Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2017, 16:04   #23
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Nie mogąc nigdzie Hansa przyuważyć, małżonkowie z Kocich Łbów zaczęli się pakować, choć dużo dobytku nie ocałało. Aila akurat na swój miecz, poczarniały od sadzy po pożarze patrzyła, gdy niedaleko niej przeszedł Noel, niosąc jakiś tobołek. Widząc go, szlachcianka przywołała ruchem dłoni już nie chłopaka, jakim go wciąż pamiętała, a młodego mężczyznę. Podszedł posłusznie, niepewnie na nią patrząc, pamiętał bowiem jak sam się wobec Pani zachował, gdy rozpacz po zabraniu Bernarda targała jego serce. Aila jednak nie o tym chciała z nim rozmawiać.
- No i znów w drogę... - westchnęła. - Słyszałam, żeś chciał tu zostać, by obaczyć reakcję młodszej córki karczmarza, jak jej kandydata na małżonką przedstawią...
- Ano! - Rozdziawił japę szeroko. - Przecież tu taki wybuch wtedy będzie, że ta młódka Wygódki rozniesie!
- Szkoda tedy jej temperamentu na starego capa, a i niebrzydka jest, nie? - Aila zagadnęła, starając się ukryć intrygancki uśmieszek, niby to całkiem pochłonięta czyszczeniem miecza. Czasem tylko zerkała na młodzieńca.
- Uch - aż sapnął - piękna niby poranek… - W ustach czeladzi łowcy wampirów, to określenie miało dodatkową wymowę i moc. - Taką to na siano wziąć i wyłomo… - urwał zdając sobie sprawę z kim rozmawia i o czym mówi. Był zmęczony strasznie, przez co się zagalopował. Zaczerwienił się aż po rudą czuprynę. - Wybaczcie Pani… Ale że na tego starego capa to nie, nie szkoda. Przecie ona pryśnie stąd jak tylko się dowie. Zaraz po awanturze jaką zrobi.
- Tylko co z nią dalej? Dziewczynie ciężko w świecie samej, a teraz to jeszcze sierota... - westchnęła znów, po czym niby to zmieniając temat dodała zapytanie: - A ty nie myślisz się ustatkować, gdy wreszcie na Kocie Łby wrócimy? Tedy i co wieczór miałbyś kogo... do kogo się przytulić.
- A jużci, takem myślał. - Pokiwał głową. - Z Bernardem się nawet założylim o to kto prędzej dobrą jaką żonę znajdzie, gdy tułaczka się skończy. Dzieci też bym chciał coby na starość dbały… Ale nie gdy nam z Alexandrem się tułać… nie myśleć nam o tym było. To hazard straszny na wampiry chodzić. Wrócimy to i żonę wezmę.

