Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2017, 15:38   #17
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Przewrotny bywa los…

W tym samym czasie gdy Donatella spoczywała w dybach w alkierzu karczmy “Pod Wściekłym Psem”, Aila również przebywała w dybach. Co prawda nie była katowana i miała na sobie swój podróżny strój, ale unieruchomiono ją w skalnej grocie u samego szczytu góry tak samo jak nieumarłą unieruchomił Alexander we wsi.

Wampira jeszcze nie było, gdy Lukrecja dotargała brankę prawie na sam szczyt wiążąc jej ręce i zakładając je na swą szyję. Potrzebowała obu rąk, aby wspiąć się tuż przed świtem na szczyt, na który nie miałby szans wejść żaden śmiertelnik. Wcześniej niechętnie musiała oddać jej trochę swojej krwi, aby dziewczyna uleczyła złamaną rękę, w przeciwnym razie dzikie wrzasku bólu przy takiej wspinaczce niosłyby się chyba wiele dalej niż Wygódki.
Aila kojarzyła to jedynie stąd, że ocknęła się u stóp góry, a straciła znów przytomność gdy byli blisko szczytu i nieopatrznie spojrzała w dół, gdzie w przedporannej szarówce widać było jedynie przepaść.

Niedostępność leża wykluczała potrzebę strażników nieumarłego tria, a więc nie było pod czyją strażą zostawić szlachcianki. Spętać jakoś ją zatem należało, ale więzy zdradliwe są, a Lukrecja do Aili nastawiona była z jakiegoś powodu wyjątkowo nieprzychylnie. Może był to wynik porwania Donatelli i zamieszania w to dziewczyny, ale raczej kryło się pod tym coś więcej. Wampirzyca zwracała baczną uwagę na brankę i podziwiała jej piękno, ale prócz tego złość i wrogość splatały się w uczuciach niby z początku u Cecylii. Tylko, że Aila była całkowicie w mocy nieumarłej...
Co się za tym kryło? Nie wiadomo...
Na pewno efektem tego było takie, a nie inne potraktowanie szlachcianki by zapewnić sobie, iż nic ona nie uczyni podczas dnia.

Nie mogąc ruszyć głową, jedynie mogła patrzeć na przeciwległą ścianę i mrok prowadzący głębiej do jednej z odnóg-pieczar. Nie było jej niewygodnie, bo spoczywała na czymś co przypominało stół, lub jakąś skrzynię. Możliwe że było tym drugim, a czyniło za to pierwsze. Leżała na brzuchu mogąc narzekać jedynie na odrętwienie karku, bo po porannym chłodzie nawet cieplej się zrobiło.
Od strony wejścia biła lekka poświata dnia, co sprawiało, że grota pogrążona była w półmroku, a nie ciemności.

Miała dużo czasu na rozmyślanie. O przeszłości, oraz tym co przyniesie przyszłość. Alexander ją uwolni przez wymianę? Zabiją ją? Przemienią w wampirzycę?
Zapadała w płytkie drzemki pomiędzy tymi wspomnieniami i przewidywaniami, bo cóż innego miała robić?


- Ailo? - obudził ją jakiś głos.
Otworzyła oczy, a przez płytkość snu rozbudziła się momentalnie.
Zresztą widok i tak rozbudziłby ją w mgnieniu oka, bo pochylał się nad nią… Alexander.
Była osłabiona nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie. Zdawało się jej nawet, że skoro wszyscy coś przeciw niej mają, lepiej by tu została, by jej nie ratowali... A jednak, gdy zobaczyła męża, serce jej omal z piersi się nie wyrwało. Oczy wypełniły łzy wzruszenia.
- Alex... - wyszeptała z trudem, by się nie rozpłakać całkiem - Ko...kochany...
- Ailo… - Pogłaskał ją po włosach i uśmiechnął się. - Już wszystko będzie dobrze, Noel poleciał po klucze do kłódek do dyb.
Na ile umiała, na tyle przylgnęła do jego dłoni.
- Dalej zły jesteś na mnie? - zapytała cicho.
- Nie mógłbym być zły… Powiedz, czemuś uciekła z izdebki wikarego, przez co Cię porwali?
- Ja... ja... - westchnęła płaczliwie - nie chciałam już nikomu problemów robić. Chciałam zniknąć z oczu waszych, boście mnie nie chcieli... i sama gniazda wampira szukać. - znów zachlipała cicho.
Usiadł obok na skrzyni i delikatnie przejechał dłonią po jej plecach, poczuła palce wodzące wzdłuż kręgosłupa.
- Sama na wampira, po nocy… - szepnął. - I jakże mogłaś myśleć, żem Cię nie chciał?
- Twoi ludzie mnie nie chcą... pewnie oni sami myślą, że lepiej ci z nią... że ja to tylko utrapienie... - teraz już nie umiała się powstrzymać, pozwalając wielkim jak grochy łzom płynąc po policzkach. On pochylił się i scałowywał je wciąż gładząc jej plecy.
- W szoku i bólu byli. Utrata kompanów… Przejdzie im. Wszak na wampiry chodzić to nie przelewki, igranie ze śmiercią, a sami się zgodzili.
Aila spróbowała zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Wtedy co innego mówiłeś... jak była zraniona... też mi Bernard bliski, a tego drugiego, choć gom nie znała, to szkoda. Ja jednak cię wołałam tam pod drzewo, by się nocy całej nie wadzić, a na oczach ludzi nie chciałam... rozmawiać.
- Ech kochanie moje… - Pocałował ją żarliwie. - Furda ludzie, zostawimy to wszystko i sami wyjedziemy, gdy to się zakończy. Żadnych wampirów, żadnych ludzi, tylko my.
- Dobrze... - powiedziała i uśmiechnęła się ciepło, pomimo łez, które wciąż jeszcze płynęły.
- Tęskniłem do Ciebie pięć długich lat, nie chcę Cię stracić - Uśmiechnął się przesuwając dłoń na jej pośladek.

Szlachcianka zmarszczyła lekko brwi. Czy w takiej chwili on myślał o czymś innym jeszcze? Przyjrzała mu się oceniająco.
Chyba zrozumiał ten wzrok.
- Do zmierzchu kilka godzin, Noel wróci za nie mniej niż pół godziny… Pomyślałem - uśmiechnął się lekko speszony - pamiętasz jak nie pozwoliłaś mi choćby ręką ruszyć przedwczoraj na górskiej łące?
Przygryzła wargę.
Bardzo dobrze pamiętała, a jednak w tej sytuacji i w tym miejscu zdawało jej się to zachowanie nieodpowiednie.
- A co z wampirami? Znaleźliście Bernarda? - dopytywała się.
- Cały, zdrów… jeno osłabiony. Pili z niego. Blondynkę znaleźliśmy tu… - Poczuła jak podwija jej giezło. - Zakołkowana, zabrana... Tego trzeciego nie było tu... Zatem to nie koniec roboty… - spodnia suknia podwinięta była już do pół uda.
- A...Alex... - powiedziała na kształt protestu, lecz jej ciało samo zareagowało na jego bliskość. W końcu tyle czasu spędziła wystraszona, samotna, a przedtem obolała. Czuła, że pragnie go... Pragnie, by ją pocieszył swoją miłością... a i jemu uczucie chciała okazać.
Odsłonił kształtne pośladki i mruknął na sam widok. Schylił się by ucałować żarliwie.
Jęknęła, napinając je odruchowo.
Zmysłowo oblizała wargi, coraz większe czując pożądanie.
- Alexander... - znów wyszeptała jego imię.
Straciła go z oczu i poczuła jego dłonie pełznące po wewnętrznych stronach jej ud. Nie rozchylał ich jedynie sugerował jej ten ruch. Jakby ostatecznie miała mu tym pokazać czy ma przestać, czy nie. Ciepłe zachłanne usta wodziły w dole pleców coraz niżej.


Przymknęła oczy, poddając się temu i pozwalając do głosu dochodzić swej nienasyconej naturze. Zamruczała i przeciągnęła się jak kocica na tyle, na ile pozwalało jej unieruchomienie. Rozchyliła przy tym uda, prezentując bezwstydnie swoją kobiecość.

Wszedł w nią chyba zachłanniej niż w klasztorze, po pięciu latach rozłąki. Prawie że brutalnie, zapewne działała tak na niego nie tyle sama poza, co jej stan zniewolenia.
Dłoń obłapiła pośladek, gdy zaczął wchodzić i wychodzić.
- Och! - jęk bólu i rozkoszy wyrwał się z jej ust.
Była teraz całkiem w jego mocy, była jego zabawką i... czuła, że sam ten fakt działa na nią jeszcze bardziej podniecająco. Gdy po kilku bolesnych razach zaczęła przywykać do jego obecności w sobie, uniosła nawet wyżej biodra, by wyjść mu na spotkanie.
- Alex... to... to... takie... och... jeszcze! - Wiła się pod nim, tracąc wszelkie opory.
- Jestem kochana, jestem… - Poczuła jak delikatnie całuje ją w policzek, wyczuła chyba iż jego policzek był mokry…



... ale jak mógł sięgnąć tu głową przez dyby?!

Otworzyła przymknięte z rozkoszy oczy.
Jej głos i wołanie o jeszcze podziałał na kochanka. Rozchylił jej pośladki i zaczął wchodzić głębiej. Alexander klęczał zaś przy niej.
Spojrzała na niego, otwierając szeroko ze zdziwienia oczy.
- Co się... Aa...Alex?! - nie zdążyła sformułować pytania, bo szturm na jej wrota rozkoszy wyrwał dech z jej piersi. Tym razem jednak była to rozkosz pomieszana z prawdziwym strachem.
- Nieumarłym nie można ufać… - mówił przez łzy. - Zabiliby nas po wymianie… Heinrich zna podejście na tę górę możliwe… dla śmiertelnika… Zażądał za to… - Nie dokończył. Ucałował jej skroń
Ona również zaczęła płakać, choć ciało reagowało na swój sposób i każdy raz, gdy mężczyzna wypełniał ją do końca wyciskał z jej ust jęk rozkoszy. Pełna poczucia wstydu, Aila tym bardziej czuła, że nie może oprzeć się rozkoszy. Jej pośladki prężyły się bezwstydnie przed prawie obcym jej wieśniakiem, podczas gdy jej mąż patrzył na nią, czytał emocje z jej twarzy...
- Byłaś zła za Giselle… Sama mówiłaś, że myślisz nad tym by się odegrać. Teraz możemy wybaczyć sobie nawzajem... Być razem bez żalu. Prawda? Prawda?
Jego ton zmieniał się gdy to mówił. Obserwował reakcje Aili i… chyba nie takich oczekiwał.
- Verbreite mehr deine Beine! - warknął biorący ją brutalnie mężczyzna.
Nie mogła zrozumieć ale poczuła dłonie wciskające się pod jej ciało i obłapiające jędrne piersi,

- Ja nie mam wyboru! - poskarżyła się Aila - To nie to sammm... - nie dokończyła, czując jak dłonie Heinricha sięgają jej sutków i ściskają. To w zestawieniu z ostrymi, mocnymi pchnięciami kruszyło wszelkie opory temperamentnej szlachcianki. Szerzej rozchyliła nogi a z jej ust wypełzł języczek, oblizując zmysłowo wargi.
- Mmmmmhhh... - Z całych sił teraz starała się nie pokazywać po sobie rozkoszy, jaką dawał jej ten niespodziewany, brutalny wręcz akt.
- W takiej chwili… Przyjemność… Z obcym… Gdy… - Alexander wstał. W jego wzroku zobaczyła ocean bólu i straszny gniew. - Valentino miał rację… Ty dziwko… - Zaczął rozsznurowywać spodnie. - Może całe Wygódki tu zaprosić?
- Ja! Ganze Dorf! - Roześmiał się Heinrich i wbił głęboko, ściskając piersi.
Aila znów oprzytomniała na moment.
- Ja nie... nie... Alex... ja myślałam że to ty... - próbowała oponować, lecz widząc co robi jej małżonek umilkła. Czyżby on... Przymknęła oczy. Teraz, gdy jej ciało przywykło do gwałtownych ruchów Niemca, czuła, że może więcej. Choć wstyd palił jej lica, chciała... więcej.

Poczuła jak Alexnder wplata palce w jej włosy i unosi głowę. Był zrozpaczony, wściekły… Wbił się w jej usta bez ostrzeżenia. Chciała szepnąć czule jego imię, by go udobruchać, ale nie mogła, wypełniał jej teraz całe usta, docierając do gardła prawie i wywołując odruchy krztuszenia, a jednak nie ustępował, a ona godząc się ze swoim losem, chciała dać obu kochankom jak najwięcej rozkoszy. Chciała, by z niej... korzystali i czerpali radość. Jeszcze nigdy szlachcianka nie poczuła takiej rozkoszy z poddania się komuś.
Brali ją obaj brutalnie z dwóch stron. Jeden z pasją pożadania, drugi z gniewem z rozpaczy. Alex nie był delikatny, wkładał w to, co czynił siłę swego bólu. Krztusiła się. Nie to jej jednak najbardziej doskwierało, lecz jego gorycz. Chciała mu ulżyć, chciała, aby też poczuł przyjemność. Jej języczek zaczął pieścić go na tyle, na ile pozwalały jego ruchy. Jednocześnie sama Aila poczuła jak jej rozsądek odpływa ustępując fali nadciągającego spełnienia.

Pierwszy skończył Heinrich, ale tak mocnym akcentem, że aż pociemniało jej. w oczach. Krzyknął coś po niemiecku. Alex obiema dłońmi trzymający jej głowę doszedł kilka ruchów później, gdy nie mogła protestować, że Niemiec wychodzi z niej zanim osiągnęła spełnienie.
Poczuła na raz dwie rzeczy. Bardzo mocne, może z całej siły uderzenie dłonią w jej pośladek, oraz gęsty płyn rozlewający się falą w jej gardle.




Gęsty płyn rozlewający się w gardle obudził ją. Gdy otworzyła oczy, ujrzała nad sobą Lukrecję pojącą ją krwią. Głowę miała podtrzymywaną, na boku.
Tak jak przed zaśnięciem i jak… we śnie - była w dybach.
Wampirzyca cofnęła ręce. Tę która podtrzymywała ją i tę z której płynęła vitae.
Aila zaś pożądliwie spiła wszystkie krople i oblizała łapczywie usta, nienawidząc się za to. Spojrzała teraz z butą na wampirzycę, ale i pewnym... pytaniem. Czy nieumarła wiedziała o jej snach?
- Dziś Twój wielki dzień, przekonasz się czy Twój mężczyzna cię kocha - nieumarła rzekła bez sympatii. Chyba nawet z jakąś kpiną.
Szlachcianka zagryzła zęby. Nie było sensu odpowiadać i drażnić kogoś, kto mógł ją skrzywdzić dodatkowo, jeśli uzna, że sprawi mu to przyjemność. Zresztą część umysł Aili wciąż jeszcze tropiła sny. Po trochu żałowała, że nie odbyła w rzeczywistości tej rozmowy z Alexem, którą prowadzili na początku sennej wizji. Teraz wszak znów nie wiedziała jakie są jego uczucia, a raczej... miała obawy, że sama przyczyniła się do ich obumierania.
- A tak przy okazji… - Lukrecja spojrzała na Ailę teraz raczej z ciekawością - prawdę mówił? Chciałabyś być spokrewnioną?
Dziewczyna podniosła pełne bólu wejrzenie na nieumarłą. Jak miała jej powiedzieć, że to nie takie proste? Że może i owszem, jeśli Alex zapragnie wolności lub wzgardzi nią całkiem... że to jego stawia na pierwszym miejscu... Chciała wierzyć, że wciąż jest dla nich przyszłość.
- Za nic. - odpowiedziała z mocą.
- Szkoda… - powiedziała ze szczerym smutkiem. - On Tobie to na pewno nie dałby daru, ale miło byłoby popatrzeć jak opadają w gruzy twoje nadzieje.
- Prędzej bym się zabiła - Aila splunęła, starając się odsunąć od siebie poczucie upokorzenia. Wszak... ona była godna wszelkich zaszczytów. Sam Merlin mówił, że mógłby ją przemienić po okresie służby w bibliotece, o czym nigdy Alexandrowi nie powiedziała.
- Prędzej bym się zabiła - przedrzeźniła ją kpiąco. - Och jakże uroczy ton dumnej pani wysokiego rodu… - ujęła ją pod brodę zadzierając głowę do góry.
Szlachcianka spojrzała na nią mrużąc kocio oczy.
- Prawda... a wieśniaczka zaś zawsze pozostanie wieśniaczką. - odparła jadowicie.

Lukrecję to ubodło. Widać to było w jej oczach, które też wściekle zmrużyła.
- Doprawdy paniusiu? - wycedziła sztucznie słodkim głosem. - Ścisnęła dłonią, aż szlachcianka poczuła jak zaczyna trzeszczeć jej szczęka. - Mnie wybrał, zobaczył coś we mnie. Ty zaś ocaliłaś mnie i prawie sprowadziłaś zagładę na ukochanego i swoich ludzi. Obie jesteśmy tym kim jesteśmy, ty masz tylko urodę i urodzenie.
- Twe słowa... - odpowiedziała z trudem Aila - Tylko po...potwierdzają mą rację.
Mimo bólu, uśmiechnęła się złośliwie.
- A i owszem, byłam chłopką, a teraz jestem potężniejsza niż najwięksi śmiertelni - uśmiechnęła się zabierając rękę. - A Ty kotku, jesteś nikim. Nawet jako szlachcianka znaczysz tyle ile mąż. Sama nic. Pusta, śliczna szlachecka dziewka myśląca o wielkości. Pył na wietrze.
Teraz to ona trafiła w czuły punkt Aili. Dziewczyna odwróciła wzrok, choć wrodzona zadziorność i tutaj znalazła ripostę.
- Gdybym była kimś w oczach takiego potwora jak ty... martwiłabym się o siebie. Wolę być pyłem.
Lukrecja pokiwała głową.
- Być. Byłaś, jesteś, będziesz. Nie martw się jednak. Niezależnie od tego, co uczyni ten łowca, będziecie ze sobą już tej nocy, nawet gdyby zabił Donatellę. - W jej oczach błysnęła złość.
Aila przygryzła wargę. Tego nie zamierzała komentować. Zastanawiała się jak uchronić męża, bo że dla niej ratunku nie ma... czuła to coraz bardziej. Może gdyby uwierzył, że ona pragnie tej przemiany? Westchnęła cicho.
- Oddamy cię i puścimy oboje, zapewne jutro będziecie już w Sion - kontynuowała. - Niezależnie od tego co się stanie za niespełna godzinę. - W jej głosie wyczuła nutę smutku. Wampirzyca martwiła się o siostrę w krwi, czy… przekonana była, że faktycznie niezależnie od wszystkiego jej ojciec w krwi ich puści?
Aila starała się jej słów nie brac do siebie, nie słuchać, nie robić sobie nadziei. Wolała więc zająć myśli czymś innym.
- Coście zrobili z Merlinem? - zapytała z mocą, jaką budziała w niej więź krwi.
- Och, nic mu nie zrobiliśmy... - odpowiedziała lekkim tonem Lukrecja.
- Łżesz!
- Ojej, ale się zdenerwowałaś - wampirzyca kpiła ze szlachcianki, dostrzegając nowy sposób by ją drażnić. - Ten stary pryk wrócił już do domu.
- Wypuściliście go? - Aila nie mogła uwierzyć.
- Owszem. Spełnił swoją rolę i przebudził naszego pana, a potem wypił jego krew...
- Trzy razy?
- A jak myślisz, głupia? - Ostry śmiech Lukrecji poniósł się po okolicy, odbijając od ścian jaskini. Aila spuściła wzrok. Jej autorytet... wampir, w którego dobroć i mądrość uwierzyła... teraz i on stał się marionetką. Choć nie chciała pokazywać po sobie uczuć, poczuła, jak do oczu napływają jej łzy.
Łzy porażki.
- Ale my tu sobie gadamy… - Lukrecja uśmiechnęła się i uszczypnęła lekko policzek szlachcianki tarmosząc jak małe dziecko - a chyba już gotowe? - Sięgnęła po coś rręką poza pole widzenia Aili.

[MEDIA]https://i.imgur.com/KRFQPRG.png[/MEDIA]

Wyciągnęła pręt żelazny zakończony czymś… żelazną literą M. końcówka była rozżarzona do czerwoności. - Ja myślę, że gotów, a Ty? - spytała z miną jakby naprawdę zależało jej na opinii Aili.
Krew odpłynęła z twarzy przestraszonej dziewczyny. Na moment zniknęła gdzieś cała jej buta, zastąpiona przez najczystszą postać strachu.
- Nie-ee...ni-ee - wyjąkała. - Nieeee...
- Masz szczęście mieć mężczyzna, którego emocje czyta się jak książkę. Ma do ciebie żal, złość, ale kocha, kocha bardzo. - Uśmiechnęła się. - Ten młodzik opowiedział o jego słabych stronach. O Elijasze, o zazdrości. Podobno wykastrował kogoś, bo na Ciebie zachłannie patrzył? Podobno nie mógł się pogodzić, że może tknąć Cię wampir, hm? - Obserwowała rozżarzone żelazo.
- To po to to? - zapytała Aila, nieco się opanowując, w końcu czy miała jakiś wpływ na to, co z nią robili? - Chcecie go upokorzyć?
- Aha! - Lukrecja ucieszyła się. - Naznaczenie… Znak mówiący “Tu byłem”. Znamię, że czyniący je w pewien sposób zawsze będzie w posiadaniu Ciebie… w oczach tego łowcy. Do śmierci. - Wyprostowała się. - Nalegałam, by Cię przy tym mój ojciec wychędożył, ale… my nie czujemy w tym przyjemności. Ot krew lepiej smakuje jak śmiertelnika doprowadzić do burzy emocji spełnienia… - zaśmiała się. - Ja lubię, on woli… inne przyprawy emocji w krwi. Ale to nawet lepiej! - Jej głos był radosny. - Sire cię nie tknie, ale Twój mąż w to nigdy nie uwierzy widząc znamię, choćbyś ze łzami zaklinała się na wszystko. Tylko gdzie…. - zastanowiła się przesuwając ręką po swym ciele.

Obojczyk, dekolt, pierś, brzuch, łono…

Coś jej błysnęło w oczach, gdy dotknęła wewnętrznej strony uda, tuż przy pachwinie.
Aila zamknęła oczy, nie chciała wiedzieć, kiedy i gdzie to się stanie.
- Skoro wiesz, że wiele przeszliśmy... Uwierzy mi, a ten znak... to będzie tylko kolejny dowód na to, jak wiele wycierpieliśmy, by razem być - powiedziała z mocą, choć pod powiekami czuła gorzkie łzy. Chciała by tak właśnie było, lecz czy w to wierzyła?
Poczuła zimną dłoń na policzku, Lukrecja pogłaskała ją delikatnie.
- Dobrze wiesz, że nie uwierzy - powiedziała łagodnie. - Zawsze gdy spojrzy będzie miał w myślach, żeś była chędożona przez trupa.
Ciche łkanie wydobyło się z gardła dziewczyny, która wciąż trzymała zamknięte oczy. Czuła, jak jej wola kruszy się, a ziarna wątpliwości wyrastają z ziemi.
Wampirzyca widziała to, z jej gardła wydobył się pomruk.
Aila poczuła język na uchu, a zęby przygryzły płatek.
- Prawe, czy lewe kochanie? - spytała szeptem.
Nie odpowiedziała. Wiedziała, że to bez znaczenia. Napięła tylko odruchowo mięśnie i czekała na ból który jednak nie następował.
Poczuła język na szyi.
- Albo ty wybierzesz, albo ja. Ale wtedy będą dwa. Drugi na policzku.
- Oby tobą tak się kiedyś ktoś zabawił... - warknęła we łzach szlachcianka, po czym cicho dodała: - Lewy...

Po chwili poczuła jak Lukrecja ściąga jej spodnie obnażając jej ciało.
- Mmmmmm - usłyszała. - Żal puszczać, śliczna jesteś nie tylko na twarzy. Aila poczuła dłoń nakrywającą jej kobiecość. Biło od niej zimno.
Wzdrygnęła się, lecz nic nie powiedziała, mając chyba nadzieję, że wampirzyca jednak się rozmyśli.
- A jak znajdujesz koncept moja droga - Lukrecja rzekła w zastanowieniu. - Gdyby Cię naznaczyć dokładnie w chwili największej rozkoszy? Mogłabyś prosto w oczy rzec ukochanemu, że to znakowanie nie było z przyjemnością? - zachichotała zaczynając poruszać palcami.
Aila zagryzła zęby. Przez chwilę sama w duchu walczyła ze sobą czy bardziej nie chce bólu czy upokorzenia. Pamiętając jednak sen i pełną rozpaczy minę Alexandra, wybrała to drugie.
- Życia by ci nie starczyło, by mnie tymi zimnymi paluchami podniecić - prychnęła z kpiną, zaciskając uda, by nie dopuścić wampirzycy głębiej.
- Wyzwanie! - W głosie Lukrecji było tyle entuzjazmu i radości, że to aż przerażało.


Aila usłyszała coś metalowego ciągniętego po podłożu i zaraz na jej prawym boku odczuła ciepło. Nieumarła siłą rozwarła jej nogi, a gdy szlachcianka chciała na powrót je złączyć poczuła opór. Wampirzyca usiadła bowiem lub przyklękła pomiędzy nimi.
Zaczęła spełniać swoją groźbę. Aila zastanawiała się ile dziesiątek lat doświadczenia ma w tym ta martwa suka. Bała się. Potwornie się bała. Lecz nie chciała ulegać nieumarłej. Po prostu nie chciała, nawet jeśli przypłaci to oszpeceniem. Może zresztą wtedy Alexander nie będzie cierpiał? Może sam porzuci ją w klasztorze i ruszy dalej u boku Giselle.
Łza spłynęła po policzku szlachcianki.
- A jednak... chłopka wie gdzie jej miejsce względem szlachetnie urodzonej. - rzuciła pogardliwie, czując, że wydaje na siebie wyrok śmierci... lub czegoś gorszego od niej, ale Lukrecja tylko się roześmiała kontynuując pieszczoty.

Wiedziała jak, wiedziała kiedy, wiedziała gdzie. Jakby najdrobniejszy skurcz ciała szlachcianki był dla niej niczym otwarta księga.

Z poczuciem wstydu Aila czuła, że ulega tej przyjemności i choć nie działo się to tak szybko, jak w śnie o dwóch kochankach, jej ciało zaczynało reagować na dotyk chłodnych, lecz jakże pewnych w swych ruchach palców.
- Nie dziwię się, że twój pan nie chce cię chędożyć... nikt nie chce... dlatego tylko szukasz ku temu okazji, co? - próbowała jeszcze zdenerwować wampirzycę, by tej obrzydzić pieszczoty. Odpowiedzi nie usłyszała i nawet ruchy palców wampirzycy nie zmieniły tempa. Doświadczenie, cierpliwość i…
Może najgorsze nie było to, co ją czekało, a co zapowiadał żar grzejący w bok. Była traktowana jak instrument, beznamiętnie. Nawet gdy śnił się jej Alex i Heinrich czuła pasję… Tu nie.
Lukrecja była zimna nie tylko w dotyku, ale i w emocjach przy tym, co robiła. A robiła to tak, że znać było doświadczenie dziesięcioleci i choć szlachcianka bardzo tego nie chciała i walczyła ze wszystkich sił, czuła, że powoli walkę tę przegrywa. Palce Lukrecji zaś metodycznie ślizgały się po jej intymności, obecnie wilgotne od jej soków, co było najlepszym dowodem na klęskę dziewczyny.
- Zostaw mnie! - krzyknęła Aila, nie znajdując już innego sposobu ujścia swojej frustracji - Zostaw!

Nie zostawiła.
Nie zmieniła nawet tempa.
To było nieludzkie, mechaniczne. Zmęczeni trubadurzy na szlacheckim ślubie nad ranem wkładali więcej pasji w trącanie strun.
Ale działało…
- Mhm, bioderka wyżej… - wymruczała wampirzyca, gdy ciało na ulotny moment oszukało szlachciankę.
- Srał cię pies! - prychnęła wściekła nie tylko na wampirzyce, ale i na siebie, wyżej uniosła miednice, wypinając kusząco pośladki.
Lukrecja wciąż bez emocji pieściła jej kobiecość. Jedyną różnicą było to, że miała lepszy dostęp i te same nudne mechaniczne, wyuczone i perfekcyjne ruchy palcami były pełniejsze.
- Zaraz zaczniesz jęczeć - przestrzegła niby w kolejnym geście upokorzenia. Bo Aila i tak ledwo powstrzymywała już wyrazy tego jak działa na nią jej dotyk.
- Nawet jeśli... - wysapała z trudem - Nie o tobie będę przy tym marzyć... - powiedziała z mocą. Wiedziała, że przegrała. Jej jaźń i jej ciało jakby rozeszły się. Nie potrafiąc już dłużej walczyć i wijąc się coraz bardziej w dybach, Aila zaczęła wspominać chwile spędzone z mężem. Ich pieszczoty nad jeziorem... wspólna noc po zaślubinach i to jak Alexandrowi udało się wybronić poczucie intymności na jej pierwszy raz, gorąca noc na sianie w chłopskiej zagrodzie, a po pięciu latach rozłąki pełne pasji wspólne momenty w klasztornej celi. Tyle pięknych chwil i nawet więcej przeżyli ze sobą, a teraz miało się to skończyć wraz z piętnem wstydu na ciele szlachcianki, po którym zapewne już nikomu nie pokaże swej nagości.
Jęknęła przeciągle z bólu serca i rozkoszy ciała, a zaraz potem prawie zakrztusiła się kolejnymi jękami. Jej wspomnienia pobudziły ją bardziej, a po pierwszym wyrazie rozkoszy Lukrecja nagle bez ostrzezenia zmieniła tempo pieszczot. Aila zachłysnęła się pomiędzy jękami i poczuła nadpływającą falę.
Wampirzyca też to zauważyła widząc reakcje jej ciała.



Gdy szlachcianką targnęło spełnienie, poczuła zęby wampirzycy wbijające się w pośladek. Ugryzienie nieumarłego… doświadczyła tego w lochach Kocich Łbów i to spotęgowało tylko uniesienie szczytu. Dziki, straszny wręcz ból na wnętrzu lewego uda znaczonego rozgrzanym żelazem, spiął się z bezbrzeżną rozkoszą.

Aila łkała, krzyczała, płakała i rzucała się, lecz na próżno. Nie było nikogo, by przyjść jej z pomocą. Ból upokorzenia i ból fizyczny zbiegały się w jedno. Gdy rozkosz mijała, ból pozostał i towarzyszył dziewczynie cały czas.
Lukrecja znów pojawiła się przed nią i przykucnęła. Odgarnęła spocone włosy z czoła Ailli.
- No to życzę moja śliczna… Dobrej przyszłości. - Złożyła na jej ustach namiętny, ale bardzo krótki pocałunek.
- Za kwadrans idziemy kochana - rzuciła nie odwracając się i wyszła z pieczary.


Upokorzona, upodlona i naznaczona leżała tak niedługo. Wkrótce do groty wszedł jasnooki wampir i Lukrecja.
- Czas - powiedział. - Uwolnij ją.

Wampirzyca zbliżyła się do Aili z kluczykiem i zaczęła otwierać dwie kłódy spinające dyby.
- Co będzie jak pójdzie gładko… to już wiesz. - zaczęła mówić spokojnym głosem. - Będziesz pewnie unikać miłości z ukochanym ile się da, by tego nie zobaczył. Jak przyprze, to będziesz się po kryjomu chędożyć z kim przygodnym za jego plecami. Ale… do czasu, w końcu odkryje to - powiedziała. - Jeżeli zaś Twój mąż zniszczył lub zniszczy Donatellę… I tak cię puścimy i jego też. - Uśmiechnęła się odkładając jedną z kłódek. Mimo to na twarzy miała napięcie, niepewność, strach? Widać siostra w krwi wiele dla niej znaczyła. - Zabić cię? Szybka śmierć, jego ból ale czasowy, uwalniający w końcu serce. Znajdzie inną, nawet jak wspominać cię będzie do końca życia. Śmierć twa w mękach tylko jedno u niego zmieni… poziom nienawiści do nas. Czyli nic. - Spojrzała Aili w oczy. - Zabić jego? Mała kara za zniszczenie mej siostry. Przemienić cię? Och, dla Ciebie splendor, a on ból będzie czuł, ale uzna cię za zmarłą. Może szybciej nawet wtedy uwolni swe serce od ciebie niż gdybyś po prostu umarła? - Wampirzyca znów uśmiechnęła się. - Nienawidząc cię i traktując jako wypaczenie tej którą pokochał. - Pogłaskała Ailę po głowie, a ona tym razem się nie odezwała, złamana wolą. Nawet się nie odsunęła.

Wampirzyca zajęła się drugą kłódką.
- Nos, wargi, dłonie… odjęte to od ciała. Język odcięty. Porżnięte bliznami ciało. Ni pocałować Cię, ni spojrzeć z pożądaniem, ni w objęcia wziąć bez odrazy. Nawet porozumieć mową czy pismem nie ujdzie. Będzie do końca życia wyrzucał sobie, że to jego wina co uczyniono, za śmierć jaką dał Donatelli. W tym stanie… nie porzuci Cię - szczęknęła druga kłódka - o ile ma w sobie choć resztkę człowieczeństwa. Będziesz chciała umrzeć odrzucając pokarm, wodę, to siłą ci wmusi. Gdy taka będziesz, to znamię niczym... jedynie najmniejszą z oznak twej krzywdy. Będzie czuł tylko miłość, ból i odrazę opiekując się kochaną kaleką.

Zdjęła dyby i ucapiła Ailę za kark, w której oczach znów z satysfakcją dostrzegła strach. Uśmiechnęła się.
Bez brutalności, ale zdecydowanie postawiła ją na nogi.
- Gdy miłość głęboka nie porzucają, kochana. Trwają przy okaleczonej z targającym ich bólem, każdego dnia. Co dnia z żalem wspominając swój błąd… Zadaną śmierć. Hołd dla Donatelli przez całe jego życie. Aż nie wytrzyma i się powiesi, a ty pozbawiona go może zdechniesz z głodu…
- Lukrecjo… - rozbrzmiał delikatnie upominający ton. Najgorsze to, że ponaglający, a nie podważający słowa nieumarłej. - Nie mamy czasu. Idź po tego młodzika i zabierz go na miejsce. Zapewne ten łowca kogoś przeznaczy na wymianę. Sprawdź czy bezpiecznie i zabij po cichu kogo on zostawił w zasadzce. - Wampir spojrzał na Ailę. - Bo zrobi to.

Szlachciance mignęła przez chwilę przed oczyma twarz Jiriego, celnego kusznika. Wedle słów wampira twarz Czecha zniknęła niczym zdmuchnięta świeca.

- Trwaj w mroku córko, młodzika przywiedź dopiero gdy Cię przywołam.
Lukrecja nie odpowiedziała. Ruszyła i minęła Ailę, która wciąż cierpiała z bólu. Szlachcianka dopiero wtedy zdała też sobie sprawę, że stoi w grocie ze spodniami i bielizną spuszczoną do kostek, jak zostawiła ją nieumarła po piętnowaniu. Zupełnie odruchowo zaczęła więc się ubierać, wodząc wzrokiem wokół. Lukrecja zniknęła. Wampir, który był jej panem, stał odwrócony plecami do szlachcianki i patrzył gdzieś w przestrzeń. Przestrzeń... Aila popatrzyła przed siebie. Tam za załomem skalnym kończyła się jaskinia.
Kończyła zaraz nad przepaścią...
Choć nie dała rady zaleczyć rany zadanej ogniem w pełni, zużyła vitae w sobie, by zabliźnić piętno na udzie. Zużyła nawet więcej, by nadać ciału nadludzkiej zwinności. Nagle zerwała się i ruszyła pędem do wylotu jaskini, by rzucić się w przepaść. To wszak byłoby najłaskawszym dla niej i jej męża w tej walce, której wygrać nie mogli.

Może gdyby to był dzień, zawahałaby się widząc wysokość, ale było już po zmroku… nie widziała nic prócz krawędzi półki skalnej widocznej w świetle księżyca. Przemknęło jej jeszcze przez myśl czy nie mając jej na wymianę, wampiry po prostu zamordują Alexandra i jego ludzi z zasadzki, aby nie ryzykować, że przepełniony bólem łowca uznając, iż nie ma nic do stracenia, w akcie zemsty zniszczy nieumarła brankę. Wobec wizji utkanych przez Lukrecję śmierć była jednak wybawieniem - dla nich oboje.
A może jednak on wcale tak mocno jej nie kochał?
Może znajdzie szczęście u boku innej.
Aila wybiegła na wąski parapet z zamiarem wyskoczenia wprost w objęcia kostuchy.

Owiał ją wiatr i otulił mrok, gdy spadała w dół.

Ileż mogła mieć ta skała, po której śmiertelnemu wejść nie było w mocy? Pięćdziesiąt brabanckich łokci? Sto?
Czy to starczy?
Musiało.
Zresztą nie skończyłoby się na tym i Aila jak szmaciana kukiełka po prostu spadałaby dalej w dół łagodniejszego już zbocza.
Spokój….
Czas jakby w miejscu stanął dla niej lecącej w dół na spotkanie skał. Mówi się, że konającemu przed oczyma staje całe życie, ale Aila w swych ostatnich chwilach myślała raczej o przyszłości, której nie będzie. Niezrealizowanych marzeniach, nieosiągniętych celach. Pomyślała o dwóch rozmowach z Alexandrem o dziecku.
Poczuła żal, ale i satysfakcję w swym spokoju, nie będą mogli jej dręczyć, nie będą mogli dręczyć Alexandra jej cierpieniem.

Poczuła jak za prawy bark chwytają ją ni to szpony, ni to pazury. Błoniaste skrzydła przesłoniły na chwilę widok księżyca.
Nietoperz? Niemożliwe… tak wielkich nietoperzy na świecie nie było.
Coś targnęło ją w górę i cisnęło w bok.
Upadając straciła przytomność.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline