Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2017, 00:29   #18
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Pogwizdując radośnie wywijał ósemki w pomieszczeniu oznaczonym, nie wiedzieć czemu, uroczym serduszkiem. To chyba ostatnie miejsce, które wybrałby na adekwatne do symbolu sprawy.

Wyszedł wciąż pogwizdując wesołą melodyjkę, gdy jego bystry wzrok przykuła ognistowłosa piękność. Ta szpiczastoucha, dla jasności. Dokładnie ta, która nie znajdowała się na liście "nawet nie próbuj". Zacmokał cicho, a jego głowa poruszyła się z dezaprobatą, kiedy dostrzegł bandaż na jej dłoni.

Nim jednak zdążył podejść do niej, zaczepiła niewidomego spotkanego niedawno w karczmie, zatem Edan postąpił jedynie kilka kroków i z przekrzywioną głową obserwował. Jak się miało dopiero okazać, było co obserwować.

Trzech krasnoludów narobiło takiego rwetesu, jakby było ich najmniej trzydziestu. Domagali się obecności tego fircyka-Fredrika i Fillianore, lecz żadne z tej dwójki nie wyglądało na szczególnie przejęte.

Usta Edana ponownie złożyły się do cichego pogwizdywania wraz z każdym kolejnym krokiem przy niespiesznym tempie kroków. W tym czasie rozmowa, jeśli kto skłonny były nazwać to tak wspaniałomyślnie, przez okna wytoczyła się na cały plac.
Nie mógł się nadziwić jakże to pięknie pomyśleli! Nie musiał wdrapywać się po ścianach na dach, aby tam położyć się i wygodnie przysłuchiwać konwersacji. Wystarczyło jedynie, że stanął przy najbliższego domu do tego wójtowego.

Wpatrywał się w miejsce, z którego dobiegały głosy i to uśmiechał się, to kiwał głową, to przybierał minę wyrażającą lekkie uznanie.
Fillianore, złodziejka i jednoosobowa hanza zdolna poradzić sobie z dwoma krasnoludami. Jej szefem był wspomniany Ingward, którego to imię nic, a zupełnie nic nie mówiło Edanowi. Podobnie imię szefa krasnoludów i najwyraźniej już Fredrika i Fillianore, Jorriga Brumbera.
Fredrik, oszust i sama Melitele ni cholery nie wiedziała kto jeszcze, najwyraźniej także podwładny Ingwarda, a obecnie Jorriga.

Edan zacmokał z dezaprobatą, gdy wójt Salzman ogłosił, iż sprzedał podkowy, a zagwizdał głośno, kiedy padła suma ośmiu tysięcy orenów temerskich. W końcu elfka wypadła ze środka.

Edan ruszył natychmiast, gdy tylko rozbrzmiały ostatnie słowa hultaja Fredrika. Rozmowa wiele wyjaśniła i nakreśliła charaktery rozmówców. I nie tylko rozmówców. Przyspieszył kroku, by zrównać się z elfką.
- Dzień dobry ślicznej pani. Choć… z tego, co słyszałem, to nie do końca dobry. W każdym razie dwóch krasnoludów zawodowo zajmujących się ochroną i do tego zadanie zakończone sukcesem… powinszować - ukłonił się nie spuszczając zjawiska z oczu i roześmiał cicho.

Filianore zatrzymała się i zlustrowała mężczyznę wściekłym spojrzeniem. Nie żeby miała coś przeciwko niemu, wybrał sobie jednak najgorszy moment ze wszystkich możliwych momentów. Przez sekundę wyglądała, jakby chciała go zaatakować, ochłonęła jednak. Być może był to widok twarzy Edana i jego ujmującego sposobu bycia, być może za sprawą pochlebnego komentarza mężczyzny.
- Ładnie to tak cudze rozmowy podsłuchiwać? – odrzekła, starając się brzmieć chłodno i podjęła marsz, nie oglądając się za siebie. Próba zamaskowania łobuzerskiego uśmieszku nie uszła jednak uwadze Edana.

- Ja?! Podsłuchiwać? Gdzieżbym śmiał! - oburzył się na wskroś sztucznie. Nie wykluczał, iż jego ordynarne stanie przy budynku naprzeciwko i gapienie się mniej więcej w kierunku odgłosów nie uszło jej uwagi przy gwałtownym opuszczaniu przez nią domostwa wójta. A może właśnie uszło przez ową gwałtowność? To nie było istotne. Ponownie dogonił elfkę. Maszerował krok w krok przy niej.

- Mogę liczyć na opowieść? Jeszcze nikomu nie wyszło na złe chwalenie się własną… gibkością. Albowiem nie wątpię, iż właśnie taka była niezbędna wręcz. Chociaż… w zasadzie takie opowieści głównie szkodzą. To nieważne. To jak będzie z tą opowieścią?

Edan, zdawało się, trafił w czuły punkt Filianore. Z celnie połechtaną dumą, skierowała na niego spojrzenie jasnozielonych oczu, zwolniła kroku.
- A komu, jeśli łaska zdradzić, mam opowiedzieć historię o tym, jak sama położyłam trzech rosłych krasnoludów? Tak, było ich trzech, ten czarny kurdupel nie policzył woźnicy

- Trzech? Samojedna? No, no. Cóż za talencik. Edan z Aldersbergu. Niezwykle miło mi poznać śliczną i niebezpieczną panią - uśmiechnął się promiennie .

- Samojedna, nie licząc dwójki moich małych stalowych przyjaciół... - uśmiechnęła się tajemniczo. Zatem ulubioną bronią temperamentnej elfki były sztylety bądź noże.

- A więc, Edanie z Aldersbergu… – Filianore zamyśliła się na chwilę, wpatrując się z zaciekawieniem w kasztanowe oczy chłopaka – Co ty właściwie tu robisz?

- Przywiodła mnie tu opatrzność Melitele albo równoważnie wypluło morze. Mój jednoosobowy, jednożaglowy okręt raczył chcieć rozpaść się nieopodal. Facet, od którego kupowałem wspaniałego “Albatrosa” gwarantował, że będę zadowolony. Może mówił właśnie o tej chwili? - zapytał z głośnym śmiechem.
- A co tak utalentowana osoba robi właśnie tutaj? Prócz zabaw z trzema krasnoludami jednocześnie! - wzniósł palec punktując uwagę.

Filianore parsknęła szczerym śmiechem, kręcąc głową w niedowierzaniu. A był to śmiech, który ugodził prosto w skore do namiętności serce chłopaka.
Elfka zatrzymała się nagle, po raz wtóry podczas tego spaceru i odwróciła się w stronę Edana z poważną miną.
- Jesteś czarodziejem? Rzucasz na mnie miłosny urok? – złapała mężczyznę za koszulę i przyciągnęła w swoją stronę – [i]Gadaj. Dla twojego własnego dobra, lepiej żeby to był czar, a nie twoja bałamutna charyzma.
Zamilkła, miarkując, że właśnie popełniła gafę i przyznała temu flirciarzowi przewagę.

- Abrakadabra? - zapytał pozornie niepewnie, a w rzeczywistości nieco bezczelnie, gdyż jasnym było, iż nie mówi poważnie. Uśmiechnął się szeroko za nic biorąc sobie zaistniałą sytuację. Najwyżej dostanie w mordę. Bo to pierwszy raz? Albo ostatni?

Filianore mocniej zacisnęła pięść na koszuli Edana i zmrużyła oczy. Drugą ręką od niechcenia poprawiła poły sukni.
- Dureń – skwitowała po chwili intensywnego wpatrywania się w beztroską twarz mężczyzny – Podaj mi jeden powód, dla którego nie miałabym wyciąć ci tego filuternego języka z gęby. – Edan kątem oka zobaczył nikły błysk w prawej ręce elfki.

Jakie były jego szanse w walce? Niewielkie. Może udałoby mu się sparować kilka uderzeń, ale czas działałby na jego niekorzyść. Choć to żadna nowość. Mógł próbować uderzenia wyprzedzającego, lecz nieszczególnie miał ochotę na walkę z ponętną elfką. A przynajmniej nie taką. Gwoli ścisłości także sam wolał pchać. Nie lubił być pchany. Może wszedłby w te rozmyślania nieco głębiej, wszak nigdy pchanym nie był, jednakże istniały znacznie pilniejsze kwestie.

Najlepszą sztuką walki jest walka bez walki. Gdyby zachował się jak ofiara lub drapieżnik, innymi słowy zastosowałby metodę uciekaj bądź walcz, doskonale wpisałby się w schemat, którego elfka mogła oczekiwać. Należało zatem ten schemat złamać.

Uśmiechnął się, ale tym razem już inaczej. Ciepło, otwarcie. Powoli sięgnął ku palcom elfki zaciśniętych na rękojeści broni. Nie patrzył w tamtym kierunku, tylko wprost na kobietę. Nie chciał odciągać ani odpychać broni, a jedynie zamknąć swoją dłoń na jej. Zbliżył się o niewielki krok, by stracić z oczu ten błysk broni, wciąż z tym samym, ciepłym wyrazem twarzy i wpatrywał się prosto w jej oczy, by przykuć do swoich jej spojrzenie.
- Nie muszę dawać żadnego powodu, bo musiałbym powtarzać za twoimi myślami. Czy potrzebujesz usłyszeć własne myśli z moich ust?

Filianore pozwoliła Edanowi na dotknięcie, bardziej z zaciekawienia, niż lekceważenia. Wpatrywała się w jego ciepłe brązowe oczy, odsłaniając w lisim uśmiechu równy rządek drobnych białych zębów.
- Tak – odparła. – Potrzebuję.

- Bo lubisz to słyszeć. A dlaczego to lubisz? Bo nieczęsto to dostajesz. Jesteś postrzegana jako przedmiot raz wysyłany na trzech krasnoludów, innym razem pożądana. W końcu jednak trafił się ktoś, kto mówi do ciebie, nie do przedmiotu - drugą dłoń położył na tej, która go trzymała, równie wolno.
- Czy miałaś kiedyś ofiarę, która nie zamierzała się bronić?

- Zależy – elfka przekrzywiła głowę. – Jeśli liczyć śpiących, pijanych, nieprzytomnych lub zaślepionych chucią, to całkiem sporo. Jeśli nie... Jesteś jedynym pomyleńcem. Chyba że, ciebie też coś zaślepia? – spytała i puszczając koszulę chłopaka wplotła swoje smukłe palce pomiędzy jego.

- Co jeśli to pozostali są pomyleni i zaślepieni? Co jeśli boją się czegoś, co nie ma znaczenia? Jak byś się zachowywała, gdybyś nie bała się umrzeć? - zapytał. Ostatnie pytanie wypalił bez zastanowienia. Ot przyszło mu do głowy, więc uznał za zasadne je wypowiedzieć. Może nawet potraktowałby je jako ciekawe zagadnienie. W końcu sam nie lubił umierać... chociaż nigdy nie umierał, więc teoretycznie nie mógł tego wiedzieć, ale jakoś podskórnie czuł, że tego nie lubi.

Westchnęła przeciągle.
- Kolejny osobnik niepotrafiący wyrażać się wprost. Poprzedniemu wszak się nie dziwię, życie się z nim dobrze nie obeszło. Ale ty wyglądasz, jakby do tej pory obchodziło się z tobą zbyt dobrze... – zrobiła krótką pauzę, przesunęła stopę do przodu i przylgnęła do ciała Edana.

- Dokładnie tak – odparła szeptem do jego ucha. – Myślisz, że nie boisz się śmierci? Że zaakceptowałbyś ją, gdyby nad tobą stanęła? Ja też tak myślałam. Jednak za każdym razem, kiedy przyszło mi walczyć o życie, walczyłam. Bezwiednie.

Odsunęła się nieznacznie, jej spojrzenie się zamgliło.
- Nie musiałeś nigdy walczyć o życie, Edanie z Aldersbergu? Jeśli teraz wbiłabym w ciebie sztylet, siedziałbyś tu i czekał, aż wykrwawisz się na śmierć?

Ostatnie pytanie bardzo mu się nie spodobało. Więc postanowił na nie nie odpowiadać. Genialne w swej prostocie!

Przez chwilę nie odzywał się. Myślał ze wzrokiem wbitym w pustkę.
- Jest jeszcze inna odpowiedź. Jeśli byś się nie bała, to dlaczego byś się nie bała? Co byłoby tak silne? - wypuścił jej dłonie ze swoich i cofnął się o krok. Z przekrzywioną głową spojrzał na jej twarz zatrzymując spojrzenie na osobnych jej elementach. Mogliby już pójść w ustronne miejsce. Wybitnie spodobał mu się bliższy kontakt, a dalszy pozostawiał uciążliwe uczucie porównywalne do upierdliwego komara w środku nocy bzyczącego nad uchem.

- Kim jesteś? Jeśli odrzucisz wszystko, co niestałe. Co zostanie? - cofnął się o kolejny nie spuszczając jej z oczu, jakby nie chciał przerwać tego, co się przydarzyło. Z dwóch powodów. Zapewniało, że elfka nie rzuci się na niego z mordem w oczach oraz było cudownie oryginalne. Kontemplacyjne. Ponadto gdzieś pod czaszką tłukła mu się myśl, że całkowitym przypadkiem poruszył sprawę ważniejszą niż mu się wydaje.

Elfka zastygła z dłonią przy piersi, w drugiej trzymając sztylet. Niewidomym wzrokiem obserwowała z wolna oddalające się buty Edana. Minęła długa chwila.
- Nic! – Krzyknęła w końcu za odchodzącym mężczyzną, patrząc na niego, jakby oczekiwała potwierdzenia. – Nic nie zostanie... Co mogłoby zostać, skoro wszystko jest niestałe?
Spojrzała na dzierżącą sztylet dłoń, jakby nie pamiętała, co w niej trzyma.
- Wyruszysz ze mną w podróż, Edanie? – zapytała nieśmiało, stojąc w miejscu. - Pomożesz mi dowiedzieć się, kim jesteśmy?

Przystanął nagle powstrzymując się od triumfalnego uśmiechu. Poszło szybciej niż myślał i dalej niż myślał. Pozostał lekko cyniczny, ale jednocześnie myliłby się ten, który uznałby, że wszystko było fałszem mającym na celu wymanewrowanie elfki. Było tam zbyt wiele prawdziwych nut, by zechciał na nie spojrzeć. Wtedy mógłby odkryć coś, czego odkrywać mógł nie chcieć. Choć skąd mógł wiedzieć czy czegoś chce, czy nie, skoro nie wiedział nawet co to jest? Z namysłem podszedł bliżej.
- Może właśnie o to tu chodzi. Że zostanie nic, które jednak jest. Pozostanie tylko obserwator, który jest niczym. Kim jest obserwator? - zapytał ponownie.

- Podróż to moje drugie imię. Ale nie po to pójdę, bo wydaje mi się, że to znalazłaś. Albo jesteś tego blisko. Obserwator - odwrócił się w kierunku morza, po czym spojrzał na elfkę i skinął głową zachęcając do marszu w tamtym kierunku. Bzdury, które paplał bez większego namysłu mogły mieć więcej sensu niż początkowo przypuszczał. Może stał na progu odkrycia, które zmieni świat?

Taaaa...

- Im dłużej z Tobą rozmawiam, Edanie, tym bardziej potrzebuję się napić. To nie jest temat do rozmów dla trzeźwych umysłów – skwitowała i wyciągnęła przed siebie ramię w geście pełnym gracji. – Prowadź zatem i racz mi wytłumaczyć, dlaczego musi pozostać obserwator? Wierzysz w bogów?

Nie odpowiedział od razu. Jedynie szedł przed siebie w kierunku, z którego tu przyszedł. Z jakiegoś powodu uznał to za niezwykle zabawne.
- A kto zaobserwował nic? Odrzuciłaś wszystko, co niestałe i dostrzegłaś nic. Ktoś musiał dostrzec tę pustkę. Poza tym, jesteś. Temu nie da się zaprzeczyć. Widzisz to? - zapytał i spojrzał w jej kierunku z szerokim uśmiechem.

Filianore zaśmiała się i pokręciła głową.
- O nie, co to, to nie, panie filozofie. My również jesteśmy niestali! Nie mogłabym nic zaobserwować, nie istniejąc. Póki jestem – widzę. Potem przeminę, jak wszystko – wyglądała na żywo zainteresowaną konwersacją. Nie zauważyła nawet, że zaczęła gestykulować.
A na końcu, Edanie, przeminą światy. Gdy czas nadejdzie - dodała pewnie.

Usiadł na piaszczystej plaży. Wybrał to miejsce nie ze względu na romantyzm, ale obcowanie z żywiołem, siłą natury. Musiał ciągnąć to, co zaczął, jednakże nie sprawiało mu to trudności ani przykrości. Radosne teoretyzowanie na podstawie własnej logiki było tym, czym się zajmował najczęściej.
- Odrzuciłaś wszystko, co niestałe i zobaczyłaś pustkę. Skoro odrzuciłaś wszystko, co nie jest stałe, a zostało coś, co jest zdolne widzieć pustkę, to musi to być stałe. Tym jesteś. Wiesz, co jest zdolne widzieć fale, chmury, mnie, własne ciało, myśli i emocje?

Filianore usiadła obok Edana i podciągnęła kolana pod brodę. Wpatrywała się w uderzające fale, jedna po drugiej próbujące dotrzeć jak najdalej i zabrać ze sobą jak najwięcej piasku.
- Nie wiem… – pomachała głową. – Nasza głowa? Mózg? Nie studiowałam na Oxenfurcie, czy innych akademiach. Nie sądzę, żebym była ci dobrym kompanem do naukowych dyskusyj, Edanie. Dodatkowo, masz nade mną przewagę kilku obalonych w karczmie kufli - dodała z uśmiechem i oparła podbródek o kolana, wpatrując się w chłopaka.

- Świadomość, uwaga, którą przykuwasz do różnych rzeczy - odparł z szerokim uśmiechem.

- Możesz skupić ją na wszystkim. Na swoim palcu, na nosie, konkretnej myśli i na emocji. Czy to się zmienia? Czy to może być głodne? Czy sama świadomość może być zadowolona lub smutna? To po prostu jest - zamilkł, starając się zapamiętać to, co właśnie powiedział. Z jakiegoś niezidentyfikowanego powodu wydało mu się to ważne. Wrócił do elfki. Odezwał się dopiero po dłuższej chwili.

- A te kilka piw da się nadrobić bardzo szybko - na twarzy ponownie wykwitł szelmowski uśmiech.

- Mam nadzieję, że wytłumaczysz mi, dlaczego uważasz świadomość za stałą, skoro przemija razem z nami – odparła nonszalancko i natychmiast zakryła Edanowi buzię. – Ale to już w Krakenie, panie filozofie. Wytrzymasz?

Przewrócił oczami i westchnął ciężko ze wzruszeniem ramion, jakby niemo pytał: “A mam jakiś wybór?”
Mrugnął do elfki, po czym roześmiał się śmiechem stłumionym przez dłoń.

Ruszyli wybrzeżem w stronę karczmy. Filianore zadarła głowę w górę, obserwując krążące nad nimi mewy.
- Skoro nie godzisz się na udział w wyprawie ze względów filozoficznych, co tobą kieruje, Edanie Przygodo z Aldersbergu? – zagadnęła cicho, gdy wyszli z portu.

Wzruszył ramionami.
- I tak bym tutaj długo nie został, więc czemu nie? - wyszczerzył się do towarzyszki. Wolał nie mówić, iż namawianie go do podróży to jak przekonywanie alkoholika do kolejnej butelki wódki.

Dotarli do placu głównego.
- Chciałabym usłyszeć Twoją historię – podjęła Filianore – ale skoro wyruszymy razem na poszukiwanie tych cholernych podków, będziemy mieli dużo czasu na pogawędki, prawda? – zerknęła zawiadacko na Edana i odgarnęła włosy za spiczaste uszy.

- Myślę, że najpierw powinnam ci się odwdzięczyć opowieścią o krasnoludach, którą obiecałam.
To powiedziawszy, otworzyła przed nim drzwi do karczmy i machnęła popędzająco ręką.

Również się zatrzymał przed drzwiami. Spojrzał na nie, a potem na elfkę. Na drzwi, na elfkę. Na drzwi i ponownie na elfkę z szerokim uśmiechem.
- Pani przodem - zaprosił gestem do środka.
- I opowieść to bardzo dobry pomysł. Przy piwie?

- Nie, przy winie – odparła elfka, wchodząc do karczmy.
- Dzień dobry, Yorshka, dla mnie to, co zawsze, proszę ślicznie – powiedziała i oparła się o blat, wyczekując.

Yorshka westchnął głęboko i sięgnął po kieliszek. Postawił go na drewnianym blacie, obdarzając Filianore przeciągłym spojrzeniem. Po tym sięgnął pustą karafkę i nachylił się pod blat. Rozległ się dźwięk rozlewanej cieczy, po długiej chwili karczmarz pojawił się ponownie, trzymając karafkę wypełnioną ciemnym winem.
Elfka uśmiechnęła się szeroko i posłała Yorschce buziaka.
- Jestem tutaj specjalnym gościem, dostaję najsłodszą odmianę. Sprzyja kontemplacji. – Mrugnęła do Edana udającego obrażonego za gest w kierunku karczmarza.

Siedzący przy jednym stole razem z miecznikiem Olgierdem oraz jego towarzyszką i zielarką Irys, Ślepy Pies oderwał usta od kielichu z winem. Oblizując wargę, uniósł głowę, nadstawiając ucha.
- Panienka Filianore, jesteś tutaj? - odezwał się głośniej.

Filianore odwróciła głowę w kierunku, z którego dobiegł ją znajomy głos. Widząc starca, którego spotkała wcześniej w porcie, uśmiechnęła się.
- Witajcie, dziadku. Mieliście już wątpliwy zaszczyt poznania Edana, dorównującego wam umiejętnościami filozoficznymi młodziana?
Spojrzała na siedzących w towarzystwie niewidomego kobietę i mężczyznę, zignorowała ich jednak.
- Miłego dnia, dziadku. Będziemy obok.

- Edana? Owszem, był tutaj wcześniej, razem z zastępem marynarzy - odpowiedział starzec raźno za odchodzącą parą. - Wam również, panienko, wam również.

Odsunął krzesło, by elfka mogła na nim zasiąść, lecz ciężko było określić do jakiego stopnia jest to kpiną, szelmowskim żartem, a na ile istotną uprzejmością. Sam usadowił się naprzeciwko.
- W najmniejszym stopniu nie dziwię się, że dostajesz najlepszy towar - rzekł nie wyjaśniając pewności. Całkiem niewykluczone, iż miał na myśli urodę. Albo ewentualnie temperament skłaniający do rzucania się na innych z bronią.
Edanowi nie było jednak dane podyskutować z Filianore. Do karczmy wszedł Fredrik i głośnym odchrząknięciem zwrócił na siebie uwagę gości karczmy.

Edan poczuł przemożną ochotę zrobienia czegoś, co z jakiegoś powodu uznawał za głupie.
Pomachał radośnie ręką do fircyka-Fredrika szczerząc się tak szeroko, że niemal skóra ściągnęła mu się z twarzy.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline