Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2017, 23:10   #16
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Wrócił tuż po świcie, gdy cała wieś już spała.
No może nie cała wieś…
Trzy osoby dalekie były od snu, bo spięte siedziały w alkierzu karczmy odliczając desperacko czas do świtu w nikłych płomieniach świec. Gdy słońce w końcu wzeszło nie wiedzieli o tym od razu, bo szczelnie zakryte świetliki nie przepuszczały nic do wnętrza izby. Zakołkowana wampirzyca w dybach na środku pomieszczenia nie pomagała wcale ich nerwom, podobnie jak śmierć Otta i zaginięcie Bernarda.

Szczególnie Jiri mocno odczuł śmierć Niemca, bo niesamowita przyjaźń ich połączyła podczas wędrówek Alexandra, gdy ten uczniem był łowcy Wilhelma. Choć chłop rosły to łez ronić przestać nie potrafił. Póki miał co robić, jak choćby pomagając bękartowi z wampirzycą, czynił to żal w gniew przekuwając i czując jak wbijanie bełtu w serce nieumarłej koi lekko ból straty. Teraz siedząc bezczynnie wciąż myślał o Otto i ledwo widział przez łzy.

W podobnym stanie zresztą był Noel znający Bernarda jeszcze z Kocich Łbów. Giermek Aleksandra po śmierci matki pracującej na zamku jako praczka, a mieszkającej w Coiville, został jako sierota do zamku przygarnięty gdy miał sześć lat, Noel miał wtedy dziesięć i pomagał bratu zatrudnionemu w stajni, ale z czasem różnica wieku się zatarła. Choć Noel z początku jedynie bywał na Kocich Łbach, parę lat później gdy brat rzucił robotę na zamku sam go zastąpił i tam zamieszkał. Od tamtego czasu obaj chłopcy wychowywali się razem.

Giselle też miała niewesołe myśli.
Z początku chciała jedynie zaczepić się pod pana na zamku by omotac jak Pieterzoona i mieć spokojne, dobre życie. Alexander jednak szybko spodobał się jej i poczuła doń wiele więcej. On nie pozostawił jej samej sobie gdy przez półtora roku szalała z tęsknoty do Elijahy przez więzy krwi, ona potem nie odstąpiła go choć zrozumiała, że z Ailą w jego sercu rywalizować nie może. Nawet ani nie nienawidziła jej za to, ani inną złą emocją nie darzyła. Nadzieje zresztą miała zawsze, że coś się może zmieni, coś zgaśnie by mogła rozpalić własny płomyk. Teraz słyszała, że wampirzyca chce drugą pojmaną za głowę Aili, a Alexander poszedł bez nieumarłej. Nie wiedziała co o tym myśleć i co to będzie oznaczać.

Tak trwali w milczeniu odpalając kolejne świece, a czarnowłosa co jakiś czas odchylała kawałek tkaniny przykrywający dziurę w zatkanym świetliku.
- Świt - rzekła w końcu zduszonym głosem.
- A Alexandra nie wid…
Przerwało mu łomotanie w drzwi.
- Otwórzcie - usłyszeli stłumiony głos łowcy.
Rzucili się odwalać ciężkie kufry, którymi zabarykadowane były drzwi i wkrótce otworzyli je.

Alexander wszedł do środka. Sam.
Giselle aż na to sapnęła.
- Czy Pani… - Po policzkach pociekły jej łzy, ale żalu i smutku, nie radości i wzruszenia. Sama zdziwiła się tym, gdy zdała sobie sprawę, że nawet może wolałaby aby Aila żyła, a Alexandra nie bolała straszna strata, nawet gdy śmierć szlachcianki otwierała pewne drogi.
- Żyje, jest w mocy wampirów…. - rzekł bękart zduszonym, zmęczonym głosem. - Jutro wymienić się z nimi mam na tę dziwkę.
- A Bernard? - spytał z nadzieją Noel.
- Też żyje, ale za nieumarłą wydadzą albo ją, albo jego. Wybrać trzeba. Jeżeli dwoje, to kogo innego trzeba im dać.
- Może karczmarza? - podchwycił rozradowany rudzielec. - Sam ludzi wydawał konszachtami z nieumarłymi, niech ma teraz za swoje to samo.
- Nie.
- To kogo starego, umierającego…
- Nie!
- Panie?
- Nie będziemy tacy jak on, nie wydamy kogoś w łapy wampirów.
Noel milczał przez chwilę, rozumiał, ale pogodzić się nie potrafił.
- Panie… to ja za niego pójdę. Z własnej woli. On młodszy, on przyszłość ma… Sameś mówił, że może i rycerzem będzie. On życie ukochał. Lepszy niż ja… z własnej woli pójdę.

Alexander zbliżył się do rudzielca i położył mu dłoń na ramieniu.
- Co będzie zobaczymy, może uda się go wyrwać - spojrzał na Jiriego - Otta pomścić, wszystko zakończyć przed zmrokiem. Niedługo przed świtem z wampirami rozmawiałem, jedna Ailę zabrała i choć szybka jak diabli, to długo kluczyć nie mogła. - Znów popatrzył na Noela. - Czasu po prostu nie stałoby, gdyby mylić drogę gdzie zmierza chciała. Podążyłem za nią i kierowała się w stronę góry co za zakrętem doliny się wznosi i miast lasem porośnięta, ma kilka ostrych grani. Tam ślad straciłem, choć już wcześniej z oczu mi zbiegła. Kilka śladów jeno, jednak mimo mroku je wychwyciłem, kawałki materiału z koszuli Aili na krzakach... Obaj znajdziecie tę górę łatwo, bo u jej podnóża strumyk płynie z wolna gęsto porośnięte mając brzegi jałowcem.
- Znajdziemy? - Jiri podniósł na Alexandra zmęczony wzrok.
- Tak, pójdziecie szukać tam jakiego miejsca, gdzie nieumarli kryjówkę mieć mogą. Świt dopiero co, cały dzień jest. Jak zdążymy ich znaleźć i ubić, to ni wymiany nie będzie ni po niej bez pomsty nieumarli nie odejdą.
Jiri spojrzał na Noela, jego zmęczenie gdzieś nagle odpłynęło.
- Idziemy. - Powiedział zimnym i zaciętym głosem. - Czasu nam nie tracić.
Ryży tylko kiwnął głową biorąc kuszę, bełty i dwa toporki.
- Uważajcie tylko i razem szukajcie. Trzy wampiry na takim terenie… jak one tu krwią się żywią zagadka, ale raczej nie mają ghuli. Pamiętajcie tylko: raczej. Przyjmijcie że sługi krwi mogą jednak być.
Czech i Walon kiwnęli głowami i szybko wyszli.

- A ja? - spytała Giselle podchodząc do Alexandra.
- Jak zaplanowane było, pojedziesz z Urszulą.
- Karczmarz nie zdradzi, nie ma już powodu po tym wszystkim.
- Może i tak, ale nie wiadomo, poza tym nie chcę cię tutaj.
- Rozumiem. - Spuściła głowę.
- Nic nie rozumiesz - fuknął. - Chcę byś bezpieczną była.
- Umiem się bronić.
- Przed dwójką wampirów? - Uśmiechnął się. - Jeżeli Aili co się stanie, to serce mi pęknie, chęci do życia odnaleźć będzie ciężko. Jeżeli przy tym jeszcze Ciebie odbiorą, to już jeno z urwiska się rzucić. Ukochana, najwierniejszy sługa i przyjaciel, najbliższa mi umiłowana przyjaciółka. Wszyscy. Nie chcę wszystkiego stracić.
Kiwnęła głową składając mu ją zaraz na piersi.
- W Sion zatrzymajcie się w “Dafne”, bawcie się, niech ta mała życia zazna trochę i miasto zobaczy. Mów jej, że czekasz na listy dla mnie z Burgundii. Jeżeli przez pięć dni nikogo ode mnie nie będzie, to do Lozanny jedźcie i zatrzymajcie się w “Burgundeczce”. Jak przez tydzień znaku życia dalej nie dam, to... czyń co chcesz. Weź całą gotowiznę mą, jeno dwa mieszki srebra zostawię na jakie wydatki.
- Nie chcę pieniędzy - szepnęła.
- Jak mnie szlag trafi, to wioskowi rozkradną.
Oczy zaszkliły się jej
- Idź już - pocałował ją.

Nie chciała odejść tak szybko i tak po prostu.


Alexander sprawdził czy drzwi dobrze zamknięte i odpalił kilka świec więcej, ale i tak w alkierzu panował półmrok. Dłubiąc ręką poszerzył otwór w świetliku zakrytym płótnem.
We wschodniej ścianie. Słońce wzeszło wyżej już, ale na niebie było trochę chmur, co zresztą nie przeszkadzało zbytnio. Alexander nie chciał zniszczyć wampirzycy słońcem, a jedynie sprawiać ból, do czego wystarczyło rozproszone światło. Sprawdził kilka razy w którym miejscu pojawia się plama światła i po zakryciu otworu przeciągnął niewielki pręgierzyk w to miejsce aby obrywała światłem w bok. Bezwładne ciało nieumarłej było dodatkowym ciężarem, toteż srodze się spocił nim Donatella spoczęła w miejscu w które miała trafić. Pod Brzuch postawił jej kufer i przywiązał doń by nie mogła ruchami ciała unikać światła. Mocniej sznurem dyby spętał, a także jej nogi by i nimi nie wierzgała.

Nie wiedział jak bardzo wampiry czują słońce, podejrzewał, że to straszna katusza.

Zbliżył się do wampirzycy i wyciągnął kołek, ale to jej nie zbudziło.
Dzienny sen, lekki letarg.
A jednak wiedział, że wampiry funkcjonować za dnia mogą. wiele woli ich to kosztuje jak mawiał Wilhelm, ospałe, niczem pijane… ale jednak.
Alex nie bawił się w zwykłe wybudzanie, po prostu odchylił szmatkę i blask słońca niczym smuga uderzył w ciało nieumarłej.
- Aaaaaaaaa! - wrzasnęła boleśnie, pewnie przy tym kogo budząc w obejściu. Alex zakrył świetlik.
- Dzień dobry Donatello - Alexander przywitał się grzecznie. - Jak mija Ci ten piękny… - odkrył płótno na ulotny moment. światło smagnęło niczym biczem. - … słoneczny dzień?
Wampirzyca zaczęła się wyrywać i jęczeć opętańczo. Ci, co to słyszeli, musieli myśleć o rycerzu jako o mistrzu chędożenia, skoro z niewiasty takie dźwięki potrafił wydobyć.
- Spytałem jak Ci mija dzień, mam powtórzyć? Słońce wychodzi zza chmur.
- Zabiję cię, człowieku! Zabiję! - krzyczała, szlochając i roniąc krwawe łzy wampirzyca.
- Wiesz co zaszło, skoroś tu wciąż, a dzień jest? - spytał.
Jeszcze chwilę szalała, a potem spojrzała na niego ponuro.
- Będziesz się mścił za tę pizdkę?
Znów uchylił płótno.
- Aaaaaaa! - wyła, płacząc i szamocząc się.
- Chciałem z nią rozmawiać… - zakrył otwór - o Merlinie. Bałem się też zasadzki. Kazałem mym ludziom tu się zamknąc i do świtu nawet mnie nie wpuścić. Gdyby siłą kto miał wchodzić, to łeb ci mieli ściąć. Ona zaś zażądała ciebie na wymianę… - kolejne krótkie uchylenie, kolejne smagnięcie, kolejny wrzask. - Jak kazałem moi ludzie nie wydali mi cię… ona… na moich oczach urwała mej żonie głowę - starał się mówić beznamiętnym tonem.
Donatella uśmiechnęła się szeroko.
- Kłamiesz.
Uchylił płótno na dłużej, aż zobaczył jak blade ciało zaczyna czerwienić się na boku jak od lekkiego oparzenia.
Wampirzyca wyła boleśnie.

- Co się tam dzieje? - krzyknął tymczasem ktoś z góry - Spać dajcie ludziom!
- Jak to kłamię? - spytał Łowca ignorując stłumione wołanie.
Donatella dyszała ciężko.
- Ona zbyt piękna. Mm... moja siostra by jej nie zabiła. Prędzej przemieniła.
- Widocznie coś ją do tego skłoniło. - Alexander podszedł do wampirzycy i obłapił dłonią poparzony kawałek ciała. - Wyjeżdżamy Donatello jak moi ocalali ludzie przygotują ci miejsce na wozie.
Jęknęła.
- No i? Mam o litość błagać? Widzę twoje oczy, ty się nie ulitujesz nade mną. A może nad nikim, człowiecze o martwej duszy i kłamliwych ustach.
- Może i nad nikim - przytaknął przebiegając palcami po jej skórze. - Nie puszczę cię z litości, wolność możesz sobie tylko kupić. Powiesz mi gdzie jest leże, a ja pójde tam po Lukrecję, waszego ojca tylko zakołkuję, puszczę cię noc drogi od tej wsi to sobie do niego wrócisz. Inaczej zabiorę cię, trzymać będę jeno na resztkach krwi byś cierpiała katusze z głodu i czasem od słońca. A ta blondkurwa będzie sobie tu żyła z waszym ojcem krwi. Kimś cię z pewnością zastapią.
Wampirzyca uniosła z trudem głowę.
- Widzisz? Tym się od was różnimy... nazywacie nas bestiami, ale to wy zdradzacie się i wyrzekacie. Ja mojej siostry nie zdradzę. A M... ojciec, jak go nazwałeś, przyjdzie po was w nocy. Nigdy mu nie uciekniecie.
- W nocy to już będziemy spory kawałek - Alex podszedł do płótna. - Ot miłość ból sprawia. Siostrzana też… jak widać. - Zaczął katowac ją słońcem ale krótkimi odsłonięciami.

Długo.

Donatella wyła i płakała, lecz o litość nie prosiła. Nie wzywała też pomocy, wiedząc, że jej nie dostanie.
Wtem ktoś zastukał do drzwi alkierza.
- Ostaw, błagam... - to Filip próbował kogoś odwieść od zamiaru, jak się okazało... małżonkę.
- A mam ja w nosie czy on książe czy król nawet, pod moim dachem spać przyszedł, to niech moich zasad domu przestrzega, a nie... No ile można?! Ona tam jak zarzynana świnia kwiczy przecie!
- Kwiatuszku, proszę, pomiarkuj ty się... - błagał karczmarz, lecz pukanie znów się rozległo.
- Filipie, ja małżonkę mogę wpuścić, zobaczy to zrozumie - odezwał się łowca w stronę drzwi.
- Otwieraj tedy! - warczała karczmarka. Coś stuknęła. - ...A puszczaj ty mnie, capie gupi. Co się go boisz…? Toć on u nas przecie!
Alexander wzruszył ramionami i otworzył skoble.
Uchylił nieco drzwi.

Spojrzał najpierw na Filipa, potem na jego żonę, która zerkała na niego wściekle. Ręce jednak miała unieruchomione w objęciach męża, który próbował ją odciągnąć.
- Na wszystko co mi miłe Pani przyrzekam - rzekł łowca spoglądając na kobietę. - Żadnemu człowiekowi krzywda tu się nie dzieje. Filipie, czyż nie?
- Tak, to prawda. - pospieszył małżonek z zapewnieniem.
- Tedy niech ta wasza żonka tak nie krzyczy, ludzie odespać próbują, niedługo trza poprawiny szykować - powiedziała gburowato, ale wyglądało na to, że dała się udobruchać.
- Tedy szykujcie, ale pokrzyczy jeszcze trochę - odwrócił się i spojrzał na Donatellę. - Oj pokrzyczy. A ja za naruszanie spokoju srebrem zapłacę - Spojrzał na karczmarzową.
- Byle nie za długo... - rzekła kobieta, ale teraz już bez złości. - Eh, młodzi... - westchnęła, choć w sumie wiele starsza od Alexandra raczej nie była, ale znacznie bardziej niż on zniszczona chłopską dolą.
Chciał zamknąć drzwi ale Filip znak mu dał, że coś rzec chce.
- Heinrich pytał o Ciebie Panie, rozmówić się chciał o czymś - szepnął.
Alexander skinął głową.
- Później go poszukam.

Zamknął drzwi i zablokował.
- No to możem teraz pofiglować - uśmiechnął się do Donatelli i poszedł do świetlika. Kontynuował co mu przerwano.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 15-10-2017 o 23:15.
Leoncoeur jest offline