Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2017, 20:50   #7
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

- Może byś tak raczyła wstać, śpiąca królewno? - głos uparcie wdzierał się w pogrążony w błogim śnie umysł IP. Upierdliwy głos, podobny poziomem upierdliwstwa do dźwięku wydawanego przez budzik. Budzik, który tego ranka zaliczył bliskie spotkanie ze ścianą. No ale sam był sobie przecież winien. Poza tym później go przecież mogła do kupy poskładać.

- Jak nie wstaniesz to będę musiał sam zjeść śniadanie - głos tym razem uciekł się do szantażu. Groźba, która była w nim zawarta brzmiała nader poważnie i zaowocowała uchyleniem kołdry i otwarciem jednego oka, co było nie lada postępem.
- Zrobiłeś śniadanie? - zaspany głos dziewczyny brzmiał jakby ktoś uwziął się i na chama próbował pojeździć sobie rowerem z zardzewiałą zębatką.
- Wstań i sama zobacz - wyzwanie.


Stojący w drzwiach do jej pokoju mężczyzna, uśmiechał się podstępnie obserwując zmagania IP z przeciwnościami losu. Zdawał się wiedzieć dokładnie ile kosztuje ją otwarcie drugiego oka i podniesienie się do pozycji siedzącej i zdecydowanie go to bawiło. Sadysta jeden. W przeciwieństwie do niej miał już na sobie nienaganny garnitur i wyglądał jakby był na nogach od dobrych paru godzin. Ona zaś siedziała w starym podkoszulku, rozczochranych chaszczach na głowie i z workami pod oczami, które podstępnie się tam ulokowały po tym jak przez całą noc siedziała grzebiąc w sieci i szukając odpowiedzi na swoje pytania. Znalazła je, a jakże, a potem wysłała wiadomość do pozostałych. Uznając że dup to im się jakoś szybko ruszyć ustaliła czas spotkania na rozsądne z jej punktu widzenia popołudnie, po czym walnęła się do wyrka.

Z którego to właśnie była brutalnie wyciągana przy użyciu niedozwolonych przez wszystkie prawa cywilizowanego świata, środków.
- Naleśniki stygną… - przypomnienie ryzyka z jakim mogła się wkrótce zmierzyć zaowocowało posłaniem w kierunku przeciwnika iście morderczej wiązki spojrzenia brązowych oczu.
- Boczek? - Suche, pozbawione emocji stwierdzenie ukrywało dogłębną potrzebę targającą ciałem i duszą.
- Mhm...- Odpowiedź była lakoniczna, jednak ociekała rozkoszną obietnicą, która uderzyła w IP z siłą rozpędzonego pociągu wyrywając z jej ust westchnienie.
- Syrop? - Jękliwe pytanie było z całą pewnością poniżej jej godności, jednak desperacja wywołana wizjami, wciskanymi jej przed oczy przez podświadomość i ów uwodzicielski, sadystyczny głos…
- Mhm… -
Poległa….
- Wstaaaaję - oświadczyła, odrzucając kołdrę i szczerząc się do przystojniaka w drzwiach.
- To ja nastawię czajnik - odpowiedział, ze zwyczajowym dostojeństwem przyjmując zwycięstwo i odwracając się by zniknąć jej po chwili z oczu.
- Kocham cię! - krzyknęła za nim, chichocząc i drepcząc do przynależnej do pokoju łazienki. Zanim do niej wkroczyła usłyszała nieco przytłumioną odpowiedź
- Ja ciebie też - która dodała magicznej mocy wyszczerzowi widocznemu na jej twarzy.


Jakiś kwadrans później zajadała już owe naleśniki, przykryte boczkiem i polane sosem klonowym. Przed talerzem stał dzbanek kawy, a obok jej ulubiony kubek.


Po drugiej stronie siedział Tim, trzymając w jednej dłoni gazetę, a w drugiej własny kubek, klasyczny, biały i pozbawiony nadruków. Co prawda IP próbowała wcisnąć mu kilka, obdarzając po jednym przy każdej okazji, jednak upór tego mężczyzny znajdował się poza granicami jej możliwości w tym zakresie.

- To o której masz to spotkanie? - zapytał, odkładając gazetę i wbijając w nią spojrzenie swoich niebieskich oczu.
- Coś po pierwszej - odpowiedziała, gdy już przełknęła kęs. - Niepokoi mnie niewielka ilość zdobytych informacji. Ten człowiek od zabezpieczeń jest naprawdę dobry…
- Nadal boli cię głowa? - przerwał jej, marszcząc czoło. - Nie powinnaś tak ryzykować Tia. Wiesz co się może stać gdy coś pójdzie nie tak. Rozmawialiśmy o tym.
No tak, rozmawiali. Gdy tylko napotkała problemy od razu zwróciła się z nimi do niego i przegadali z dobrą godzinę, z czego wyszło tylko tyle, że będzie musiała zachować ekstra ostrożność tym razem. Najlepiej by się w ogóle nie pokazywała przy magazynach ale oboje wiedzieli, że do tego nie dojdzie. Może i ratowanie świata nie było jej celem, to jednak wykorzystywanie swoich zdolności do czegoś produktywnego, sprawiało jej przyjemność. Do tego stale uczyła się nowych rzeczy, co przecież nie mogło jej wyjść na złe.

- Wiem, Tim, uważam - zapewniła dużego braciszka, uśmiechając się do niego lekko. - Nie możemy jednak zaprzepaścić tej szansy. To coś naprawdę dużego i gdyby się udało… - Wzruszenie ramion było kwintesencją tego, z czego oboje doskonale zdawali sobie sprawę. Możliwość przyczynienia się do zejścia z rynku narkotyku o nazwie Viper, była nie lada szansą dla grupy, z którą Tia współpracowała.
- Ok, daj mi znać kiedy po ciebie przyjechać i skąd cię odebrać - poprosił, wstając i odnosząc kubek do zlewu. Sam zjadł śniadanie na długo przed nią i trwał przy stole tylko i wyłącznie po to by zadośćuczynić ich zwyczajowi wspólnych posiłków kiedy tylko okazja się ku nim nadarzała. Bez wątpienia był najlepszym bratem na całej planecie i czasami IP łapała się na myśleniu, że wcale na niego nie zasługuje.

- Znowu to robisz - jego głos wyrwał ją z tych ponurych myśli.
- Co robię? - zapytała niewinnie, wiedząc doskonale, że znał ją zbyt dobrze by ten ton go zmylił.
- Dołujesz się - odpowiedział z brutalną wręcz szczerością. - Nie wiem o co tym razem chodzi ale o ile nie jest to związane ze zbliżającą się akcją, to możesz sobie dać spokój. Jesteś piękną, inteligentną, odważną…
- Choleryczną, opryskliwą, wulgarną, wkurzającą…
- Najlepszą siostrą pod słońcem - zakończył tą wymienianą wyliczankę całując ją w czoło. - Mam dziś tylko jedno spotkanie o dwunastej, więc po czternastej powinienem być wolny. Baw się dobrze na spotkaniu i pozdrów tego twojego przyjaciela- rzucił, po czym nie czekając na jej głośny i gwałtowny protest, zgarnął torbę z dokumentami i lapkiem z blatu kuchennego i tyle go było. IP nie zostało więc nic innego jak dokończyć śniadanie i pójść w jego ślady. Co prawda do spotkania zostały jeszcze dobre trzy godziny to jednak nie sądziła by była w stanie wysiedzieć w domu.


Wzmianka o Oni’m rozdrażniła ją. Przyjaciel… Nie miała pojęcia co to znaczy. Miała tylko brata i poza nim nikogo nie potrzebowała. A jednak musiała przyznać sama przed sobą, że polubiła tą zakochaną w parzeniu herbaty puszkę. Dobrze się jej z nim grało, pracowało i spędzało czas. Kurczę, zaprosiła go nawet do domu, w którym stał się z czasem częstym bywalcem. Nawet to swoje cholerne drzewko trzymał w piwnicy, która na ich potrzeby została przerobiona z siłowni-schowka na siłownię-warsztat. Tim go lubił i Tia czasami miała wrażenie, że dzięki obecności Oni’ego przy jej boku, brat śpi spokojniej.


Pospiesznie dopiła kawę, a następnie odstawiła naczynia do zlewu. Przeciągnięcie się spowodowało pełen sprzeciwu jęk zastanych mięśni, sen jednak całkiem ją opuścił i czuła jak przepełnia ją energia. To z kolei nie wróżyło za dobrze całemu przedsięwzięciu które zamierzała wprowadzić dziś w życie. Rozglądając się po utrzymanej w nieco wiejskim stylu kuchni, zastanawiała się jak reszta zareaguje na jej pojawienie się. Gdyby nie to, że obawiała się iż osoba, która odpowiadała za zabezpieczenie planów podziemnych poziomów magazynów LF, będzie w stanie dotrzeć do jej korespondencji z grupą, to za cholerę by jej nie zmusili by się pofatygowała osobiście.
Łagodna zieleń i żółć ścian kuchni, nie była w stanie ukoić jej nerwów. Nie lubiła się ujawniać. Nie lubiła gdy ludzie na nią patrzyli. Nienawidziła znajdować się w centrum uwagi. Zdecydowanie bardziej wolała by wszyscy zostawili ją w spokoju. W tym celu doprowadziła sztukę zniechęcania niemal do perfekcji. Naprawdę niewiele osób znało ją z innej strony, wśród których to osób na pierwszym miejscu podium znajdował się Tim. W jego obecności zwyczajnie mogła być sobą… Dowolną wersją siebie, a on i tak ją akceptował. Co najwyżej czasami rzucił uwagę czy spojrzał na nią tymi swoimi niebieskimi oczami, co działało jak off switch dla jej bitch mode. Jakaś część jej samej chciała by wybrał się wraz z nią na jacht. No ale przecież nie była już tą małą dziewczynką, którą odprowadzał do szkoły, zabierał na zajęcia klubu smyczkowego i której ocierał łzy, gdy po raz kolejny życie kopało ją po tyłku.
- No dobra, T… Czas ruszyć dupę - mruknęła do siebie, i jak powiedziała tak też zrobiła.


Na Hudson Bay zawitała jakieś pół godziny przed umówionym spotkaniem. Znalazła sobie dogodne miejsce, w którym nie rzucała się za bardzo w oczy i zabrała za sprawdzanie okolicznych kamer, komórek i wszelkiego sprzętu który mógłby posłużyć do nagrywania i podsłuchiwania tego, co robiono na jachcie “Ulysses”. Reszta pewnie nie zdawała sobie z tego sprawy ale nie był to pierwszy raz gdy IP zawitała w pobliże bazy Defenders. Takie kontrole robiła regularnie, dbając o bezpieczeństwo spotkań pozostałych i tamowanie ewentualnych przecieków. Drobna dziewczyna w czarnych bojówkach i nieco spranej bluzie nie rzucała się tak znowu bardzo w oczy. Zwykle stawała lub siadała w jakimś ustronnym miejscu i sprawiała wrażenie bujania w obłokach. Kolejna przedstawicielka młodej generacji, marnująca swoje życie na nic nie robieniu, podglądająca z zazdrością owoce cudzej pracy, szczęścia i bogactwa. Czasem zdejmowała czapkę i pozwalała by wiatr rozwiewał jej długie, brązowe włosy. Lubiła to.
Przystań zdążyła więc poznać całkiem dobrze i powoli zaczynała się w tym miejscu czuć dość pewnie. Czy jednak na tyle by w końcu pofatygować się na “Ulysses’a”? Tak jakby miała jakiś wybór… Poprawiła kaptur, tak by krył w swoim cieniu jak największą powierzchnię jej twarzy i zsunęła daszek czapki niżej niż zazwyczaj. Tak, wiedziała że anonimowość szlag trafi, a przynajmniej szlag trafi anonimowość wyglądu. Nic jednak nie szkodziło by zadbać nieco bardziej o to, by identyfikacja była utrudniona. Ot, nawyk i tyle. Nawyk, który do tej pory trzymał ją i Tima w bezpiecznym kokonie, który zamierzała właśnie potraktować ostrym narzędziem. Nie była pewna czy jest gotowa na konsekwencje, było już jednak za późno.


Będąc już w środku zaczęłą żałować swojej decyzji. Mogła się przecież wycofać, nikt by jej nie znalazł, umiała się maskować i była ostrożna, a tak… Zdecydowanie bardziej wolała mieć całą grupę w strefie wirtualnej niż na żywca. Były oczywiście wyjątki ale te tylko potwierdzały regułę. Dyskusja jednak już się rozpoczęła, nie było ucieczki.

IP słuchała… Pewnie, że słuchała… Tak mniej więcej do chwili, w której słuchać przestała i zamiast tego oddała się znacznie przyjemniejszemu zajęciu grzebania w necie. Dopiero gdy Blink, z którym współpraca była jej na rękę bo jak do tej pory tylko jego danych nie zdobyła co ją wkurzało, skończył mówić.
- Dobra, to skoro już skończyliście pieprzyć, to ja sobie strzelę coś sensownego do picia. Nie masz nic przeciwko, nie? - rzuciła pytanie do laski od jachtu, chociaż powiedzieć że czekała na odpowiedź to było za dużo, bo zaraz też ruszyła tyłek w stronę lodówki. - I jeszcze mi nie odpierdoliło na tyle żeby się pchać do akcji. Czy to wszystko z planem czy przeciwko. Ale dywersję wam w razie czego mogę zrobić - dodała tonem łaski, wymieniając patyczek na lizaka.
Oczami wyobraźni widziała już minę Tima gdyby się dowiedział co planują. Chyba by zawału dostał i to od razu podwójnego, a ona szlaban na do końca życia. Aż tak to jej na ratowaniu ludzkości nie zależało. W sumie to mogli wszyscy wykitować, gdyby ją ktoś o to zapytał.
- Częstuj się, IP. - Vesta machnęła ręką. Przemyślała sobie to wszystko, o czym mówili towarzysze i wzruszyła ramionami. - Wybierzmy się tam wieczorem i sami się przekonajmy, na czym stoimy. Może uda się to rozegrać po naszemu, albo… będziemy improwizować i tyle. Teraz możemy sobie tworzyć przeróżne plany, a w rzeczywistości wyjdzie jeszcze inaczej. Jak w większości przypadków zresztą.
Blink skrzywił się pod maską.
- Tylko najpierw musimy ustalić jak to będzie “po naszemu”.
- No... i to jest pieprzenie wyższa klasa. - Słowa ociekały kpiną, chociaż czy była szczera, czy tylko odgrywana, ciężko było jednoznacznie stwierdzić, biorąc pod uwagę że twarz IP, która ewentualnie mogła rzucić nieco światła, wetknięta była we wnętrze lodówki. Widać dziewczyna nie mogła się zdecydować co wybrać.
- Bez konkretów to sobie możemy palcem w tyłku i dobrze robić. Plan Blinka brzmi sensownie, brakuje mu jednak drugiej, istotnej części. Jest jak wejść, nie ma jak wyjść. No i bez tych planów to ja bym się tam nie pchała, chyba że tylko po to żeby z dystansu podglądać.
Wytknęła głowę z lodówki, dumnie unosząc zdobyczną pepsi. Przez chwilę zastanawiała się czy istnieje konieczność wyjęcia lizaka, po czym stwierdziła że nie i po otwarciu puszki wsunęła patyczek w otwór i radośnie zmieszała oba smaki. Z oczywistych powodów zamknęła się przy okazji, dając pozostałym szansę na błyśnięcie geniuszem.
- Przypomnę pytanie, na które nie padła odpowiedź. Ten magazyn to teren Fundacji, czy po prostu Fundacja ma swoje tereny w sąsiedztwie? - 0-n1 zacytował jakby czytał z kartki. - Dodam również moje, czy Bane-san będzie w stanie powiedzieć coś więcej o magazynach? O ich układzie?
- No właśnie IP - Dave włączył się wykorzystując to, że dziewczyna miała usta zajęte, oraz to, że jak przeczuwał reszta stanie po jego stronie - Tak psioczysz na wszystkich, a nawet podstawowej informacji udzielić nie chcesz. Jak mamy cokolwiek zaplanować? - rozłożył ręce - Wrzuć nam na rzutnik mapę z magazynem i terenem Fundacji, to będziemy mogli zaplanować coś więcej. - spojrzał na pozostałych jakby szukał potwierdzenia dla swoich słów. Wiedział, że nie będzie przyjaźni z hackerką. Jeśli ktoś nie jest w stanie zaryzykować dla innych, nikt nie będzie ryzykować dla niego. Tak naprawdę zastanawiał się co ona tu jeszcze robiła? Po co zajmowała ich czas? Nie zadał jednak żadnego z tych pytań na głos.
- Wystarczy. Nie czas na kłótnie - zwrócił uwagę robot.
- A samemu nie łaska zajrzeć do sieci? - prychnęła w odpowiedzi, odsuwając puszkę od ust i wyjmując lizaka. - I przecież nikt się nie kłóci Oni, kulturalna wymiana zdań, pełnia braterskiej miłości i bobki z tęczy wydalane przez jednorożca - zakpiła, znajdując sobie odpowiednio oddalone od reszty krzesło i obróciwszy je, klapnęła na nie okrakiem, opierając ręce na oparciu. Z jej ust wyrwało się westchnięcie, całkiem jakby jej ktoś kazał worki z piaskiem nosić.

- Ogólnie dostępne dane to pikuś - zaczęła, podrzucając to co tam wyszperała, a czego trochę było, chociaż nie tyle ile by chciała i tu miała nadzieję że współpraca z Blinkiem coś zmieni w tej kwestii. Wśród informacji które uzyskała było umiejscowienie i plany głównego wieżowca i dwóch małych budynków na Staten Island, w których mieściła się administracja Fundacji. Cały kompleks był oczywiście ostro chroniony ale i do tych danych udało się jej dotrzeć więc na dobrą sprawę, jakby się uprzeć i chcieć włamać to mieli całkiem niezłą podstawkę. Później pojawiły się informacje o magazynach i laboratoriach. Przesłała zdobyte plany sześciu magazynów które znajdowały się w strefie jaka ich obecnie interesowała. Trzy z nich poza powierzchnią nadziemną posiadały także przestrzeń pod, niestety, plany podpoziomów się na wyświetlaczach nie pojawiły.

Biegacz podszedł nieco bliżej wpatrując się bardzo dokładnie w każdą zamieszczoną informację. Mieli od czego zacząć, zaś najbardziej interesujące były plany. Szczególnie te, które nie były dostępne. To samo w sobie było istotną informacją.

- Zanim zaczniecie jęczeć że niepełne i IP leniwa i nic nie robi - ostrzegła unosząc puszkę nieco wyżej i kierując w stronę zebranej grupki - to dodam że te skurwiele mają w swoich szeregach jakiegoś dupka, który się zajął ich zabezpieczeniem. Łeb mi napierdzielał jak cholera po każdej próbie przedarcia się więc bądźcie tacy milusi i trzymajcie jadaczki zamknięte w tej kwestii - zakończyła ostrzeżenie, szczerząc paszczę w którą zaraz też wcisnęła z powrotem lizaka i zalała go dawką czarnego, zdecydowanie niezdrowego napoju.
Bane wzniósł toast puszką w kierunki IP i powiedział pojednawczo:
- Hej, nie przejmuj się, to że tamten ktoś jest lepszy niż ty to nie twoja wina. Starałaś się najlepiej jak mogłaś. Doceniamy to co zrobiłaś, bez tego byśmy dalej byli w lesie. Nikt nie ma pretensji.

- Pieprzyć moją dumę - prychnęła odsuwając puszkę ale już nie wyjmując z ust lizaka tylko przesuwając go do na lewą stronę. - Mnie tam bardziej niepokoi to, że skoro ta cała gruba rybka ma zamiar wpaść to ten dupek może się też zająć podszlifowaniem ochrony całego kompleksu. Nie mam pojęcia czy jego moc ogranicza się tylko i wyłącznie do firewalla i kompów, czy też jest podobna do mojej. Tak czy siak może nam uprzykrzyć życie - zakończyła swoją przemowę i wbiła spojrzenie w trzymaną w dłoni puszkę. Kuźwa, nie miała ochoty skończyć jako roślinka, a tak patrząc na resztę, wychodziło jej że w razie gdyby tamten dupek chciał kontratakować i wykazał się nieco szerszym zakresem mocy niż tylko stawianie niemożliwych do przejścia ścian na jej drodze, to właśnie jej oberwałoby się najbardziej. Ratowanie świata, ratowaniem świata ale granice też jakieś trzeba było sobie wyznaczyć.
- Dlatego uważam... zresztą, chyba my wszyscy, że powinnaś się z nami tam wybrać - powiedziała Vesta, wpatrując się w IP. - Zawsze to lepiej mieć przy sobie kogoś, kto będzie mógł reagować ot tak… - Pstryknęła palcami. - A teraz idę sobie zaparzyć yerby truskawkowej. Ktoś reflektuje? - Spojrzała po zebranych z uśmiechem na ustach.
Blink przekrzywił głowę, patrząc na Shudder z przymrużonymi oczami, czego przez maskę towarzysze nie dostrzegli. Nagle jakby obudził się i pokręcił głową, a następnie spojrzał na IP.
- Ma trochę racji. Gdyby się zrobiło gorąco ja albo Pun-dit moglibyśmy cię ewakuować.
Dave podniósł swój kubek wskazując, że już ma.
- Czy gdybyś była tam obecna fizycznie, ten ktoś mógłby cię zaatakować tak jak to robisz z komputerami? Mógłby ci shakować mózg? Jak w Ghost in the Shell? - dopytywał się Bane.

Skrzywiła się słysząc co też blondynka ma zamiar sobie zaparzyć. To ktoś faktycznie to świństwo pija? Serio…? Z kim ona się do diabła zadaje…
- Cholera go wie - odpowiedziała na pytanie Bane’a ignorując to, zadane przez Vestę jako zdecydowanie nie do niej kierowane. - Nie znam jego możliwości. Jak jest w stanie dzięki mocy wyjść poza system tak jak ja to logiczne byłoby przyjąć, że byłby w stanie. Jak jest ograniczony sprzętem to… No, cholera wie - wzruszyła ramionami, chociaż po plecach spłynęła jej stróżka zimnego potu. Roślinka…
- Może zrób sobie hełm z folii aluminiowej - doradził - to chyba odetnie połączenie?
- Albo z ołowiu - dodał z przekąsem Dave.
IP ograniczyła się do wystawienia środkowego palca w kierunku Dave’a, nie uważając za właściwe zniżać się do jego poziomu głupoty. Rany… Miała już dość siedzenia w tym gronie. Nie żeby jej wszyscy na nerwy działali ale te wyjątki przechylały szalę.
- Wiesz, Bane… Chyba już bym wolała zostać roślinką - odpowiedziała, prychając przy tym. - Umiem o siebie zadbać, więc spokojna twoja… - miała powiedzieć rozczochrana ale… - głowa.
Rozbawiło ją to więc na koniec zachichotała do własnych myśli, pokręciła łepetyną i wróciła do kończenia pepsi. Skoro i tak zaraz zamierzała się zebrać to szkoda byłoby nie dopić darmowego napoju.
Blink sięgnął po kubek termiczny i skinieniem głowy podziękował 0-n1.
- Wciąż potrzebny nam konkretny plan. Bez niego ruszymy chaotycznie i cel się wymknie. Znacie moje zdanie, nie jestem zatem dłużej potrzebny. Wiecie jak do mnie dotrzeć.
Nim jeszcze rozbrzmiały ostatnie słowo już go nie było.
- Wię… - robot przerwał i przekierował słowa z miejsca, gdzie przed chwilą był Blink, do innych - Więc zdobądźmy informacje jak najdyskretniej potrafimy. Atak na laboratorium będzie zbyt niebezpieczne, nawet przeprowadzenie sabotażu może być uniemożliwione przez niegościnnego protektora o którym wspomniała IP-sensei. Ryzyko jednak powinniśmy podjąć, by poznać tożsamość gościa z Serpent Skulls.
0-n1 uniósł lekko czajniczek.
- Ktoś reflektuje na ostatnią porcję? Jest wciąż ciepła.
- Podziękuję - odpowiedziała na propozycję IP, podnosząc tyłek z krzesła. - Wychodzi na to, że idziemy za planem Blinka, a wszystko co nie wchodzi w jego zakres, czyli cholernie spora część imprezy, leci na żywioł. I wy się dziwicie, że się tam osobiście pchać nie chcę… - obróciła mebel z powrotem tak jak stał zanim na krótką chwilę przejęła nad nim pieczę. - Zmywam się… Pogrzebię jeszcze, może na coś wpadnę, albo uda mi się jednak przedrzeć przez osłony, które tamten postawił. Oni, idziesz czy zostajesz? - zwróciła się do robota, bo co reszta zamierzała, niewiele ją akurat obchodziło.
- Zakradniemy się, jak lis do zajęczej nory, zielone liście naszą osłoną - trzymając w dłoniach czajniczek, znów uniósł go lekko, by IP wyraźnie zobaczyła - posprzątam i dołączę do Ciebie. Dłuższa chwila cierpliwości, chcę jeszcze odwiedzić magazyny, poznać ich topografię.
- Jak tam sobie chcesz - rzuciła w odpowiedzi, wzruszając przy tym ramionami. - To narazie - dodała na użytek pozostałych po czym z ulgą skrywaną pod maską obojętności, wymaszerowała.


Gdy tylko znalazła się w pewnym oddaleniu od jachtu, odetchnęła spokojniej. Nie kontaktowała się z Tim’em, jeszcze nie. Musiała najpierw ochłonąć żeby go nie zdenerwować niepotrzebnie. Postanowiła więc poczekać na Oni’ego i poszlajać się z nim trochę. Może uda się jej wyperswadować badanie terenu z magazynami. Od tego były mapy, cctv, plany… Każda z tych opcji o niebo bezpieczniejsza i możliwa do wykorzystania z zacisza warsztatu czy pokoju. Tak, były zdecydowanie lepsze i robot musiał zrozumieć jej racje. Po dobroci lub siłą… Kopnęła gniewnie niewinny kamyk, który się jej nawinął pod nogę. Trzeba było zostać w domu…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 13-10-2017 o 22:04.
Grave Witch jest offline