Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2017, 15:34   #22
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Filip nie dał wziąć się żywcem.

Powiesił się w drewutni, gdzie znaleźli go ci, co go szukali by odpłacić mu za zdradę. Wściekli wieśniacy chcieli zabić też jego ojca, tak z rozpędu… ale Kaspar “Jagódka” obsobaczył ich i przemówił do rozsądku, a wspierał go w tym trzeci opijus: “Niedzielnik”.
Opanowali we dwóch żywioł ocalając starego Jakuba, który był i tak totalnie rozbity. Stracił syna, synową, dom… właściwie wszystko, a do tego okazało się, że owoc jego lędźwi był w konszachtach z nieumarłymi dręczącymi wieś.
Zostało na tym, że Jakub zamieszka u Kaspara, który zostawić go samemu sobie nie chciał. Babka Aliny i Urszuli też bez opieki, domu i środków do życia, oraz po stracie córki znalazła miejsce u kowala, którym po powrocie z niewoli wampirów troskliwie zajęła się żona. Kowalowa znalazła wsparcie u babki gdy zniknął jej mąż, babka znalazła wsparcie i miejsce u kowalowej, gdy runęło jej życie. Stare małżeństwo i tyle troski oraz radości gdy się odnalazł... Słowa Filipa przy stole podczas wieczerzy dwa dni temu, gdy opowiadał Aili i Alexandrowi, że kowal żonę porzucił nabierały nowego wymiaru sukinsyństwa… Wykpicie się sznurem było nieuczciwe względem czynów Filipa, może i karczmarz był i dobroduszny, ale za uszami miał sporo.

Pozostała kwestia córek karczmarza.
Heinricha nigdzie nie było i podejrzewano, iż może stał się ofiarą wampirów lub zginął w pożarze. Alina oświadczyła, że małżonek wczorajszego dnia wyjechał do Sion na jakieś polecenie Filipa. Zapłakana i zdruzgotana po stracie rodziców i wiedzy o tym co uczynił ojciec, została zostawiona w spokoju. Dla wieśniaków była problemem tylko i wyłącznie jej męża, Heinricha.
Inna sprawa miała się z Urszulą, notabene nieobecną od wczoraj we wsi. Jedną z opcji było aby zamieszkała z siostrą i szwagrem (gdy ten wróci ze Sion, podobnie jak ona). Jej kwestia powróciła dopiero gdy wyszła niemożliwa do uniknięcia dyskusja co dalej z karczmą…

Chłopi nie znali się na prawie zbyt dobrze i nie wiedzieli, że przywilej wyszynku kupuje się u seniora, a Filipa już nie było, aby wytłumaczyć im takie niuanse. Wieś uznała jednogłośnie, że prawo do sprzedaży trunków przechodzi dziedzicznie jak u szlachty ale nie było szans by Heinrich przybłęda i parobek rozkręcił interes gdy wróci. Starszyzna wioski uznała zatem, że prawa karczemne idą przez Urszulę i ten poprowadzi nową oberżę, kto ją weźmie.

I się zaczęło…

W grę wchodzili tylko młodzicy lub wdowcy, ale tym pierwszym ciężko było się przebić, aby wieś dała im tak intratny interes. Nie wszyscy z drugiej grupy brani też byli pod uwagę. Eugen na ten przykład bardzo chciał, ale wieś uznała, że połączenie młynarza z karczmarzem, to zbytnia potęga jak na warunki wsi. W końcu jako godnego wianka młodej dziewczyny i prowadzenia nowej karczmy obrano ponad pięćdziesięcioletniego Krzysztofa zwanego “Drwalem” od jego sławetnego chrapania słyszanego czasem w nocy w zagrodach bezpośrednich sąsiadów. Zapowiadało się ciekawie gdy dziewka wróci. Noel, który z ludzi Alexandra najwięcej ją kojarzył, żartobliwie zapowiedział protest względem wyjazdu nim blondynka wróci. Chciał zobaczyć reakcję i twierdził, że wybuch składu prochu mu tego nawet nie zrekompensuje.

Otto został złożony do grobu na wiejskim cmentarzyku. Noel poszedł po tym spać, ale Jiri nie. Usnął dopiero godzinę później na grobie przyjaciela z pustym gąsiorkiem ‘jagodówki’ Kaspara w dłoni. Sam ksiądz Adrian po pogrzebie zaczął się pakować i po prostu odszedł. Wrócił stary ksiądz, wrócił wikary, miejsca dla niego w Wygódkach już nie było. Zrobił to bez żalu i czym prędzej. Wydarzenia ostatnich miesięcy w tej wsi, z finałem wampirzyco-pożarowym wstrząsnęły nim do głębi.

Alexander choć zmęczony krążył między tym wszystkim zaglądając często do Aili. Widok jak smacznie śpi uspokajał go… Tymczasem opłaceni srebrem wieśniacy przeszukiwali spaloną karczmie. Ciało karczmarzowej znaleziono nawet szybko, ale wszak nie o to chodziło Alexandrowi, który zaoferował stawkę za którą wielu ryłoby w tym pogorzelisku nawet zębami. Nagroda za kielich - dwadzieścia srebrników. Za każdą część pancerza po jednym. Szczególnie wyrostki wzięły to sobie do serca i znaleziono wszystko, a nawet miecz Aili. By topić stal lub żelazo, kowale używali miechów, zwykły pożar to było za mało, ale stan blach pancerza zapowiadał tygodnie czyszczenia go przez Bernarda, a i tak Alex mógłby nie mieć wyboru i musieć stać się ‘czarnym rycerzem’ gdyby zbroję tę wkładał. Pucharek do czyszczenia był łatwiejszy, ale on akurat nie musiał być wyczyszczony na błysk.

Mimo dnia wioska spała. Nocne i poranne wydarzenia zaowocowały tym, że zmęczeni chłopi pokładli się do łóżek, a zwykłe konieczne do wykonania prace spadły na dzieci i wyrostków.
Jednak nie wszyscy mieli gdzie spać…
Strych obory był długi na jakieś dwanaście łokci, a czwarta część tego jedynie przeznaczona była na miejsce dla Heinricha-Hansa. Jedno łóżko wielkości pryczy wikariusza w izdebce przy kościele, jeden kufer, a raczej zbita z dech skrzynia. Szerokości to pomieszczenie miało mniej trzech łokci, było tu po prostu… ciasno. Resztka stryszku przeznaczona była na siano, ale nie było go tam za wiele, bo był kwiecień. Ot nędzne resztki z zimy i trochę z nowego sianokosu.
Aila przebudziła się na pewien brzęk i odruchowo zerknęła ku żródłu hałasu.

To był von Hallwyl.
Rzucił w kąt między stojącą naprzeciw łóżka skrzynią, a ścianą wór w którym zapewne była zbroja. Musiał ją zapewne zdjąć na dole i wtargać na górę, bo po drabinie w płycie wchodzić… Aila pamiętała i włażenie w Wilczych Dołach na górę i tu dzisiaj. W zbroi nie było to wykonalne.
Gdy leżąc z zamkniętymi oczyma zawieszona między snem a jawą, wręcz czuła że nad nią stoi. Trwało to jakiś czas i nie do końca przytomna wspomniała wtedy ten wzrok… jego wymowę gdy zajrzała w szparę przyłbicy.
Ktoś zaczął wchodzić na górę po drabinie i Aila usłyszała ruch. Po odgłosach dochodzących od wezgłowia łóżka mogła tylko zgadywać, że ktoś smyrgnął między resztki siana, a ktoś inny w chwilę później wszedł po drabinie na górę.
Była zbyt zmęczona i śpiąca, by to jednak zapamiętać.
Usnęła.


- Ailo… - Alexander nie chciał jej budzić, gdyby mógł to dałby jej spać, aż sama wstanie wypoczęta.
Ale czasu dużo nie mieli, minęło już południe.
Odłożył niewielki worek w którym przyniósł jakże późne śniadanie i pogładził kształtną stopę wystającą spod starej i przetartej pierzyny.
- Nie ma mnie... - mruknęła, przewracając się na drugi bok. Po chwili jednak podniosła się sama, na łokciach wspierając. Wiedziała, że nie może dużo spać.
Przygładziła potargane włosy i spojrzała na męża.
- Już mi lepiej... co robimy?
- Zjedz - Podał jej worek. - Możemy ruszać lada chwila, tylko nie wiem gdzie…
Westchnęła, siadając z podkulonymi nogami. Powoli zaczęła jeść.
- Klasztor to pewnie pułapka... - powiedziała cicho, choć serce jej krwawiło. Tak bardzo chciała zobaczyć jeszcze Merlina. Przekonać się, że może obcy wampir kłamał.
- Chyba, że trafimy tam w dzień i będziemy mieli czas na znalezienie Merlina i tego Marcusa.
- O ile nie zauroczył do tego mniszek... nie wiem Alexandrze. Nie wiem co z nim począć, ale wiem co innego. - Podsunęła mu worek, by też coś zjadł. - W obliczu problemów z nieumarłymi ludzkie zwyczaje są dla mnie jakby... mniej ważne. I w imię dobra czyjegoś, myślę, że warto im uchybiać. Weźmy Han... Henricha i jego małżonkę do orszaku. Tu karczmy pewnie nie dostaną, bida ich czeka, a może jakiś sojusz z tego kiedyś wyjdzie. - Odetchnęła. - Druga zaś sprawa to Giselle. Przeszła mi złość. Jeśli chcesz, niech wraca z nami do domu. Moją służką nigdy nie będzie, ale jeśli ty masz dla niej zajęcie, jeśli chcesz jej męża dobrego znaleźć... zgadzam się. - Delikatnie ścisnęła jego udo i uśmiechnęła się, choć nieco wymuszenie. - No i jeszcze ta Urszula... myśmy wszyscy zajęci byli, ale nie masz ty wrażenia, że nasz Noel coś do niej... no wiesz?
- Nie wiem, inne rzeczy mnie zajmowały, ale co do Urszuli to już ustalone. Jedz, a ja Ci powiem o wszystkim co tu zaszło jak spałaś…

Patrząc jak Aila posila się i wciąż pieszczotliwie gładząc jej stopę bękart opowiedział o wszelkich wydarzeniach w Wygódkach gdy spała, niczego nie pomijając.
Gdy skończył pokiwała z namysłem głową.
- Tym bardziej uważam, że z Noelem powinieneś porozmawiać. Bo jeśli on tę dziewczynę chce... i ona jego, niech jadą z nami. Co nas decyzja wsi obchodzi, że za starucha chcą ją wydać, a siostry razem by były, może im lżej... - Spojrzała w oczy męża. - Swego czasu litowałeś się nade mną, gdy na niewieści los psioczyłam, wolności chciałeś mi dać, lecz nie ja jedna. Chcą tę dzieweczkę radosną za starego capa wydać, do mozolnej pracy znów tu zagonić... A jeśli nasz Noel ją pokochał... po prostu pomów z nim. Bo on tobie pierwej wierność przysięgł i pewnie nawet jak serce ma złamane, to za tobą pójdzie.
- Wyjdzie zaraz, że pół Wygódek ze sobą weźmiemy - mruknął. - Jeszcze księdza po drodze zgarnąć i hajda. - Mi tam nie wadzi, może i tak lepiej będzie gdyby siostry razem miały być, a tu… Ale z Noelem i z nią to Ty poromawiasz?
- A ty z księdzem. - Pocałowała go szybko w policzek i roześmiała się szelmowsko. - Zatem ustalone. Kocie Łby znów będą mieć mieszkańców - powiedziała i chyba po raz pierwszy szczerze cieszyła się tą perspektywą, nawet o losie nieumarłego Merlina na moment zapominając.

Widząc to Alexander zapłakał w duszy i serce mu pękło. Musiał coś jej powiedzieć, ale nie chciał burzyć tej radości.
Uśmiechnął się sztucznie i pokiwał głową.
Ona zaś rezolutnie zaczęła zbierać rzeczy i się przyodziewać na podróż, całkiem suknię zrzucając i męski strój przywdziewając, a Alex patrzył na to z błogą miną. Był to jej ostatni strój podróżny, który w jukach przy siodle miała, dzięki czemu pożaru się on ustrzegł. Znów miała problemy ze spodniami, nie tylko dlatego, że wąskie, ale i nie chciała się w znamię na udzie urażać, co wciąż bolało, bo skóra na nim świeża była. Aila uprzednio skórę w tym miejscu łojem baranim nasmarowała, co go nosiła na odparzenia podczas jazdy w siodle. Dopiero, gdy skóra uda była wilgotna i błyszcząca z sykiem bólu, szlachcianka wciągnęła spodnie.
- Gdy wrócimy... jeno w sukniach będę chodzić. Dość mam tych nogawic - marudziła, nie wiedząc, że ktoś jeszcze jej przyodziewek oglądał, a i piętno na udzie zobaczył teraz.
- Albo nago, w komnatach naszych. - Alexander uśmiechnął się.
Nie odpowiedziała, ale posłała mu wiele obiecujący uśmiech.

- Idę z Noelem porozmawiać. Urszulę w Sion, jak rozumiem, spotkamy? - odezwała się gdy skończyła się ubierać.
- Ailo… - bękart musiał poruszyć ten temat - dwa lata byłaś w klasztorze… ile Merlin wie o Kocich Łbach?
Spojrzała na niego, nie rozumiejąc.
- Zna naszą historię... do momentu mojego wyjazdu oczywiście. Czemu pytasz?
- Status podległości zamku i Coiville?
Zastanowiła się.
- Bardziej o nieumarłym mówiliśmy, ale powiedziałam że wuj był zarządcą... i że zamek bez pana ziemskiego... - zmrużyła oczy.
Alexander wstał.
- Jeżeli Marcus panem Merlina, to dowie się gdzie nasz dom. Przybędzie którejś nocy jako mgła i… tyle. Albo weźmie swego nowego sługę, co wszak związał Cię i ma nad Tobą pewną władzę by Ci rozkazywać. W najlepszym wypadku na dworze Filipa III może co uczynić i coś odkryć, że tylko dom, nie życie stracimy. - Wziął ją w objęcia.
Zobaczył jak radość w jej oczach umiera, zastąpiona smutkiem.
- No tak... przez Merlina... faktycznie jestem jego niewolnicą, a on ma teraz powody i moc odebrać nam wszystko, by potem zabić na końcu...
Zasępiła się.
- Jest południe, możemy dotrzeć do klasztoru i zabrać ze sobą Merlina. Damy mu schronienie, przeleży na Kocich Łbach w lochach Elijahy z kołkiem w sercu aż więzy opadną - zasugerował. - Uwolnimy go potem, bo jeżeli to dobry nieumarły, to niech trwa, nie wadzi mi. Marcus nie będzie miał nad nim władzy, a więc i nad Tobą, nie dowie się o Kocich Łbach, nie znajdzie nas.
- I myślisz, że on sam się na to zgodzi? - rzekła z powątpiewaniem Aila, po czym zmarszczyła brwi - Jest jeszcze jedno rozwiązanie... Ten klasztor... to nie jest biblioteka jeno Merlina, lecz wielu nieumarłych, którzy Camarillę stworzyli. Jeśli się dowiedzą, że on już nie jest niezawisły, że sterowany być może... Mogą sami chcieć się z Marcusem rozprawić. A i pewnie Merlina odwołać.
- Chcesz jechać do tych nieumarłych? - zdumiał się.
- Merlin nie jest jedynym “dobrym” wampirem, on jeno ich Kronikarzem i Biblioteki Strażnikiem. Mówiłam ci. A wiem, gdzie listy ze sprawozdaniami wysyłał. Moglibyśmy ich spróbować odnaleźć we Wiedniu...
- Wampiry to wampiry… nie ma dobre czy złe, ot niektóre jak Merlin nastawione na wiedzę nie zaś na kierowanie śmiertelnikami. - Spojrzał jej w oczy. - Obawiam się, że jak to organizacja cała, to właśnie by kierować… Nie jeno ludźmi zwykłymi, nawet szlachtą czasem, hrabiami, miastami… ale całą Europą, koronowanymi głowami. - Zamyślił się. - To by było jak pakt z diabłem. Ale… Oddam duszę diabłu, by w spokoju żyć z Tobą u boku, podoba mi się ten plan.

Zdziwiła się.
Nie myślała, że jej posłucha. Sama w sumie nie wiedziała, co o tym pomyśle sądzić, lecz skoro Alexander uznał go za sensowny, ucieszyła się.
- Nieważne dla nas za kim stoją u władzy, bo i tak wpływu na to nie mamy. Ważne jednak, że nawet Marcus przy ich zjednoczonej sile niby pchła być może. - Odetchnęła. - Czyli do Wiednia? Raz w życiu tam tylko byłam...
- Zatem do Wiednia. - Uśmiechnął się kładąc jej dłoń na biodrze. - Zastanawiam się jeno jak czuć się będziesz w mieście słysząc wokół siebie jeno niemiecki.
- Wśród szlachty francuski chyba w modzie, a ci do których tam jedziemy... wieloma językami mówią - odpowiedziała, choć zabrzmiało to raczej groźnie niż radośnie.
- Może niektórzy ze szlachty... - Alex był bardziej sceptyczny. Rzeczywiście osławiony na całą Europę dwór burgundzki dyktował modę i obyczaje daleko na wschód, ale nie na tyle by szlachta rzeszy hurmem uczyła się mowy Francuzów. - Zawsze Noela przy sobie mieć możesz, a i po drodze pouczę Cię trochę języka.
- Podstawy mam w sumie, bo ci mówiłam, że się rodzicom habsburgczyk marzył mi na męża - uśmiechnęła sięna samo wspomnienie - a nauki chętnie przyjmę. Tedy pytanie co z naszymi znajomymi. Myślę, że otwarcie można im powiedzieć, że w świat ruszamy. Jeśli chcieliby z nami szczęścia szukać... niech idą.
- Ano… Hans zapewne do Hallwyl ruszy. Co innego na Kocie Łby jak rzekłaś, a co innego tułać się… Poza tym tam mu niebezpiecznie. Wciąż Habsburgowie chcą nad szwajcarskimi kantonami zwierzchność przywrócić, dwa lata temu Szwajcarzy podbili Turgowię, a Hans tam walczył. W Wiedniu mu śmierć, Hallwylowie mocno naznaczeni szwajcarską wolnością, a Wiedeń to stolica Habsburgów. Urszula pewnie z nimi, za siostrą pójdzie.
Aila skinęła głową.
- I tyle z moich planów tworzenia dworu - rzekła, lecz bez goryczy. Po prostu skwitowała sytuację.
- Trzeba nam z nim porozmawiać o tym.

Wyszli, nie wiedząc, że rzeczony rycerz był tuż obok i całą ich rozmowę słyszał.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline