Konto usunięte | uke szybko uwinął się z wypełnionymi po brzegi pudłami, znosząc jedno po drugim i zostawiając na werandzie. Gdy tylko skończył na strychu, poszedł do szopy za domem, skąd zabrał skrzynkę z narzędziami i drabinę. Ustalili, że Rylee będzie podawać lampki, a Harmon je zamocuje nad werandą, na długości całego frontu domostwa. Rozmawiali o różnych rzeczach i ani razu nie poruszyli tematu księgi oraz dziwnych, niewytłumaczalnych rzeczy, które ostatnio przytrafiały się Rylee.
Będąc na wysokości okna sypialni babki, Luke nagle zachwiał się na drabinie, wyraźnie czymś przejęty i nie zdołał utrzymać równowagi, zwalając się na ziemię. Carpenter od razu do niego doskoczyła. - Wszystko w porządku? Jesteś cały? Co się stało? - Zapytała z troską, pomagając mu wstać. - Tak, wszystko ok, pewnie jutro będzie mnie tylko tyłek bolał... - Syknął Harmon, zbierając się do pionu. - Straciłem równwagę...
- Kłamać to ty nie potrafisz. - Blondynka przewróciła oczyma. - No dobra, zdawało mi się, że w sypialni twojej babki zobaczyłem najpierw jakąś ciemną postać, a potem twarz mężczyzny w szybie. Zachwiałem się i spadłem. - Wzruszył ramionami.
Rylee uniosła głowę, jednak w oknie babki dostrzegła jedynie Gangesa wylizującego łapki. - Mówiłam, że coś jest nie tak...
- Bez przesady, pewnie mi się tylko wydawało. Jakieś załamanie światła, czy coś - odparł Luke. - A może to był właśnie kot.
- I spadłeś przez kota? Dawno nie słyszałam tak głupiego wytłumaczenia. - Rylee wyszczerzyła ząbki. - To nic, kochanie, naprawdę, wracajmy do pracy. - Luke przytulił ją i pocałował.
Kobieta miała już coś odpowiedzieć, gdy na podjeździe pod domem pojawił się charakterystyczny, policyjny wóz, który zaparkował obok Fiata Rylee. Ze środka wyszedł szeryf Dwyer, kierując się w ich stronę. Nie miał zbyt wesołej miny, ale po prawdzie chyba nikt w Devils Lake nie widział go nigdy uśmiechniętego.
Przywitał się uścikiem dłoni z Harmonem i zdjął kapelusz, wpatrując w Rylee chłodnym wzrokiem. - Przepraszam, że przeszkadzam, panno Carpenter, ale dostałem zgłoszenie, że niedawno nachodziła pani Cerys Hastings.
Luke prychnął. - Przecież to niedorzeczne, szeryfie. Wszyscy wiedzą, że stara Hastings jest nawiedzona...
- Też tak uważam, ale chciałbym usłyszeć wersję panny Carpenter. - Stoicki spokój Dwyera i zachrypnięty, głęboki głos sprawiały, że Rylee czuła się dziwnie bezpieczna. - Więc jak było, Rylee?
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] |