Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2017, 22:37   #36
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Mrok nigdy im nie przeszkadzał, wręcz przeciwnie. Był im o wiele bardziej przyjazny niż blask słonecznego dnia, niż jego radosne promienie. Był sojusznikiem. Gdy więc kroczyły za plecami mężczyzny, pogrążonym w mroku korytarzem, na ich ustach gościł uśmiech. Pozostawały jednak czujne. Czerń obejmowała sobą dostępną im przestrzeń, badając ją i wypatrując tego, co widziały wcześniej. Nic się jednak nie pojawiło aż do chwili, w której dotarli do rozwidlenia korytarza.

- Spaczenie - słowo opuściło ich usta, ciche niczym szum liści poruszonych lekką bryzą. Uśmiech poszerzył się na tyle, że można go było wziąć za prawdziwy, a nie tylko chwilowy skurcz mięśni. Postąpiły do przodu, jednak nie wystąpiły przed swoje narzędzie. Przyglądały się leżącemu, chłonąc jego ból, jego świadomość zbliżającego się końca. Ciemność spijała je z niego, tak jak spijała ślady świadczące o obecności spaczeńca.

- Morfa - kolejne słowo było ostrzeżeniem. Skupiły się na niej, na formie którą przybrała. Ich odwieczny wróg. Czy miały pozwolić by wślizgnęła się do wnętrza rannego i dopiero wtedy zaatakować, czy też przeprowadzić atak od razu… Wybrały opcję trzecią. W ich dłoniach pojawiło się ostrze sztyletu. Naczynie należało zniszczyć. Zanim to jednak uczynią musiały się skupić. Wróg był niebezpieczny, nie mogły go lekceważyć, nie mogły mu dać szansy na atak. Ciemność rozcapierzyła swe szpony i jako pierwsza ruszyła na przeciwnika. Zdekoncentrowanie go dawało czas, a czas był istotny.


Nie zwlekały dłużej niż było to konieczne. Słowa wypowiedziane przez mężczyznę przemknęły obok ich uszu i ucichły, nie powodując nawet drgnienia powieki. Podobnie rzecz się miała z tymi, które opuściły usta Narzędzia.
Podeszły szybko, pochyliły się i złapały naczynie za włosy. Ciemność nadal zajmowała się ich głównym wrogiem, nie miały zatem czasu na rozkoszowanie się czynem, którego zamierzały się dopuścić. Spojrzały jednak w oczy naczynia. Drobna przyjemność, strach który od niego bił, jego smak, woń krwi… Nie zwlekając dłużej przyłożyły sztylet do jego szyi i jednym, wprawnym ruchem przesunęły nim po skórze, zagłębiając w niej ostrze, przecinając znajdujące się pod nią żyły.

Zaprotestował słabo, bełkotliwie. Bezskutecznie chciał odtrącić dłoń, która niosła śmierć i ukojenie. Bezsilny jak dziecko.

Krew trysnęła z otwartej tętnicy, wylewając z naczynia życie, które gasło stopniowo w szeroko otwartych oczach. Po chwili było po wszystkim. Na ustach pozostał jedynie niemy sprzeciw.

Uporządkowany strumień morfy płynący spokojnie do naczynia, został nagle zaburzony. Jak gdyby ktoś zagrodził drogę spokojnemu strumieniowi, wrzucając w płytkie koryto duży głaz. Spokojna struga zakłębiła się, zafalowała i zaczęła pęcznieć jak rozdymana powietrzem żaba, której dzieci dla zabawy włożyły słomkę w odbyt. Nagle stężenie morfy zaczęło rosnąć. Skóra Decato zapiekła. Runy na niej zaczerwieniły się.
Ciemność zakręciła się nerwowo. Z głębi korytarza, oddalone, wyczuły zaproszenie. Zaproszenie wielu istnień. Spaczeńce.
Z głębi korytarza, tam gdzie zalegał głęboki mrok usłyszały zbliżające się skrobanie.

Naczynie odeszło, stając się bezwartościową kupą mięsa i kości, nie zasługującą na zainteresowanie. W przeciwieństwie do tego co znajdowało się głębiej w korytarzu. Wysłała Ciemność by wstrzymała wroga, dając im czas na ocenę sytuacji, lecz nie przyniosło to zamierzonego efektu. Spaczeńce były za daleko i macki Ciemności nie sięgnęły wystarczająco daleko by zrobić im krzywdę. Spojrzenie Decato spoczęło na Narzędziu. Oceniały, badały, w końcu jednak utwierdziły się w słuszności swej decyzji.

- Zbyt wielu - rzekły, wycofując się od trupa do towarzyszącego im mężczyzny. - Inne przejścia. Inne miejsca. Sprawdzić musimy - dodały, cofając się dalej w kierunku z którego przyszli. Ich uwaga ponownie skupiona była na przeciwniku. Musiały utrzymać go z dala do czasu znalezienia się na powierzchni i zabezpieczenia wejścia. Zatrzymały się tylko na chwilę by ponownie wytoczyć krwi ze swych żył i pozostawić za sobą krwawą runę ochronną. Wątpiły by powstrzymała spaczeńce na długo, jednak powinna była dać im dość czasu by mogli się wydostać.

- Szybko - ponagliły.


Ruszyli w stronę wyjścia z podziemi, w kierunku, z którego przyszli. Pierwsza Decato, za nią chwiejnym krokiem Brown. Jak pijak prowadzony przez dziecko. Diatrys przystanął dwa razy by utoczyć świeżej krwi i pospiesznie wykreślić nią runę na mokrym, kamiennym podłożu. Za załomem korytarza ponownie wkroczyli w ciemność, pozostawiając za sobą to słabe światło, które rzucała porzucona przez strażnika pochodnia. Przeszli kilka metrów po omacku szukając bladego światła rzucanego ze stropu, lecz wszędzie przed nimi była nieprzenikniona ciemność.

Natarczywe głosy w ich głowie zapraszały je do siebie.
Zaproszenie. Słyszały je w swej głowie, tak kuszące. Wystarczyło odwrócić się, wbić sztylet w ciało Narzędzia i pójść na ich spotkanie. Szły jednak dalej, prowadząc mężczyznę, rysując runy i uparcie odmawiając pokusie. Odmowy te sprawiały im ból, z którego czerpały siłę. Tak jak czerpały ją z tego, wynikającego z zadanych sobie ran.

A później wyczuły ich złość i zdenerwowanie. Natrafiły na pierwszą runę.
- Blisko - wyszeptały gdy krzyk wbił się w ich uszy, powodując spazm rozkoszy i zadowolenia. Oto jak odpowiedziały na zaproszenie. Miały nadzieję, że odpowiedź ta, którą własną posoką nakreśliły, da przeciwnikowi wystarczająco jasno do zrozumienia, że namawianie ich sensu nie miało. Nie oferowało nic, czego by pożądały.

- Wyjście. W górę. Pierwszy - nakazały Narzędziu, które wyraźnie nie radziło sobie w tym wypełnionym Morfą miejscu. Czy w takim wypadku potrzebowały go? Od strony Ciemności napłynęła twierdząca odpowiedź. Wiedza. Nie był z nimi by walczyć, był by obdarzyć je potrzebną do wykonania misji wiedzą.

Narzędzie było nieporadne. Wspinało się powoli a one ponownie zaczęły się zastanawiać nad jego przydatnością gdy...
...spaczeńce już ich nie mamiły zaproszeniami. Były złe, były rozwścieczone napotkaną przeszkodą, której się nie spodziewały. Czuły jak wiją się obok próbując ją pokonać, lecz każda próba kończyła się bólem. Były jednak i takie, które były na ten ból bardziej odporne bo za chwilę...
...uczucie radości gdy pierwsza bariera została pokonana a Narzędzie... ciągle tkwiło w połowie drabiny blokując przejście, mozolnie pokonując szczebel za szczeblem. Skrobanie było coraz wyraźniejsze. Drugi run najwidoczniej nie sprawił im większego problemu a jedynie zwiększył irytację. Skrobanie...
Narzędzie zatrzymało się i spojrzało w dół jakby chciało zawrócić gdy...

Pomocna dłoń pojawiła się w odpowiednim momencie, zanim zmuszone zostały do podjęcia decyzji, która wydawała się korzystna w danym momencie ale na dłuższą chwilę wiązała się jedynie ze stratami. Nie miały czasu szukać nowego Narzędzia, więc utrata tego drogo by je kosztowała. Pojawienie się drugiego mężczyzny oszczędziło im konieczności wyboru, pozwalając w spokoju pokonać resztę drogi ku wyjściu bez sięgania po ostrze.
Nazwały go Karpiem i nie zwracały uwagi poza rzuceniem krótkiego
- Zejście. Zamknij. Natychmiast.
Uwagę bowiem dzieliły między ziejący w podłodze otwór, a siedzące pod ścianą Narzędzie. Ich runa została zniszczona. Czy zniszczeniu uległ także jej nosiciel? Ostrze, które tego poranka niemal nie opuszczało ich dłoni, ponownie znalazło się na widoku, gdy uniosły nieco dłonie. Zejście do tuneli należało zabezpieczyć. Gdy to uczynią, musiały dokładniej zbadać stan Narzędzia.

- Niepotrzebnie zwlekało. Nie lubi swego życia? - po naganie rozbrzmiało pytanie. Głowa Decato przechyliła się nieco na bok, jakby inny kąt patrzenia miał wyjawić nowe tajemnice tyczące się mężczyzny. W głosie nie było jednak ani gniewu na brak pośpiechu z jego strony i bycie ciężarem, jak i ciekawości. Nie czuły ani jednego, ani drugiego. Pytanie pojawiło się tylko dlatego, że chciały na nie znać odpowiedź. Było narzędziem do osiągnięcia celu, podobnie jak on.

Odpowiedź była cyniczna ale zawierała też potwierdzenie ich obaw. Odwieczny wróg sięgnął po ich Narzędzie i zapragnął je dla siebie. Nie miały zamiaru pozwolić by tak się stało. Ich misja była najważniejsza, musiały uczynić wszystko co w ich mocy by osiągnąć sukces. Nawet jeżeli oznaczało to chwilowe przymknięcie oka na niektóre z zasad zakonu.

- Morfa - z ich ust padł wyrok, rzucając światło na winowajcę. Ich runy miały moc, jednak w spotkaniu z przeważającą siłą przeciwnika, nie miały szans. Miały tego dowód tam, na dole. Wraz z wyrokiem odpowiedzi nie podążyła jednak groźba. Mężczyzna mógł się chwilowo czuć bezpieczny.

Nim odpowiedziały na pytanie, wpierw przyjrzały się dokładnie Narzędziu, a następnie jego pomocnikowi. Biorąc pod uwagę przewagę to, czego doświadczyły oraz stężenie Morfy w tunelu, odpowiedź mogła być tylko jedna.
- Niewielkie - poinformowały, powracając wzrokiem do Narzędzia. - Jest ich wielu. Narzędzie słabe - wskazały na niego. - Pomoc nieznana - wskazały na Karpia. - Nasze możliwości niewystarczające - położyły dłoń na piersi.

- Inne przejścia? Inni ludzie? - Zadały własne pytania, ignorując pojedyncze słowo, które opuściło usta mężczyzny, a które wyraźnie dawało im do zrozumienia, że sytuacja jest dla niego zrozumiała, jednak nie sprawiał przy tym wrażenia gotowego do poddania się co je zadowoliło. Wzrok wbiły w wejście do tuneli. Nie podobała się im własna niemoc w obecnej sytuacji. Budziła w nich gniew, który przyspieszał bicie serca i zmuszał krew do szybszego krążenia. Dobrze, potrzebowały tego by zabezpieczyć klapę, do którego to zajęcia zabrały się gdy tylko Narzędzie i Karb umieścili ją na miejscu.

- Mogą powstrzymać na jakiś czas - wymusiły z siebie pełne zdanie, co było jedynym, zewnętrznym świadectwem targającego nimi uczucia. Mówienie… Męczyło je, podobnie jak tłumaczenie wszystkiego. Była to jednak cena, którą były gotowe płacić tak długo, jak długo uznają pomoc mężczyzny za wartą tych poświęceń. Póki co szala tkwiła przechylona na ich stronę, domagając się wyrównania. Czekały jednak, nie chcąc zadawać pytań w obecności pomocnika. Nie chcąc tracić skupienia w obliczu odkrytych problemów. Wciąż w pamięci miały zapraszające szepty. Gdyby pozwoliły sobie na słabość, mogłyby im ulec.

Sługa Narzędzia odciągnął swego pana na bok. Sekrety były im doskonale znane, potrafiły je szanować, pomimo tego uważały że w obecnej sytuacji nie były one wskazane. Nie protestowały jednak, uwagę swą skupiając na czynności, którą wykonać musiały, łowiąc jednym uchem docierające do nich słowa i ich fragmenty.
Niewiele tego było.

...nocy
Grubas podrapał się po głowie.
...kanały ... pieczne... żywy ... ziemi…

- Kurwa - syknął tymczasem Brown - KURWA MAĆ - teraz już zwyczajnie krzyknął.
- Nie zostawię ich, rozumiesz? - powiedział z obłędem w oczach- Eta… co widziała?


Grubas odwrócił głowę i strzelił nerwowo oczami na Diatrysa.
Przybliżył się do Browna i zaczął szeptać.

Rysowały runy, brocząc przy tym krwią i słuchając.


Nie wysilały się zbytnio przy tym drugim zajęciu, przynajmniej do chwili, w której Narzędzie nie podniosło głosu. Nie drgnęły jednak, nie zareagowały, chociaż ich uwaga kierowana w stronę rozmowy, wytężyła się, podobnie jak zmysły. Ciemność roztoczyła swe szponiaste ramiona, starając się wykraść kolejne informacje.

Kłopoty nie dziwiły Decato. Widziały je od chwili przybycia do miasta. Wieczorem, w nocy, w dzień. Podziemia nie mogły pozostać nieskażone, na co miały dowód i to dowód, którego szept wciąż tkwił w ich pamięci. Gdy zaś skończyły kreślić runy, zacisnęły dłoń by powstrzymać dalsze wyciekanie krwi i spojrzały na rozmawiających. Czekały cierpliwie.

Narzędzie podeszło i przekazało im zebrane informacje. Doceniły ten gest. Równie dobrze mógł bowiem zachować je dla siebie, utrzymać problem z dala od nich, rozwiązać gdy się ich pozbędzie. Spoglądając na niego uznały, że mógłby także w chwili braku opanowania podnieść rękę uzbrojoną w ostrze i na nie. Nie przeszkadzało im to. W jakiś przewrotny sposób podobało się im. Było to dziwne uczucie.

Słuchały go uważnie. Ich spojrzenie nic nie wyrażało bo nie było nic co musiały wyrazić. Ciemność szeptała o ryzyku i o możliwościach. Podsuwała sposoby i polemizowała z racjami Narzędzia. Decato milczała, wpatrując się w mężczyznę. Głowa przechyliła się lekko na bok, niczym głowa kota zaciekawionego robakiem pełzającym po ścianie.

- Pójdziemy - powiedziały w końcu, nie dając Narzędziu szansy na to by odpowiedziało na ostatnie słowa Karpia. - Cele zbieżne. Potrzebna pomoc. Ludzie - na ostatnie słowo padł nacisk. Nie chciały jeszcze włączać braci do ich działań. Nie były gotowe odpowiedzieć na ich pytania. Tajemnica musiała pozostać tajemnicą.
- Obawy niepotrzebne. Współpraca ważniejsza. Nasze cele bliższe sobie niż… - Usta się zamknęły. Za dużo słów.

Wyjaśnienia były potrzebne by zyskać współpracę Narzędzia, nie znaczyło to jednak że polubiły przez to wypluwanie z siebie kolejnych wyrazów. Było to męczące, całkiem jak blask słońca. Jedno i drugie niemiłe. Uznały zatem, że sam domyślić się musiał co chciały przekazać. Istniał także Karp, nie wątpiły jednak że ów człowiek jest zaufanym Narzędzia. Gdyby bowiem istniał cień podejrzenia że może zdradzić, czuły że mężczyzna, którego wybrały zrobiłby z nim to, co zamierzał z zamkniętą kobietą. Podobało im się to. Współgrało z ich naturą.

Ich zgoda zdawała się sprawiać Narzędziu przyjemność. Skinął głową więc odpowiedziały tym samym. Oczyściły ostrze rąbkiem szaty i schowały do pochwy. Resztki krwi, wciąż spływającej z zadanej ciału rany zlizały. Były gotowe do drogi i chociaż ciało domagało się strawy to umysł był w stanie je kontrolować. Usta ułożyły się w uśmiech, który jednak wyrażał inny rodzaj głodu. Język zlizał zawieruszoną kroplę krwi, która próbowałą umknąć z ich warg. Szykowały się kolejne łowy…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline