Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2007, 17:54   #82
Tsumanu
 
Reputacja: 1 Tsumanu jest na bardzo dobrej drodzeTsumanu jest na bardzo dobrej drodzeTsumanu jest na bardzo dobrej drodzeTsumanu jest na bardzo dobrej drodzeTsumanu jest na bardzo dobrej drodzeTsumanu jest na bardzo dobrej drodzeTsumanu jest na bardzo dobrej drodzeTsumanu jest na bardzo dobrej drodzeTsumanu jest na bardzo dobrej drodzeTsumanu jest na bardzo dobrej drodzeTsumanu jest na bardzo dobrej drodze
Terry ruszył przed siebie ignorując pozostałych. I tak wiedział, że zaraz go dogonią. Szedł w milczeniu skoncentrowany na rozglądaniu się za niebezpieczeństwami. Pozostali szli za nim tak jak przewidział, tyle, że nie słyszał ich kroków. Wiedział o tym ponieważ Elizabeth w swoim irytującym zwyczaju ciągle coś gadała. Nie zamykała się tak długo jak ktoś czegoś do niej nie mówił lub gdy ktoś coś znalazł lub robił czegoś czego ona nie rozumiała. Tego nauczył się Terry podczas tej krótkiej podróży.

Jose upewnił się jeszcze czy Złocisty czuje się dobrze i szedł powoli za Terrym w kierunku dziwnej plamy. Elizabeth tak jak zawsze była po jego lewej stronie. Czuł do niej pewien respekt. Starała się jak mogła żeby zbliżyć wszystkich do siebie, ale Terry widocznie tego nie zauważał. Był strasznie sceptyczny do wszystkiego. Nic dziwnego, że tu trafił. Pewnie, któregoś dnia w końcu się przełamał i powiedział co czuje. Nie było to oczywiście nic przyjemnego i wygonili go tu. Z tymi myślami wszedł na trawnik, ale nie zauważył tego fenomenu mimo, że trawniki na pustyni to dość niecodzienny widok.

Ocknął się dopiero jak Elizabeth go szturchnęła. Zaskoczyło ją to tak jakby zobaczyła maszynę molocha. Nigdy nie widziała maszyny molocha i wyobrażała je sobie jako ludzi, tylko takich metalowych. Trawa była początkowo sucha i nieliczna, z czasem stawała się zielona, bardzo zielona i soczysta. Odstęp między jedną warstwą, a drugą był bardzo widoczny i bardzo wąski. Wyglądało to tak jakby położono dywany o różnych kolorach na szczerym piasku. Niedaleko była rzeka i mostek na horyzoncie.

Zbliżało się południe i gorąc wgryzał się w nich z niesamowitą siłą. Niedaleko była woda, ale dla ludzi mogła być równie śmiertelna co upał. Nie należało jej pić nie upewniając się. Świadomość jej bliskości jednak sprawiała, że było im jeszcze goręcej. Elizabeth znowu otworzyły się rany na ustach i pociekło troszeczkę krwi. Była słona. Tak bardzo słona, że ją zemdliło. Terry czuł swój ekwipunek całym ciałem. Wiedział, że to oznacza iż jego organizm już się poddaje i tylko jego wola pozwala mu iść dalej. Każde inne zwierze już by padło, ale on, weteran wielu potyczek, podróżnik i wojownik nie pozwoli się pokonać słońcu. Jose doświadczył upału najmniej. Już się przyzwyczaił. Od dziecka żył w takim środowisku, nie w mieście, w wygodach. Pustynia to jego świat, nie zna innego. Wie jak przeżyć, ale mimo to był zmęczony i to bardzo.
 
__________________
Niewiedza nie zwalnia, polityka brutalnej siły boli.

Radzę nie pomagać MG'kom na forum w zdobywaniu graczy. Możecie za to ostrzeżenie dostać!
Tsumanu jest offline