17-10-2017, 08:53
|
#6 |
| Już pod koniec dnia Anna odkryła wartość watahy gangrelskiej w tym kształcie, jakim go w Żywcu zastała. I niebezpieczeństwo specjalizacji równocześnie.
- Doprawdy, a jak mam to niby zrobić? - obruszył się Libor na sugestię, że ślady powinien zacierać, by ich pan z Lamberka nie dopadł zbyt rychło. - Po pierwsze, nie potrafię. To Oldrzych i Semen po lasach się wycierali. Ja szlachcic jestem. Choć ubogi.
- Aha – odparła słabo na tę oczywistość, bo się jej przed oczyma wizja rozwinęła, czego jeszcze Libor w imię swego urodzenia może nie być władnym uczynić. - A po drugie?
- Po drugie na razie Sokol może jeszcze mniemać, żem konia wziął, by go objechać, ażeby nie zepsował się z bezczynności. A jak się połapie, to ślady wszystkie śnieg przykryje.
Niby racja… lecz w głowie ciągle jej się kołatało, że nie tylko Sokola ziejącego gniewem i rozpaczą po przyjaźni straconej i koniu podprowadzonym powinni teraz unikać.
Pierwszy dzień spędzili w opuszczonej chacie smolarzy, z trudem i przed samym świtem odnalezionej. Libor w ziemi oczywiście nie spał. Szlachcie ponoć to nie wypada. Drugiego dnia z gangrelskim wdziękiem zrewidował swe poglądy, razem z poobijaną w siodle Anną drzemiąc w gawrze niedźwiedziej, z której uprzednio pogonił gospodarza. Niedźwiedź miał do zmroku strzec ich koni, i choć Anna sądziła raczej, że wygłodzony po zimowym śnie prędzej zeżre ich wierzchowce a potem i ich samych, wieczór został ich nadal z końmi. Niedźwiedź drzemał pod świerkiem z jednym okiem otwartym półprzytomnie, a pod sąsiednim drzewem Etienne szczękał zębami przy ognisku, nie wiedzieć, czy z zimna, czy ze strachu przed wyrwanym z leża królem lasów.
Sypać zaczęło godzinę później, i choć Libor z początku ciął na przełaj zawijasy gościńca, niebawem musiał porzucić zamiary skracania sobie drogi. Nie rzekł wprost, lecz obawiał się, iż drogę pogubi. Padało coraz mocniej, a oni w końcu pogubili szlak i z trudem go odnaleźli. Przynajmniej Libor twierdził, że stoją na rozstaju, w lewo droga na Lesną Horę ich powiedzie, gdzie się z Oldrzychem umówili, cofnąć się cokolwiek będą musieli. W prawo na Pilhrimovy.
- Może czas się o drogę rozpytać? - zasugerował Etienne uprzejmie, śnieg zmrożony z wąsów obierając. - Tam w Pielgrzymowie Nosferat siedzi? Wiecie właściwie, zacny Liborze, kędy nam teraz.
Nie dodał, że coś zdaje mu się, że nie bardzo. Lecz tak właśnie myślał. Anna była tego pewna od wczoraj.
- Jitka list przekazała pątnikowi, co do Pilhrimova zmierzał, w lesie na drodze zdybała go. Nie może być daleko.
Śnieg padał coraz mocniej, a Anna próbując otrzepać sztywną od mrozu spódnicę zaczęła mieć złe przeczucia co do łaskawości dzisiejszej aury.
Ostatnio edytowane przez Asenat : 17-10-2017 o 09:26.
|
| |