Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2017, 08:30   #16
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Dom po przyjeździe był jakiś inny. Zimny. Dziwny. Rylee zrobiła sobie kawę, wzięła na chwilę Gangesa na ręce, gładząc jego ciepłe futerko, a gdy kot wyrwał się i pobiegł w stronę piwnicy, kobieta zebrała się w sobie i ruszyła na strych. Nie była na nim od dawna, dlatego aż się skrzywiła, gdy zaatakowała ją paskudna wilgoć, do której zresztą po dłuższej chwili się przyzwyczaiła.

Wzięła dwa łyki ciepłej kawy i zaczęła przedzierać się przez przeróżne pudła i inne graty wyniesione tu jeszcze za czasów, gdy żył dziadek. Widok niektórych rzeczy sprawiał, że powracała na chwilę do przeszłości, minionych lat beztroski, kiedy ważna była tylko zabawa. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc pod jedną ze ścian wysłużonego konia na biegunach.


Podeszła do niego i pogłaskała po grzywie zrobionej z jakiegoś dziwnego materiału.
- Ile to żeśmy zwiedzili kiedyś fantastycznych krain, prawda, przyjacielu? - Pocałowała go w pyszczek, podświadomie czując w nozdrzach specyficzny zapach dziadka.
Wiele by dała, by na chwilę przenieść się do czasów, kiedy Janice i Johnathan dawali jej miłość, poczucie bezpieczeństwa i szczęście. Teraz została sama. Jasne, miała narzeczonego, ale to nie było to samo. Każdego człowieka kocha się inną miłością, bo i inne miejsce w naszym sercu zajmuje.

Otrząsnęła się z tych sentymentalnych myśli i wróciła do pracy. Poprzestawiała kilka rzeczy, a wzbity w powietrze kurz sprawił, że kilka razy kichnęła. W końcu jednak dokopała się do halloween'owych ozdób rozłożonych idealnie na trzy wielkie pudła. Było tam właściwie wszystko, czego potrzebowała, ale wiedziała, że nie da rady znieść ich sama, gdyż były po prostu za ciężkie. Będzie musiała powiedzieć Luke'owi, żeby się tym zajął.

Przesuwając pudła, nagle rzuciło jej się w oczy dziwne zawiniątko. Szybko zerwała papier i aż otworzyła usta z wrażenia. Miała w dłoni dziwną, starą księgę, której nigdy wcześniej nie widziała. Zaczęła ją szybko przeglądać i jej zdziwienie rosło, gdy napotykała na jakieś rytuały, zaklęcia i uroki. Zastanawiała się przy okazji, co ta książka robiła na strychu, skoro babcia trzymała wszystkie swoje ukochane pozycje w biblioteczce na parterze. To było bardzo dziwne. I jeszcze ta wiadomość zza grobu od Janice, po przeczytaniu której Rylee przeszedł dreszcz po plecach. Czy to wszystko miało związek z ostatnimi wydarzeniami? Może jednak nie wariowała i coś było na rzeczy.

Zamknęła książkę i podniosła się na równe nogi, gdy huk zatrzaskiwanej z dużą siłą klapy od strychu aż wyrwał z jej gardła krótki krzyk. Co tu się do cholery działo? Przecież to wejście nigdy samoistnie się nie zamknęło, nawet przeciąg nie byłby w stanie tego zrobić. Kobieta podeszła szybkim krokiem do włazu i złapała za klamkę. Klapa ani drgnęła.
- No chyba sobie ktoś jaja robi... - mruknęła do siebie i pociągnęła jeszcze raz.
Nie udało jej się otworzyć. Jakby ktoś celowo trzymał właz z drugiej strony, nie pozwalając jej opuścić strychu. W końcu, po dłuższej szarpaninie klapa odpuściła, posyłając Rylee na podłogę. Przejechała przedramieniem po zroszonym czole i usłyszała nagle charakterystyczne walenie w drzwi dochodzące z dołu. Wiedziała, że to Luke.

Zbiegła szybko po schodach na dół, potykając się niemal o leniwie drepczącego Gangesa i otworzyła drzwi. Ujrzała w nich lekko zaskoczonego narzeczonego, który w dodatku zapomniał się ogolić.


- Wszystko ok? - Zapytał Harmon, taksując ją wzrokiem. - Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczyła.
- To samo mogę powiedzieć o tobie
- odparła Rylee i rozwarła szerzej drzwi. - Wchodź, muszę ci coś pokazać.
- Mam zacząć się bać? - Luke unósł brwi.
- Ja się chyba trochę boję, ale zaraz ci opowiem...
Przeszli do kuchni, gdzie kobieta wstawiła wodę na herbatę i położyła znalezioną na strychu książkę przed narzeczonym. Wytłumaczyła mu szybko, jak weszła w jej posiadanie i pokazała kartkę od babki zaadresowaną do niej. Luke przeglądał dziwną księgę, rozmyślając nad czymś. W końcu się odezwał.
- Naprawdę w to wierzysz, kochanie?
- A ty nie? - Rylee uniosła brwi. - Ostatnimi czasy dzieje się ze mną coś dziwnego... tutaj dzieje się coś dziwnego. No i jeszcze dzisiaj przyszła do mnie do sklepu stara Cerys i groziła, że zapłacę jej za krzywdy, które wyrządziła moja babka. Pomijając fakt, że śledził mnie jakiś facet w płaszczu i kapeluszu. - Carpenter prychnęła.
- Zgłosiłaś to szeryfowi? - Luke spojrzał na nią.
- Nie, ten facet jakby rozpłynął się w powietrzu, a Cerys... - Blondynka wypuściła głośno powietrze z płuc. - Nikt nie bierze tej wariatki na poważnie.
Harmon objął ją w pasie i pocałował delikatnie.
- Powinnaś dać sobie z tym spokój, kochanie. - Spojrzał jej w oczy.
- Nie wierzysz mi, prawda?
- Wierzę, że coś się dzieje wokół ciebie, ale magia? Czary? Uroki?
- Wziął w dłoń księgę, po czym rzucił ją na kuchenny blat.
- Wiedźm też tutaj nie palono, nie? - Rylee skrzywiła się.
- To było dawno temu, ludzie bali się wszystkiego, czego nie rozumieli, dlatego palili i topili te bogu ducha winne zielarki i znachorki. - Wyjaśnił Harmon.
Rylee westchnęła ciężko. Chyba nie miała już siły i ochoty, by przekonywać narzeczonego do swoich racji.
- Na strychu przygotowałam pudła z ozdobami, jeśli je zniesiesz, zaczniemy przygotowywać dom - rzuciła.
- Jasne, już się tym zajmuję - odparł Luke, całując ją w czoło. - I nie przejmuj się tym wszystkim, bo wpadniesz w jakąś paranoję.
- Łatwo ci mówić - odrzekła i przez chwilę jeszcze patrzyła, jak mężczyzna znika na piętrze a potem klapnęła przy stole w kuchni, dopijając chłodną już kawę. Nie wiedziała, co się tu dzieje i ta niewiedza strasznie ją męczyła.

 
Tabasa jest offline