Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2017, 05:45   #217
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Sommerzeit, 2522 roku K.I.
Wielkie Hrabstwo Wissenlandu,
Góry Szare


Czerwona łuna na zachodzie malała znikając na horyzoncie, kiedy Chłopcy ze Strilandu spoglądali na Wissenland z góry. Znaleźli płytką grotę bardziej wnękę, niszę w stromej ścianie, niźli jaskinię. Nie miała jednak łatwego dostępu i lina Kaspara przydała się kolejny raz tego dnia. Najpierw wdrapał się syn rzeźnika, potem na górę trafiły plecaki i toboły. Następnie asekurowany liną wspiął się kaligraf, a gdy był już na górze w pocie czoła we dwójkę wciągnęli krasnoluda, który bez młotów i na czczo ważył nieco mniej niż zwykle.

Bez ognia, aby nie zwracać na siebie jeszcze większej uwagi, długo siedzieli z nogami spuszczonymi z klifu. Nie mieli do tej pory wątpliwej przyjemności zbyt wielu spotkań z orkami. Zielonoskórzy rzadko zapuszczali się aż pod Wurtbad. Z dzieciństwa jednak pamiętali rajd goblinów, który Biberhof odparł odkupując utratą wielu obrońców. Niemal każda rodzina straciła bliskiego, lub rany odniósł domownik. Tak zginął między innymi ojciec Bauerów i rodzony brat Millera. Goliny jednak mniejsze były i nie tak straszne na opowieści niegrzecznym dziatkom na dobranoc, kiedy do orków przyrównać.

Kaspar ledwie zerknął na chowającego się zielonoskórego, lecz z miejsca dostrzegł różnicę. Nie był to wyjątkowo wielki okaz, lecz wzrostem równał się lub przewyższał człowieka. Długie ramiona sięgały niemal ziemi, krzywe nogi i szkaradna czaszka z przerośniętymi skroniami, w cieniu oczodołów gnieździły się wciśnięte, złośliwe, tryskające nienawiścią ślepia. Ciemnawa skóra pokryta była strupem kurzajek, brudu i blizn.

Zapadła noc. Minęły wszystkie nerwowe warty i niebo szarzało, a orków, ni widu, ni słychu. Przyczyn mogło być kilka i tylko ta jedna, w której samotny zielonoskóry przestraszył się ludzi dając dyla, aby nigdy nie wrócić, była dla nich optymistyczna. Przy śniadaniu z wędzonego mięsa heisenbergskiej Dziury w Ścianie zapijanego warzonym przez karczmarza piwskiem, Chłopcy ze Stirlandu radzili co dalej. Dzień cały był przed nimi i wykorzystać go mogli dwojako. Tyle czasu zająłby powrót do obozu na rozstajach rzeki z traktem, gdzie czekali druhowie ze Śmierdziulą, lub zapuszczać się dalej i głębiej w Szare Góry, do źródła potoku, który zwężał się przypominając coraz bardziej strumień.




- Co teraz przyjaciele? - zapytał przygryzając kiełbasę Wagner. - Dalej w górę rzeki czy może do pozostałej dwójki? Ja bym sprawdził źródło skoro już tyle czasu na to poświęciliśmy…

- Źródło - Kaspar poparł przedmówcę. Tak daleko doszliśmy, że nie warto się cofać.

- I tak koniecznym jego sprawdzenie będzie. Po cóż dwukrotnie drogę przebywać tę samą? Do źródła - poparł przedmówców Arno.

Spakowali tobołki i kwadrans później szli dalej w górę strumienia. Teren nie był łatwy. Miejscami musieli obchodzić zbyt strome podejścia, gdy woda lała się wodospadem, lub przejście zbyt wąskie było, aby się w nie zmieścić. Gęsty, ciemnozielony las porastający zbocza zaczynał zmieniać swą barwę na białą. Kiedy słońce w najlepsze prażyło w zenicie, a mokry śnieg lśnił obijając promienie, Chłopcy ze Stirlandu zauważyli, że strumień kończy się niemal pionowym urwiskiem. Czarna woda wypływała z dziury niewiele większej od nory lisa.

Arno obszedł okolicę i niebawem wychylony zza głazu, rękoma zawołał przyjaciół. W cieniu rumowiska był niewielki otwór miedzy kamieniami i połamanymi skałami wiodący w głąb góry. Krasnolud wszedł pierwszy, później ludzie. Po kilku zakrętach między wielkimi bryłami bloków skalnych, wyszli na wielką pieczarę, w której zmieściłby się pawilonik gościnny ich barona z rodzinnych stron.

Czarna wstążka migotała odbijając blask pochodni i wiła się leniwie przez skalne podłoże w płytkim, drążonym setkami, jeśli nie tysiącami lat korytem. Chłopcy z Biberhof stali z opuszczonymi japami mrugając oczyma, przed którymi malował się niewiarygodny obraz.
Na środku groty leżał wielki, przeogromny gad. Pokryty żółtymi, lśniącymi złotem łuskami spoczywał na brzuchu z łapami pod rogatym łbem przykryty skrzydłami.

Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, który obudzi w ich sercach lęk, którego do tej pory jeszcze nie znali, zauważyli, że potwór leży tuż przy strumieniu, a nieopodal spoczywały cztery trupy. Smok, bo wygląd stwora wyśmienicie pasował do legend i obrazów, miał wbity pod łopatkę czarny drzewiec, który ugodził miedzy łuski i sterczał zakotwiczony w wielkim strupie. Z popękanej rany sączyła się ciemna krew spływając wprost do przepływającego strumienia.

Martwe ciała należały do ludzi i wnioskując z odzienia i oręża byli zbrojnymi awanturnikami, banitami lub najemnikami. Wszyscy mieli wypalone rany, a dziury prześwitywały przez zbroję, przeżarte odzienie, mięso i kości. Ten największy oberwał centralnie w twarz, piersi i ramiona i leżał na wznak, a kompani mieli wypalone dziury na plecach i spoczywali obok niego powaleni na bokach i brzuchach.

Smok oddychał, więc był żywy! Zdawał się spać lub być nieprzytomnym…



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 21-10-2017 o 05:31.
Campo Viejo jest offline