Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-10-2017, 22:44   #20
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Nie było mu jednak dane dotrzeć do nabrzeża. Oto bowiem po drodze wpadł na samego Kolanka, który wyglądał, jakby mógł mordować wzrokiem, albo przynajmniej, jakby chciał się tego jak najszybciej nauczyć. Hamdir zwrócił na siebie jego uwagę machnięciem ręki, ale nie zdążył się odezwać. Gdy tylko podszedł, rybak wydarł się wniebogłosy:

- Strzępy! Wszystko w strzępach! Podarli, ukradli! Hultaje, niecnoty, kurwie syny!

- O czym ty mówisz? - Laerten wpadł mu w słowo, wykorzystując przerwę na złapanie oddechu.

- Ostawiliśmy wczoraj w łodzi sieć z rybami! - krzyknął tamten. - Nie ma nic! Ani jednej sztuki! Wszystko rozkradły, w rzyć chędożone psy! I jeszcze sieć podarły! Niech ich zarazy prześladują do dziesiątego pokolenia!

Nie były to dobre wieści, Hamdir całym sercem zgadzał się z kolegą po fachu. Przepadł im zarobek z dnia poprzedniego, przepadnie ten z dnia dzisiejszego, bo w związku z nocną hulanką nie wypłyną. I jeszcze Smolnik będzie się musiał wykosztować na nową sieć. Parszywie się dla nich kończy ten cały ambaras z rozbitkiem. Może trzeba było go zostawić morzu? Może jakieś mściwe bóstwo szuka teraz na nich zemsty, za to że wyrwali jej ofiarę z rąk kostuchy? Tak mógłby uważać jakiś bogobojny chłopek uprawiający swoje poletko pod lasem. Laerten wiedział lepiej – przypadek.

- Niech ich licho – zgodził się z Kolankiem. - Ale uspokój się już. Idź do domu, bo z połowów dzisiaj już nie będzie nic. Jutro rano powiem Smolnikowi, żeby wziął zapasową sieć i wypłyniemy.

- Tak – rybak uspokoił się momentalnie, za co chyba w głównej mierze odpowiadał brak energii. Kto wie jak długo darł się i pomstował na złodziei? - A czemuż to dopiero rano? - zainteresował się.

- Bo teraz to on pewnie już śpi, albo zaraz będzie spał. Wypiliśmy trochę z tym topielcem, cośmy go wczoraj wyciągnęli z wody. Prawdę mówiąc piliśmy jeszcze przed chwilą.

- O, to Smolnik prędko nie zaśnie – uznał Kolanko. - Już mu ta jego Stokrotka uszu natrze. Pewnie nawet jej nie zawiadomił, bidulki, że męża zobaczy dopiero rano.

- Pewnie masz rację, ale od tego tym bardziej wolę się trzymać z dala. Jeszcze mnie się oberwie.

Obaj zaśmiali się serdecznie. Wymienili jeszcze kilka celnych uwag na temat Smolnika i jego niepewnej sytuacji rodzinnej, po czym Kolanko ruszył powoli w stronę swojego domu. Hamdir stał jednak dalej, nie wiedząc co ze sobą począć do końca dnia. Do domu nie wróci, nawet jeśli Stokrotka odpuściła swojemu mężowi nocną libację, nie czuł się śpiący. W zasadzie nie pamiętał kiedy ostatnio, będąc trzeźwym, bo alkohol zdążył już z niego w dużej części wyparować, tęsknił za snem. Tak, dopóki nie wlał w siebie tyle miodu, by móc usnąć na karczmiennej ławie, lub nie wtulił się we wdzięki jeden z dziewczyn z Muszelek, wolał pozostać na jawie.

Wsparł się rękoma na biodrach, ponownie spojrzał na słońce. Wisiało wysoko na niebie i nie zamierzało się jeszcze chylić ku zachodowi. Co tu począć z tym wolnym czasem? Do karczmy nie wróci, to byłaby już przesada, zważywszy, że właśnie przepadły mu dwie dniówki. Z rozrywek ostał mu się chyba tylko spacer. Nie najgorsza myśl, dawno tego nie robił.

Gdy już miał ruszać na obrzeża Vildheim zobaczył rudowłosą czarodziejkę zmierzającą ku brzegowi. Wzruszył ramionami. Pewnie szuka kogoś, kto jej opowie o latarni i czarodzieju. Natnie się, bo wiele więcej niż w Krakenie, nie usłyszy już od nikogo, chyba że brodaty gbur osobiście pofatyguje się z odpowiedziami na jej pytania. To wszystko założywszy, że w ogóle żyje.

Wówczas jego wzrok padł na inną znajomą postać...


Perełka zaprowadziła go, jakże by inaczej, do Muszelek. Pokój, w którym mieszkała i pracowała zarazem, był niewielki, jak większość pomieszczeń w zamtuzie, które powstały poprzez sztuczny podział cienkimi ściankami o grubości pojedynczej deski, dotychczasowych pokoi. Pokój posiadał jedynie podstawowe wyposażenie: niewielki okrągły stolik, dwa krzesła, dwudrzwiową szafę oraz oczywiście łóżko. Z tym ostatnim Hamdir zapoznał się najlepiej. Było zdecydowanie wygodniejsze od siennika w domu Smolnika i bez większych problemów mieściły się w nim dwie osoby. O jakości jego wykonania świadczył fakt, że pomimo jego eksploatacji, w ogóle nie skrzypiało.

Samą Perełkę Laerten znał praktycznie odkąd po raz pierwszy zdecydował się odwiedzić vildheimski zamtuz. Było to w drugim miesiącu jego pobytu w wiosce, gdy miał już trochę grosza i zdążył wyjść na prostą po pamiętnej przegranej w karty. To ona spędziła z nim tamtą noc. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że zależało jej na tym o wiele bardziej niż powinno, ale obwinił za to własną nietrzeźwą głowę oraz zdolności aktorskie czarnowłosej dziewczyny. Wówczas po raz pierwszy od lat spał naprawdę dobrze. Obudził się z raz, czy dwa, ale ciepło jej ciała i wykazanie przez nią prawidłowych odruchów na jego powrót na jawę, pozwalały mu w krótkim czasie znów odpłynąć w krainę snów.

Zdarzało mu się korzystać z usług innych pracownic Muszelek, ale czynił to najczęściej, wówczas gdy Perełka była niedysponowana lub zajęta. Inne dziewki, choć starały się jak mogły, tego był pewien, nie dawały mu tego co ona. Czuć było, że robią to tylko dla pieniędzy, że nie interesuje ich mężczyzna, z którym właśnie baraszkują, że równie dobrze mógłby być trytonem, albo morskim wężem. Grunt, żeby miał pełną sakiewkę i lekką rękę do wydawania pieniędzy. Dla Perełki to oczywiście również była praca, ale nie okazywała tego, tak jak jej koleżanki. Prawdę mówiąc Hamdir dziwił się, że nie jest najbardziej rozchwytywaną spośród nich, ale może to on miał nietypowe dla tutejszych mężczyzn gusta?

Usiadła na łóżku, krzyżując zaraz nogi. Minę miała cały czas nietęgą, dlatego Laerten wiedział, że nie ściągła go tu po to co zwykle. Nigdy zresztą tego nie robiła, to on do niej wpadał. Rzadko widywali się poza tym miejscem, a on nigdy nie był w Muszelkach za dnia, bo te spędzał na morzu w łodzi Smolnika. Wszystko to razem wydało mu się bardzo nietypowe. Ciąg dalszy serii dziwnych zdarzeń. Przyciągnął sobie krzesło i usiadł dokładnie naprzeciw niej, spoglądając prosto w jej, czarne jak noc, oczy.

- Wiem, kim jesteś, Hamdirze, synu Hamdana z rodu Laerten – powiedziała.

Już tylko to jedno zdanie pozbawiło go słów. Wszyscy w wiosce znali go jako Hamdira, nikomu nigdy nie przedstawił się z nazwiska. A nie był to jeszcze koniec sensacji:

- Wiem o Twojej tarczy schowanej za szafą w pokoju wynajmowanym u Smolnika. Wiem o toporze, zbroi i mieczu ukrytymi za łóżkiem. Wiem o Twoich zmarłych dzieciach, żonie, członkach hanzy... – ściszyła głos – o torturach, które pozostawiły te wstrętne blizny na twoim ciele i umyśle.

Przesunęła dłonią po jego koszuli i umilkła na chwilę, patrząc na niego bardzo smutno.

- Wiem też, że musisz stąd uciekać.

Hamdir nie po raz pierwszy rad był z posiadania imponującego zarostu. Tym razem pomógł mu on ukryć reakcję na słowa Perełki, a przynajmniej taką miał nadzieję. Prawda była taka, że nie zaskoczyło go tak nawet to, że rudowłosa dziewka, którą spotkał poprzedniego wieczoru w karczmie, okazała się być czarodziejką. Nie wiedział co odpowiedzieć, musiał się zastanowić, musiał zyskać na czasie. Udając obojętność, przełknął ślinę, udał, że musi się przeciągnąć i głośno przy tym stęknął. Wreszcie spojrzał w oczy czarnulki, te jej wielkie oczy, niczym para węgielków, i powiedział:

- Imię nawet się zgadza - wyrzekł powoli, siląc się na zachowanie spokoju, chociaż serce waliło mu jak młotem i ledwie był w stanie usiedzieć na miejscu. - To, co trzymam za siennikiem też, ot pamiątki z poprzedniego życia. Co do reszty, nie wiem o czym mówisz. Musisz mnie z kimś mylić - skłamał.

Dziewczyna pokiwała głową.

- Możesz zaprzeczać, Hamdirze, to nie zmieni faktów. Pomyśl, dlaczego tu jestem. Dlaczego zjawiłam się w Vildheim krótko po tobie. Dlaczego byłam ci taka chętna od samego początku. Pomyśl... – przymrużyła oczy i ujęła jego pokrytą bliznami dłoń, którą tak dobrze znała. – Kto oprócz mnie zna te fakty i ma czarne włosy? Nie zastanawia cię, kim jestem?

Zimny dreszcz przebiegł po plecach brodacza na wspomnienie o właścicielu czarnych włosów, o wydarzeniach sprzed kilku lat. Wiedział, o kim mówi Perełka, nie mógł przecież o nim zapomnieć. Prawdziwy diabeł, przyczyna jego nieszczęść i koszmarów. Nie, on nie był ich przyczyną, on był tylko jednym ze skutków błędów samego Hamdira. Ale to teraz nieważne. Skąd on wiedział? Jak go tu wytropił, po co? Jaki mógł mieć z tego pożytek? Zniszczyć jego życie do ostatka? Ono już i tak było zniszczone. Codziennie żałował, że nie zawisł wówczas obok Eomralda, Erkena, Gamela i Enhelma. Wiedział, dlaczego tak się nie stało. Wszystko ku radości tego zwyrodnialca.

Wciąż wpatrywał się w dziewczynę, ale teraz jego wzrok był zimny, pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Na jego czole pojawił się groźny mars. Powoli wzbierał w nim gniew, oddychał głęboko. Pomimo burzy szalejącej w środku i wolno wypływającej na wierzch, wciąż przemawiał spokojnie. Jedynie uważny słuchacz mógłby dosłyszeć delikatne drganie jego głosu:

- Mów, zatem. Kim jesteś i co tu robisz?

- Moim ojcem jest człowiek, który cię torturował. Gdy zostałeś wypuszczony z niewoli... – zamilkła. – Nie zostałeś puszczony wolno. Ojciec wysłał mnie twoim tropem, miałam mieć na ciebie oko. Zawiadomić ich, kiedy poczujesz, że znowu możesz być szczęśliwy. Że jesteś bezpieczny... Że możesz żyć dalej, zapomnieć o przeszłości… – Głos Perełki zaczął się trząść. – Mijały miesiące, a ja nie odzywałam się do ojca słowem... Chcesz wiedzieć, dlaczego?

To stało się tak szybko, że nawet sam Hamdir był zaskoczony. Działał instynktownie. W jednej chwili sięgnął po ukryty w cholewie buta nóż i rzucił się na Perełkę, obalił ją na plecy, przygniótł swoim ciałem do łoża, a ostrze brutalnie przyłożył jej do gardła.

- Szczęśliwy?! - krzyknął jej prosto w twarz, nie dbając czy ktoś go usłyszy przez cienką ściankę. - Czy ja ci wyglądam na szczęśliwego?! Myślisz, że zapomniałem o tym co zrobił mi twój ojciec?! - w oczach zalśniły mu łzy. - Co sam zrobiłe...

Głos ugrzązł mu w gardle, ale tylko na krótką chwilę.

- Powiedz mi zatem czemu to wzgardziłaś rozkazem ojca? - spytał spokojniejszym, choć groźnym głosem. - I czemuż to miałbym ci pozwolić wyjść stąd żywej?

Dziewczyna leżała nieruchomo, nie broniła się. Patrzyła na niego, starając się powstrzymać drżenie ust. Po lewym policzku stoczyła się jej łza.

- Bo wiedziałam, że to, co widziałam w twoich oczach nocami, gdy budziłeś się z krzykiem, nigdy ich nie opuści – wyszeptała przez zaciśnięte zęby. - Bo nienawidzę człowieka, który jest moim ojcem… – przestała powstrzymywać płacz, kolejne krople toczyły się po jej twarzy i moczyły kaszmirową kołdrę. – Bo jesteś jedynym mężczyzną, który mnie nie pobił, nie zgwałcił i nie zwyzywał. Bo ja sama chciałam być szczęśliwa i bezpieczna... I tak się czułam w twoich ramionach… – wstrząsający jej ciałem szloch uniemożliwił jej dalsze mówienie, odchyliła więc głowę w bok i pociągnęła nosem, starając się uspokoić.

- Miłe złego początki... - gdyby głos Hamdira miał widzialną postać, wyglądałby jak lód.

Musisz ją zabić, przekonywał sam siebie, za dużo wie. Była to prawda, wiedział o tym doskonale. Wystarczył jeden, delikatny ruch ręką i problem sam się rozwiąże. Co prawda będzie musiał uciekać z Vildheim, a może w ogóle z Temerii. Ruszy do Cidari, albo Verden, może nawet do Cintry. Może będzie musiał pozbyć się swojego imienia, może zgoli brodę, którą hodował od wieku młodzieńczego. Ale co tam i tak miał niedługo stąd odejść. To tylko nieznacznie przyspieszyło bieg wydarzeń.

A więc zabić, zgładzić bezbronną dziewczynę. Coś wstrzymywało jego rękę. Wgapiał się w profil Perełki, w kosmyki jej niepokornych włosów, opadające na jej twarz, w łabędzią szyję, którą tak wiele razy pieścił namiętnie pocałunkami, w jej przymknięte oczy, z których ciurkiem wypływały łzy. Te przepiękne, czarne oczy, w których się zatracał podczas tak wielu nocy, a które teraz były przed nim zasłonięte powiekami.

- Aaaaargh! - krzyknął, by uwolnić przepełniającą go złość.

Rzucił nóż w kąt i zerwał się z łóżka, kopnął z wściekłością stojące mu na drodze krzesło, aż to odbiło się od ściany. Sam usiadł na drugim, twarz skrywając w rękach.

- Nie mogę - wyszeptał bardziej do siebie niż do niej.

- Ja i tak jestem już martwa, Hamdirze – powiedziała chłodno Perełka, ocierając twarz rękawem koszuli. Podniosła się i ponownie usiadła na łóżku, zginając nogi w kolanach i obejmując je rękami.

- Ojciec mi nie wybaczy, że się sprzeciwiałam i pozwoliłam ci uciec... – kiwała głową, chcąc odpędzić obrazy przychodzące jej na myśl – Jest już w drodze tutaj. On, albo ktoś z jego ludzi. Wiem to – szepnęła zatrwożona.

Brodacz nie poruszał się, powoli trawił słowa dziewczyny. Jedzie tutaj, ten skurwiel tu jedzie. A jeśli nie on, to któryś z jego siepaczy, może jeden z tych, których Hamdir miał okazję poznać w wieży? A może by tak zastawić na nich pułapkę? Ech, wypruć z nich flaki, poczuć na rękach ciepłą jeszcze krew tych drani... Ale to było niemożliwe.

Nawet jeśli Perełka się nie myliła, do wioski mógł zjechać ktoś zupełnie Laertenowi obcy. Nie będzie mógł go rozpoznać, a co za tym idzie, element zaskoczenia będzie miał przeciw sobie. Ponadto ten ktoś nie musiał tutaj przybywać samotnie. Kto wie, ilu wprawionych zabijaków przyciągnie ze sobą, zwłaszcza jeśli przyjedzie tu osobiście jej ojciec? No i czy może ryzykować życie tych niewielu osób, z którymi pozwolił sobie na bliższą znajomość? Smolnika, Kolanka, Wopka, Perełki...

Perełki...

Hamdir wyprostował się ukazując znów swoją zarośniętą twarz. Jego oblicze było spokojne, nie odczuwał już zdenerwowania, ani strachu, ani niepewności. Wiedział nareszcie co musi zrobić, po raz pierwszy od dnia, w którym opuścił Faroe.

- Nie - powiedział cicho. - Nie - powtórzył po chwili, ale głośniej. - Nie zginiesz, dopóki mam coś do powiedzenia w tej kwestii. Dopóki mam siły, by unieść miecz.

Perełka uśmiechnęła się i pociągnęła nosem. Jej spojrzenie, pomimo zaczerwienionych i szklących się oczu, wyglądało na szczęśliwe. Poklepała kołdrę obok siebie, patrząc na Hamdira.

- I co chcesz zrobić sam jeden, przeciwko nie wiadomo nawet komu?

Wstał spokojnie z krzesła i podszedł do niej. Popatrzył na nią z góry, a następnie przykucnął, by zrównać poziomem swoją twarz z jej. Uśmiechnął się nieznacznie.

- To co robię nieprzerwanie od wielu lat - oznajmił. - Uciec.

- Ze mną…? Dokąd? – zapytała poruszona, przenosząc spojrzenie z jednego oka Hamdira na drugie. Położyła swoją drobną dłoń na zarośniętym policzku mężczyzny. – Dokąd, Hamdir?

- Najpierw na południe, byle dalej od zagrożenia - rzekł spokojnie. - Do Cidaris, Kerack, albo Brugge. A potem się zobaczy. Może na wschód, przez Sodden, Lyrię, aż do Gór Sinych? Nigdy nie byłem tak daleko od morza. Albo dalej na południe, za Peixe De Mar, choćby do samego serca Nilfgaardu. Tak daleko, że pościg za nami stanie się nieopłacalny.

- Czułbyś się dobrze, nie żyjąc przy morzu?

- Nie dowiemy się, póki nie spróbujemy - uśmiech nie znikał z jego twarzy. - Ale nie traćmy czasu - chwycił rękę dziewczyny, podniósł się, a następnie pomógł jej wstać. - Jeśli twoje przeczucie się nie myli, to musimy działać.

Hamdir położył obie dłonie na policzkach dziewczyny. Chciał ją w ten sposób uspokoić, zapewnić, że jest bezpieczna. Ta rozmowa ją rozkleiła, teraz musiała być taką, jaką ją znał. Odważna, zaradna, trzeźwo myśląca. Mimo odkrytej przed nim prawdy wierzył, że nie wszystko, co o niej wiedział było kłamstwem, że ukryła przed nim jedynie swoje imię i pochodzenie, ale jej charakter był prawdziwy. Chciał w to wierzyć. Spojrzał jej głęboko w oczy.

- Nie możemy wyjść razem, to zwróci niepotrzebną uwagę. Dziewczyny często przychodzą tu z klientami, ale raczej rzadko razem z nimi wychodzą. Dlatego ja wyjdę pierwszy, ty niedługo po mnie. Będę czekał koło karczmy, tak by widzieć wejście do Muszelek. Dołączysz tam do mnie, razem pójdziemy do Smolnika. Zabiorę stamtąd swoje rzeczy, mogą się przydać. Dobrze by było, gdybyś mogła zabrać ze sobą jakieś jedzenie, macie tu zdaje się jakąś kuchnię?

Perełka zaśmiała się, dając upust napięciu i targającym ją jeszcze chwilę temu nerwom i smutkom.

- Hamdir... – uspokajająco położyła dłoń na jego klatce - I tak nie możemy wyruszyć przed zmierzchem.... – urwała, Hamdir odwrócił się w stronę drzwi. Już miał nacisnąć klamkę, gdy nagle stanął jak wryty. Bił się przez jakiś czas z myślami, aż w końcu jedna ze stron wygrała batalię. Ponownie zwrócił się w jej kierunku, na co ona zareagowała z uśmiechem. Objął dłońmi boki i tył jej szyi, przyciągnął energicznie do siebie i przycisnął swoje usta do jej ust. Odwzajemniła pocałunek. Wpiła jedną dłoń w jego włosy, a drugą zacisnęła na materiale jego koszuli. Przylgnęła do jego ciała.

- Masz dzisiaj jakieś plany? – wyszeptała, oddychając szybko z czołem opartym o jego czoło.

- Skoro musimy zwlekać - odpowiedział szczerząc głupio zęby - to mam jeden czy dwa pomysły.

To powiedziawszy uniósł ją z łatwością, jak gdyby ważyła tyle co piórko i ruszył powoli w stronę łoża. Położył ją delikatnie na pościeli, a następnie pocałował po raz drugi. Tym razem dłużej, bardziej namiętnie. Gdy się od niej odkleił, jednym ruchem, dosłownie zerwał z niej suknię. W drogę będzie musiała zabrać inną, trudno. Jego dłonie niemal samoczynnie zaczęły podróżować po tak dobrze znanym im ciele, najwięcej czasu poświęcając urokliwym wzgórkom, ale nie zaniedbując również kuszących dolinek. Znów przywarł do jej ust, po czym całował ją coraz niżej, i niżej, i niżej.


Dziewczyna odgarnęła wilgotne włosy z czoła i w milczeniu wpatrywała się w sufit. Dłonią zataczała delikatne koła po unoszonej głębokimi oddechami klatce piersiowej Hamdira.

- Chcę ci opowiedzieć o tylu rzeczach, Hamdirze... Jednak nie potrafię - wyszeptała nie odrywając wzroku od kryształowej lampy zawieszonej nad łożem.

Nie odpowiedział od razu. Sam również wpatrywał się w sufit i myślał o ostatnich wydarzeniach, i o tych, które dopiero nadejdą. Każda myśl miała jednak jeden wspólny mianownik - Perełkę. Nieustannie pojawiała się w jego umyśle. Łapał się na tym, że właściwie niczego o niej nie wie. Śmiał się sam z siebie, jak łatwo dał się złapać na lep jej wdzięków. A jednak nie zamierzał zawrócić z obranej ścieżki.

Lewą ręką, którą obejmował jej talię, przycisnął ją mocniej do siebie, a prawą obrócił jej brodę tak, by patrzyła wprost na niego. Odgarnął czarne kosmyki jej włosów i spojrzał w takoweż oczy, których głębia zawsze go fascynowała:

- Ja z kolei chciałbym się dowiedzieć czegoś o tobie - odpowiedział.

Perełka przejechała czubkami palców po zmartwionym czole Hamdira, jego policzku i ustach. Uśmiechnęła się.

- Pytaj. Łatwiej mi odpowiadać, niż mówić samej.

Hamdir zastanowił się, które pytanie chciałby zadać pierwsze. Nie zabrało mu to zbyt wiele czasu. Brak tak elementarnej wiedzy był zbyt oczywisty:

- Jak naprawdę masz na imię?

- A na kogo ci wyglądam? - zapytała zalotnie.

- Mnie na Perełkę - odpowiedział z uśmiechem. - Na małą, śliczną i niezwykle cenną Perełkę. Zawsze już będziesz nią w moich oczach, ale bądźmy sprawiedliwi. Znasz moje imię, nazwisko, nawet imię mojego staruszka, niech mu ziemia lekką będzie. I chociaż nie miałem wpływu na to, że je poznałaś, chyba wypadałoby się odwdzięczyć i zdradzić swoje, co?

- Sofia - odpowiedziała miękko - ale nazywaj mnie nadal Perełką.

- Dobrze, Perełko - wciąż się uśmiechając przejechał dłonią po jej skroni odsuwając, uparcie starające się zasłonić oczy, kosmyki. - Dlaczego powiedziałaś mi kim jesteś dopiero dziś? Co się zmieniło?

- Dostałam list - odrzekła krótko, bez wahania. - Początkowo myślałam, że mam więcej czasu, pomyślałam jednak… - zawiesiła głos - Co, jeśli wysłał go wcześniej i jest już prawie na miejscu? Czemu miałby mnie ostrzegać? - Pokiwała głową. - Nie przewidział, że ci powiem. Nie przypuścił, że mu się postawię - Perełka wyglądała, jakby rozmawiała ze swoimi myślami - Nie rozumiem, czemu mnie ostrzegł. Ale nie zamierzam tego zignorować - zakończyła.

- Kto przyniósł ci ten list? - spytał poważnym tonem Hamdir. - Jest jeszcze w wiosce?

- Sif mi go wręczył, jak zawsze wszystkie listy. Nie pytałam go, przybiegłam prosto do ciebie.

- Nie ma sensu przepytywać chłopaka - stwierdził po chwili milczenia. - Ten list mógł przejść z rąk do rąk wiele razy. Co w nim dokładnie było?

Sofia bez słowa wręczyła mu list ukryty pod poduszką. W żadnym razie nie przypominał on wiadomości od ojca dla córki. Z każdym kolejnym przeczytanym zdaniem brodacz pałał coraz większą chęcią rozbicia tej głupiej facjaty, którą widywał w nocnych koszmarach, o ścianę. Zawsze miał go za potwora, ale jego stosunek do własnej córki ukazywał, że był jeszcze gorszym indywiduum, niż brodacz kiedykolwiek podejrzewał.

Po raz kolejny mnie zawiodłaś. Nie będę dłużej potrzebował Twoich usług. Żywię głęboką nadzieję, że jako pracownica burdelu w końcu się spełniłaś. Może się bowiem zdarzyć, że była to ostatnia rzecz, jaką zrobiłaś w swoim przykrym życiu. Życiu żałosnej dziwki, zupełnie jak Twojej matki.

Hamdir przeczytał list trzymając go w prawej ręce. Gdy skończył zmiął go i rzucił z odrazą na podłogę. Potem długo milczał. Nie mógł się przemóc, by coś powiedzieć. Wcześniej chciał jej zadać jeszcze jedno pytanie. Tak istotne, że będzie go dręczyć dopóki nie pozna na nie odpowiedzi. Czy zamierzała kiedykolwiek odkryć przed nim prawdę? Czy, gdyby nie list, zdobyłaby się na szczerość? Czy też ciągnęłaby tą farsę dalej, aż w końcu Laerten wyniósłby się z Vildheim?

Nie powiedział jednak nic. Zamiast tego nachylił się tylko do Perełki i ucałował ją czule w czoło. Dopiero po jakimś czasie odzyskał zdolność mowy, ale nie poruszył już tamtego tematu:

- A właściwie dlaczego musimy czekać do zmierzchu? – spytał, domyślając się odpowiedzi. Jego głos był znów spokojny, może nawet lekko żartobliwy. Dość miał myślenia o czarnowłosym i nie chciał też, by ona za wiele o nim rozmyślała.

- Boję się, że może ktoś już tu jest... I nas obserwuje. Zawsze to lepiej opuścić miejsce pod osłoną nocy – wyszeptała. – No i pod gwiazdami będzie romantyczniej – dodała, unosząc jeden kącik ust w szelmowskim uśmiechu.

Hamdir uśmiechnął się na to ostatnie stwierdzenie.

- Romantyczniej... - powtórzył w zamyśleniu. - Ale zanim ruszymy warto by było odzyskać moją broń - dodał po chwili przytomniejszym głosem. - Jakaś strawa na drogę też nie zaszkodzi - rzucił okiem w kierunku jedynego okna w pomieszczeniu. Na dworze wciąż było irytująco jasno. - Ale najpierw...

Przekręcił się na bok, tak by znaleźć się na wprost Perełki. Ją samą brutalnie przewrócił na plecy, a następnie wspiął się na nią. Tym razem również zaczął od długiego pocałunku...
 
Col Frost jest offline