Aila oczy na niego podniosła. Domyślność mężczyzn czasem doprawdy ją rozbijała. Widząc jednak, że Noel szczerze mówi i wcale celowo jej sugestii nie pomija, wyłożyła sprawę wprost:
- A jeśli kandydatkę już masz w zasięgu wzroku? - zapytała, po czym dodała, by całkiem rzecz objaśnić: - Znajdziesz gdzie lepszą żonę niż ta Ulka?
Aż się cofnął.
Jego oczy rozwarły się z przestrachem.
- Pani, co Ty… Na rany Krysta…
- Tedy pomyśl! - nie dała mu do słowa dojść. - Sam rzekłeś, że Urszula pewno ucieknie, tułaczkę woląc, a niech na bandytów jakich wpadnie, to jak nasza Giselle skończy. Ładna ona, tedy każdy skorzysta, ale żeby ją jak przyzwoitą kobietę traktować... gdzie ona bez posagu. Pomyśl, Noelu.
- Po trupie moim - rzekł przecząco kręcąc głową, znów krok się cofnął.
- A powiesz czemu? Skoro sam mówisz, że ci się dziewoja podoba.
- Nie mogę, bo się Pani wściekniesz, zła na mnie będziesz, może odprawić każesz. - Noel wił się jak piskorz.
- Ja? - Aila zdziwiła się. - Czemu bym miała? Przecie ja też chcę, byście szczęśliwi byli.
- Bo jam nie Alexander… - Noel odwracał wzrok patrząc zali gdzie jakiejś roboty nie ma co by nie czmychnąć wymawiając się od dalszej rozmowy.
- A co ma do tego mój mąż? - Teraz już całkiem nie rozumiała i bez skrupułów cisnęła chłopaka.
Zobaczyła rezygnację na jego twarzy.
- A bo niewiasty różne są… Są i takie jak Ty Pani… Nieokiełznane, harde, Wolność kochające i niczem wiatr w górach. Urszula taką się zdaje i Tyś taka Pani. Alexander… Pan chyba nawet za to Cię srogo ukochał, zły czasem, ale szczęśliwy gdyś niczem żywioł. Ja nie, ja spokojnej chcę. Taką jak Ulka to z dzbanem mleka na drugi koniec korytarza posłać to nie doniesie. Piękna, ot rwie się do niej, ale nie jam taki co by się z takim ogniem próbował. - Spuścił głowę czekając na wybuch wściekłości.
Szlachcianka jednak tylko się uśmiechnęła.
- Pewnie masz rację. Tedy nie męczę cię już Noelu, do pracy możesz wrócić. - powiedziała spokojnie i zamyśliła się.
Odszedł z ulgą. Właściwie to odbiegł by pomóc pijanemu jeszcze lekko Jiriemu konie zaprzęgać do wozu.

Tymczasem Aila zobaczyła Hansa wychodzącego zza ruin karczmy, od strony zagród i obory. Zbroję miał niekompletną, bo cały pancerz założyć bez pomocy się nie dało, ale widać jako Heinrich z jakiegoś powodu w Wygódkach objawiać się nie chciał bo był jak w nocy w swoim hełmie. Zastanawiała się czemu małżonki nie poprosił, by mu pomogła zbroję w pełni założyć. Wyszła też z założenia, że może właśnie do niej szedł, toteż siedziała dalej, miecz próbując z sadzy jak najlepiej odczyścić, lecz po prawdzie to sam metal sczerniał. częściowo i nic się z tym za bardzo zrobić nie dało. Rycerz jak się okazało jednak nie Aliny wypatrywał, której zresztą nie było, bo z babka siedziała u kowala.
Zbliżył się do szlachcianki i stanął dwa kroki od niej.
- Witaj Pani… Tuszę, że dobrze Ci w mym łożu było - zadudnił pod hełmem - na spoczynku? - dodał po chwili. Ciężko uznać było, czy pyta z nadzieją o to, czy należycie wypoczęła na nędznym posłaniu, czy o co innego mu idzie. Aila zresztą jako żart jego zająknięcie potraktowała i uśmiechnęła do rycerza.
- Owszem, wybacz mi tedy panie, że tak podstępnie cię z niego wygoniłam. Dosłownie padałam na twarz... Gniewasz się bardzo?
- Nie Pani, o ile z łoża mnie więcej nie wygonisz... mego. - Konstrukcję zdania, jak i akcent można było złożyć na karb tego iż francuski nie był ojczystym językiem Szwajcara. Młoda szlachcianka jednak tymi słowami znów sobie sen z pieczary wampirzej przypomniała i jużci miecz polerować mocniej zaczęła.
- Obiecuję. Zresztą nie wiem, czy nasze drogi właśnie się nie rozchodzą. Jednak nie do Kocich Łbów planujemy wszak jechać.
- Nie?
- Nie... - zasępiła się - Boimy się, że wampir może za nami tam iść... pozabijać nas we śnie, albo i gorzej. Trzeba nam po pomoc się udać, a żeby z nieumarłym dać sobie radę, tedy pod Wiedeń wyjdzie nam jechać.
- Tedy mi do Hallwyl z małżonką. Żadna różnica czy brat mnie zabije, czy Habsburgi.
- Niestety, tedy rozstać nam się przyjdzie, ale może jeszcze Bóg połączy kiedy nasze ścieżki. - uśmiechnęła się lekko.
Skinął hełmem.

Zapadło milczenie, które w końcu przerwał:
- Chyba, żebym we Wiedniu bez herbu i prawdziwego miana mego z Wami był. Z twarzy niewielu mnie poznać by mogło. Niemcy zawsze jeno okrwawiony hełm widzieli.
- Tylko tedy my wam ani bezpieczeństwa nie zapewnimy, ani was nie przybliżymy do odebrania należytych ziem. Chyba bez sensu to zatem...
- Szaleństwo. Tak jak i z małżonką na mój rodowy zamek iść. A co Ty Pani byś chciała? Cóż byś wolała bym uczynił?
- Chciałabym żebyście w szczęściu mogli się sobą radować z Aliną - powiedziała, nie patrząc na niego. - Nie wiem jednak co...
- Nie chcę jej - przerwał Aili cicho.
Szlachcianka spojrzała na niego ze zdziwieniem, a potem nagłą ostrością we wzroku.
- Tedy wcześniej trzeba było o tym pomyśleć, nim do zaślubin doszło. Teraz nie macie prawa tak mówić - warknęła, nagle całą sympatię do niego tracąc.
- Mam - odrzekł hardo. - Bo Filip szantażem mnie wziął. Albo Alinę wezmę, albo on bratu wieści pośle gdzie jestem. Mogłem uciekać… w innej wsi się zaczepić, a może to samo by tam było z czasem…? Wydać za mąż córę za szlachcica, jakże smakowita myśl dla chłopa. Pogodzony z losem byłem, niczym w marazmie śpiący, poddałem się i zgodziłem. Opiekę jej winienem i wiem to! Nie uciekać mi od tego. Kara za to, żem się zatracił w chęci życia... zaprzedając się tej karczmarskiej gnidzie. Szczęścia jednak przy niej nie znajdę. Ani jej nie kocham, ani zapomnieć, że gwałtem mi ten ślub zadano. Mam prawo mówić, że jej nie chcę.

Aila wspomniała testament Torina, tam też oddana została, ale wszak nawet mimo ostatniej woli wuja wybór jakiś miała. Heinrich wszak też: uciekać. Wszak oboje pogodzili się z zawartą ponad nimi wolą. Aila odnajdując uczucie do Alexandra… Hans z rezygnacji i chęci życia.
- Tedy wiesz, jak się czuje większość niewiast za mąż wydawanych, a jednak nie mówimy “nie chcę” - powiedziała mu chłodno, po czym dodała: - Ja też Alexandra na początku nie chciałam. Wuj mi go wybrał... rękami wampira sterowany, a jednak odnaleźliśmy się w tym, własny pakt zawarliśmy i dobrze żyjemy... choć może mało typowo. Alina nic nie winna postępowaniu ojca. Pamiętaj o tym...
- Pamiętam. Źle o niej nie myślę. Sam nie wiem, zagubiony jestem… Może z czasem… ale ma linia przepadnie. Choćby i ślubne to z takiego małżeństwa bękarty będą tylko me dzieci. Ech, to nawet furda, brat by się ucieszył, jego dziatwa po mnie by dziedziczyła. - Przekręcił hełmem jakby wpatrując się w Aile. - Rzeknij co wolisz Ty Pani. Bym do Hallwyl ruszył, czy do Wiednia.

Szlachcianka miecz odłożyła i wstała, by przed rycerzem stanąć. Choć sporo był od niej wyższy, ręce mu na ramionach położyła i spojrzała w oczy przez kraty przyłbicy.
- Chciałeś przestać się chować i żyć prawdziwie? Tedy żyj, Hansie. Sam musisz za swoje decyzje odpowiadać i nie zrzucaj ich na ramiona ani moje, ani Alexa, ani nikogo innego. To twoje życie. Ty decyduj czego pragniesz i podążaj za tym.
- Tak uczynię. - Skinął głową. - Bywaj Schone Dame.

Puściła go, bo po prawdzie nawet dotyk jego zbroi budził w niej wspomnienie sennej fantazji. Westchnęła skrycie. Chyba nigdy nie pozbędzie się jej z głowy. Że też to akurat musiał być Hans…


Niedługo potem wszyscy gotowi byli. Alina chlipiąc pożegnała się z babką i dziadkiem. Wprawdzie oficjalnie rzekła, że korzystając z podwózki do Heinricha do Sion jedzie i przybędzie z mężem, ale ona i zorientowani w sytuacji wiedzieli, że dziewka zapewne tu nigdy nie wróci. Zasiadła na wozie powożonym przez Noela przypatrując się przez załzawione oczy po raz ostatni swej wsi.
Jiri chybocząc się na siodle wysforował się, by pojechać do Sion, do Giselle, by przekazać wieści iż jadą. Kruczowłosa miała zakupić prowiant i potrzebne rzeczy na wyprawę do Austrii, bo wiele rzeczy spłonęło.
Wczesnym południem wyruszyli górską doliną wzdłuż potoku.
Za plecami zostawili wieś po raz pierwszy od dwudziestu lat bezpieczną, bez kłopotów.
Te bowiem jak się domyślali, zabierali ze sobą.

[MEDIA]http://www.islamveihsan.com/wp-content/uploads/2017/03/hzdavudas-702x336.jpg[/MEDIA]

Alexander w drodze zrównał się z Ailą aby jechać u jej boku.
- Dziwne… - rzucił zerkając na małżonkę. - Hans mnie zadziwił. Jechać z nami chce.
Aila uśmiechnęła się.
- Widać wreszcie los w swoje ręce bierze. To chyba dobrze...
- Tak… ale nie może jako rycerz pod własnym mianem, a giermka mam. Jeno w miejsce Otta mógłbym wziąć. Oficjalnie jako kusznika konnego w kopii. Sam to zresztą zaproponował.
Szlachcianka, która częściej teraz po damsku siedziała, by wnętrza uda nie ocierać, przerzuciła nogi przez grzbiet konia, by do Alexandra się przybliżyć.
- Myślę, że to nawet lepiej, wszak Alina... nie zrobiłaby dobrego wrażenia jako żona szlachcica. Wiele się musi nauczyć. Gdy wyjedziemy z gór, spróbuję ją nieco uczyć, ale tu wszystko będzie trzeba... od wiązania gorsetu po używanie sztućców przy stole. - Westchnęła. - A myślałam, że to ze mnie się ostatnimi czasy dzikus zrobił.
- Lubię takie dzikusy - Uśmiechnął się. - Tedy ucz. Jeżeli te wampiry od Merlina tak władne, to dorobić jej rodowód, że niby ona ze szlachty… furda. Może porozmawiaj z nią. Cięgiem płacze.
- Liczyłam, że Hans to zrobi, ale... chyba masz rację. Podejdę do niej na postoju.
- Ailo… - zaczął uciekając wzrokiem. - Podziękować Ci chciałem… - dopiero po dłuższej chwili spojrzał jej w oczy. - Za to co rzekłaś o Giselle. Przez te lata przyjaciółką mi się stała. Jak Bernard, jak Noel. Jestem Twój i jeno Twój, ale odprawiać, to … Nie wiem… Może to tak jakbyś Marię musiała z Kocich Łbów... Nie wiem…

Nie patrzyła na niego, usta mając zaciśnięte, by nie powiedzieć wprost co o takiej przyjaźni myśli i rozwiać całą podniosłość chwili. Dopiero po chwili się odezwała:
- Rozumiem to. Choć myślę, że dla niej kimś więcej niż przyjacielem jesteś. - Umilkła na moment - Niech będzie szczęśliwa. Ja jej złego nie życze, jednak jeśli chcesz bym spała spokojnie, mając ją w pobliżu... znajdź jej szybko męża.
- Ciężko będzie z tym bo trzeba by takiego znaleźć, co dzieci mieć nie chciałby. Wcześniej o Bernardzie myślałem, nawet ich cichcem chciałem swatać. Bernard jednak o rodzinie myśli. Nie jeno małżonce.
- Tedy najlepiej wdowca jakiegoś, co już ma dzieci. Może i sierotami sama by się chciała zająć? Czasem bywa przecie, że w połogu kobiety umierają i dzieci własne trzeba po rodzinie tedy rozdawać, bo wiadomo, że chłop sam sobie z nimi nie poradzi.
Alex kiwnął głową.
- Może i tak być, ale jej przykazać się nie da. Jakbyśmy odpowiedniego znaleźli, to intrygę jakąś trzeba by uczynić by się zechcieli. Jak Ty z Noelem planujesz.
Aila machnęła ręką, jakby muchę odganiała.
- Próbowałam już, nic mi nie wyszło. Chyba że sam sobie to jeszcze przemyśli. A co do Giselle... może nie mężem, a dziećmi próbują ją skusić? Sam mówiłeś, że macierzyński instynkt się w niej obudził.
- Można, to dobry pomysł. A skoro nie idzie z kojarzeniem Noela z Urszulą, to ostatecznie Giselle z Urszulą możemy spróbować wyswatać - zażartował by ciężki klimat rozmowy odegnać.
Temat swatania Giselle jednak mało śmieszył Ailę. Choć starała się nie pokazywać tego po sobie, wciąż nie umiała tego tematu traktować swobodnie.


Gdy Alexander jak zwykle na postoju zaległ z Bernardem i Hansem by odpocząć i posilić się nieco, jego małżonka wzięła nieco strawy i poszła podzielić się nią z Aliną, która na popasie nawet z wozu nie zeszła.
- Okazji chyba nie miałam, by kondolencje złożyć. Bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców. - rzekła do niej.
Chłopka spojrzała na nią i łzy znów poleciały jej po policzkach.
- Za co nas panbuk tak karze? - wyszlochała.
Aila objęła ją lekko ramieniem kobietę, która popłakiwała teraz w jej ramię.
- Znasz historię biblijnego Hioba pewnie. Po łzach już tylko słońca czekać, ino przetrwać trzeba.
- Nie słońce mi a ogień, bo do piekła pójdeeeee - rozszlochała się znowu.
- Ty, kochana? A za co ty niby? Przecie to nie ty zawiniłaś...
- Bom mogła rzec, że nie, że się nie godzi, że nie po krześcijańsku, ale matula mówiła zawsze, że mężowi odm… - urwała i znów zaniosła się szlochem, a jej policzki poczerwieniały.
Aila uniosła jej głowę delikatnym gestem dłoni i spojrzała jej w oczy.
- Co on ci zrobił? - zapytała, ale wieśniaczka odwróciła wzrok wciąż płacząc, wstydziła się strasznie. - Alino, nie możesz tego w sobie trzymać. Pogadajmy tedy jak baba z babą, to ci lżej na duchu będzie.

Dziewka sama ze sobą się biła wciąż roniąc łzy, ale Aila uderzyła chyba w miękkie.
Bo i z kim o tym pomówić? Matka nie żyła, babka we wsi ostała, siostra ni wiadomo gdzie, a szlachciankę Alina od początku traktowała jak zesłanego anioła.
- No… bo… - płakała wciąż. - Przeca o dziecię chodzi. Po ciemku, pod pierzyną raz….Co dzień nawet by pewność mieć. Kościół mówi, że zadowolenie to jeno szatan wtedy podsuwa. A on… - znów szloch i przerwa. - Tak nieobyczajnie, żem nie myślała, że tak można, mocno jakby co chciał urwać, a i pół nocy... żem ledwo chodziła rano - chlipnęła cicho. - I choć ból, to szatan mnie wziąć musiał i nawiedzić, bo aże myśli zebrać nie umiałam. Matula nie żywie, tatko się powiesił, to boli że żyć się nie chce. Do tego mi samej piekło…! - zaryczała.
Aila przytuliła ją, wzrokiem szukając Alexandra. Doprawdy miała szczęście, że na tak otwartego kochanka trafiła. Jej samej zresztą od początku nie o grzechach myślenie przychodziło, lecz o radości, jaką mogli sobie sprawić. Lecz jak to wytłumaczyć wiejskiej dziewczynie?
- Posłuchaj Alino, to nie do końca tak, że zadowolenie odczuwać jest grzechem. Robienie to dla zadowolenia, a nie dla potomstwa, oto jest grzech. Zadowolenie wszak płynie z bycia... em... miłowanym - okrutnie zmyślała, nic sobie z piekła za to nie robiąc szlachcianka - Chłopy takie są, że nie mówią wiele. A już na pewno nie o uczuciach. Tedy jak mogą pokazać niewieście, że im bliska? No właśnie tak. Legnąc z nią, bliskości szukając. Oni tak okazują przywiązanie, rozumiesz?
- Jak przywiązanie?! - zaryczała znów. - Na brzuchu się kłaść, kuper w górę, jak zwierzęta i to przy kaganku gdy wszystko widać?
Alina zdecydowanie z innej gliny ulepiona była niż Elsa z Wilczych Dołów czy (tym bardziej) szlachcianka próbująca ją pocieszyć. Aila znów ją uścisnęła.
- Oj głupia ty, głupia. A chciałaby ty żeby z każdą babą tak legał? Tedy on pewnie chciał widzieć, że to nie każda baba, a jego żona. Jedna jedyna. Na ciebie chciał patrzeć, tedy radować się powinnaś, bo to znaczy, żeś mu nie jest obojętna.
- Pani ale jakże to tak? Nieobyczajnie, jak zwierzęta, dla radości co kościół zabrania. Jam myślała że mi wianek zerwie, wtulę się i my razem już i z ochotą nawet potem. A on… - Łzy znów poleciały. Tyle dobrego, że przy tej rozmowie dziewka na chwilę zapomniała co stało się z jej rodzicami. - Jakby od kobiecego stanu do gardła chciał sięgnąć tak mocno wywijał i… Choć ból, to szatan rozkosz dał, a za to pieeekło…! - Wtuliła się w szlachciankę targana spazmami.

Aila gładziła jej włosy, modląc się do niebios o cierpliwość... i o to, by nikt nigdy treści snu jej nie poznał. Nie było wszak łatwiej zapomnieć, gdy teraz wiedziała, że Hans nie tylko w śnie jej był gwałtowny, ale i naprawdę miał temperament. Doprawdy jak to mogło do jej majaków sennych przeniknąć? Czyżby to jakoś... wyczuła? I też ją od tyłu brał...
- Nie! - powiedziała zdecydowanie, po czym jakby oprzytomniała - Nie mów tak. Służyć swojemu mężowi, to służyć Bogu. Pamiętaj o tym. A jak to robicie... to już wasza sprawa. Nikt was oceniać nie ma prawa, bo i nikt widzieć nie będzie, co robicie w łożu. Ciesz się tedy, że chętnie do ciebie przychodzi i pragnie cię, bo znam takie, co ich mężowie nie odwiedzają z jednej przyczyny. ot, inne na boku mają. Rozumiesz? Im bardziej on syty dzięki tobie będzie, tym mniejsza szansa, że się gdzie zacznie za inną oglądać.
- Czyli jak… - Alina otarła oczy i spojrzała na szlachciankę z nadzieją - na wszystko się godzić i go nawet do jak największej sytości sama prowadząc… to dobre? By zdrady nie czynił? I rozkosz i wszystko co wtedy chce i jak, to wtedy jego grzech nie mój? - W jej wzroku była ufność i nadzieja.
Aila omal nie przewróciła oczami, lecz powstrzymała się.
- Właśnie. Ty masz być posłuszną żoną. Ty masz dbać o to, by twój chłop głodny nie chodził. I po prawdzie i w przenośni.
- Gdzieżby głodny! Ja jestem, jak w Wygódkach mówili, przednia kucharka!
- I widać mu posmakowało - roześmiała się serdecznie Aila. - Bądź spokojna. Ino jakby prawdziwie cię ranił, to powiedz mu, bo chłopy tak mają, że jak się zapędzą, to zapominają, że my od nich delikatniejsze. Ale źle nie chcą zazwyczaj. - Poklepała dziewczynę po ramieniu. - To co, zjedzmy co, bo niedługo znów w drogę ruszymy...

Tyle dobrze, że już nie płakała, choć pewnym było, że jeszcze nim ruszą matkę lub ojca wspomni i znów się zacznie.
- A jużci! - Zawahała się i policzki znów jej się zaczerwieniły. - Pani… a Twój też tak? Zapytała odwracając wzrok.
Przypomniawszy sobie ostatni raz na łące, kiedy to ona małżonka właściwie napadła, blondwłosa piękność przytaknęła z uśmiechem.
- Albo i gorzej. Bo jak chłop dobrze walczy i odważny jest, to przeważnie w alkowie też... gorący.
Wieśniaczka pokiwała głową. Chyba to ostatnie najbardziej ją uspokoiło, ale policzki wciąż miała czerwone.
- To jak nie mój grzech - szepnęła wciąż wzrok odwracając - z tego jak, ile i kiedy, oraz skoro to na jego głowę to idzie, że dreszcze chwytają przeciw kościoła naukom… To ja… to ja chcę - ostatnie wyrzekła praktycznie bezgłośnie i klasycznie Aili ze wstydu uciekła. Szlachcianka patrzyła za nią ze zdziwieniem, ale i rozbawieniem. Była ciekawa jak skomentuje jej umiejętności pocieszania Alexander, widząc reakcję Aliny.
Póki co jednak należało korzystać postoju i koniom dać odpocząć. Potem znów ruszyli w drogę.



Wieczorem, gdy Słońce powoli, ale uparcie opadało już ku linii horyzontu, myśleć trzeba było o noclegu.A że nigdzie karczmy nie było, tedy musieli spędzić noc w górach się rozbijając. Jedzenia nie było już w ogóle, bo zmęczony i zaspany Noel zapomniał o tym, skupiając się na słowach Alexandra do Jiriego, by to Giselle w Sion o prowiant zadbała. Co mieli, to wcześniej na popasie zjedli, a teraz Bernard od durni rudzielca nawyzywał i wszyscy musieli położyć się głodni.
Konie przywiązane do kołków zostały, a ludzie rozłożyli się co by złapać jak najwięcej snu przed świtem, gdy zbierać się będzie trzeba. Noel chciał ogień rozpalić choćby po to by zwierzęta odstraszać, ale Alexander nie pozwolił.
Ogień w górach był sygnałem: “tu obozują ludzie”. Dla zwierząt może i było to odstraszające, ale bękart bał się bardziej innego drapieżnika…

Oba małżeństwa rozłożyły się po obu stronach wozu. Noel z przodu pod dyszlem, a Bernard z tyłu. W efekcie wszyscy otaczali wóz dookoła.
Kocy na szczęście mieli wiele i dla wszystkich starczyło. Alexander jeszcze (jako ostatni poszedł z pęcherza co spuścić i wrócił wślizgując się pod koc by przytulić do ciepłej żony na boku śpiącej. Jiri już chrapał w najlepsze, skonani Noel i Bernard też może już spali.
Po drugiej stronie wozu jednak snu nie było.
- Sytyś? - padło w ciemności. To Alina cicho pytała.
- No przecież wiesz, że nie. - Hans odpowiedział zaspanym głosem zgodnie z prawdą, jako że nie jedli nic od popołudniowego popasu.
- No to oć. - Coś zaszamotało się w ciemności po drugiej stronie wozu.

Aila uśmiechnęła się lekko. Na szczęście była zbyt zmęczona, by to w niej temperament obudziło, wtuliła się więc w męża, kocem ucho zakrywając, by nie dolatywały jej odgłosy uczty nowożeńców.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline