Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2017, 15:05   #14
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Do karczmy zaszli od tyłu, aby ominąć placyk gdzie wciąż trwało weselisko. Było koło północy i zaczęły się pokładziny, totez większośc weselników zgromadziła się przed budynkiem. Choć zdarzali się i tacy co mieli lepszy pomysł na spędzenie czasu niż oglądanie Heinricha i Aliny zasłoniętych do połowy przez trzymane przez matkę i babkę panny młodej prześcieradłem…
Idąc ku drzwiom do kuchni, spłoszyli jakąś parkę dogadzającą sobie za drewutnią, znaleźli też jakiego chłopa śpiącego pod ścianą obórki. Gdyby nieumarłe nie celowały w porwanie przyjezdnych, to miałyby dziś tutaj istne żniwa.

Gdy weszli do alkierza, Alexander złożył wampirzycę na łóżku.
- Rozodziej ją Noel i usuń bełty, prócz tego z serca. Jiri Ty idź do namiotu coście rozstawili przy wozie, do Giselle, a Ty Filipie, powiesz teraz wszystko co wiesz bez kłamstw jak wczoraj - zakomenderował rycerz.

Kiedy Czech wyszedł karczmarz usiadł ciężko na zydlu.
- No, co ja mogę powiedzieć? Może głupi byłem, ale sam nie wiem... toć o rodzinę chodziło. Ona mnie przywołała razu pewnego, powiedziała, że córki me zabije, jeśli posłuszny jej nie będę i krwi się nie napiję. Raz w tygodniu na nią czekałem w lesie przy głazie. Czasem przychodziła, czasem nie... O ludzi we wiosce wypytywała... Straszyła zawsze jak prosiłem, by nie zabijała, że następna Urszula będzie... tedy zrozumcie mnie... - Zaczął chlipać.
- Ile razy piłeś jej krew i kiedy ostatnio - Alexander spytał, a Noel drgnął. Zdążył rozebrać już ciemnowłosą Nieumarłą, ale bełtów jeszcze nie wyciągnął. Na pytanie Alexandra wstał i pozornie mimochodem stanął przy drzwiach dłoń na główni toporka zatkniętego za pas kładąc.
- Panie, ja.... ja... nie wiem... kiedy... Ze dwa tygodnie temu... Dwa razy mi kazała...
Mógł kłamać, a i dwa razy to dużo było, aby uczucie mocne do nieumarłej w nim były.
Skinął głową, ale nie skomentował tego.
- Kiedy i jak cię przywołała za pierwszym razem? - spytał.
- Ja... ja na podwórze wyszedłem wieczorem, do starej szopy, co nieco dalej stoi, by zobaczyć czy tam jakiego szpadla nie znajdę jeszcze, bo mój szlag trafił i się złamał przy robocie. No i usłyszałem jak śpiewa dziewoja, to...to chciałem zobaczyć... a potem ona mnie zobaczyła... no... jakoś to tak późną jesienią było, bo ziemia już zmarznięta po nocach...
- Czyli już po pierwszym zniknięciu?
- Po... tak... po drugim jakoś.
- Daleko ten głaz od wsi?
- Nie dalej niż do kościoła, panie.
- Tej zaś nie kojarzysz? Nie widziałeś wcześniej? Może to która ze znikniętych w ciągu tych dwudziestu lat? - spytał kiwając głową ku leżącej na łożu.
- Myślicie, że... - Sołtys spojrzał na dziewczynę w nowy sposób, kagankiem sobie poświecił, by dokładniej jej twarz obaczyć. - Musiałaby się zupełnie w latach nie posunąć...
- Znasz ją czy nie - bękart znów warknął.
- Pewności nie mam... jeno podejrzenie... moja ciotka ponoć piękna była jak księżniczka jakaś, ja byłem jeno berbeciem co przy maminej spódnicy łaził, gdy ona zniknęła, ale... pamiętam włosy czarne i długie... jak tej tutaj.

Alexander spojrzał ponuro na Noela.
- Idź no na weselisko i przywiedź tu młodą dziewkę z warkoczami, rozpoznasz, śliczna i żywiołowa. Urszula się zwie.
- Jużci Panie - odpowiedział sługa i wyszedł spoglądając nieufnie na karczmarza.
- Panie, tylko nie moja córka… ona nie może tego widzieć... błagam! - Karczmarz rzucił się na kolana.
- Czemu nie?
- Ona niewinna, nie powinna wiedzieć. No i jak na ojca po tym spojrzy… Panie, po co ci ona? Toć ona głupiutka i niewinna...
- Wydawałeś ludzi wampirom. Jak nie stało obcych w Wygódkach, to własnych sąsiadów - Alexander wycedził z obrzydzeniem. - Boś o swe dzieci się bał, to dla nich było. Może Urszula zrozumie i ojca tym bardziej pokocha jak się dowie? - zakpił.
- Panie... błagam...czemu... czemu nam to robisz... my ofiary... - jęczał karczmarz, do stóp padając Alexa.

Na to wszystko do alkierza weszła zdziwiona Urszula.
- Na zewnątrz poczekajcie - rzekł Alex zdziwiony, że Noel przyprowadził ją tak szybko. Osłonił przy tym częściowo widok na łóżko własnym ciałem. Noel wyciągnął lekko podchmieloną dziewczynę i zamknął drzwi.
- Ofiary? - Bękart ułożył nieumarłą na boku i zgiął jedną z nóg. - Ofiary to porwane zostały boś je wydał. - Nakrył kocem od głowy do pośladków pozostawiając na widoku długie smukłe nogi w nieskromnej pozycji, ale też widoczne jeno do pół uda. - Jeszcze jak pójdę spać, to przyjdziesz z Eugenem, w łeb mi dasz, aby ją uwolnić by tamtej się przypodobać… - rzekł spoglądając gniewnie na Filipa.
- Gdzie tam panie, przecie wy nas z kłopotu wybawiliście. Wybacz mi... wybacz błagam... - jęczał mężczyzna, wciąż u stóp rycerza się wijąc.
- Wstawaj - ten warknął i odepchnął go od łoża. - Noel, wejdźcie - zawołał, a mężczyzna zaraz na powrót wszedł z młoda blondynką.

Alexander zbliżył się do Urszuli z uśmiechem i stanął przed nią chwytając lekko za ramiona.
- Ja i małżonka ma jesteśmy winni odwdzięczyć się Twej rodzinie za gościnę - rzekł spoglądając w oczy dziewczęcia.
Oczy Urszuli były rozbiegane, wodząc od karczmarza do Alexandra. Wydawała się nawet nieco przestraszona, nie wiedząc, czemu się tu znalazła i dlaczego jej ojciec płacze.
- Pp...panie?
- Nie strofuj się, z tatkiem trochę pogadalim o Tobie. - Bękart znów się uśmiechnął. - Z radości się rozpłakał chyba. - Zerknął ku Filipowi. - Kocha Cię strasznie. Ale nim powiem cośmy tu ustalili… rzeknij mi Urszulo… bom widział Cię kilka razy i zdać się mi mogło, jakoby Wygódki za małe dla Ciebie były. Niczym ogień tu szurasz, prawda to?
Dziewczyna znów spojrzała na niego, a potem na karczmarza, który jednak nie wydawał się tryskać szczęściem.
- No...em... chyba...tak.
- Widziałaś tę służkę mą, kruczowłosą co dziś przybyła z moją kopią i wozem?
- Ttaak - odparła dziewczyna niepewnie.
- A gdzieś najdalej była do tej pory? Sion odwiedziłaś? - zainteresował się mówiąc miękkim głosem.
- Nie, panie... raz na targu była w Dafee, to pół dnia drogi stąd. - odpowiedziała dziewczyna nieco śmielej.
- Muszę wysłać moją służkę z wieściami. Być może jedynie do Sion, ale może będzie musiała do Lozanny podjechać przy tem. Tak z Twoim tatką pomyśleliśmy, że mogłabyś z nią pojechać. Kawałek świata zobaczysz, miasta spore. Pomyślałem, że pieniądzem za gościnę płacić nieładnie, gdy z tak dobrego serca zaoferowana... - zerknął ku Filipowi. - Dam ci mieszek srebra, a Ty sama w moim imieniu kupisz podarki dla rodziców, siostry, babki i dziadka. Wszak lepiej ich znasz i wiesz co ich ucieszy. A dla Ciebie… - uśmiechnął się szerzej. - Chcę z Tobą zagrać w jedną grę. Jeżeli każdemu z Twej rodziny prezent się spodoba co mu zakupisz i spodoba się każden z nich mi… to dostaniesz konia, na którym pojedziesz. Po powrocie będziesz mogła galopować sobie po dolinie co Twój ogień trochę uśmierzy. - Znów spojrzał na Filipa. - Tatko o bezpieczeństwo Twe się trochę martwił… aleśmy doszli do tego, że z Giselle będziesz bezpieczniejsza niż tu. Nie tak Filipie?
- Panie, błagam... - jęknął sołtys, lecz widząc zapał w oczach Urszuli nie miał serca go zgasić, choć serce to krwawiło rodzicielką bojaźnią o dziecię swoje. - Niech... będzie... jeśli sama tego chcesz, Urszulo…

- Tak... - wyszeptała w odpowiedzi dziewczyna, po czym podbiegła do ojca i rzuciła mu się na szyję - tak, tak, TAAAAKKK!!!

I dopiero po tej salwie radości jakby sobie o czymś przypomniała i odwróciła się do Alexandra.
- Dziękuję, panie!
- Zmykaj spać ślicznotko, rano ruszycie. - Bękart roześmiał się i rzucił jej mieszek.
- Po stokroć dziękuję! - Dziewczyna ukłoniła się po czym wyleciała z alkierza leciutka, jakby ją anieli nieśli. Kiedy zniknęła, ojciec jej padł na kolana i znów zaczął rozpaczać.
- Dziecko mi chcecie zabrać... dziecko moje... dwie je tylko miałem... a teraz żadnej...
- Zaraz zabrać… toć sama chce jechać. - Bękart odwrócił się do Filipa. - Nawet nie żeś mnie narazić chciał, ale mą ukochaną. Nawet nie to bydlaku, żeś ludzi, sąsiadów swych nieumarłym wydawał, ale żeś kazał potakiwać kobiecie z bolejącym sercem, że mąż od niej zbiegł gdy wiedziała że przepadł. - Alex ukucnął przed karczmarzem. - Będziesz mi wierny w polowaniu na nieumarłych, to Urszula wróci z podarkami, konia dostanie. Zdradzisz, to moja służka sprzeda ją do zamtuza. Pojąłeś?
Filipowi na moment mowę odebrało, po czym jednak szepnął:
- Nie wiem kto tu potwór... - spojrzał ponuro na Alexandra - masz mnie w garści.
- Łowcą potworów będąc samemu czasem potworem być trzeba. - Alex wstał. - Jak strasznym potworem być mogę, to się dowiesz gdybyś tej nocy do córki się zbliżył, czy w inny sposób ostrzec chciał i jej rano nie było, lub się rozmyśliła. - Spojrzał na niego. - Jeśli odpokutować chcesz coś tu nawywijał z trwogi o dzieci, to nie martw się - rzekł bardziej miękko. - Giselle mnie kiedyś prawie ubiła, zapłakałbym nad losem tych co by je na szlaku zaczepić chcieli. Urszula bezpieczna, wróci radosna i bogatsza. To mój dar, a teraz won.
Filip chciał cos jeszcze powiedzieć, ale pomiarkował się. Nawet głowę lekko skłonił i wyszedł.
W drzwiach stali zaś Noel, Giselle i Jiri, czekając na polecenia.
- Misę z wodą i szmaty naszykuj Giselle, Noel przypilnuj namiotu i wozu, Ty Jiri idź z nim, ale spać się nie kładź, poślę jeszcze po Ciebie - przeniósł wzrok na załzawionego Czecha.

Gdy odeszli Alex zbliżył się do nieumarłej.
Rzeczywiście była piękna, ale w oczach wciąż miał jej twarz wykrzywioną paskudnym zwierzęcym prawie grymasem, gdy starli się z nią nad potokiem.
Ujął jej rękę, gdzie Aila nacięcie zrobiła.
Przyssał się do niej. Na Theresie z Ailą ćwiczyli jak pić z wampira… ale przy tym zyskali umiejętność oceny ile krwi w nieumarłym po tym jak łatwo z ciała ją ssaniem wydrzeć. Niewielu łowców w ogóle próbowało tak czynić, a oni nawet łowcami nie będąc wiedzę tę posiedli…
Ot chichot losu.

Przez świetliki słychać było awanturę między babką i dziadkiem Aliny i Urszuli. Izba na górze naprzeciw izby Filipa i jego żony, miała być naturalnie dla nowożeńców, szło o to kto przeniesie się do stryszku nad obórką… Nie do pomyślenia było, by zamieszkali razem, a brak w tej awanturze opcji by jedno zamieszkało w uprzątniętym alkierzu, wskazywało iż nie do pomyślenia dla babki jest aby mieszkać z Jakubem choćby ściana w ścianę.
Alex zaczął ssać, ale nie było łatwo ciągnąć vitae z nieumarłej.
Przestał.
Wypluł.
Niewiele… Głodna być musiała.
Polowały z głodu i to już co tydzień. To mogło wyjaśniać, że w ogóle jeszcze żyją… Bo wampirzyca wzmocniona krwią by ich nad potokiem rozniosła.
A przynajmniej że żyje on.
Czy Aila w ogóle jeszcze żyła?
Tego nie wiedział. Nie wiedział też, co jego szalona żona znów sobie umyśliła, choć miał pewne podejrzenia…

Po chwili do alkierza weszła Giselle ze spuszczonym wzrokiem, niosąc to, o co ją prosił.
- Umyj ją i bełty wyciągnij, ale nie ten w sercu będący. Potem się prześpij, nad ranem wyjedziesz.
Dziewczyna skinęła głową i za robotę się zabrała. Nie patrząc na Alexandra odezwała się.
- Panie, muszę o wybaczenie prosić...
- Żeś w Sion nie została?
- Nie to, myśmy nie wiedzieli... - Podniosła na niego wzrok. Jej twarz była utrapiona. - O wybaczenie twą małżonkę miałam dziś prosić... i prosiłam, lecz... chyba rzekłam za dużo. Rozzłościłam ją.
- Ona i tak zła jak osa była. - Stropił się. - Pojedziesz do Sion, albo i do Lozanny, weźmiesz ze sobą córkę karczmarza. Dobra, miła dziewczyna. Ma w sobie ogień, jak Ty. Niech się nacieszy przejażdżką. Jej ojciec pił z wampira. Wiesz co to znaczy.
Giselle zacisnęła usta. Kiwnęła głową na potwierdzenie i wróciła do wyjmowania bełtów.
Zbliżył się do niej lekko.
- Gdybym tu legł z ręki wampirów… - pochylił się do niej by cichy szept usłyszała - nie czyń jej krzywdy czym karczmarzowi groziłem. Niewinna, wyjaw jej, że ojciec wampirom oddawał wiesniaków. Nich on ma karę, ale nie jej krzywdą.
- Dobrze... - podniosła na niego oczy, a widząc tak blisko jego twarz wydęła lekko wargi - panie...
- Może tak być, że po tym co dziś zaszło… W przypadku gdyby nam sie udało, Aila odejdzie. Kolejnych lat szukał jej nie będę. Gdyby inaczej było… nie będe chciał cię odprawiać. Gdyby musiało do tego dojść, oddam Ci wszystko co moje, byś bogatą była i na los narzekać nie mogła Giselle.
Przez jej twarz przemknął cień goryczy, lecz zaraz się opanowała.
- Wiele mi nie trzeba. Więcej niż do przeżycia nie wezmę, bo tego, co bym naprawdę chciała... mieć nie mogę. I za nic nie kupię - odparła ciemnowłosa dziewczyna.
- Nie wiadomo co będzie Giselle. Że kogo z serca wyrzucić nie sposób sama wiesz. Kocham ją i tylko ją, całym sercem, wiesz to przecie. Jeżeli mnie nie zechce i ta miłość runie, to wolne serce mając nie będę chciał nikogo innego niż Ty.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi delikatnie.
- Tedy będę czekać, panie.
- Uważaj na siebie Giselle. - Alex uśmiechnął się przeczesując dłonią jej czarne włosy i zaczął tłumaczyć szczegóły planu wedle jakiego miała zająć się Urszulą.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline