Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2017, 02:44   #16
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Elf rzucił się w stronę wilkołaka i obaj, w pełnym rozpędzie, zderzyli się ze sobą gdzieś na środku obozu. Walka, która pomiędzy tymi dwoma się rozpętała, była wyjątkowo brutalna i krótka. Druid zasypał wojownika gradem ciosów, jednakże ten większość z nich przyjął na swoją tarczę. Tylko jeden z ciosów przedarł się przez osłonę przeciwnika i trafił prosto w korpus, jednakże zbroja elfa w znacznej mierze pochłonęła siłę uderzenia. Ten ostatni atak wyprowadził ogarniętego żądzą mordu wilkołaka z równowagi, co bezlitośnie wykorzystał elficki wojownik, który okręcił się na pięcie i z całym nadanym przez nogi impetem wykonał potężne cięcie, które rozcięło podbrzuszę zmiennokształtnego, sprawiajac, że z wnętrza zaczęły wylewać się na ziemię wnętrzności. Wilk upadł na kolana przed swym przeciwnikiem, próbując za wszelką cenę powstrzymać wylewające się flaki i juchę. Ogarnęła go niewyobrażalna wściekłość, kiedy zrozumiał, że przegrał pojedynek po raz pierwszy w życiu...


Dowódca szarych elfów triumfalnie położył ostrze runicznego miecza na karku wilkołaka, który w tamtej chwili klęczał, próbując za wszelką cenę powstrzymać wylewającą się krew i wnętrzności z jego rozciętego podbrzusza.
- Polowałem na podobne tobie bestie - wyszeptał mu do ucha stojąc bezpośrednio za nim. - To zaklęte ostrze, które poradzi sobie nawet ze skórą wilkołaka, psie. Niechaj będzie to dla Ciebie nauczką - warknął, tym razem już głośniej, po czym zwrócił się do reszty znajdujących się w obozie awanturników.
- Zwyciężyłem! Teraz to ja dyktuję tu warunki. Rozwiążcie pozostałych, zostawcie nasze wierzchowce i czym prędzej stąd uciekajcie. Zorenę… tę dziwkę… możecie zabrać ze sobą. Zdążyła już mi zbrzydnąć na tyle, że nawet bym jej nie zerżnął - wypowiadając te słowa, ostentacyjnie przejechał ostrzem po szyi Wilka, zostawiając delikatne nacięcie, z którego zaczęła sączyć się krew.
Gryf, gdy rozpoczęła się walka, przyglądał się jej. Nie była zbyt długa, ni kunsztowna. No, ale zawsze coś. Zakończyła się dość szybko. Wilk na kolanach, a Elf wyskoczył z obelgami i żądaniami.
- Układ był, że możecie odejść - zaakcentował ostatnie słowo. - A warunków nie dyktuj. W uczciwej walce wygrałeś i nie było mowy o naszym ulegnięciu.
- I uprzedzam Ciebie elfie. Jeszcze raz znieważysz którąś z kobiet pod moją opieką, a na udeptanej ziemi będziemy stawać. - Taled nie był w nastroju na poczynania dowódcy elfów.
Gdy tylko Wilk otrzymał poważną ranę, Laran na wszelki wypadek przygotował się się do rzucenia kolejnego zaklęcia. Przez moment nic nie mówił, czekając cierpliwie, czy ktoś przypomni wszystkim, jakie były warunki umowy.
Rudi z rozdziawioną miną patrzył na przebieg pojedynku. Gdyby nie zaskoczenie podczas pierwszego ataku pewnie byłoby z nimi krucho. Zaczął przywoływać w myślach formułę zaklęcia, które mogłoby postawić Wilka na nogi.
Bran zamrugała z zaskoczenia przy pierwszym udanym ciosie elfa. Nie przykładała większej wagi do ‘pojedynku’ między Wilkiem a przywódcą-pieniaczem. Udane ataki tego ostatniego przyciągnęły jednak jej uwagę.
- Ummmm… - zaczęła drżącym głosem, nie bardzo wiedząc jak pomóc Wilkowi prócz odciągnięcia go na bok - ... wygrałeś. Możesz zabrać swych ludzi i odejść. - wpatrywała się pobladła w elfa i postępując z wolna ku druidowi - Taki był układ.
- Taaaak… taki był układ, więc bądź tak uprzejma i rozwiąż moich towarzyszy, bo inaczej wasz kolega się wykrwawi i to bez mojej pomocy - odpowiedział elf wciąż trzymając ostrze blisko gardła druida.
- Nie mam broni - Bran pokazała dłonie niewielkie jak u dziecka - by przeciąć ich więzy.
Dowódca oddziału elfów nie odpowiedział, zamiast tego sięgnął po znajdujący się w bucie sztylet i rzucił go pod nogi dziewczyny. - Tym się posłuż i bez żadnych głupich sztuczek…
Sikorka wyglądała na przerażoną, głośno przełknęła i zagryzła dolną wargę:
- Nie krzywdź go - zaczęła zbliżać się do elfa z podniesionym sztyletem. Zważyła go w dłoni jakby z obrzydzeniem i przestrachem - Nie zamierzam robić nic głupiego. - obiecała kroczek po kroczku kierując się w stronę związanych ludzi szarego elfa. - Ale miej na uwadze, że groźby w tej sytuacji mogą ją jedynie skomplikować - tłumaczyła próbując się uśmiechnąć uspokajająco. - Zachowajmy oboje rozwagę, dobrze? - poprosiła słodkim głosem, czarując elfa złocistym spojrzeniem.
Laran nie bardzo wierzył w to, że dowódca dotrzyma słowa. Już teraz zaczął stawiać warunki, a co będzie później? Dlatego, ledwo zaczęła się dyskusja z Bran, mag postarał się zniknąć z oczu elfa, robiąc parę kroków w stronę krzaków.
Dowódca nie zwrócił uwagi na oddalającego się czarodzieja, jego uwagę przykuła czarująca Bran. W odpowiedzi na jej słowa skinął głową, po czym dodał:
- Ale nie każ mi czekać. Najpierw rozwiąż kapłana, a później resztę.
- Dosyć tego cyrku! - Warknął wściekle Khargar, który gdy tylko zauważył, że dowódca elfów wygrywa zbliżył się do jeńców. Przyłożył ostrze do gardła jednego z nich - będziesz nam dalej groził to twoi stracą łby!
W tym momencie Laran rzucił na dowódcę czar - dokładnie ten sam, którym wcześniej potraktował wrogiego maga. A potem przygotował się do rzucenia kolejnego.
Rudi widząc przebieg wydarzeń, natychmiast rzucił się w stronę Wilka, którego potraktował zaklęciem leczącym, po czym założył swój magiczny amulet i pod osłoną niewidzialności zbliżył się w kierunku elfa. Miał zamiar podetnąć mu ścięgna, w razie gdyby ten zaczął coś kombinować..
Na widok zwijającego w nagłym ataku bólu elfa, Bran zatrzymała się obserwując nową sytuację. Gdy miecz wypadł z dłoni wygranego, doskoczyła i podniosła broń. Na twarzy Sikorki pojawiło się przerażenie i osłupienie, gdy balansowała ostrze.
Ostatecznie jednak odrzuciła je z wysiłkiem i odepchnęła od druida otumanionego bólem elfa, wpadając z nim w krzaki.
Podczas, gdy Bran tarzała się w krzakach z przygodnie napotkanym elfem, Wilk odczołgał się w przeciwnym kierunku. W krzakach zaczął przemieniać się w ludzką postać i skoro został pokonany, ale uleczony już przez Rudiego, trzeba było teraz zapewnić odpowiednie zachowanie dowódcy. Jednak chwilowo nie miał go w zasięgu wzroku, więc musiało to chwilę poczekać. Ruszył z wolna ku ekranowi krzaków, by móc obserwować w ukryciu.
Rudi czym prędzej będąc jeszcze niewidocznym podbiegł w kierunku Bran. W razie czego gdyby Sikorka potrzebowała pomocnego miecza, bo chociaż nie był wojem jak Khargar czy Taled, mieczem umiał się posługiwać, choć preferował strzał z lekkiej kuszy.
Taled ruszył szybkim krokiem w kierunku krzaków gdzie zniknęła Bran z elfim dowódcą. Zmartwienie opanowało umysł rycerza i bał się o dziewczynę. Ręka na mieczu a hełm włożony z powrotem na głowę oznaczały, że raczej nie będzie skory do rozmów jeśli zaistnieje jakiekolwiek zagrożenie dla Bran.
- Nie możemy ufać tym elfom! Może po prostu je zabić!? - zawołał wciąż stojący przy więźniach Khargar, obserwując czy ktoś spróbuje go powstrzymać.
- Nie - powiedział Laran, który (w przeciwieństwie do wielu) miast się chować w krzakach wyszedł na polanę.. - Dotrzymamy naszej części umowy. Zostawimy ich całych i zdrowych. Zadbamy tylko o to, by nie narobili nam kłopotów zanim się spakujemy i odlecimy. Taled nie zareagował na słowa Khargara. Szedł spiesznie ku krzakom gdzie zniknęła Bran, jednakże drogę nieintencjonalnie zastąpił mu wychodzący z zarośli elfi dowódca, który wzrostem sięgał mu do podbródka. Spojrzał gniewnie na rycerza i powiedział, dostrzegając malującą się na jego twarzy troskę
- Nic jej nie jest. Zbieram swoich ludzi i odlatujemy stąd. Oby się nasze drogi nigdy nie skrzyżowały - powiedział, po czym obszedł Taleda i ruszył w stronę skrępowanych elfów, zwracając się do nich w ich własnym języku.
- Odejdziecie pieszo - wtrącił się Laran. - Ale za to cało i zdrowo.
Przygotował się do rzucenia kolejnego zaklęcia - gdyby, oczywiście, okazało się to konieczne.
Elf nie odpowiadał na słowa czarownika, zamiast tego zajęty był przecinaniem więzów skrępowanym jeńcom. Podał im wszystkim bronie, a kapłana dodatkowo uderzył w twarz i warknął coś w niezrozumiałym dla awanturników języku. Następnie zbliżył się w stronę wierzchowców, po czym zaczął dosiadać jednego z nich, który najwyraźniej należał do niego.
- Nie bądź idiotą, czarowniku - odezwał się w końcu do Larana. - Jest nas pięciu i pięć zabierzemy. Resztę możecie zabrać i tak na nic się nam nie zdadzą - szarpnął za lejce, a zwierz głośno zawył. Reszta oddziału zaczęła dosiadać swoje wierzchowce.
- Nie takie były warunki! - Syknął Khargar. - My bierzemy wierzchowce, chyba, że teraz ze mną chcesz się zmierzyć, elfie?
Elf ściągnął przyczepioną do siodła skrzydlatej bestii lancę i wycelował ją w pierś zuchwałego wojownika.
- Tamte wierzchowce zaiste są waszym łupem, podobnie jak elfy, których zdradziecko pozbawiliście życia. My jednak żyjemy i zabieramy ze sobą co nasze, a ty, wojowniku, mądrze byś postąpił schodząc z drogi uzbrojonego w lancę jeźdźca - warknął w stronę Khargara dowódca oddziału. - Dość przelano krwi.
Khargar jednak miał dość elfiej arogancji, nie rozumiał czemu pozwolić odejść tamtym z wierzchowcami i magiczną bronią. Uskoczył w bok przed lancą, wyprowadzając potężne cięcie toporem w bok przeciwnika.
- Edain cron’har! - Krzyknął dowódca, po czym pociągnął za lejce, aby wzbić wierzchowca ku górze, jednakże topór Khargara zdążył dosięgnąć go i zrzucić ze skrzydlatego pteranodona. Kiedy wojownik zbliżył się, aby dobić swą ofiarę, ujrzał jak elf wykrwawia się na jego oczach. Przed śmiercią nie zdążył nawet zmówić modlitwy, tak bardzo rozległa i śmiertelna była zadana mu rana. Na widok martwego dowódcy, reszta oddziału czym prędzej poderwała wierzchowce i odleciała. Nikt nie chciał ryzykować podejmowania walki z tym obłąkanym topornikiem i jego bezwzględnymi towarzyszami…
- Ha, coś kruchy się nasz elfik okazał! - Khargar zaśmiał się, patrząc jak w oczach przeciwnika gaśnie płomień życia. Szkoda, że tamci uszli, mogą kłopoty sprowadzić, na drugi raz proponuje zrobić po mojemu. Sięgnął chciwie po miecz dowódcy.
- Niestety w mieczach nie jestem taki dobry, ktoÅ› go chce?
Do martwego już elfa podeszła Zorena, po czym splunęła na trupa.
- Wreszcie jakaś historia kończy się tak jak powinna - powiedziała pocieszona faktem, że jej oprawca gryzie ziemię.
-Nie ma to jak wróg wdeptany w ziemię u twoich stóp, prawda? Cieszę się, że mogłem pomóc księżniczko.- Odparł Khargar zuchwale.
Wilk pokręcił głową wychodząc z krzaków całkowicie o własnych siłach. - To było zupełnie niepotrzebne. Powinieneś był mu pozwolić poprowadzić jego stado daleko stąd. - Rzucił do mężczyzny. - Ale skoro się stało, weźcie ten jego miecz i pilnujcie go, jest nasycony magią. - Stwierdził Wilk, obserwując zachowanie pozostałych elfów, czy któryś z nich zawróci, czy jednak będą uciekali jak najdalej od nich.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Warlock : 14-10-2017 o 10:16.
Plomiennoluski jest offline