Wątek: Strefa Junty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2017, 22:46   #22
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Czas mijał szybko, kiedy wreszcie miało się chwilę na odpoczynek i sen. Trójka najemników zregenerowała sporą ilość sił przed nastaniem zmierzchu. Nikt ich nie niepokoił, wojsko kręciło się w okolicy, lecz nie chodzili po domach. Lokalni pewnie trzymali usta zamknięte, każdy tak robił jeśli miał trochę oleju w głowie. Donoszenie na obcych nie przynosiło żadnych profitów. Chakra załatwił paliwo, sprzedając im je za lokalną walutę i obietnicę nagłośnienia sprawy Kambodży na forum międzynarodowym. Ten człowiek miał w sobie coś, co przekonywało do faktu, że on naprawdę wierzy.
- Wojsko ciągle jest w okolicy. Jedyna tu droga na północ prowadzi z tej miejscowości, przez dwa drewniane mosty. Ciągle stoją, ale też na pewno będą pilnowane. W okolicy przebywa też jakiś ważny rebeliant, żołnierze mogą być więc dodatkowo drażliwi.

Szybko okazało się, że miał rację. Veha zrobił szybki zwiad, meldując obecność stojących przy rezydencji i stacji benzynowej wojskowych pojazdów, ale dalej droga była pusta. Na wyłączonych światłach objechali niebezpieczny kawałek i wyjechali na północ od miejscowości, mijając kolejne stojące przy drodze domy. Po około kilometrze wyjeżdżali już z następnej miejscowości. Niewielu miejscowych kręciło się po okolicy, dostrzegali jedynie pojedyncze ludzkie sylwetki, przemykające szybko z miejsca na miejsce. Chakra nie ostrzegał o godzinie policyjnej, ale ta mogła być przecież wprowadzona w każdym momencie. Od strony Kampong Cham ciągle dostrzegali na niebie słabą łunę, przy tej odległości nie było jednak słychać kanonady. Może chwilowo nawet ucichła.

Zgodnie z tym co mieli na mapie i mówił tubylec, przed sobą mieli dwa mosty. Jeden asfaltowy, główną drogą. Drugi - który właśnie pojawił się w zasięgu wzroku, przypominał raczej wąską drewnianą kładkę. Nierówną i niestabilną, lecz ciągle możliwą do pokonania samochodem. Z niej wjeżdżało się na polną drogę, a nią z kolei dało się wrócić do głównych dróg w tej okolicy.
- Zza rzeki, na północny-wschód do dżungli będziemy mieli tylko jedną drogę. Jak będą tam patrole to mamy problem - odezwał się Samay. - Jeśli ciągle planujemy najpierw zająć się Phaav, to potrzebujemy nieco szczęścia. Lub zmiany samochodu na rower, z nimi można zeskoczyć z drogi w dżunglę w razie czego.
Na razie mieli inny problem - rzekę. Drewnianego mostu pilnował uzbrojony strażnik. Wyglądało na to, że jest sam, choć bardzo niedaleko znajdowała się chałupa ze świecącym się w środku światłem.
- Trudno będzie znaleźć tutaj trzy rowery, bo przecież na jednym nie pojedziemy. Posuwamy się po prostu do przodu dostosowując do okoliczności. Jak do tej pory to jedna z łatwiejszych podróży z tych jakie przytrafiły mi się podczas misji. Jeśli spotkamy upierdliwe patrole to oni będą mieli problem. - Stwierdziła Shade z kpiącym uśmiechem na ustach. - Crack zatrzymaj samochód. Przejdę się na zwiad. Sprawdzę ilu ich jest w chatce. Mam znowu pełne baterie, więc możemy bawić się dalej w ninja.
- Tylko szybko, w końcu ktoś się zainteresuje wozem - mruknął Crack, starając się zjechać z drogi i rzucać w oczy jak najmniej.

Shade nie miała problemów z podejściem pod budynek nawet bez użycia maskowania. Ciemności były duże, oprócz świateł w niektórych domach i łuny nic nie rozświetlało nocy. Zajrzała do środka przez okno, dostrzegając dwóch grających w karty mężczyzn. Nie mieli na sobie mundurów z prawdziwego zdarzenia, a bardziej maskujące stroje cywilne. Obok jednakże stały karabiny.
- W środku dwóch ludzi - Zameldowała cicho zwiadowczyni. - Grają w karty. Oczyszczę teren. - Dodała sprawdzając broń z tłumikiem i włączając kamuflaż. Miała nadzieję, że uda jej się pozbyć przeciwników, bez jej używania. Zdecydowanie lepsze były noże o cienkich ostrzach. Wchodziły gładko w ciało nie robiąc przy tym hałasu. Oczywiście większość wolała pozbywać się wrogów z bezpiecznego dystansu broni palnej, Shade nie przeszkadzała intymna bliskość w chwili zadawania śmiertelnego ciosu. To było jak dar dla ofiary. Ostatnie dotknięcie. Pocałunek śmierci.
Podeszła pod drzwi i delikatnie, bardzo ostrożnie nacisnęła na klamkę próbując je po cichu otworzyć. Nie były zamknięte na klucz, ale zaskrzypiały cicho, kiedy je uchylała. Zatrzymała się na moment, ale nie zwrócili na nią uwagi, prowadząc ze sobą dość głośną rozmowę. Shade wślizgnęła się do korytarza, zauważając drugie pomieszczenie, wypełnione łóżkami. Na dwóch z nich leżało kolejnych dwóch mężczyzn. Chciała podejść do nich bezszelestnie by sprawdzić czy śpią. Nie musiała podchodzić. Obaj chrapali.
Zabicie ich było szybkie, wystarczyło przyłożyć dłoń do ust i wbić sztylet prosto w serce lub nerki. Podcięcie gardła zawsze trwało dłużej i strasznie brudziło wszystko dookoła. Dlatego Valerie rzadko go stosowała, nie lubiła czyścić ubrań z krwi, choć to ostatnie nigdy nie było całkowicie do uniknięcia. Takie były uroki użycia noża, obecnie wyglądającego jak lewitujący w powietrzu. Trafienie w serce leżącego na plecach było proste i nawet nie szarpał się zbytnio. Gorzej, z tym leżącym na boku, z podwiniętymi nogami. Tu należało wybrać nerki. Ci tutaj tak czy inaczej byli prostymi, bezbronnymi celami. Nie mieli też więcej niż dwudziestu lat.
- Pospiesz się, coś się zbliża - powiadomił ją przez komunikator Veha. - Światła, mogą nas zauważyć.
Kobieta zaklęła w duchu. Miała nadzieję, że nie zbliża się tu oddział wojska. Schowała sztylet najpierw przecierając go o posłanie i przeszła do drugiego pomieszczenia. Nie było czasu na finezję. Stanęła na tyle blisko by nie mieć problemu z celnym trafieniem i strzeliła prosto w głowy. Pierwszy oczywiście nie zdążył nic zrobić, a jego mózg wylądował na pobliskiej ścianie. Drugi był szybki w otwieraniu ust, ale Valerie ciągle okazywała się szybsza. Ciało spadło z hukiem na podłogę, ale strażnik na moście nawet jak coś usłyszał, to nie zareagował. Za to przez okno Shade widziała zapowiedziane światła zbliżających się pojazdów.
- Jak teraz wyskoczymy to możemy zdążyć na wyłączonych światłach - usłyszała głos Cracka i wybiegła z budynku po drodze zamykając jednak za sobą drzwi. Ruszyła pędem w kierunku przejścia.
- Biegnę w kierunku mostu. Możecie pozbyć się strażnika? - Zameldowała już w ruchu.
- Zdejmę go w ruchu - usłyszała odpowiedź przewodnika, kiedy Lloytz już ruszał. Pełnym pędem wpadli na ścieżkę prowadzącą na most. Strażnik zdążył coś krzyknąć i sięgnąć po broń, kiedy zdjęła go krótka seria z wytłumionego karabinka. Ciągle zakamuflowana Shade była niewidoczna, również dla swoich kompanów w rozpędzającym się samochodzie. Światła na drodze pokonywały właśnie ostatni zakręt przed dotarciem do skrzyżowania.
- Jakieś sto metrów za mostem droga się rozwidla. - Rusht dobiegła do trupa strażnika i zaczęła ciągnąć w kierunku wody, starając się przemieścić go tak, by nie rzucał się w oczy. - Odbijcie tam w prawo, schowajcie się i poczekajcie na mnie.
Miała dość czasu by go ukryć i spokojnie przejść przez most. W kamuflażu mogła sobie na to pozwolić nawet pod nosem oddziału wojska. Zanim skończyła mówić koła terenówki turkotały już po nierównym, wąskim moście. Słychać to było z daleka, ale ciemności nie pozwalały dostrzec zbyt wiele. Zdążyła przeciągnąć ciało martwego w wyższą trawę, kiedy samochody rebeliantów pojawiły się na chwilę w polu widzenia, pędząc przed siebie bez zwalniania. Wyglądało na to, że ich plan się powiódł. Było oczywiście tylko kwestią czasu, aż się zorientują, ale być może tego czasu najemnikom wystarczy.
 
Eleanor jest offline