżenia. Po chwili wahania i uzmysłowieniu sobie perspektywy wystąpienia na weselu z nieświeżymi włosami, szlachcianka wyszła z pokoju i niepewnie ruszyła do kuchni, by poszukać Cecylii.
Jako kobieta powinna ją przecież zrozumieć...

Gospodyni księdza krzątała się już w kuchni, ale odwrócona tyłem nie spostrzegła szlachcianki. Przygotowywała właśnie śniadanie.
- Dzień dobry... - Aila stanęła w progu, chowając się częściowo za futryną. W końcu miała na sobie tylko halkę i zarzucony na ramiona koc.
Gospodyni odwróciła się do niej odruchowo. Wyglądało jakby miała znów co rzec obrażonym tonem ale jej oblicze złagodniało.
- A chwalić Boga dobry. - Jej spojrzenie prześlizgnęło się po widocznej z jej perspektywy części sylwetki Aili.
Szlachcianka przezwyciężyła skrępowanie i postanowiła wykorzystać słabość gospodyni.
- Chciałabym się umyć przed ślubem, można tu gdzieś... - zrobiła znaczącą przerwę.
Oczy rudowłosej rozbłysły gdy wzrok prześlizgnął się po nieskromnym stroju szlachcianki.
- Przy studni jeno, ale to na widoku. Ksiądz i wikary w izdebkach swoich się myli, albo właśnie tamoj.
- Ja bym mogła w izbie, ale czy jaką misę albo wiadro chociaż mogłabym dostać? I coś do otarcia się? - zapytała dziewczyna, trzepocząc z lekka rzęsami.
Nie wiedzieć co bardziej podziałało na Cecylię, ten trzepot, czy sugestia ocierania.
- W balii wikarego pranie namoczyłam… - Zafrasowała się, ale nagle na jakiś koncept wpadła. - Ja tu od wczoraj robotam, tu spałam, a też przygotować mi się trza - rzekła. - U mnie balijka, prezent ślubny tatka dla matuli… Chciałam jeno śniadanie przygotować i iść wody nagrzać i kąpiel wziąć. U mnie panienka to lepiej niż w misce jakiej się obmyje.
Aila przygryzła wargę, niezdecydowana. Propozycja wydawała się korcąca, ale pamiętała ostrzeżenia męża.
- Och, to zbytek uprzejmości. Szczególnie że to bym się odziać musiała na drogę, a i męża obudzić, bo on śpi jeszcze i pewnie by się niepokoił, gdyby mnie znaleźć nie umiał... - próbowałą się wykpić.
- Ać tam! Księdzu się powie, to jaśnie panu powtórzy, a ja tu jeszcze chwila nim skończę, akuratnie coby pani się odziała. - Mówiła zaaferowana. - I to przecie nie kłopot, jak sama chcę kąpiel wziąć, a i że sama mieszkam bo tatko i matula licho jakie parę lat temu zabrało, to prywatność pani będziesz miała, bo tu do księdza co i rusz zara jak to przed ślubem kręcić się zaczną.
Szlachcianka chwilę jeszcze zastanawiała się, co zrobić, postanowiła jednak przyjąć propozycję Cecylii. W końcu to tylko kąpiel...
- Dobrze, tedy ja również niedługo będę gotowa - powiedziała i wróciła do pokoiku wikarego, by wczorajszą suknię założyć. Miała jeszcze jedną na zmianę, może niewiele strojniejsza, ale nowszą i czystą, którą też zabrała teraz, by się już na zaślubiny przyodziać.

Alexander wciąż spał w najlepsze pochrapując z cicha gdy Aila ubierała się. Cecylia wyglądała jakby skończyła już wszystko co miała skończyć, nawet zniecierpliwiona nieco była. Z drugiej strony znać było dobrą gospodynię… Kuchnia wysprzątana była aż się świeciło, wszystko na swoim miejscu, a na stole drewniana taca z gotowanymi jajami, serem, chlebem i garniec z mleczną polewką.

Powiodła szlachciankę pomiędzy budynkami, nad potok i jego skrajem wzdłuż tyłów wiejskich zagród. Twierdziła, że tak szybciej, bo przez kładkę im trzeba na drugą stronę, a i w centralnej części wsi przy karczmie pewnie stoły szykują i rozgardiasz tam spory. Rzeczywiście przez kładkę przejść musiały a obmywana wodą i wąska mogła być jakimś wytłumaczeniem, że po zmroku gdy już później się robi, Cecylia woli na noc w przykościelnym budynku spocząć.
Po ciemku, najzwyczajniej w świecie łatwo się było tu skąpać.
Droga zajęła im z dziesięć minut, a chałupy i zagrody rozrzucone tu były rzadziej, w końcu doszły do niewielkiej, biednie wyglądającej chaty. Może i dałoby się ją doprowadzić do ładu i lepszego wyglądu, ale w części prac, szczególnie przy dachu męskich dłoni do tego było trzeba. Z drugiej strony zaś rudowłosa dziewczyna więcej dnia spędzała u księdza.

W środku Izba jedna była bardzo podobna do chaty w Wilczych Dołach, gdzie Aila i Alex nocowali, ale oborę przerobiono na kuchnię, która oddzielną izbą była. Może i wcześniej jakie owce i krowy tu były, ale już od dawna nie. Łóżko spore, parę kufrów, dwie ławy i stół. co ciekawe na poddasze gdzie w Wilczych Dołach mieli swój kąt Matthias z Elsą nie prowadziła drabina, ale nie dziwiło to zbytnio, bo dawno nie naprawiany strop stanowiący podłogę tej antresoli groziłby zawaleniem gdyby po nim chodzić.
- Rozgości się Panienka, ja wody zagrzeje - rzekła Cecylia z zarumienionymi policzkami.
- Dziękuję... i jeszcze raz za kłopot przepraszam - odpowiedziała Aila, suknię rozkładając na łóżku, bo się nie pogniotła. Potem sama na ławie przysiadła.
- Jakby co trzeba było pomóc, proszę wołać.
- Nie trzeba, gdzie tam pomóc. - Cecylia machnęła ręką i poszła do kuchennej części by rozpalić palenisko. Szybko jej poszło i zaraz ogień buzował, a nad nim wisiał kociołek do którego rudowłosa wlała kubeł wody. Przykryła kocioł drewnianym wiekiem, jak do beczki.
- Szybciej wtedy idzie - wyjaśniła i smyrgnęła na zewnątrz z dwoma pustymi kubłami.
Aila wciąż zastanawiała się, czy dobrze zrobiła przychodząc tu, ale w sumie nie było już odwrotu, a i Cecylia na razie zachowywała się całkiem przyzwoicie. Szlachcianka siedziała grzecznie na swoim miejscu i tylko przyglądała się wyposażeniu chaty.

Zaganiana dziewka nie odzywała się za wiele nosząc wodę, dokładając drew do ognia i obmywając niewielką balię stojącą w kącie pod płótnem. Była podobna do tej, którą Johann Niemiec udostępnił szlachciance w “Lorelei”. Gdy woda w kociołku zabuzowała, Cecylia wlała ją do tejże balii przystawionej bliżej paleniska. Buchnęło parą, a gospodyni kościelna nakryła ją płótnem “coby gorąc nie uciekał”. W tym czasie drugi kociołek już wisiał nad ogniem.
Niebrzydka, tylko lekko przy tuszy, z “cycem jak marzenie” jakby rzekł kto nieprzystojnie i jak Aila doskonale widziała: obrotna w domu jak mało która. Dziwnym było, że choć na oko przekroczyła już jakiś czas temu dwie dziesiątki lat, to żaden z chłopów jej nie pojął i sama tu żyła.
No może jeden szczegół znany Aili tłumaczył to trochę…
Zauważyła, że Cecylia coraz częściej ku niej zerka. Trochę szkoda było szlachciance dziewczyny, lecz nie chcąc się z nią zanadto spoufalać, starała się raczej unikać kontaktu wzrokowego, przyglądając się różnym przedmiotom w pomieszczeniu.

Podczas gdy woda w kociołku się gotowała, ruda dziewczyna rozebrała się do giezła wierzchnią suknię kładąc do drewnianej misy. Po zdjęciu płótna z balii dolała do niej wrzątku i trochę również do misy na pranie, po czym przygotowywaną kąpiel zalała zimną z wiadra aż sprawdzając palcem jak gorąca osiągnęła najwidoczniej to co zamierzała.
- Gotowe Pani - powiedziała w końcu.
- Och - Aila wydawała się skonsternowana. - To może ja później, a teraz wyjdę? - zapytała niepewnie.
- No gdzieżby! - Cecylia aż się zdziwiła. - Toć dla panienki czysta woda, ja po panience dopiero.
- Ale to... - westchnęła. Spojrzała na kobietę. W sumie jeśli to prawda, co mówił Alex, cóż ona z życia miała? Jeżeli nawet sobie teraz popatrzy i jej to przyjemność sprawi, Aila nic na tym nie straci przecie.
- Niech będzie - rzekła, wstając i zaczynając się rozodziewać - Dziękuję.
Wkrótce stanęła przy balii naga tak, jak ja pan Bóg stworzył.
Cecylia aż sapnęła.
- Jezusicku, ale Pani piękna… - wydukała. - No jużci, bo wystygnie - rzekła pochylając się do jakiego kufra, a Aila z przyjemnościa zanurzyła się w balii gorącej wody, która teraz w dużej mierze zakryła jej ciało. Powoli zaczęła się opłukiwać.

W klasztorze była niewielka łaźnia, z której mogły korzystać co dzień, bo Merlin nie żałował niczego swoim podopiecznym. Dwie noce spędzone poza klasztorem, w tym jedna na końskim siodle, brak możliwości choćby umycia się… brakowało niedawnych wygód. Ta kąpiel była ich namiastką, a ciepła woda tak przyjemnie koiła...
Cecylia wstała i odwróciła się. Na twarzy miała wypieki.
Zaczęła wolnym krokiem zbliżać się w jednym ręku mając szmatkę, a w drugim miseczkę z ługiem.
Przystanęła nad balią, nie wiedząc co powiedzieć.
Aila akurat zanurzyła się, by włosy zmoczyć i teraz cała mokra wychyliła się znad krawędzi balii.
- Mogę skorzystać? - zapytała, wskazując trzymane przez gospodynię rzeczy.
- A jużci, ale do pleców przecie Pani nie sięgnie - przyklękła obok balii. - Odchylcie się to ja umyję.
Aila kiwnęła głową i oparłszy się na przeciwległym skraju balii, nastawiła plecy. Zastanawiała się czy przed doświadczeniami z klasztoru też podchodziłaby tak spokojnie do kobiety, która wyraźnie ma ku niej skłonność. Pewnie nie. Teraz jednak, o ile Cecylia nie przekroczy pewnych granic, zastrzeżonych jeno dla męża szlachcianki, ta nie miała nic przeciwko by sobie popatrzyła na nią.
Rudowłosa nałożyła ług na szmatkę i zmoczyła ją, po czym zaczęła powoli obmywać plecy pięknej blondynki i zarówno dłonią jak i szmatką, na przemian.
- Panienka to w zamku pewnie i kilkoro służek ma kąpielowych - zagadnęła z dziwnym napięciem w głosie. Kontakty jej dłoni ze skórą były wolne i ulotnie dłuższe niż było trzeba.
- Oj, bez przesady, nie mamy służby jeno od kąpieli, bo by się nudzili tym - powiedziała naturalnym tonem. - Choć zwykle kilka dziewczyn przygotowuje balię, to prawda. Zwykle też wiadra nosi im jakiś parobek, jeśli jest wolny.
- Jak to nudzili? To… przyjemna służba, są chyba cięższe prace na dworze? - Cecylia wciąż myła plecy szlachcianki, co było nawet przyjemne, zaczęła zahaczać też o rejony żeber.
- Chodzi mi o to, że na zamku nikt tak często się nie kąpie... choć może niektórzy powinni - zaśmiała się. - Dziękuję Cecylio, plecy mam już chyba czyste…
- Ano. Nie za często - podchwyciła. - Rzeknę prawdę. Dla siebie jeno to też bym na misie i zimnej wodzie poprzestała - zgodnie ze słowami szlachcianki przestała zajmować się plecami, szmatkę przeniosła na bark blondynki - bo to drew szkoda, dla dwojga to już raz na czas jaki przyjemnie w gorącej wodzie.
- To prawda, szkoda że tu nikogo nie macie. - Aila pozwoliła jej jeszcze chwilę się sobą zajmować, co w sumie było całkiem przyjemne.
- Bez chłopa też dawać radę sobie można, niepotrzebny mi. - Z barku szmatka zjechała na ramię zmywiając pot szlachcianki. - Pije taki, bije, cięgiem co mu zawadza.
- No tak, ale przecie to nie tylko z chłopem mieszkać można... oć choćby jaka wdowa, jedną wczoraj my poznali u karczmarza…
- By się to tak skończyło… - Cecylia zaśmiała się sztucznie - żebym opieką ją objąć musiała. - Drugi bark, żebra, góra biodra… - a ja nic nie mam, ksiądz mi jeno za posługę co da i tyle że jem to co gotuję u niego. Jakbym to rzuciła by tu Joanną Kowalową się zajmować, to na żebry by trzeba iść.
- No tak, ciężki los... - westchnęła Aila. - Nic to, wychodzę, żeby ciepła woda była jeszcze dla was - powiedziała i zaczęła się podnosić.
- Jam przywykła do chłodniejszej, taka to dla mnie nawet chyba gorąca, a i z przodu się obmyć trzeba.
Szlachcianka jednak już z balii wychodzić zaczęła, uznając, że co za dużo to niezdrowo.
- Okąpałam się już wcześniej - powiedziała i rozejrzała się - Można co do wytarcia prosić? Bym za wiele nie nachlapała…
- Ale… - w głosie rudowłosej zagościł smutek. - Już, już. - Skoczyła po kawałek płótna i z rozłożonym zaczęła zbliżać się do Aili - Panienka rozłoży ręce, ja wytrę.
Szlachcianka omal nie przewróciła oczyma, ale skoro sama się w to wpakowała, pozwoliła Cecylii wytrzeć się, posłusznie stając i rozkładając lekko ręce.
Cecylia chyba uznała, że to ostatnia szansa, bo wycierała szlachciankę solidnie, oj solidnie. Jakby kropelka na jasnej skórze pozostająca miała oznaczać najmniej pięćdziesiąt batów. Dziwnym piersi widać najbardziej podczas tej kąpieli się zmoczyły, zanim rudowłosa zabrała się do wycierania łona.
To zaś było coraz bardziej pobudzające dla samej Aili, toteż dziewczyna powiedziała znacząco.
- Dziękuję, już starczy.
Cecylia zamarła i lekko zadrżała jakby walcząc sama ze sobą. Szlachciance przez myśl przeszło cóż by mogła uczynić i jak śmiało sobie pozwolić, gdyby niższa stanem dziewczyna w tej sytuacji przed rudowłosą gospodynią stała. Ta w końcu opadła na kolana.
- Jeszcze tylko nogi, ziąb lekki z rana - Zaczęła wycierać uda Aili. - Panienkę jak nic chwyci choroba, bo to często gdy kto mokry na dwór wyjdzie. - W tej pozycji, głowę miała na wysokości…
Marnie udawała, że nie patrzy.
- Nie panienka jam już... - przypomniała jej uprzejmie Aila, po czym rzekła: - Wskakuj do wody Cecylio, to i ja ci plecy pomogę umyć. Potem mi jednak do męża trzeba wracać.

Z lekkim ociąganiem rudowłosa odstąpiła w końcu od szlachcianki i ściągnęła swoje giezło. Cóż, gdyby Aila gustowała w niewiastach byłoby na co popatrzeć, ale też nader obfity biust zwisał zbyt ciężko by uznać go za nader piękny. Tak to na przykładzie Cecylii widać było, że często w szacie niewiasta piękniejsza niż rozdziana.
Weszła do balii i uklękła w niej w rozkroku opadając pośladkami na pięty i pochyliła się do rantu tak jak Aila wcześniej. Szlachcianka dokałdnie, ale bez specjalnej pieszczotliwości przystąpiła do mycia jej pleców szmatką i z początku nie działo się nic poza niewielkim drżeniem gosposi gdy dłoń szlachcianki choćby przelotnie ją dotknęła. Jednak po kilku chwilach Aila dosłyszała zdradliwy chlupot.
Aila bez słowa zaś odłożyła szmatkę na krawędź balii i ruszyła ku swojemu odzieniu, by się w nie przebrać. Nie chciała komentować, ale też i udawać, że nie widzi zachowania dziewczyny nie zamierzała. Była ona samotna, lecz nie szlachcianka temu przecież winna.
Poczuła, że jak najszybciej chce już wyjść z tej chaty.
- Dzię… dziękuję pani - dosłyszała cichy głos od strony balii. Cecylia z pochyloną głową nie odwracała się do szlachcianki sama kontynuując mycie.
Szlachcianka nie odpowiedziała, pospiesznie się ubierając, a gdy już miała wszystko na sobie, z mokrymi włosami, rzekła jeszcze przy drzwiach.
- Ja również dziękuję Cecylio za możliwość kąpieli. Jesteś bardzo miła.
I wyszła.


Gdy przechodziła przez potok usłyszała niezbyt głośne zawołanie. Raczej nie by ją miało to zawołać, czy choćby uwagę zwrócić, a jeno głośne odbicie zauważenia jej.
- Pani Aila…
Gdy obejrzała się zobaczyła jak na tyłach jednej chaty na zydlu siedzi… Heinrich, a jeden z wieśniaków stoi nad nim z nożycami do strzyżenia owiec. Chyba poprawiał mu brodę lub uczesanie, a “poprawiał” bo Heinrich wstał i słowem chłopu podziękowawszy zakończył to balwierstwo kierując się ku szlachciance. Ta szybko poprawiła sznurowanie sukni na piersi i odrzuciła w tył mokre włosy. Uniosła potem dłoń w geście powitania i zmusiła się do sympatycznego uśmiechu.
Mężczyzna podszedł do niej i też się uśmiechnął.
- Słyszałem, że Alina zdruzgotana, boś Pani odmówiła jej druhną być na ślubie. - Przekrzywił lekko głowę i spojrzał szlachciance w oczy, czego nie robili chłopi w Wygódkach może jeno ksiądz Adrian. Heinrich miał w sobie coś magnetyzującego. - Prawda to?
Ona zaś wyprostowała się, przyjmując swoją wyniosłą pozę.
- Owszem. - rzekła, nie usprawiedliwiając się i również patrząc mu w oczy.
- Rozumiem… i to nawet dobrze - skinął głową - wdzięcznym za to. Ale uczynisz mi tę łaskę Pani rzecząc jakiż był tego powód? Wdzięcznym będę po stokroć.
- Dobrze... jeśli spróbujesz zgadnąć - rzekła z uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Myślałem wpierw, że to by Ci uwłaczało, ale nie wyglądasz na taką. - Nie spuszczał z niej spojrzenia. - Potem, żeś zmęczona, ale to też nie powód. Ot… chciałabyś sprawić jej przyjemność, nie wadzi Ci zniżać się do chłopstwa Pani… ale źle się czujesz wśród nich, nie pasują ci obyczajem i poziomem. Nawet nie sami oni, to co czynią i jak żyją, prawda to?
Aila przekrzywiła lekko głowę, a jej włosy zsunęły się na ramię.
- Mówisz “oni” nie “my” - zauważyła.
Przez chwilę jakby się speszył, ale uśmiech zaraz wrócił mu na oblicze.
- Gdy takiemu pięknu towarzyszy bystry umysł, to o cudzie mówić można.
- Tedy wiedzieć powinieneś, że w takiej sytuacji komplementy są powszednie i nie zawracają w głowie. Czemu więc sądzisz, że jesteś inny od nich? - zapytała.
- Powiem, jeśli spróbujesz zgadnąć.
Zaśmiała się.
- Musiałoby mnie to bardziej obchodzić, wybacz panie, ale włosy muszę jeszcze rozczesać - powiedziała, zbierając się do odejścia.
- Zezwolisz bym ci towarzyszył?
- Pan młody ma chyba bardziej ważkie sprawy na głowie - odparła.
- Przed samym ślubem nie, jeno przebrać się jeszcze. Mogę czynić co zechcę.
- Zabronić tedy nie zabronię, to wasze święto - rzekła Aila i ruszyła znów ku kościółkowi.
- Wolnaś jednak wskazać, że niemiłe Ci towarzystwo kogoś kto łaknie Twego. - Ruszył obok niej. - Obojętnym to wskazując gdyś na mnie zła… Cóż winienem się tym cieszyć.
Nie skomentowała tego, po prostu szła obok bawiąc swoimi włosami, które urosły już na tyle, by ich pukle potrafiła owinąć wokół palca.

Heinrich milczał nie chcąc widocznie nadmiernie nagabywać szlachcianki, za to często zerkał ku niej z uśmiechem.
Gdy już miał coś rzec przerwał mu zbliżający się śpiew.
Ktokolwiek jednak śpiewał z pewnością trubadurem nie był, bo nie wyżył by z tego. Melodyjność głosu rodziła myśli, że płacono by mu raczej razami kijów.
Głos jednak był pełen entuzjazmu.
Głos, który Aila skądś kojarzyła.

Uwielbiam Wielkanocny czas
Gdy szary zielenieje las
Wesoły czas, gdy kwitnie kwiat
A w lesie się odzywa ptak
I las mu odpowiada
Na polach zaś namiotów rząd
Proporce, co się złotem skrzą
I radość mi to sprawia
Kiedy rycerstwo dzierży broń
I rży pod panem świetny koń...
- Bernard durniu, jak tu na wsi pośpiewasz dalej to nas rozniosą!
- Owa Noel! Tylko przejedziemy, bo o i tak chyba nie ta wieś. Wygódki to brzmi jak kraniec świata, a to bogate sioło. Pobłądzilimy…
- A mówiłem by od razu w nocy namiot rozbić, a nie się kręcić?

Plus tego był taki, że młody mąż do którego głos należał śpiewać przestał. Aila kojarzyła tę pieśń Bertrana de Brona sprzed kilku wieków…
“Pochwała wojny”, gdzieś tam dalej było o hardych panach i cwałowaniu po chamskich karkach. Iście dobry wybór pieśni by wyśpiewywać ją w szwajcarskim siole, w kraju, w którym chłopi i mieszczanie od kilkudziesięciu lat masakrowali habsburskich rycerzy chcących przywrócić wiedeńską władzę nad Szwajcarskimi kantonami.
Przyjezdni niewidoczni jeszcze byli, bo budynek ich osłaniał, ale zmierzali drogą przez wieś ku której szli Aila i Heinrich od potoku.
Szlachcianka szczerze się roześmiała.
- To kompani mego małżonka, wyjdę im na powitanie, by wiedzieli, że dobrze trafili. - powiedziała do Henricha.

Najpierw zobaczyła Bernarda.
Chłopak dojrzał, zmężniał i na dobrym koniu jechał, a odziany był tak, że kto mógłby go brać za szlachcica. Szczególnie, że miecz miał u boku i kopię przy siodle, a na piersi czarnego wamsu wyszyty herb Alexandra. Niczym rycerz też się zachowywał, ale gdy Aila wspomniała go z Kocich Łbów, to ta przemiana prawie kolejne parsknięcie śmiechem wywołała.
On nie widział jej bo w bok nie patrzył.
- Noel przyspiesz no tym wozem cholera, wleczesz te konie jak… - głowę miał obróconą do tyłu, w kierunku rudzielca powodzącego niewielkim wozem. Jego Aila też znała z Kocich Łbów i Noel niewiele się przez te pięć lat zmienił. Pomiędzy Bernardem i wozem jechało dwóch mężczyzn w szarych opończach z kuszami zawieszonymi przy siodłach. Jeden starszy się wydawał i bardziej zarośnięty był. Ciekawie rozglądał się na boki.
- Hostinca nam hledat, pit bych pivo… - powiedział powodując uśmiech na twarzy młodszego, krótko ostrzyżonego jadącego przy nim.
- Nur “Pivo” und “Pivo”. Ech Jiri, wie immer. - Pokiwał głową. - In wahrheit… Ich würde auch gerne trinken.
Roześmiali się obaj.



Aila już miała ku nim pobiec, gdy zobaczyła ostatniego jeźdźca. Zatrzymała się w pół kroku.
Giselle wyszlachetniała przez ten czas z twarzy. Mine miała poważną, a włosy długie aż do pasa, rozpuszczone. Ze spokojem mogłaby teraz za szlachciankę robić.


Aila stała i patrzyła na nią z lekko otwartymi ustami. Przypomniała sobie o pytaniu, które zadała Alexandrowi, a na które jej w sumie nie odpowiedział.
- Sami trafią... - rzekła ni to do siebie, ni do towarzyszącego jej mężczyzny.
- Na karczmę nam nie cza… aaaa. aaa - Bernard odwracając głowę zobaczył Ailę między budynkami i spiął konia. Minę miał strasznie głupią, a dwóch jeźdźców za nim prawie na niego wjechało.
- Pa… paaa… Pani?! - Oczy młodzieńca były jak spodki.
Dwóch konnych kuszników klnąc coś po czesku i niemiecku nie obdarzyło szlachcianki większą uwagą, za to Giselle…
W pierwszym odruchu gdy też rozwarła ślepie, spięła konia jakby uciekać miała. Zaraz jednak zrezygnowała z tego, ale na twarzy miała wyraz paniki.
- Pani! - Krzyknął Noel z wozu którym powodził. Dawny pomocnik stajennego Aloise’a, chłopak który towarzyszył Alexandrowi w wyprawie po wilka, też był zaskoczony, ale jakby pierwszy doszedł do siebie.
Aila uśmiechnęła się blado. Nie było już drogi ucieczki.
- Cieszę się, żeście dotarli i w dobrym zdrowiu Was widzę - patrzyła na Noela i Bernarda - Pan w domostwie księdza przy kościele jest, śpi może jeszcze, bo noc całą czuwał, ale czeka na was. - rzekła, stojąc sztywno z uniesioną dumnie głową.
- Ale wóz przy karczmie ostawcie - usłyszała zza siebie. - Państwo tam się przenieść chcą. Pani dotrze, niedługo, o pomoc ją prosiłem.
- Jasne Panie - Bernard odruchowo zareagował na ton Heinricha, choć ten przeciez w odzieniu był wieśniaczym. - Pani, taka radość, ileśmy Cię szukali… - Bernard dopiero doszedł do siebie i był rozradowany jak Noel. Dwaj konni kusznicy zaczęli patrzeć na nią z ciekawością. Giselle wciąż nie wychodziła z paniki.
- Wiem, wdzięczna wam jestem. Jednak jeszcze przyjdzie czas na rozmowy, jedźcie do Alexandra. Ja tu muszę co załatwić jeszcze...
- Jużci Pani! Taka radość…! - Niewielka kolumna czworga jeźdźców i wozu potoczyła się dalej, aż zniknęła za budynkiem jaki Aila i Heinrich mieli po lewej.
Szlachcianka tymczasem patrzyła za nimi, a potem wycofała się nieco w las, chowając za sporej wielkości wiatę, pod którą drewno do schnięcia składowano. Twarz miała zupełnie bladą.
Heinrich przykucnął obok nic nie mówiąc, patrzył jeno na szlachciankę.
Wreszcie i ona przypomniała sobie o jego istnieniu. Spojrzała na tajemniczego pana młodego bez sympatii.
- Czemu to jesteś ze mną?
- Bo chcę - odrzekł krótko.
Spojrzała mu w oczy.
- Pytałeś czemu nie zostałam druhną... - wróciła do początku ich rozmowy - Te powody, które wymieniłeś... to prawda, ale i tak mogłabym się przemóc. Jest coś jeszcze. Ty jej nie kochasz, więc jej nie uszczęśliwisz. A że ona zakochana po uszy, to nieszczęśliwa będzie. Trudno cieszyć się takimi perspektywami...
Kiwnął jedynie głową. Powoli i dopiero po dłuższej chwili.
- Jej ojciec tego chce i ona tego chce - rzekł w końcu.
- A ty się na to godzisz... dla wygody? - zapytała.
- Powiem, jeśli spróbujesz zgadnąć. - Uśmiechnął się lekko.
Ona jednak nie uśmiechała się.
- Zgadywałam właśnie. Dla wygody.
- Nie.
Westchnęła.
- Nie będę się dopytywać. Zostaw mnie. - rzekła zmęczonym głosem.
Powstał i się zbliżył do niej.
- A jak powiem, zezwolisz zostać przy sobie? - Ta bliskość nawet na dworze lekko nieobyczajną by była.
Podniosła twarz dumnie i popatrzyła na niego zimno.
- Nie. - powiedziały jej piękne, pełne usta.
- Tedy oddalę się piękna Ailo - zwrócenie się po imieniu przez wieśniaka do wyżej urodzonej byłoby obrazą, ale jakoś to tak nie zabrzmiało.
Heinrich odwrócił się i odszedł.

 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 15-10-2017 o 10:07.
Mira jest offline