Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2017, 23:01   #13
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Alexander wydawał się mocno pijany już. W tym stanie już nie odmawiał tańców, dalej wlewał w siebie piwo i widocznie chwiał na nogach. Często dawał się przy tymże piwie zabierać w pijackie dysputy, ale widać było, że blisko mu już, gdy odnieść go trzeba będzie.
I nagle złocisty warkocz zawisł mu przed oczyma, Urszula pochyliła się nad nim.
- Panie... panie... - Delikatnie potrząsnęła, by sprawdzić na ile przytomny.
- Mhm…? - Uniósł głowę i kiwając nią lekko spojrzał na dziewczynę.
- Pani się znalazła. Czeka na ciebie - powiedziała z uśmiechem.
- Gdzie? - Zerwał się, ale po chwili zaczął się kiwać stojąc nad drobną blondynką.
- Pod laskiem, niedaleko potoku. - Wskazała palcem. - O tam, prosto, jak się pójdzie między tymi chałupami. Zaprowadzić Pana?
- Pr.. hic... Prowadź… - Alexander wziął do ręki kufel i wylał go na ziemię patrząc na strugę. Gest był iście bezsensowny i trwał chwilę, bo Alex robił to powoli wciąż się chwiejąc. - Prowadź - powtórzył.

Dziewczyna więc wzięła go pod ramię i poprowadziła we wskazanym kierunku. Kiedy doszli na skraj wsi, zatrzymała się i palcem pokazała.
- O, tam, tam stoi... - Wskazała palcem w dół, gdzie potok płynął niedaleko.
Faktycznie stała tam kobieca postać a w skąpym świetle gwiazd Alexander rozpoznał złocisty połysk jej włosów. Spojrzał na Urszulę jakby przytomniej, po czym znów na Ailę.
- Wracaj do nich ślicznotko - rzekł unosząc chybotliwie ramię ku weselisku we wsi.
Urszula skłoniła się i odeszła. Tymczasem w głowie Alexandra pojawiło się wspomnienie snu o innej złotowłosej…
I obietnicy spotkania dziś, jakie mu w tym śnie zapowiedziała.

Uśmiechnął się na to i ruszył ku postaci stojącej nad potokiem. Omal nie wyrżnął na twarz, schodząc chwiejnym tonem, ale jakoś mu się udało tam dotrzeć. Postać odkleiła się od drzewa, o które była oparta i teraz zobaczył, że to naprawdę jego żona. Aila miała na sobie męski strój, a przy pasie miecz.
- Witaj mężu - powiedziała cicho.
- Ailo… - W jego głosie zabrzmiała tęsknota, ale i pewne pogodzenie się z losem.
- Przemyślałam nieco, ochłonęłam... - Westchnęła. - To nie jest coś, przez co chciałabym zaprzepaścić, cośmy oboje przeszli, by się odnaleźć znów - czuł, że mówiła szczerze. - Zaskoczyło mnie to... zabolało... potwornie - mówiła cicho, nie patrząc na niego teraz, lecz na wodę - ale... potrafię zrozumieć.
- Kochanie moje… - Alexander zbliżył się i opadł na kolana. - Jako rzekłem, nigdy nikt inny w mym sercu… - Opuścił głowę i zachybotał się nieco.
Nie wiedząc jak to się skończy, Aila również padła na kolana i złapała jego ramiona. Teraz musiała mu spojrzeć w oczy.
- Nie potrafię ci jeszcze wybaczyć - powiedziała cicho - ale postaram się. Choć nie dam rady, by ta dziewczyna była koło nas. Zapewnij jej byt, utrzymuj, jakby faktycznie matką twych dzieci była, ale... z dala ode mnie, Alexandrze. Dla jej i naszego dobra.
- Oddam jej cały mój majątek, by godne życie miała - Alex rzekł przytomniej i patrzył gdzieś poza Ailę. - Odprawię, ale jeśli wybaczyć nie możesz… - Urwał.
Ona zaś chwyciła jego twarz w dłonie.
- Daj mi czas. Nie rób tak, jak ostatnio... nie podejmujmy pochopnych decyzji. Ja dziś chciałam i uświadomiłam sobie, że nawet Bernarda jestem gotowa zaatakować, a to szaleństwo. Daj mi czas. Bądź przy mnie, jak mi to obiecałeś i daj mi czas. Tyle chcę.
Kiwnął głową i chciał coś rzec, ale miast tego z jego ust wydał się krzyk:
- Feuer nach links!!!

Jiri i Otto byli bardziej odporni na naukę francuskich zwrotów niż Bernard i Alois względem języka Rzeszy, gdzie tyle z Alexandrem spędzili. Rycerz nauczył się że większość ważnych komend trzeba wydawać po niemiecku by zrozumieli wszyscy.
Postać skradająca się do pijanego zdałoby się mężczyzny i klęczącej przed nim kobiety dostała dwoma bełtami, bo pozostałe chybiły.
Noc rozdarł krzyk frustracji i bólu.

Alex zerwał się by osłonić Ailę, zareagował o wiele szybciej niźli w stanie jakim się zdawał być. Dziewczyna początkowo była zdziwiona zupełnie, ale po chwili sama wyciągnęła miecz i rzuciła z pretensją:
- Udawałeś, szczwany lisie! - w jej głosie jednak Alex wyłapał nutkę radości.
Tymczasem zakapturzona postać znów na nich ruszyła. Rycerz miał znów wydać rozkaz wystrzału, gdy jego uszu dobiegł agonalny krzyk kusznika.
Wszystko toczyło się przerażająco szybko.
Aila wyskoczyła pod jego ramieniem do przodu i cięła ranną potworę, która na nich zmierzała.
- Jest więcej niż jeden! - krzyknęła.

Istota odskoczyła gwałtownie w tyłu, a opończa, która skrywała wcześniej jej kształt opadła na ziemię, rozcięta mieczem Aili. Teraz zobaczyli ją oboje - czarnowłosą niewiastę o sinej cerze - wampirzycę.

[MEDIA]http://nj1015.com/files/2015/10/Untitled4.jpg[/MEDIA]

Alexander nie wiedział w pierwszej chwili co robić.
Miast przydybać wampira znienacka, z zasadzki w środku wsi, a najpewniej w karczmie gdy chciałby porwać jak się zdawało pijanego w trupa Alexandra, byli na skraju lasu i w kwestii ataku znienacka, to wampirzyca prawie ich zaskoczyła.
Miał też towarzystwo, co wskazał wrzask Otta przyczajonego wraz z resztą gdy na znak lania piwa członkowie świty bękarta ruszyli za łowcą. Alex podejrzewał, że ten co zaatakował grupkę z kuszami nie może być wampirem, wątpił też by był ghulem ale tak czy owak jakieś zagrożenie stanowił, co znamionował śmiertelny krzyk Niemca.
do tego wampirzyca była może i została raniona bełtami, ale haniebnie spudłowano. Jiri okrutnie strzelający z kuszy dawał nadzieję (a z własnych słów to nawet pewność), że jak przyjdzie co do czego to bełt w serce pewny. Tu nic takiego nie zaszło… wściekła, wykrzywiona w upiornym grymasie, blada, czarnowłosa istota miała jedno drzewce w prawej piersi, drugie w brzuchu. Bynajmniej nie w sercu.

A Alexander nie miał nawet broni.

- Uciekaj! - krzyknął szarpiąc brutalnie blondynkę w tył i zasłaniając sobą. Nie mieli żadnych szans w walce z nieumarłą nawet oboje, zginąć zaś mogło tylko jedno.
Ona jednak stanęła za nim, poczuł jak coś mu do ręki podaje.
Jej miecz!
W oddali ponownie ktoś krzyknął, tym razem głos Noela:
- Bernard!
Wampirzyca zaś znów natarła na małżonków z furią. Nie miała broni, lecz same jej pazury, które wnet wyrosły z jej rąk, były bardziej śmiercionośne niż większość oręża ludzkiego. Alexander gotów był, by zetrzeć się z nią i umrzeć, dając jak najwięcej czasu ukochanej na ucieczkę. Potwora była już... już i nagle zastygła tuż przed nimi z wytrzeszczonymi oczyma. Tym razem Jiri trafił prosto w serce. Wampirzyca przewróciła się na twarz u ich stóp.
- W kupę się zbić, pomocnika gdzie tu ma - Bękart krzyknął ucapiając nieumarłą za włosy i cofając się w kierunku wsi, gdzie wciąż trwała dzika zabawa. Było tak głośno, że nikt pewnie nie słyszał krzyków z lasu.

Gdy wreszcie Aila i Alex wynurzyli się spomiędzy drzew, zauważyli obok Jiriego i Noela, którzy targali martwe ciało Otta.
- Der sveite Vampir hat gevlohen - powiedział Czech kalecząc niemiecki, po czym dodał. - Mit Bernard. - W oczach miał łzy gdy patrzył na martwego Otta.
- Jaki drugi wampir? - Alexander był otumaniony. - Przecież to niemożliwe… - dodał nie zważając, iż drugi z kuszników go nie rozumie. Patrzył tępo przy tym na martwego kompana.
- Ano drugi, panie - podchwycił zdyszany Noel. - On to... a właściwie ona miała pazurzyska takie jak u bestii... i oczy straszliwe... i poruszała się szybko jak jaka kuna. Nie szło jej udziabać.
- Chodźmy do kościoła inaczej będzie zamieszanie na weselu. - Alexander nie patrzył nawet na Ailę. Ona jednak podeszła bliżej i pomogła mu ciągnąć zakołkowaną wampirzycę.
- Dwie wampirzyce... blondynka i brunetka... piękne... młode z wyglądu... - zbierała fakty, po czym spytała ciszej. - Wiesz, co to oznacza?
On jednak milczał nie patrząc w stronę małżonki. Aila chyba jednak nie zauważyła tej specyficznej ciszy między nimi, pochłonięta we własnych rozmyślaniach.
- To tylko żony... - powiedziała wreszcie - Stare wampiry, które zamkami władały w dawnych czasach, miały w zwyczaju trzymać swoje potomstwo do ochrony. Często były to najpiękniejsze dziewczęta ze wsi, które wampir porywał i przemieniał. Nazywano je potem “żonami”, choć ich głównym zadaniem było usługiwać staremu i go chronić przed ludźmi. Niektórzy pili też krew własnych potomków zamiast ludzkiej, co ich jeszcze potężniejszymi czyniło...
Minęło trochę czasu i już zdawało się, że teraz też nie odpowie.
- Bzdury - rzekł w końcu wciąż nie patrząc na Ailę, głos miał jakiś zimny. - Pić z własnego potomstwa by ze sługami więzami się wiązać? A ta okolica i dwóch wampirów żyjących w skrytości by nie utrzymała, co dopiero trzy.
Szlachcianka wydawała się obruszona takim zwrotem.
- Mówię, jeno com czytała - prychnęła i zamilkła, obrażona.

Dotarli do kościółka niedługo potem niezauważeni chyba przez nikogo. Kto mógł bawił się wciąż w najlepsze, kto już nie mógł spał snem sprawiedliwego pijaniutki. Kto swawolić chciał to zaszywał się w obórkach z wybrankiem lub wybranką.
Wiele głosów krzyczało, że czas na pokładziny.
- Złóżcie go przy ołtarzu - rzekł do Noela i Jiriego.
Z izby księdza dobiegło jakieś poruszenie, skrzyp łóżka.
Aila ruchem głowy wskazała na wampirzycę i pokoik wikarego, a Alexander zaciągnął tam nieumarłą i rzucił na podłogę. Z izdebki księdza nikt jednak nie wyszedł, a skrzypnięcia znów się powtórzyły, tym razem bardziej rytmiczne. Widać ksiądz Adrian też się postanowił zabawić podczas wesela.
Sam sobie dał widno odpust.

Gdy bękart zapalił świecę do pomieszczenia zajrzał Noel.
- Co dalej? - szepnął.
- Karczmarza tu przywiedźcie.
Noel wycofał się, gdy jego wzrok spotkał się z wzrokiem Aili zobaczyła w nim ból i rozczarowanie. Zaraz zastąpiła je rozpacz, złość i pogarda w oczach Czecha, który stał za dawnym pomocnikiem stajennego i spojrzał na szlachciankę gdy Noel się cofnął. Cicho zamknęli drzwi.
- Więc teraz ja jestem wszystkiemu winna? - zapytała półszeptem męża Aila. - Twoi ludzie obwiniają mnie za ich śmierć... w sensie za tego tutaj... - Nie chciała skreślać Bernarda.
- To tak jak z Białym. Wtedy jeno z dobrego serca chciałaś wilka uwolnić. Dziś z kobiecych humorów i zazdrości wystawiłaś nas wampirom - odpowiedział badając wzrokiem martwe ciało wampirzycy. - Tu i tu dwa trupy. - Nie odwracał na nią wzroku.
- Było więc wcześniej mi powiedzieć o Giselle - warknęła ze złością - a i w plan wprowadzić, ale nie... wykorzystaliście mnie i jeszcze do mnie macie pretensje, że wam się zasadzka nie udała.
Wyszarpnęła mu swój miecz z ręki.
- A ja ci własną broń dałam... Dość tego mam, dość mam tej milczącej pogardy i tego, że pozwalasz swoim ludziom tak małżonkę traktować - wyrzuciła mu w złości, wciąż jednak mówiąc półszeptem.
- Jak traktować? - zainteresował się. - Winną śmierci druhów widzieć? Rzeknij któren jeno, a wybatożę. Jak śmie obwiniać Cię o śmierć przyjaciół gdyś Ty jeno wywiodła nas pod las nocą w czas czających się w mroku wampirów.
- Godzić się z tobą chciałam, durniu - odparła ze łzami w oczach. - Nikt ci nie kazał tam leźć. A twoi ludzie czyich wtedy też rozkazów słuchali? Bo moich na pewno nie, ale wiadomo... dowódcę ciężej obwinić, lepiej na dziewkę zwalić. Bo od bab całe zło pochodzi.
Splunęła.
- Doprawdy dziękuję wam za taki ratunek.
Nie skomentował.
Spojrzał na nią tylko… W oczach miał to samo uczucie które widziała wczoraj na łąkach, lub pod ściana karczmy, ale i w tym wzroku było jakby jej nie poznawał.
Wyminął ją i wyszedł.

Dopiero gdy karczmarz przyszedł, nieco już wstawiony, ale uległy wobec marsowych min ludzi Alexandra, wraz z nim rycerz do pokoiku wikarego drzwi otworzył.
Choć był pewien, że nikt stąd nie wychodził, Aili tu nie było. Na podłodze zaś leżała wampirzyca - tak, jak ją położył - z jedną tylko różnicą: na jej nadgarstku można było zobaczyć ślady nacięcia mieczem.
Jedynie ulotny przebłysk bólu na twarzy łowcy był reakcją na ten widok. Filip nie widział jeszcze ciała nieumarłej zza szerokich pleców Alexa.
- Wikary dwa tygodnie temu, zniknięcia co miesiąc - rzekł bękart. - To dla niej planowałeś utrzymać nas tu jeszcze dwa tygodnie Filipie? Z nadzieją, że przyjezdnych wpierw ruszy, a nie tutejszych? - Odsunął się by sołtys zobaczył w końcu blade ciało w świetle świecy, z trzema bełtami w ciele w tym z jednym w sercu.
Karczmarz jęknął i próbował wybiec, lecz odbił się od piersi Noela. W tym czasie też usłyszeli jak ktoś z izby księdza wychodzi.
- Co się tu dzieje? - zapytał zdumiony Adrian.
- Odpowiadaj - warknął Aleksander spoglądając wciąż spode łba na karczmarza.
- To... to... - zająknął się. - Ja inną twarz widziałem... i włosy złociste... jak u twej małżonki... gdyby dłuższe były - wyjęczał.
- W imię boże, co się tu wyprawia? Adrian skakał nad ramieniem Noela, który wciąż blokował wyjście z izdebki wikariusza. - Co...co to za niewiasta?!
Zatoczył się, wpadł na ścianę i prawie przewrócił, gdy Jiri pchnął go z zacięciem jaki mógł mieć husyta względem papieskiego księdza.
- Tam, jdi na Otto - rzekł groźnie nie zwracając uwagi na to, że duchowny go nie rozumie. Z groźną miną wskazal wejście. - K’sakrystii
- Co…? Ja... ja się domagam... wyjaśnień... - jąkał się ksiądz, ale wyprowadzić nie dawał. - Panie Alexandrze!
- Sie können ihn ins die kammer lassen, Jiri - rzekł bękart.
Jego ludzie odsunęli się więc i księdza przepuścili.
- Matko Boska... - jęknął Adrian i przeżegnał się - Coście zrobili? Co to za niewiasta? - pytał szczerze.
- Wampirzyca.

Adrian patrzył i nic nie mówił. Pewnie by nie uwierzył, gdyby żywy dowód nie leżał u jego stóp.
- To to... żywe? W sensie czy groźne jeszcze? - zapytał duchowny, po czym coś sobie przypomniał. Spojrzał na sołtysa z wyrzutem. - Ty żeś wiedział...
- Jak bełt wyciągnąć, to by nas tu pozabijała. Idź ksieżę z Jurim, człowieka mi nieumarła zabiła, w kościele leży. - Bękart zwrócił się do Filipa: - Ty zaś, rzeknij jak ją zanieść do karczmy, do alkierza, by uwagi weselników nie zwrócić.
Adrian zmrużył oczy, ale odszedł. Tymczasem karczmarz znów zaczął się wycofywać.
- A...ale czemu do mnie? Przecie tam pełno ludzi... niebezpiecznie...
- Bo masz alkierz, gdzie okienka łatwo zapchać na dzień - Alex spojrzał nań groźnie - i to tyś mnie okłamał.
- Panie, a co ja miałem, córkę im którą oddać? - jęknął sołtys, lecz już się nie opierał. - W koc ją opatulcie i na ręce weźcie, to ludzie pomyślą, że śpiącą lub pijaną małżonkę niesiecie. - podpowiedział, po czym zapytał: - A właśnie, gdzie ona?
- Nie wiem - odrzekł rycerz sięgając po koc i opatulając nieumarłą, po czym wziął ją na ręce. Dbał o to by włosów widać nie było.
- Noel, Jiri, wszystkie rzeczy nasze też do karczmy przenieście - rzekł wychodząc. - A Ty Filipie ze mną chodź, do pogadania mamy - warknął.

Ludzie zaczęli się krzątać, posłusznie słuchając rycerza. Nawet karczmarz się poddał i czmychnąć nie próbował. Pomógł za to Alexandrowi ciało na ręce wziąć, by wyglądało, że to z czułością jaką czyni, a nie jako kłodę przenosi.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline