Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2017, 11:51   #92
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Któryś z wojaków podskoczył waląc po prostu toporem w drewniane, prowizoryczne wrota.
Wampirzyca podeszła do martwego maga i na szybko przejrzała jego strój, w poszukiwaniu listów lub innych rzeczy, które mogłyby ją naprowadzić na innych sługusów Morgan. Oczywiście słusznie. Odnalazła jakiś list, faktycznie podpisany chyba przez Morgan, bowiem skrwawiony był oraz pocięty. Resztki, które dały się odczytać nie były zbyt obszerne, ale Agnese postanowiła, że przestudiuje je po powrocie. Czarodziej dzierżył w dłoni sztylet o dziwnej rękojeści oraz pierścień, który nawet bez użycia Nadwrażliwości wydały się wampirzycy dziwne. Ponadto miał jeszcze klucz.






Wampirzyca zgarnęła wszystkie rzeczy chowając je w ukrytych kieszeniach płaszcza. Potem da obejrzeć te rzeczy Alessio i Kowalskiemu.

Właściwie wrota nie stawiały oporu, raczej właściciel tego, co jest wewnątrz, liczył na ukrycie oraz na siłę wynajętych najemników. Gdyby Borso nie przekupił grupy, czy dwóch, za żadne skarby nie zaryzykowliby atau, potem natomiast już nie mieli wyjścia innego, niż próbować wygrać. Tuż za wrotami stał wóz, taka zwykła fura, pozornie nie zwracająca uwagi. Używana przez rolników do wożenia dobra na targi oraz drobnych rzemieślników. Oprócz jeszcze tego stało pod ścianami kilka beczek.


Agnese słysząc, że wrota ustąpiły wstała od przeszukiwanych zwłok i podeszła szopy, po drodze klepiąc markiza w pośladek. Powoli zaczynało do niej docierać, że mężczyzna źle znosi jej brak uwagi i będzie musiała mu ją zapewniać w każdej wolnej chwili. Nic jednak nie stało na przeszkodzie by miała z tego trochę radości.

Jako pierwsza przekroczyła próg i przesunęła dłonią po jednej z beczek. Zerknęła na stojących w drzwiach wojowników.
- Sprawdzić wóz i dwie beczki. Jedną z nich może być ta. - Poklepała drewniane wieko.
- Wóz jak wóz - mruknął jeden na zwykła, pustą konstrukcję, ale beczki …
- O kurwa … - wyrwało się któremuś po podniesieniu wieka. - Złoto, signora, złota zwyczajnie niczym ogórków na warzywnym bazarze …
Oczywiście nie każda beczka zawierała monety, ale całe pięć. Biorąc pod uwagę wagę oraz objętość mogło być około pół tony złota, czyli mniej więcej 150 tysięcy weneckich dukatów. Wręcz gigantyczna kwota. Wprawdzie na barce wampirzyca zyskała podobną ilość, ale tam było wiele klejnotów zawyżających wartość, tutaj natomiast wyłącznie czysta moneta.
- Doskonale. Panowie ładować złoto na wóz. Borso weź garść i skocz z paroma chłopakami po dwa konie, może ktoś w okolicy sprzeda za złoto. - Wampirzyca nie brała udziału w przeglądaniu zawartości beczek zamiast tego stała obok markiza, a jej dłoń powędrowała na jego pośladek, zupełnie jakby był dużo więcej wart niż całe to bogactwo.

Borso ruszył, ale trudna była sprawa, żeby ktoś zechciał po nocy, mniej więcej od drugiej, wstawać, wpuszczać obcych oraz sprzedawać konie. zreszta konie, bardzo drogie, nie zdarzały się często, lecz warto spróbować.
- O rety - markiz odezwał się zdumiony. - Toż to jakieś szaleństwo. Tyle złota to kwota większa niżeli aktywa wielu banków - miał rację. Wprawdzie bank Medyceuszy posiadał większe zasoby w chwilach swojej potęgi, czyli za czasów Kosmy, jednak tutaj był czysty pieniądz. Pewnie Agnese miała zdrową zagwozdkę, co z tymi pieniędzmi zrobić, choć biorąc pod uwagę, że właśnie uszczypnęła markiza w pośladek, który do tej pory ugniatała, myślała teraz o innych rzeczach, a on miał ochotę jej oddać, ale będąc mniej zręcznym od razu napatoczył się na poruszających się wokoło żołnierzy.
- Wracajmy szybko, tam oddam bezlitośnie za to uszczypnięcie - zażartował cicho, ale wewnątrz jego słów był żar mocniejszy, niż wywołany przez sto tysięcy dukatów. Prawdopodobnie, gdyby się ktoś dowiedział o nich, na pałac markiza zleciałaby się jakaś armia. Tajemnica stanowiła więc podstawę.
- Pójdzie do podziału. Są tu ludzie markiza, twoi i moi. Wychodzi na moje oko ponad 40 tysięcy na głowę. - Agnese rozmasowała miejsce które uszczypnęła.
- Staje mi, jak tak robisz - szepnął jej zarumieniony.
Wampirzyca nachylila się do jego ucha.
- Co powiesz na seks na górze złota? - Mrugnęła do Alessandra.
- Jak najbardziej, zaś moi ludzie, cóż, po prostu ponieważ mam ich całe rodziny, wszyscy dostaną po tysiąc premii, co dla nich i tak jest gigantyczną kwotą ...
- Mój drogi dzielą się dowódcy, a co kto robi z forsą i jak ją dzieli to jego sprawa. - Uśmiechnęła się. - Chyba że chcesz mojej porady?
- Zawsze chcę - spoważniał markiz, który naprawdę miał ochotę na cudowną szpareczkę jego najdroższej signory. W oczach wampirzycy coś zaiskrzyło, zupełnie jakby pomyślała o innej chęci swego narzeczonego. - Zwyczajnie takie panują zasady w moim domu. służba to całe rodziny. Ci żołnierze także. Coś dostaną całe rodziny, ale mam problem. Jeśli tylko oni, to dowiedzą się pozostali służący i zaczną plotkować, jeśli zaś wszyscy, jako specjalny dar, to będzie ich tylu, że na pewno wieść się rozejdzie.
- Porozmawiamy o tym w palazzo, to ani dobre miejsce ani czas, a łup trzeba przeliczyć. Równie dobrze na dnie beczek mogą być kamienie. - Agnese ucałowała go.
- Signora - któryś z przechodzących ludzi markiza usłyszał chyba coś na zasadzie “kamienie na dole” - czy to naprawdę możliwe. Och wybacz - zrobiło mu się wstyd, że odezwał się niepytany, ale oznaczało to, iż ogólnie na dworze markiza panowała dosyć swobodna atmosfera.
- Nigdy nie ma gwarantu, czasem daje się całą beczkę i można dostać kota w worku. - Agnese nie krytykowała zachowania sług swego narzeczonego. Ona zawsze trzymała ostrzejszy rygor, ale to byli jego ludzie i nie zamierzała podważać jego autorytetu. Gdy mówiła nawet zerknęła na Alessandro jakby potrzebowała przyzwolenia. On zaś skinął potwierdzając. - Osobiście mnie próbowano kiedyś tak oszukać.
- Wybacz pani, jeszcze raz, ech. Tam myślałem, że to zbyt dobre, aby było prawdziwe - mruknął ruszając do roboty. Szczęśliwie z nim wyszło kilku innych, więc nagle Agnese uczuła dłoń markiza na swoim tyłeczku.
- Mam nadzieję, że nie wzięłaś pantalanów - uśmiechnął się mrucząco, a za odpowiedź dostał poszerzający się uśmiech Agnese i delikatny ruch pośladkami - bowiem bardzo chcę uniknąć wszelkiego zbędnego opóźnienia, kiedy wrócimy.
- A mnie dopuścicie? Mam ciekawy pomysł … - uśmiechnęła się Gilla, która właśnie wróciła po dobijaniu rannych wrogów oraz pytała, jakby nigdy nic.

Agnese spojrzała na markiza.
- Wiesz jaką mam słabość do pomysłów Gilli, skarbie. - Wydawać się mogło, że go prosi, ale Alessandro już wiedział, że podjęła decyzję. Nie pozostało mu nic, tylko zaakceptować. Powoli przyzwyczajał się do słabości swojej narzeczonej względem tej jednej wyjątkowej ghulicy.
- Wobec tego chyba musisz się śpieszyć wraz z nami.
- Właśnie słyszałam, jak Borso idzie oraz prowadzi woły. wprawdzie koni nie było, jednak woły także się nadadzą - wyjaśniła Gilla, zaś po chwili faktycznie wszedł Borso z parą wołów.
- Późno trochę - to był eufemizm w jego wykonaniu - dlatego ukradliśmy je, pozostawiając na miejscu kilka dukatów przewyższających dwukrotnie wartość. Pociągną wóz, zaś potem chyba zajmie się nimi kucharz, bowiem nie mam innego pomysłu. - Wraz z żołnierzami zaczął pakować beczki na wóz wtłaczając je, inni zaś zaprzęgali woły.
- Albo damy je do odsprzedania. Ocenicie sami rano… - Wampirzyca odsunęła się od markiza widząc jak schodzą się kolejni ludzie pomóc przy przygotowaniu wozu. PIeszczenie się publiczne mimo jej szczerych chęci mogło nie być komfortowe dla Alessandra. - Ruszajmy się mam jeszcze inne plany na tę noc.


Więc ruszyli, trzymając woły za pyski, ale plotka, że pod złotem są kamienie znacznie popsuła humor służby. Dopiero kiedy markiz obiecał specjalną premię za wspaniałą walkę powróciły uśmiechy oraz dziarskie miny. Sama droga trwała nieco dłużej niż dojście tutaj pieszo. Wóz się kolebał, woły także średnio chciały chodzić posłuszne, jednak po jakimś czasie cała kawalkada dotarła do Palazzo di Venezia oraz wjechało na dziedziniec.
- Signora - zaproponował Borso - mam wyrzuty sumienia, pozwól, że odprowadzę woły do właściciela, zaś złoto tak czy siak mu jeszcze pozostawię.
- Jeśli taka jest twoja wola, ale weź z sobą ludzi, nie chcę byś chodził sam gdy po okolicy biegają niedobitki.
- Każdy dostaje dziesięć dukatów na głowę - wygłosił markiz - zaś kto pomoże Borso, kolejną dychę - to była gigantyczna kwota w złocie dla prostego człowieka. - Ale jeszcze potrzebujemy wnieść beczki na górę.
- Po co głupie kamienie? - Mruknął któryś.
- Mogą być pod nimi ukryte papiery - odparł markiz, co przyjęto ze zrozumieniem.


Agnese powstrzymała się by nie pokręcić głową, zamiast tego pochyliła ją ukrywając swój uśmiech pod kapturem. Nie dziwo, że finanse Collonów miały się jak się miały. Cóż… to nie były duże kwoty. Powoli podniosła głowę.
- Wykonać polecenia markiza, połowa wnosić beczki, druga połowa idzie z Borso. - Jej władczy ton nieznoszący sprzeciwu poniósł się echem po dziedzińcu. - Każda z grup dostanie po tyle samo. Ruszajmy się. Ranni mają się stawić do medyka. - Agnese skinęła na Gillę, a ta przejęła wydawanie poleceń i podział ludzi. Wampirzyca rozejrzała się, za Alessio.
- Pójdę z Borso, nie chce mi się już budzić mojej lubej, którakolwiek to była - stwierdził faerie.
- Będę chciała byś na coś zerknął. - Agnese wydobyła z kieszeni płaszcza sztylet, pierścień i klucz.

Wystarczyło mu tylko rzut oka.
- Sztylet, wschód oraz magia, pierscień wyrzuć tak, żeby nikt nie znalazł, zaś klucz, pojęcia nie mam. Niech Kowalski zbada, wie więcej ode mnie na temat magicznych spraw, lecz pierścień zalatuje złem, zaś sztylet wydaje się posiadać jakieś zaklęcia, jednak nie ma takich inklinacji.
Agnese wysunęła na dłoni pierścień i podała go faerie.
- Utop go w jakimś szambie, po drodze, dobrze?
- Chyba będzie tak najlepiej - wziął go przez kawałek materiału wyraźnie krzywiąc się. - Kiepsko działa na żyjących - mruknął. - Masz farta, że jesteś wampirzycą oraz jeszcze większego, że nikt spośród naszych tego nie dotknął.
- Chciałeś powiedzieć, że mam farta, że jestem martwa. - Uśmiechnęła się ciepło.
- Głupio zabrzmiało, ale chyba tak - odparł bladym lekko uśmiechem na pięknej twarzy rodu sithe.
- Wracajcie szybko i cało. - Wampirzyca zatrzymała klucz i sztylet w dłoni. Odprowadziła Alessio wzrokiem, patrząc jak dołącza do jej ghula i wymieniają kilka zdań.

Gdy ghulica dołączyła do nich, a ekipa Borso wyruszyła, wampirzyca przekazała jej pozostałe przedmioty.
- Podczas dnia dam Kowalskiemu. Znowu siedzi przy rannych, tymczasem musi kiedyś spać - wyjaśniła ghulica. Kiedy Agnese rozmawiała z Alessio szybko wydała polecenia służbie, więc wszystko było już wniesione, zaś ranni znajdowali się w pomieszczeniu dawnej izby porodowej, która przerobiono na lazaret dla rannych podczas walki.
 
Aiko jest offline