Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2017, 18:58   #21
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Drzwi karczmy zamknęły się delikatnie za wychodzącym Edanem. Szpieg… Szef siatki szpiegowskiej? Ciekawe.
Niemniej wcale nie przejął się tym faktem i pogwizdując wesoło podążył do domu wójta.

Dom wójta przedstawiał zgoła niecodzienny widok. W sieni stało trzech marynarzy, dwójka z nich żywo o czymś dyskutowała. Trzeci ściskał swoją białą czapkę w dłoniach, minę miał nie tęgą. Za sienią, przez otwarte drzwi do biura Salzmana, widać było siedzącego za biurkiem wójta, Sifa notującego coś w kajecie i opalonego kupca, w zamyśleniu pocierającego czoło.

- Szanowni panowie raczą wybaczyć. Przybywam z ważną dla wójta sprawą - ukłonił się marynarzom przepraszająco i wszedł przez otwarte drzwi, a następnie zamknął je za sobą.
- Panowie wybaczą. Podkowy - rzucił znacząco w stronę Salzmana.

Jeden z dysputujących marynarzy spojrzał się na Edana i zastąpił mu drogę.
- A my myślisz, że za czym tu sterczym, ha? Więcy takich cwanych już było. Wójt płaci za informacje, kto pierwszy, ten lepszy. Czekać, jak pozostali – krzyknął groźnie.
Salzman wychylił się przez biurko i zlustrował chłopaka.
- Czekać! – zakomenderował.

Edan przekrzywił głowę, patrząc na tłustą twarz.
- Rozumiem. W takim razie niech wójt sam sobie tych podków szuka. Albo innego frajera niż ja i moi towarzysze, co się tego podejmie. W tak małym miasteczku. Wnoszę, że ten… no… Jurik? Nie ważne. Poczeka. Proszę się nie spieszyć - odwrócił się tyłem do zarządcy miasteczka.

Wójt wyciągnął głowę najdalej jak mógł i skonsternowany wpatrywał się w Edana. Przypominał świniaka próbującego dostać się do koryta. Zaśmiał się, świszcząc powietrzem.
- A to trzeba tak było od razu, że pan od Frederika jest– zakrzyknął zbyt przyjaźnie, aby brzmieć szczerze. – Proszę, proszę, zapraszam do biurka. W czym mogę pomóc, panie...?

Sposób, w który ów człowiek pozostawał wójtem nawet tak niewielkiego miasteczka pozostawał dla Edana prawdziwa zagadką.

- Edan z Gors Velen - odwrócił się ponownie w kierunku Salzmana z szerokim, również przyjaznym uśmiechem.
- Puśćmy w niepamięć to niefortunne nieporozumienie i zacznijmy od początku. Jak pan zapewne wie, sprawa jest dość delikatną, więc… - spojrzał na wszystkich obecnych poza pracownikiem.

Salzman w pierwszej chwili nie zrozumiał. Bezwiednie prześledził spojrzenie Edana i wlepił w niego swój ociężały wzrok. Otworzył usta, aby zadać pytanie, jednak trybik w jego głowie przeskoczył i wójt puknął dłonią w biurko.
- Raus mi z chałupy, do roboty wracać! Potem przyjść, jak zawołam! – krzyknął donośnie i skinął na kupca siedzącego przed nim – Panu też dziękujemy. Pilne sprawy mamy do obradowania z tym szlachetnym panem – uśmiechnął się przymilnie do Edana, wskazując mu zwolnione przez kupca miejsce.

- Jest pan wyjątkowo uprzejmy, panie wójcie - podziękował skinieniem głowy Edan i zajął miejsce kupca, do którego rzekł:
- Proszę wybaczyć, postaramy się z panem Salzmanem szybko dojść do porozumienia.

Kiedy już drzwi zamknęły się, Edan westchnął cicho.
- Panie wójcie, istotnie Fredrik z grubsza nakreślił sytuację. Nakreślił również ofertę i muszę przyznać, iż zaskoczyła nas nieprzyjemnie. Szacowna czarodziejka w uroczych słowach rzekła, że za tyle, to może eliksir na poprawę rozumu zrobić, zaś Hamdir skrzywił się tak mocno, że poczciwemu Yorshce całe mleko skwaśniało. Panie wójcie, powiem otwarcie, bo polubiłem pana. Siedemset orenów na uczestnika, to bardzo biednie. Biorąc pod uwagę charakter zlecenia. Głupi nie jesteśmy, panie wójcie. Skoro panienka Fillianore i mości Fredrik sami nie poradzą, to zadanie łatwym nie będzie. Nie mówiąc już o różnych niejasnościach. I problemy z prawem mogą być. Obrońcy zapłacić, opłatę za życzliwość odpowiednim ludziom uiścić, kaucja… Innymi słowy, skórka za wyprawkę.

Twarz Salzmana bladła i czerwieniała na przemian. W połowie monologu Edana zaczął się wiercić i poprawiać uwierający go kołnierz koszuli, drapać się po głowie, potakiwać, sapać, drapać się w nos, kręcić wąsa i klepać się po brzuchu i kręcić głową. Oczy biegały mu dziko od Edana do sufitu, od sufitu do ścian i za okno i znów na Edana. Odchrząknął nieprzyjemnie.
- Ymm...– zaczął nerwowo stukać grubymi palcami w biurko – Panie Edan Skowelen... – głos podniósł mu się o oktawę.
Mały Sif, zagryzając wargi, wpatrywał się w podłogę, machając nogami w powietrzu.
-Ja... ile pan powiedział pan Fredrik zaoferował państwu? – kolejna oktawa w górę. – Siedemset orenów dla każdej osoby?

Edan pokiwał poważnie głową, po czym spojrzał zdziwiony na Salzmana, choć wewnętrznie zaczynał się dusić. Zmusił płuca do nabrania powietrza.
- Myślałem, że ten chłopak przyniósł mu instrukcje od pana. Sam pan zatem rozumie, że za taką sumę, to niestety, nie możemy się tego podjąć.

Oczy wójta wyglądały jakby zaraz miały wyskoczyć z orbit. Spojrzał się na Sifa, który wkładał wszystkie swoje siły, żeby się nie roześmiać.
- Ty szczeniaku durny, co ja żem powiedział?! Osiemset orenów za wszystko, nic więcej!! Myślisz, że ja na złocie śpię, jak smok jaki w jaskini?! – Zamachnął się na chłopca, a ten skulił się w krześle, chowając głowę w ramiona.

- Ja nie wiem co jest pomiędzy panem, a czcigodnym Fredrikiem. Ale chyba nie bardzo pana lubi. W każdym razie jeśli dołoży pan trzysta do oferowanych siedmiuset, to możemy zacząć rozmawiać.

- Sif, leć mi w tej chwili po pana Frederika albo pannę Filianore – rzucił wściekły, a następnie uśmiechnął się krzywo do Edana. – Tak to jest zakutym łbom jakąkolwiek robotę powierzać. Przepraszam za kłopot, drogi panie najemniku – służalczo sumitował się Salzman - Zaraz wszystko wyjaśnimy.

Edan z kolei załamał ręce.
- Panie wójcie… Pan zarządza tym miasteczkiem i to pan decyduje. Chyba, że w czymś się pomyliłem. Panienki Fillianore nie znam, ale czcigodny Fredrik to, za przeproszeniem oczywiście, do najuczciwszych nie należy. Jeśli pan sam nie może podejmować decyzji, to nawet gdybyśmy przyjęli to zlecenie, to jak możemy być pewni wypłaty? Jak ekscelecji Fredrika zabraknie albo uroczej Fillianore, to co? Umówionej kwoty nie dostaniemy? Nie, panie wójcie. Na takie krzywe układy to i za dwa tysiące orenów bym nie poszedł. Ja muszę to dogadać z panem jako właściwym zleceniodawcą, dostać pisemne zlecenie z pańskim podpisem i dopiero zabieram się do roboty. A mówię tu w imieniu jedynych osób, które mogą się tego podjąć. Przydarzył się panu błąd, ma pan nóż na gardle, bo Jury Brambers nie będzie czekał. Teraz musi pan podjąć męską decyzję. Czy wynająć nas za dziewięćset pięćdziesiąt orenów... - podkreślił zejście z ceny.

- … i rozwiązać problem, czy liczyć na to, iż pański kupiec nie rozpuści podków po Kontynencie w czasie, gdy będzie pan szukał nowych zleceniobiorców. A wtedy odwróci się od pana Jurny Pampers i wie pan co będzie? Robienie pod siebie, bo będzie musiał pan zwrócić osiem tysięcy orenów. Proszę sobie przekalkulować czy nie straci pan więcej na dzisiejszej odmowie niźli na wynajęciu nas - zawiesił głos Edan.

Sif zatrzymał się w drzwiach, pytająco patrząc na wójta.
- Zos... – wójt zachrypiał i odkaszlnął – Zostań tutaj, siadaj z dupą – machnął na chłopaka i wyciągnął z szuflady gruby notes. Położył go przed sobą, oblizał palec i zaczął wertować stronice zapisane drobnym maczkiem.
- Sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana, niż by się młodemu odważnemu panu wydawać mogło – zaczął wójt, pewniej; jakby tajemnica, o której wiedział, dawała mu wyższość nad Edanem – Żaden z nas nie jest szefem, wszyscy mają ińszych szefów, a tamci jeszcze ińszych – zapauzował, jak mu się wydawało, dramatycznie – a nad wszystkimi szefami stoją nasi bogowie. I to przed nimi szczerze teraz panu przysięgam, że nie mam więcej niż osiemset orenów na głowę, nie mam... – pokręcił głową, patrząc na przypadkowe strony swojego notesu i przejeżdżając palcem po kolumnach z liczbami.

Edan z szerokim uśmiechem rozłożył ręce.
- Panie wójcie! Skoro tylko dwóch inteligentnych ludzi siada aby czemuś uradzić, to nie ma, powtarzam panu, nie ma takiej siły, aby nie doszli do rozsądnego rozwiązania. Pan mówi, że nie ma więcej, ja mówię, że nie ma problemu! Żyjemy w cywilizowanym kraju, prawda? Osiemset na głowę, bo tyle pan ma i dwieście za… powiedzmy dwa miesiące od wykonania zlecenia. Stoi? - zapytał Salzmana.

- A gdzie ja potem pana szanownego znajdę, za te dwa miesiące, żeby wypłatę dostarczyć? – zapytał wójt, w konsternacji drapiąc się po łysiejącej łepetynie.

- Wójt się tym nie kłopocze. Napisze się w zleceniu, że płatne dwa miesiące po wykonaniu zlecenia, a podstawą będzie kwit zaświadczający wykonanie zlecenia z datą. Jeśli po trzech miesiącach nie stawimy się po odbiór tych dwustu orenów, to przechodzą na własność miasteczka. Jeszcze tylko jedna uwaga. Prosilibyśmy o wypłatę w koronach novigradzkich z kursem z dnia dzisiejszego. Czyli w sumie sto pięćdziesiąt trzy korony na osobę plus cztery na podział dla zespołu, co wynika z nierównych rachunków. Redania tuż za Pontarem, także nie powinno być problemu - pokiwał głową Edan.

Jego krasnoludzki znajomy z sektora bankowego z lisim uśmiechem wyjaśniał, że korona zwyżkuje i zwyżkować najprawdopodobniej będzie. Żądając koron po pewnym czasie najprawdopodobniej otrzyma się więcej niż ustalona wcześniej kwota w orenach.

Salzman kiwał głową, wyraźnie pocieszony. Złapał za czysty pergamin leżący na brzegu biurka.
- A na jakie godności mężnych panów rzekomy kwitek mam wypisać?

Edan Skowelen? Jeśli ten analfabeta poprzekręca tak każde imię, to choćby wzorowo się sprawili, żaden z nich nie dostanie złamanego orena. Szybko powtórzył w głowie listę imion. Olgierd z Gryfenbergu i Irys. Do tego... Hmmm... Ślepy Pies? Może wystarczy.

- Proszę wypisać wszystko pozostałe, a ja już się zajmę wpisywaniem imion. I tak ma pan już wystarczająco dużo zmartwień na głowie, aby się jeszcze kłopotać poprawnym zapisem - machnął ręką Edan.

Sif do tej pory uśmiechający się łobuzersko na chachmęty Edana, teraz zmrużył oczy i obserwował go z taką miną.
Wójt zatroskany pokiwał głową.
- Tak się nie zgodzę zrobić, panie Edanie.
Sif nachylił się nad wójtem i szepnął mu coś na ucho. Salzman niecierpliwie go odgonił i spojrzał na mężczyznę.
- Wypisywanie kwitków przeprowadzimy w obecności wszystkich zainteresowanych i pana Frederika – powiedział.

- Wie pan, panie wójcie, przydarzyła się pewna omyłeczka. Ja jestem Edan z Gors Velen, a nie Skowelen. Jest to jedyny powód, dla którego proponowałem wpisanie imion. Wszyscy pragniemy uniknąć kłopotów przy wypłacie, bo na papierze stoi jedno, a przychodzi drugie. W takim razie, uprzejmie prosiłbym o kawałek czystej kartki i coś do pisania. Zapiszę wszystkie imiona tak, jak powinno stać na dokumentach. Naturalnie każdy może także wpisać swoje imię za siebie, jednakże… pragnąłbym aby ekscelencja Fredrik nie był obecny. Gdy wychodziłem nie był zadowolony z odrzucenia jego oferty. Może próbować sabotować wspólnie wypracowane porozumienie. Widzę po panu, iż jest pan osobą inteligentną i dobrą. Wszystko wypisane jest na pańskiej twarzy i w pańskich oczach. To piękne cechy, panie wójcie. Zaprawdę piękne. Niestety, za przeproszeniem oczywiście, obwieś Fredrik będzie próbował ponownie omamić pana żerując na pańskiej dobroci jak pasożyt. Za przeproszeniem oczywiście. Tak jak to było w sprawie z podkowami. Czyj to był pomysł? Fredrika, oczywiście - Edan westchnął i pokręcił głową. Wyraz zirytowania wpełznął na twarz wójta. Widać było, że Edan mówi za dużo i za długo. Niewielki móżdżek w wielkim czaszysku najwyraźniej osiągnął stan wrzenia.

- Dlatego uważam, że obecność ekscelencji przyniesie więcej szkody niż korzyści nam wszystkim - dodał, a następnie rozejrzał się, pochylił i rzekł półgębkiem, konspiracyjnie:
- Wydaje mi się, że mógłby próbować pana oszukać ponownie. Mógłby zaoferować te siedemset orenów, przekonać, iż zgodziliśmy się na pracę bez kwitów, a potem przyszedłby po osiemset…
Popatrzył na Salzmana porozumiewawczo.

Wójt grzmotnął pięścią w stół.
- Dosyć tego gadania, szanowny panie. Rozumiem pana obawy i wdzięczny jestem bardzo za troskę. Jak pan jednak mówi, jestem człowiekiem inteligentnym i znam się na biznesie. Każdy z uczestników otrzyma ode mnie osiemset orenów w koronach novigradzkich i kwit, uprawniający do odebrania pozostałych dwustu za dwa miesiące od daty wykonania zlecenia – powiedział rozdrażniony.

Musiał wysłuchiwać zbyt wielu słów w zbyt krótkim czasie i myśleć za dużo, niż był przyzwyczajony. Dodatkowo, zbliżała się pora obiadowa, a on od rana siedział w biurze o suchym pysku. Jegomość Edan zaczynał mu działać na nerwy. Wypisał coś na czystym kawałku pergaminu. Przystawił do niego pieczęć.
- Proszę, proszę wpisać pańskie imię i złożyć podpis, kiedy będzie pan gotowy, panie Edanie. Obawiać się o moją uczciwość się pan nie musi, pieniądze zostaną panu wypłacone, pan Fredrik nie ma tu nic do gadania. To moje złoto.

W prawym górnym rogu widniała dzisiejsza data i nazwa wioski. Poniżej, na środku, wielkimi literami wykaligrafowane było „Potwierdzenie wypłaty”. Pod tym widniał tekst napisany małymi literami:

Cytat:
Ja, Lorenc Salzman, wójt Vildheim, uroczyście potwierdzam wypłacenie podpisanemu niżej ____________________ ośmiuset orenów w koronach novigradzkich po wykonaniu zadania i przedstawieniu wystarczającego ku temu dowodu. Upoważniam go do odbioru pozostałych dwustu orenów po upływie dwóch miesięcy od daty wykonania zlecenia.
Jeśli upłyną trzy miesiące od wykonania zadania i rzeczony nie upomni się o zapłatę, przepada ona.
Podpisano: wójt Vildheim, Lorenc Salzman.
Edan z kolei uśmiechnął się rozbrajająco.
- O to chodziło, panie wójcie. O to chodziło - złapał pióro i wstawił w wolne miejsce swoje imię, po czym spokojnie podmuchał na tusz, by wysechł, złożył dokument i schował za pas.
- Przyślę pozostałych zainteresowanych. Czy pański młody towarzysz mógłby pójść ze mną i ich przyprowadzić? - zapytał Salzmana.

- Tak, niech zmyka, już mi na nerwy zaczyna działać. Poszedł z panem Edanem, już. I spróbuj mi jeno coś namącić… – uniósł na chłopca palec wskazujący w odgrażającym geście.

- Interesy z panem to czysta przyjemność - Edan ukłonił się z uśmiechem na pożegnanie i wyszedł z chłopakiem. Odezwał się dopiero na zewnątrz.
- Dzięki, młody. Będziemy o tobie pamiętać w chwili zapłaty za zlecenie. Mam wrażenie, że to ty jesteś szefem Salzmana. Nie mylę się? - zapytał swego towarzysza.

Sif uśmiechnął się zupełnie jak Edan. Szeroko i rozbrajająco.
- Ja tylko pilnuję dobra Vildheim, wujaszku Edanie - odpowiedział wymijająco.

- I słusznie. Sam by sobie nie poradził nawet z zasznurowaniem własnych portek… Nie… Z tym to by sobie poradził. Wierzę, że jednak nie wykonujesz tego za niego. Jeśli jest inaczej, to nie chcę tego wiedzieć - otrząsnął się z obrzydzeniem. Sif wybuchnął śmiechem.
- A w jakich relacjach jesteście z Fredrikiem i Fillianore?

- Pracujemy wspólnie nad dobrem Vildheim. A wy wujaszku, czego chcecie od pani Filianore? – zapytał mały z błyskiem w oczach. Edan zauważył, że głębokie spojrzenie Sifa nijak pasuje do kogoś w tak młodym wieku.

Edan pokiwał głową.
- Wszyscy jesteście od tego… no… Ingwarda. Widzisz młody, dopiero się okaże czego chcemy od siebie wzajemnie. Skoro mamy się pakować w tę waszą kabałę… za niezłą sumę w gruncie rzeczy, to mógłbyś mi powiedzieć coś o tym Fredriku. Wolę nie obudzić się z nożem w gardle... choć wtedy pewnie bym się nie obudził. Nie istotne. Nie lubię też być miażdżonym przez siły, których nawet nie znam. Chociaż nigdy nie byłem miażdżony, więc nie powinienem się wypowiadać. Ale podskórnie czuję, że nie lubię tego.

- Nie, nie jestem od pana Ingwarda – Sif odparł spokojnie. – Pan Ingward jest mniejszym złem, z którym Vildheim nauczyło się żyć w symbiozie. Chroni nas od większych złych.
Chłopak spojrzał na Edana poważnie, ściągnął brwi.
- Nie powinniście załazić za skórę panu Fredrikowi, wujaszku. Niektórym ciężko wytrzymać w jego obecności, zgadzam się, ale to bardzo niebezpieczny człowiek. Zrobiliście mu coś niebagatelnego?

Spojrzał łobuzersko na Sifa, po czym wzruszył ramionami.
- Taki… mały dowcip. Nie zdziw się, młody, jak zobaczysz go oblanego winem. Wiem co sobie myślisz. Stary chłop, a zachował się jak baba. Zamiast dać w mordę, to oblał winem. I tu rozminęlibyśmy się z prawdą. Sam się oblał. A teraz jeszcze spotkanie z wójtem. Dobrze wiesz, młody, że nie zaoferował siedmiuset na głowę. Powiedz mi o nim coś więcej.

Sif uśmiechnął się dziwnie, słysząc słowa Edana.
- Jak baba? Bardziej jak nieznośny chłystek, szukający uwagi – stwierdził i błysnął zębami. – Cóż więcej mogę Ci opowiedzieć, wujaszku, ponadto, co sam mogłeś zaobserwować swoim czujnym okiem?

Edan roześmiał się.
- I twojemu nie można niczego zarzucić. No dobrze, to powiem ci co wiem o hultaju. Razem z Fillianore pracują dla Ingwarda, ale Fredrik jest jakby trochę bliżej. Inaczej nie pozwoliłby sobie na oszustwo względem elfki. Jest oszustem i całkiem niezłym w walce. Podejrzewam szermierkę aczkolwiek nie zdziwiłbym się, gdyby też potrafił coś wyczarować. Posiada również siatkę szpiegów rozsianych przynajmniej w okolicznych miastach. Nie lubią się z Fillianore, choć zdarza się, że są kochankami. Teraz powiedz mi cóż możesz powiedzieć więcej niż zaobserwowałem - założył ręce za plecami, maszerując wolno.

Sif był pod wrażeniem. Kiwał głową przy każdym zdaniu Edana.
- Chcesz usłyszeć coś potwierdzającego twoją opinię o nim, czy wręcz przeciwnie, szukasz powodów, aby go polubić i uczynić waszą wspólną misję przyjemniejszą dla was obu?

- Ani jedno, ani drugie. Przynajmniej pod względem zamiarów. Wystarczą mi suche informacje z jakiejkolwiek części. Może być z obu.

- Mogę jedynie podzielić się swoimi spostrzeżeniami. Nie znam przeszłości pana Fredrika, nigdy w nią nie wnikałem – powiedział zamyślony. - Wiem, że bywa tutaj z panią Filianore, czasem bez. Pani Filianore jednak nigdy nie bywa tu bez niego. Jedyna rzecz, której jestem pewien, to fakt, którego nie wie nawet pan Frederik. Że zależy mu na pani Filianore bardziej, niż by tego chciał. Myślę, że szczerze jej nienawidzi, tak jak ona jego. Ale potrzebują się wzajemnie, potrzebują tej nienawiści...
Sif zapauzował. Poprawił nonszalanckim gestem swoje szelki.
- Nie widziałem nigdy, jak walczy, na ten temat nic rzec nie mogę. Ale musi być niezgorszy, to jeden z najlepszych ludzi pana Ingwarda.

Edan pokiwał głową w zamyślniu.
- Powiedz mi młody, czy rzeczywiście jesteś tak młody? - zapytał nagle, patrząc z ukosa na Sifa i uśmiechając półgębkiem.

Chłopak uśmiechnął się tylko, nic nie mówiąc.
- Powinniśmy zobaczyć , jak się mają sprawy w karczmie, wujaszku Edanie.

- Powinniśmy - odparł Edan z poszerzającym się z wolna uśmiechem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 19-10-2017 o 19:08.
Alaron Elessedil jest offline