Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2017, 18:01   #19
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po pewnym czasie do obozu wrócił Kaedwynn. Zdawał się być zamyślony i zatroskany, więc też do nikogo nie zagadał, nie tłumacząc się dlaczego wrócił sam. Przeszedł przez obóz, minął niewielki staw i zatrzymał się dopiero przed martwych truchłem elfiego przywódcy.
- O! Tego tu znam. Dlaczego zabiliście ich przywódcę? - spytał pozostałych, gdyż nie był obecny ani przy pojedynku, ani podczas ucieczki elfów. - I co się stało z resztą? Widzę tylko sześć trupów.
- Zabiłem dowódcę, nasz Wilk na pojedynek go wyzwał, tamten trochę mu krwi upuścił ale później warunków nie chciał dotrzymać. Niestety pozostali mnie nie wsparli i pozwolili reszcie odlecieć na tych gadach…- Zlustrował Kaedwynna spojrzeniem, trzymając magiczny miecz elfiego dowódcy. Może zyskałby sojusznika oddając mu go, przy sytuacji z elfami mało kto stanął po jego stronie.
- A co z naszą opierzoną ślicznotką?
Kaedwynn westchnął cicho na jej wspomnienie.
- Powiedziała, że potrzebuje trochę czasu dla siebie. Niewiele mi zdradziła, ale zdołałem domyślić się, że nie jest człowiekiem, a przynajmniej nie jest jakimś zwyczajnym człowiekiem. Nie wiem co teraz zrobi, ale zostawiłem ją w towarzystwie ogromnego smoka bez skrzydeł, który wcinał liście z drzew. Wydawał się być łagodny i nas nie spostrzegł, ale mimo to martwię się o nią.
Khargar prychnął na słowa wojownika. Nie wylałby wielu łez gdyby ten gad zjadł tę dziwaczkę.
- Może Ciebie to śmieszy, ale wydaje mi się, że Auriel jeszcze wiele dokona dla naszej sprawy, mimo że jest taka… dziwna - powiedział z braku lepszego słowa. - Nie mam wątpliwości, że stoi po naszej stronie i wiem, że jeszcze wiele rzeczy przed nami ukrywa, ale lepiej nie naciskać teraz. Najbardziej ciekawi mnie jej powiązanie z Celozją. Była tam z nami, chciała ją zniszczyć, ale nie wiem jak tam dotarła niezauważona...
- A ja jej nie ufam, bardziej ufam Zorenie, bo ją pojmuje - mruknął Khargar odchodząc z Kaedywnnem na bok,
- A skoro o księżniczce mowa - Kaedwynn ściszył głos. - Postanowiliście już co z nią zrobicie? Odstawicie tam gdzie jej miejsce?
- My? A ty nie zamierzasz coś z nią zrobić? - dodał Taled.
- Najwięcej zyskamy ją do ojca albo mężusia odstawiając... Musimy odrzucić te kretyńskie sentymenty - rzucił pogardliwe spojrzenie w stronę Taleda - inaczej nie przetrwamy w tym obcym świecie. Chyba na ciebie chociaż mogę liczyć, wyglądasz na prawdziwego wojownika. - Khargar klepnął Kaedwynna po ramieniu i podał mu miecz elfiego dowódcy. - Weź go, ja jestem słaby w mieczach, taka broń nie powinna się marnować.
Kaedwynn odebrał darowany mu miecz i zważył go w dłoni, następnie wykonał też kilka próbnych cięć.
- Jest wspaniały - powiedział nie kryjąc swojego podziwu dla kunsztu rzemieślnika, który go wykonał.
- Lekki, a jednocześnie wydaje się być wytrzymalszy od najtwardszej ze stali. Dobry to oręż, a ty masz dobre oko, Khargarze. Doceniam ten gest - powiedział, po czym przypiął miecz do pasa. - A co do Zoreny to zgadzam się. Ukrywanie jej byłoby dla nas kłopotliwe. Nie wiem czy zdołamy uciec z tego świata, ale mimo to wolę nie robić sobie potężnych wrogów póki tu jestem. Posprzątajmy te trupy - dodał, spoglądając na zaszlachtowane elfy. - Auriel nie ucieszy ten widok, a ja na dobrą sprawę mam już dość awantur w drużynie.
Wszak już to widziała, Laran wzruszył ramionami. Poza tym nie sądził, by to była ostatnia taka sytuacja, bo świat zdecydowanie nie wyglądał na bardzo pokojowy.
- Raczej powinniśmy się spakować i jak najszybciej stąd odlecieć - powiedział. - Do Tarthis lub Menkary, w zależności od tego, co Zorena wybierze. - Spojrzał na księżniczkę. - A zostać tu raczej nie powinniśmy. Trupy i rozlana krew przyciągają wszelakiej maści paskudztwo, a elfy mogą mieć w pobliżu inne latające oddziały.
On sam wybrałby Tarthis. Faraon jest bogatszy, poza tym pewnie bardziej się ucieszy na widok córki, niż mąż na widok żony, być może niewiernej. A nuż małżonek, miast sypnąć złotem, ograniczyłby się do chłodnego 'dziękuję'?
- Tak czy inaczej powinniśmy zaczekać za Auriel. Do tego czasu można wrzucić zwłoki do sadzawki, obwiązać tylko kamieniami, aby nie wypłynęły - odparł Kaedwynn. - Sprawdźcie juki, może mają przy sobie jakieś zapasy żywności, więc przy okazji i my moglibyśmy się dobrze najeść przed dalszą podróżą.
- Tylko nie do wody. - Laran pokręcił głową. - Szkoda sadzawki.
Kaedwynn wzruszył ramionami.
- Miałem nadzieję, że się nie nadźwigam. Skoro tak bardzo żal ci sadzawki, czarowniku, to pomóż mi ukryć ich w jakiś zaroślach z dala od obozu. A reszta niech zajmie się przygotowaniem jadła - powiedział, po czym chwycił za nogi martwego przywódcy elfów i zaczął ciągnąć truchło poza obóz.
- Ma rację, nie ma co truć wody. Ja już jadłem - rzucił Wilk wychodząc na polanę i zabierając się za zbieranie trupów w jedno miejsce. Miał zamiar pościągać z ciał wszystko, czym padlinożercy mogliby się zakrztusić. Zwykle były to wytrzymałe stworzenia, ale po co ryzykować, skoro po prostu zajmowały się tym, do czego stworzyła je natura.
Bran, dotąd zszokowana nagłym zabójstwem elfiego dowódcy, stała wtulona w Taleda. Mruknęła do rycerza:
- Zabierz mnie stąd. Mam dość tego miejsca - uniosła złote oczy na Gryfa z proszącym, załzawionym spojrzeniem.
Rycerz pochylił się i szepnął:
- Już niebawem się stąd wyniesiemy Bran. Ja też nie chcę tu przebywać. - Poszukał wzrokiem wygodnego miejsca gdzie mogliby spocząć.
Khargar, który zajął się przeszukiwaniem rzeczy elfów, przeszył Bran spojrzeniem swoich zimnych oczu. Czy to była ta sama dziewczyna, którą spotkał w karczmie tamtej nocy? Tak się wydawało, w takim razie miał do czynienia z podstępną dziewką… będzie miał na nią oko.
Laran nie sądził, by usuwanie zwłok z widoku publicznego miało jakiś sens, ale już raz przedstawił swoje zdanie Kaedwynnowi, ale skoro tamten nie pojął, to nie było sensu robić to raz jeszcze, nawet gdyby używał prostszych słów. Poświęcił się więc i odciągnął jednego z truposzy w zarośla.
Krwawym śladem, jaki pozostał na trawie, wcale się nie przejął. Poza tym i tak nic nie mógłby na to poradzić. A o pogrzebaniu trupów nawet nie pomyślał - skoro się tym nie zajęli ich pobratymcy, to co jego to obchodziło?
Rudi, chociaż niewielkiego wzrostu, to jednak za przykładem Larana również odciągnął jedno ciało w krzaki. Zastanawiał się czy nie przeszukać jeszcze truposzy, bo przecież przedmioty, które mają przy sobie i tak tamtym się już nie przydadzą.
- Jak myślisz, Laran, czy uda nam się wrócić do domu za pomocą magii tego świata? - zagadał do maga. - Nigdy jeszcze nie słyszałem o tego typu zaklęciami aż do dnia dzisiejszego.
- Teoretycznie magia może zrobić wszystko - odparł mag. - Trzeba mieć tylko odpowiednią ilość mocy i tyle. Z pewnością niejeden tutejszy mag by to potrafił. Problem w tym, czy wiedzieliby, dokąd nas odesłać.
Zorena z ciekawością przysłuchiwała się słowom czarownika. Podeszła nawet bliżej, aby lepiej słyszeć wymianę zdań tych dwóch. Taled prowadził ją wzrokiem, czujny na nieboskłon i otoczenie.
- Być może w waszym świecie - wtrąciła się po chwili. - Rzadko się zdarza, by trafiali do nas planarni przybysze, a jeszcze rzadziej słyszy się o ich powrocie, ale podobno istnieją metody na to. Z tego co usłyszałam od arcymaga Tarthis, podczas jednej z jego prelekcji, nasz świat został stworzony przez bogów, którzy ukryli go przed wzrokiem innych. Nie można tutaj przenieść się z miejsca na miejsce za pomocą magii, chyba że chcecie latać, ale chyba nie o to wam chodzi. Pewnych rzeczy nawet nasi najmądrzejsi magowie nie pojmują, taka jest natura tego miejsca.
- Czyli nie ma u was czegoś takiego jak portale czy inne magiczne bramy, które pozwalają się w mgnieniu oka przenosić z jednego miejsca na drugie... - Laran był zaskoczony i zmartwiony zarazem. - Z chęcią bym zamienił parę słów z tym arcymagiem, jeśli zechce mnie przyjąć... A ty, Zoreno, dokąd chcesz lecieć? Do ojca, czy do męża?
- Wybór to żaden. Jeśli trafię do ojca, to prędzej czy później odeśle mnie do męża - odpowiedziała kobieta wzruszając ramionami. - Mam przyjąć kapłańskie święcenia już wkrótce, gdyż u nas władcą może być tylko kapłan lub kapłanka. Podobny los czeka mojego męża. Czuję, że nie mam wpływu na nic w swoim życiu…
- Mówisz tak, jakby rola władczyni, czy też małżonki władcy, była ostatnią rzeczą, jaką marzysz - skomentował Laran.
- A co w tym pięknego? Realną władzę będzie mieć mój małżonek, jako faraon, a ja będę tylko dodatkiem, osobą, której jedyną funkcją jest towarzyszenie faraonowi podczas ważnych wizyt arystokracji czy poselstwa. Tymczasem moją matką jest plemienna wojowniczka z dalekiego południa, w której zakochał się mój ojciec. To ona zaszczepiła we mnie chęć decydowania o sobie i pragnienie wolności. Musiałabym się pozbyć Qareha i przejąć władzę, ale to zbyt ryzykowne - odparła Zorena niezbyt pocieszona wizją powrotu.
Usta Khargara wykrzywiły się w wyglądającym upornie uśmiechu, gdy Zorena wspomniała o zabiciu męża i przejęciu władzy.
- Mając odpowiednich ludzi o boku, wszystko można zrobić, wystarczy, że kilka odpowiednich łbów poleci. - Poklepał swój topór.
- Wypadki chodzą po ludziach - Laran rzucił znanym cytatem - ale to może działać w obie strony... Może następnym razem powinnaś lepiej przemyśleć wszystkie sprawy związane z ucieczką?
- Co masz na myśli? - Zainteresowała się Zorena. - Nie bardzo mogę liczyć na pomoc z zewnątrz, bo to jest wyrok śmierci dla osób. Jeśli uciekać to w pojedynkę.
- Jeśli zmienisz wygląd, to nikt cię nie rozpozna - odparł Laran. - Niejeden młodzieniec czy panna z dobrego domu tak zrobili.
- Tak, o ile znajdę zainteresowanego maga, który regularnie będzie stosował na mnie swoje zaklęcia, a wątpię by ktokolwiek uczyniłby to dobrowolnie - odparła kobieta. - Poza tym za bardzo rzucam się w oczy swoim kolorem skóry, aby drobne zmiany kosmetyczne tu pomogły. Nithijczycy mają karnację zbliżoną do brązu i mam tu na myśli metal, a nie kolor. Tymczasem moja jest jak sami wszyscy widzą… W zaciemnionym pomieszczeniu nie widać mnie - zaśmiała się z własnego żartu.
- Nie macie ludzi, którzy z takich czy innych powodów chodzą w maskach? Albo też pozostaje ci ukraść... zabrać gryfa i uciec. - Mag podsunął kolejne pomysły.
- Trędowaci takie noszą, a gryfa ukraść już próbowałam. Niestety strzegą ich lepiej niż swoich najcenniejszych skarbów, a w dodatku po moim powrocie będzie tylko gorzej. Wiedzą, że skoro raz… no, nie pierwszy raz próbowałam uciec, to mi już nie odpuszczą. Pewnie Qareh zamknie mnie na szczycie jakiejś wieży, najlepiej takiej bez okien i tam spędzę resztę swojego życia - posmutniała na samo wyobrażenie czekających ją “tortur”. - Moim problemem jest to, że nie urodziłam się z kutasem między nogami i z tego tylko tytułu nie mam prawa decydować o sobie. Zawsze byłam i będę czyjąś zabawką.
- Kobiety nigdy nie zasiadały na tronie? – spytał, bynajmniej nie zdegustowany użytym przez księżniczkę słownictwem.
- Zasiadywały, ale wymagało to czegoś więcej niż wspomnianego właściwego zestawu genitaliów i urodzenia się we właściwej rodzinie. Często okupione było to krwią innych, szalonymi ambicjami lub przynajmniej zwykłym szczęściem. Ja nie mam ani jednej z tych rzeczy - predyspozycji do manipulowania innymi czy samego, przysłowiowego farta. Jestem… Nie wiem kim jestem - odparła smutnym głosem, po czym bez słowa wyjaśnienia minęła maga i usiadła przy ognisku, które rozpalali inni.
Laran jeszcze przez chwilę stał bez ruchu i spoglądał w jej stronę, po czym poszedł w jej ślady.
Khargar przyglądał się Zorenie, odczuwając rozczarowanie. Zorena była… interesująca, ale nie nadawała się jego zdaniem na prawdziwą władczynię, bardziej na marionetkę lub zabawkę.
- To lepiej szybko się dowiedz kim jesteś, zanim wchłonie cię nurt i na samopoznanie nie będzie już czasu - rzucił druid. - Rudi, dzięki za to wcześniej - dodał zwracając się do mężczyzny.


Po skończeniu sprzątania ciał, Kaedwynn wrócił do obozu i pomógł reszcie przyrządzić posiłek. W tym celu wykorzystano znalezione w jukach zapasy żywności - głównie mięso nieznanego pochodzenia oraz jadalne grzyby. Po pewnym czasie nad obozem zaczął unosić się przyjemny dla nosa zapach gotowanej żywności.
Cichym krokiem Auriel przekroczyła linię lasu, wchodząc na niewielki teren, mniej obrośnięty drzewami. To tutaj wciąż była grupa osób, z którymi trafiła do tego obcego im świata. Początkowo stanęła przyglądając się każdemu z osobna i próbując znaleźć różnicę między tym, co zostawiła, a tym co tutaj zastała.
- Jecie - stwierdziła ściągając brwi i podeszła bliżej innych. Najchętniej stanęłaby blisko Bran, ale ta ciągle trzymana była przez Taleda, więc nie wiedziała gdzie znaleźć miejsce. Ostatnio Rudi był dla niej miły, ale zawiódł ją lekko. Po Khargarze spodziewałaby się dostać nożem w żebra, zaś Wilk chyba miał dosyć związanych z nią sprzeczek. Laran zaś wydawał się być zajęty księżniczką. Po tej analizie, która trwała chwilę, Auriel w końcu usiadła obok Kaedwynna.
- A gdzie elfy? - zapytała w końcu spokojnym głosem, odnajdując niepasujący element układanki myśli.
- Odleciały - odparł krótko Kaedwynn, udając, że jest zbyt zajęty przeżuwaniem gumowatego mięso, aby kontynuować ten temat. Bardzo, ale to bardzo nie chciał o tym mówić.
- A ty? Pomogła ci chwila samotności? - zapytał po chwili, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Jego dobór słów nie był zbyt fortunny.
Szamanka kiwnęła delikatnie głową i poprawiła okazały pióropusz.
- Daleko na południu, może cztery dni drogi stąd, jest ogromne miasto. Pewnie to to, o którym mówiła ta kobieta. Połowę tego czasu zajmie nam przemierzenie lasu, w którym jesteśmy, rozciąga się naprawdę daleko. Tutaj wszędzie w okolicach lasu są strażnicze wieżyczki porozstawiane jakby pilnowały, co by coś nie weszło lub nie wyszło z jego gęstwin. Potem mielibyśmy równinę, z tej odległości wygląda na suchą. No i... Wszędzie jest mnóstwo tych takich zwierząt, no wiesz, bez skrzydeł! Wzrokiem ptaka wszystko widać, takie są duże, choć nie tylko wysokie jak tamten, są też trochę niższe ale bardziej szerokie! - Szamanka zaczęła coraz bardziej się ekscytować, a z czasem nawet uśmiechać, kiedy opowiadała o okolicy. - Na wschód, o tam o - wskazała ręką kierunek - jest tylko pustynia, jakieś duże miasto, ale ogólnie piachu dużo. A na zachodzie - wyciągnęła drugą rękę w przeciwną stronę - mnóstwo wody, miasta, osady, dryfujące kropki i przystanie dla nich! Tam musi być przyjemnie - zakończyła zadowolona z siebie i zaczęła się kiwać tanecznie na boki.
Rycerz trzymał na patyku kawał mięsa, który piekł dla czterech osób. Gdy weszła na polanę Auriel ściągnął kij i sztyletem ściągnął kawały mięsa na znalezione w jukach miski. Jeden podał Bran. Drugi podał Zorenie. Z trzecim wstał i podszedł do Auriel.
- Proszę. - Wyciągnął ciepły kawałek mięsa parujący dość apetycznie ku kobiecie. Szamanka spojrzała ze zdziwieniem na Taleda i wyciągnęła rękę po podarek
- Dz-dziękuję… - mruknęła niepewnie wąchając mięso i oglądając je z każdej strony.
Taled uśmiechnął się.
- To z elfich zapasów. Nie sądzę by było trucizną - dodał i odwrócił się, by usiąść przy Bran.
Laran po chwili również zajął miejsce przy ognisku i zabrał się za opiekanie kawałka mięsa. Miał tylko nadzieję, że to nie kawałek któregoś z elfów...
Uwagę dzielił między przyszłą pieczeń, a otoczenie - zarówno zarośla, jak i niebo, na którym bez zmian tkwiło nieruchome słońce.
- Czy ono stale się znajduje w tym samym miejscu? - zwrócił się do Zoreny, jedynej osoby, która mogła wiedzieć coś na ten temat.
- Tak. Jeśli potrzebujecie się nawigować, to lepiej skorzystać z tych latających wysp. Wydają się pływać po niebie, ale tak naprawdę tkwią w tym samym miejscu… Za wyjątkiem dwóch największych. Za ich pomocą można obliczyć upływający czas - kobieta wskazała dwa oderwane od ziemi lądy, które unosiły się dziesiątki kilometrów nad ich głowami.
- Znajdują się obok siebie i “pływają” w przeciwnych kierunkach. Jeden w górę, drugi w dół. Zwykle mówimy o całym cyklu, kiedy oba lądy znajdą się tuż obok siebie, połowa cyklu jest wtedy, kiedy znajdują się w najbardziej oddalonych od siebie punktach. Jest to o tyle potrzebne, bo niektórzy handlarze prowadzą swoje sklepy w fazie ich zbliżania, a inni w fazie oddalania się lądów od siebie.
- Ktoś tam mieszka? Można tam dolecieć? Na przykład na gryfie? - zainteresował się mag.
- Tego chyba nikt nie wie… - odparła księżniczka. - Znajdują się zbyt wysoko, aby dolecieć do nich gryfem. Być może arcymagowie mają swoje metody, ale rzadko dzielą się swoją wiedzą, szczególnie z niewtajemniczonymi osobami.
Laran skinął głową.
- Przyłącz się do nas Auriel, usiądź obok ja nie gryzę! - Rudi zwrócił się do Szamanki widząc jej niechęć w oczach w stosunku do niego. Ona uśmiechnęła się lekko w jego stronę, ale nie przesiadła się. Nie chciała po prostu robić zbędnego zamieszania i zwracać na siebie uwagę. Rudi skierował więc myśli w stronę Szamanki, nie wiedział jednak czy zostanie usłyszany.
~ Mam nadzieję, że nie żywisz do mnie urazy, za to że wszystko potoczyło się nie po twojej myśli, ale co było to już się nie odstanie. Bardziej jednak mnie ciekawi skąd wiesz o mieście, które jest cztery dni stąd, skoro nie było cię tylko parę chwil?
~ Umiem patrzeć z lotu ptaka - odpowiedziała mu telepatycznie, a jej głos był miły i przyjacielski, daleki od żalu czy zniechęcenia w stosunku do gnoma.
Rudi skinął Aurie głową i uśmiechnął się do niej na znak, że usłyszał.
Siedząca przy ognisku Sikorka zauważyła, że rozmowy stały się albo smutne albo poważne albo całkowicie zanikły. Westchnęła cichutko pod nosem, bo i jej samej ciężar sytuacji i ostatnich błyskawicznych wydarzeń doskwierał.
Ale trzeba było działać. Nie mogli tu zostać na zawsze.
Mimo tego czuła znużenie. Może chwila wytchnienia da wszystkim więcej energii?
Odłożyła niedojedzony kawał mięsa i otarła dłonie. Namacała z lubością instrument i wyciągnęła pospolitą i podniszczoną już co nieco gitarę, na której zdobienia powoli zacierały się.
Usadowiła się na większym kamieniu, układając gitarę wygodniej i rozprostowała palce.
Po chwili w tle toczących się rozmów, rozbrzmiały pierwsze, łagodne tony, niosące ze sobą ukojenie i wyciszenie. Zmęczenie, irytacja czy niepokój jakie wędrowcy mogli odczuwać, z chwili na chwilę bardka i jej muzyka zamieniały na ulgę i spokój. Nie ważne co stać się miało za kilka chwil. Tu i teraz wszyscy słuchający mogli przez chwilę poczuć odrobinę bezpieczeństwa.
Taled uśmiechnął się widząc jak Bran zaczyna grać. Lubił muzykę, którą tworzyła. Uspokajała nerwy i odprężała. Teraz to było potrzebne jemu i zapewne pozostałym.
Laran kochał magię, ale nie bardzo lubił, gdy ktoś używał tej magii na nim. Dlatego też nie był zachwycony tym, że bardka próbowała wpłynąć na jego nastrój. Nie powiedział jednak nic, tylko spróbował się odciąć od magicznego wpływu muzyki.
Khargar, który z apetytem pożerał wielkie kawałki mięsa, musiał przyznać, że muzyka Bran robiła wrażenie. Po zabijaniu należał się odpoczynek….
- Twoje paluszki są nie tylko urocze ale i bardzo zręczne…. - Wyszczerzył się do bardki w przerwie między kęsami.
Sikorka skłoniła się lekko w odpowiedzi i uśmiechnęła do wojownika:
- Lata wprawy, Khargarze - założyła włosy za ucho. - Jeszcze jeden utwór? - spytała niewinnie.
Gryf westchnął i odpowiedział Bran.
- Oczywiście. Dzieła twoich palców można słuchać godzinami. - Skłonił lekko głową i powiódł wzrokiem po pozostałych.
- Przeceniasz mnie, Taledzie. Są znacznie bieglejsi ode mnie.
- Bieglejsi może i są, ale nie tak uroczy i wdzięczni moja Pani. - Taled był odprężony i czekał na nowy utwór.
- Masz piękny głos, Bran - potwierdził gnom. - Czy zaśpiewasz nam coś jeszcze? - Rudi czuł się odprężony po ciężkim dniu, gotowy by ruszyć w dalszą drogę.
Kolejny utwór dziewczyny różnił się w swym brzmieniu. Tam gdzie pierwsza muzyka niosła spokój, jej następczyni zagrzewała krew, budziła energię i nadzieję.
Przy kilku mocniejszych uderzeniach w struny Bran spojrzała na Taleda z uśmiechem, przy innych utkwiła wzrok kolejno w Laranie i Kargharze.
Bran przelewała swą pasję i determinację w muzykę, by natchnąć nimi i swych towarzyszy, nawet Auriel i Wilka i przyjaznego gnoma.
Gryf ciepło się uśmiechnął i widać było w jego oczach, że wielką przyjemność czerpie z muzyki i samej obecności Bran.
Gdy rozbrzmiewały dźwięki gitary rycerz chciał już tańczyć. Porwać, którąś z obecnych niewiast i zatracić się w tańcu. Pierwszą była bardka, ale, że grała więc wstał i ukłonił się przed Księżniczką prosząc ją do tańca.
Zorena z początku chciała odmówić rycerzowi, jednakże widząc jego nienaganne maniery poczuła, że byłoby to okazaniem braku taktu, dlatego chwyciła jego dłoń i wstała. Dała się poprowadzić, jako że jej partner prezentował zupełnie nieznany jej taniec.
- Nie sądziłam, że wojownik będzie umiał tak dobrze tańczyć - zaśmiała się, zapominając na chwilę o swoich troskach.
Wilk przysłuchiwał się muzyce, przeżuwając kawałek suszonego mięsa. Nie był głodny, ale wiedział że musi dostarczyć organizmowi pożywienia, zwłaszcza po magicznym leczeniu. Obserwował latające gady, które nadal czekały spętane. Na razie chciał się przyjrzeć, później miał zamiar sprawdzić jak na niego zareagują. Czy dadzą się oswoić, czy będzie musiał prowadzić silną ręką, kiedy wyczują w nim drapieżnika, którym przecież był. Zastanowiły go też słowa martwego już dowódcy. Gdzieś tam były inne wilkołaki, to zaś musiał głęboko przemyśleć.
W ten sposób awanturnicy spędzili kolejną godzinę; rozmawiając, tańcząc i ciesząc się swoim towarzystwem. Najedzeni i wypoczęci dosiedli olbrzymich pteranodonów, po czym odlecieli w stronę Tarthis, mając nadzieję, że tam znajdą odpowiedzi na trapiące ich pytania…
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 15-10-2017 o 18:10.
Kerm jest offline