Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2017, 09:44   #19
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Gdy wyszli, Aleksander kazał Jiriemu, Noelowi i Bernardowi strzec izdebki. Wszyscy trzej ledwo na nogach się trzymali, dwaj z niewyspania i zmęczenia, trzeci z osłabienia. Powagę sytuacji jednak znali i wedle zasady “byle do świtu” zalegli gotowi w alkierzu.

Aila szukała Heinricha, ale nikt nie wiedział, gdzie on się podział. Rozgardiasz wciąż panował, a wśród bladych, wyzerowanych ludzi koczujących na placu, bardzo wielu było starych, wyżej czterdziestki.
- Tych biedaków uwolniliście z ich więzienia? - zapytała męża i nie czekając odpowiedzi, zaraz dodała: - Mówili przy mnie o tym, lecz na własne oczy nie widziałam.
- Tak, w jaskiniach u podnóża góry byli. Wśród nich Bernard. - Alex pokiwał głową. - Ciebie tam nie znaleźliśmy, a ich sługa krwi co nimi tam się zajmował, rzekł o leżu na szczycie. Jednak dojść tam się nie dało, chyba żeby wierzchem na górskiej kozicy. Uznalim, że po zmroku jedno z nich, lub oboje z Tobą, przyjdzie po Bernarda aby wziać go na wymianę. Rzeczywiście, przyszła. Lukrecja nie spodziewała się niczego.
- Sprytnie - potwierdziła Aila, słuchając opowieści.
- Gdyby nie śmierć Otta, to byśmy nie znaleźli.
Cóż mogła rzec? Że nie zginął zatem na marne? Brzmiało to jak usprawiedliwienie jej nieodpowiedzialnego zachowania w trakcie wesela. Nie skomentowała więc, pozwalając sie prowadzić do rycerza, niejakiego Hansa.

Alexander nie powiódł jej do samego zbrojnego, bo pozostawiwszy ją podszedł do karczmarza Filipa, który był blady jak ściana. Wrócił wszak kowal i część zaginionych przez te ostatnie lata… Nie wiedział czy ktoś może coś wiedzieć o jego spotkaniach z Lukrecją, nie wiedział też czy Alexander nie wyjawi tego wsi. Pewnie rozszarpali by go na strzępy.

Hans von Hallwyl jak mówił o nim bękart nie był już konno, ale cały czas miał na sobie hełm. Chyba nie zauważył z początku podchodzącej szlachcianki, obserwując przestrzeń między chałupami, dróżkę do potoku.
- Guten Tag - przywitała się uprzejmie, nie chcąc podchodzić mężczyzny całkiem z zaskoczenia. Wiedziała, że tu wszyscy nerwy mieli napięte dopóki noc nie minie.
Odwrócił się.
- Guten Abend schöne Dame.
- Dziękuję za pomoc, zjawił się pan jakby pana anieli przynieśli... - rzekła, podchodząc bliżej i zastanawiając się skąd zna ten głos.
- Nie przynieśli - odparł już po francusku, ale ze strasznym akcentem. - To ja właśnie doznaję zwiastowania.
- To znaczy? - zaciekawiła się.
- Stoję, w noc patrzę, aż tu anioł z nieba zstępuje “Guten Tag” rzecząc.
Roześmiała się dyskretnie, bo cała sytuacja wszak wciąż do śmiechu nie była.
- Proszę tak nie mówić. A już szczególnie nie przy moim mężu. Chciałam panu po prostu osobiście podziękować za ratunek. Ja myślałam... - Przełknęła ślinę. Mówienie o tym, czego doświadczyła w niewoli, wciąż było dla niej trudne.
- Nie powiem przy nim, bo gdyby zaprzeczył żeś Pani aniołem, to na kopie musiałbym go wyzwać. I nie mi dziękuj, to ja Tobie podziękowania winienem.
- Nie bardzo wiem za co. - Przyjrzała mu się, pod hełmem próbując twarz zobaczyć jednak przyłbica szczelnie ją zakrywała.
- Powiem, jeżeli spróbujesz zgadnąć - odpowiedział z humorem.
Zaniemówiła. Nagle przed oczami stanęła jej wizja ze snu, który miała w pieczarze o Henrichu i Alexandrze.
Czerwienią zapłonęły jej policzki.
- To... ty. - powiedziała niemądrze.
- To nie zabrzmiało jak próba zgadnięcia.
- Alex mówił, że musisz się ukrywać... teraz już rozumiem... - Starała się skupić na rozmowie, choć wciąż miała przed oczami wizję Henricha, jak bierze ją brutalnie, po niemiecku wykrzykując przy tym polecenia. Odruchowo cofnęła się dwa kroki.

To go zdziwiło.
- Uchybiłem czymś? Jeżeli tak to nie wiem w czym i uwierz że niespecjalnie…
Aila szybko pokręciła głową.
Musiała wziąć się w garść!
- Nie, ja po prostu... zdziwionam... panie.
- Radość to uczucia w Tobie wzbudzić Pani, które przykre nie są a duszę unoszą. Choćby jedynie zdziwienie. - Spojrzał w prawo i w lewo. - Ale to wciąż tajemnica. Wieśniacy myślą… - urwał, bo ktoś obok nich przeszedł. - Odstąpmy kawałek. - Wskazał opancerzoną dłonią skraj placu na uboczu, gdzie nikt się nie kręcił i tylko stały porzucone dyby z których wyjęto Donatellę.
Gdyby ją tak teraz w nie zakuł, byłoby jak we śnie... Aila przygryzła wargę, starając się uciec tego rodzaju wizjom.
- Wciąż nie wiem za co mielibyście mi dziękować - odezwała się, gdy oddalili się nieco, podchodząc do dybów.
- Żeś mnie przebudziła… Brat mój młodszy czyha na me życie i majątkiem w imieniu ojca zarządza, ukrywać się muszę nim schorowany rodziciel nie umrze, wtedy dopiero jako prawny dziedzic… - przejechał pancerną rękawicę po drewnie - powrócić mógłbym, majątek przejąć, brata od możliwości polowania na mnie odsunąć, albo i go ukarać. - Najgorsze w tym wszystkim było, że nie widziała jego twarzy, tylko głos. Jak we śnie. Nie widziała mimiki, ani tego czy na nią patrzy, a jak tak to… gdzie.
- Dalej nie wiem gdzie tu moja pomoc... - rzekła, odwracając głowę i błądząc wzrokiem po okolicy.
- Przez rok ukrywałem się mieszkając nad bydłem i udając parobka w zapadłej górskiej wsi. Bałem się. Choćbym i do Francji pojechał, to może i tam w nocy sztylet w plecy, lub w brzuch podczas snu. - Hans zdjął pancerne rękawice. - Twój mąż, jego ludzie… słyszałem coś uczyniła podczas wesela… oni widzą w tym niepotrzebne ryzyko, ale to ludzie z ludu, nawet jak szlachetni w duszy. Życie dla nich najważniejsze. Tyś sama z mieczem poszła wampira szukać. Rycerska odwaga, chęć działania. Masz to w sobie. Przepiękna Pani, niewiasta, a rycerską dusze posiada. Pomyślałem wtedy… a cóż ze mną się stało, żem zmienił się w to kim byłem jeszcze wczoraj. Zaszczuty, czekający, bojący się. Schöne Dame mit schwert. Nie chcę tak dalej, nie mogę. Ot przebudziłaś, zatem wdzięczność winienem.
Zdziwiona wielce słowami rycerza Aila znów mu się przyglądała intensywnie starając się dostrzec fragmenty twarzy. Zawstydziła się tym nieco, gdy pomiarkowała, jak się zachowuje. Splotła dłonie na podołku i uśmiechnęła się uprzejmie.
- Myślę, że to nie przebudzenie, a potrzeba działania przemogła bezsilność, bo odwaga zawsze w tobie była, mój panie. Nie wiem, coście z Alexandrem uradzili, ale myślę, że z radością przyjmiemy cię do naszego orszaku i w Kocich Łbach ugościmy dopóty twoja sytuacja rodowa się nie zmieni. Jeno problem widzę, bo teraz... - spuściła oczy - małżonkę masz przecież.

Milczał długo przyglądał się jej? Wciąż nie widziała jego oczu.
- Jesteś Pani kimś, kto w ludziach w mocy jest szaleństwo wzbudzać. Chciałem sam na zamek mego ojca jechać dość mając ucieczki i stanąć twarzą w twarz, może zginąć. Tu bym niczem żywy trup bym był. - Ujął jej dłoń i dosyć symbolicznie się pochylił, ucałowac jej nie mogąc wszak. - Na waszym zamku też bezczynność i czekanie, ale milsza niż wszystko inne co mógłbym chcieć i czynić. - Temat małżonki pociągnięty przez rycerza nie został.
- Przynajmniej żyłbyś panie jak szlachcic i kontakty mógł zdobywać, odnawiać, listy pisać... wszak młodszy brat nic nie zrobi, jeśli poparcie sąsiadów czy rodziny zdobędziesz na tyle, by zbrojnego wsparcia ci udzielili - mówiła, na moment dając się ponieść sprawie, nawet dłoń na jego ręce położyła, by mu wsparcie swoje okazać.
- Jeżeli Twój małżonek się zgodzi, to będzie to zaszczyt i nieopisana radość.
- Zapytam go jeszcze dzisiaj. - Pokiwała głową, po czym dodała: - Lecz musisz wiedzieć, że nas też... kłopoty się lubią łapać. Jak tutaj. - Rozejrzała się znacząco. - To nie koniec naszych kontaktów z nieumarłymi zapewne.
- Pozwól mi ślubować Ci jako swej damie, jak to w rycerskim obyczaju, a każden z kłopotów i moim będzie.
Aila zasępiła się. Był dla niej taki uprzejmy, aż nazbyt, ciekawe czy gdyby w dyby ją zakuł, też by ją tak szanował, czy bardziej jak w śnie brutalnie traktował, zwierzęco...

Odskoczyła aż w tył, zaczerwieniona tym razem po cebulki włosów.
- Panie, przecie to nie wypada... nie możecie tak mówić - rzekła pospiesznie.
- Czemu? Wszak to nic ze ślubną małżonką związku nie ma. - Przekrzywił głowę. - Ja z radością takie śluby gotów jestem złożyć.
- Nie czuje się godna, Panie. No i masz dość swoich problemów. Nie ma sensu cię kłopotać naszymi, a jak sam zauważyłeś, ja też tu winna jestem, bo szalone mam niekiedy pomysły. - Uśmiechnęła się nieco zawstydzona.
Hans pochylił się ku niej zbliżając hełm do jej twarzy.
- Godnaś wiele, a pomysłów ciekaw jestem jak najbardziej szalonych. - Z tej bliskości mogła zobaczyć jego oczy w szparze przyłbicy. Nie była do końca pewna, ale wydało jej się jakby malowało się w nich pożądanie.
Odwróciła wzrok, przygryzając znów wargę.
- Na wszystko przyjdzie pora. Tedy jeśli pozwolisz, udam się rozmówić z małżonkiem, skoroś ty chętny kaprys mój spełnić i do naszego orszaku przystać - odpowiedziała z uśmiechem.
- Auf Wiedersehen. Schöne Dame.
Ukłoniła się lekko i z wciąż zaczerwienionymi policzkami poszła szukać Alexandra.


Bękart właśnie stał na uboczu patrząc jak kilku wieśniaków pod komenda Filipa wkopuje w ziemię na placu dwa solidne dębowe dyszle. Aila podeszła do niego i jakby stęskniona chwyciła jego ramienia, wtulając się w nie.
- No toś niespodziankę mi przyszykował, nie mówiąc kto ów rycerz jest.
- Sam zaskoczony byłem. - Uśmiechnął się.
- Myślałeś, co z nim teraz...? - zapytała cicho, by wpierw wybadać plany małżonka.
- Ja? - Zdziwił się. - A kimże jestem by mówić mu co ma czynić. Planował do Hallwyl jechać, niech mu los sprzyja.
- Tedy wiesz, że go śmierć tam czekać może, a on nam wielce pomógł... Tako porozmawiać z tobą chciałam, by go do orszaku zaprosić i na Kocich Łbach ugościć. Niechby żył jak szlachcic, a nie chłop. Widać wszak, że on tu się męczy.
- Pomógł, ale po prawdzie to słowem jeno i osobą. Gdybym sam był z Noelem i Jirim, wampir mógłby zaatakować… próbować Cię zabić gdyś uciekała. Dwóch rycerzy… i do tego on kilkunastu z tych biedaków przekonał by stanęli do walki. Ma w sobie charyzmę. Ot taka pomoc. A… cóże miałby na Kocich Łbach robić?
- U nas o życie by się nie musiał bać, bo zbrojni na blankach, każdego nowego się widzi, a mógłby listy słać do rodziny i sąsiadów, by do przejęcia majątku i swego powrotu ich przygotować. Sama zreszta nie wiem, po prostu... myślę, że głupio byłoby go tu tak zostawiać po tym wszystkim... w chłopskim przebraniu.

Gdyby Alexander znał treści niektórych snów żony odbijających się zagryzaniem warg w fantazjach na jawie, rzekłby pewnie, że Hans prędzej do Chin, niż na Kocie Łby trafi. Może gdyby choć wiedział o rozmowie szwajcarskiego rycerza z Ailą po jej wyjściu od Cecylii, coś by mu świtać zaczęło…
Nieświadomy tego zamyślił się.
- Wciąż przekonany nie jestem - rzekł, ale bez jakiegoś protestu w głosie. - Może miast tego pomożemy mu w Hallwyl?
- Możemy, choć wiesz, że tedy jeszcze chyba gorzej, bo życie będziemy ryzykować. - Odetchnęła, odsuwając od siebie poczucie winy, spowodowane wizjami ze snów. Starała się sama siebie przekonać, że logicznie myśli i argumenty wynajdować. - Myślałam też o jego małżonce... chłopce. Ludzie mogą jej nie zaakceptować na dworze, jeśli będzie zachowywać się jak... jak przy nas. Dobrze, żeby do czasu przejęcia majątku w dworskich obyczajach się wprawiła.
- Pomyślimy o tem, ważniejsze tę noc przetrwać - mruknął. - A ta dziewczyna dziwna jakaś, weselisko, radosna była, dziś co ją widziałem to oczy czerwone jak od płaczu.
- Zdziwionyś? Ona pewno nie wie... męża szuka... W sumie to trochę dziwne, że jej nie powiedział - zastanawiała się na głos.
Bękart pokręcił głową patrząc na wkopywane słupy.
- Nie może to być, od rana tak wyglądała, a Heinrich “zniknął” dopiero jak Jiri z Noelem wrócili z wieściami o jaskini. Zdaje mi się nawet, że unikała małżonka.
- Tedy coś przy pokładzinach nie wyszło, albo jej ból zbyt wielki sprawił... - Aila starała się mówić swobodnie. - Nie nasza to jednak sprawa. Nic, pomysł ci dałam, zastanów się. Mi się wydaje, że wypada go zaprosić, a i też sojusznika w walce zyskamy, nawet jeśli główna moc, to umiejętność zjednania innych...
- No ja to tej dziewczyny z pewnością wypytywać nie będę co tam w łożnicy zaszło - Alexander uśmiechnął się i objął małżonkę… udał że się zamyśla robiąc psotną minę. - Choć z drugiej strony...
Aila prychnęła niby to urażona, po czym z podobnym uśmiechem dodała:
- Pytaj, kochany, skoro uważasz, żeś powinien jeszcze się dokształcić...
- Myślisz, że ona miałaby w czym mnie kształcić? - udał żartobliwe zainteresowanie.
- To ty zacząłeś rozważać rozmowę z nią na ten temat. - Pokazała mu język, po czym zawstydzona tym swobodnym gestem, przytuliła się do boku męża.
- Dobrze mieć Cię przy sobie...
- Dobrze być u Twego boku.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline