Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2017, 19:31   #22
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
W gardzieli krakena.

Fredrik westchnął w końcu, wyciągnął Filianore lampkę wina z dłoni i kopnięciem obrócił krzesło obok niej. Usiadł przodem do Olgierda, Irys i Ślepego Psa.
- Zdrowie pięknych pań – uniósł kieliszek i pociągnął solidny łyk trunku. – To jak będzie, panowie i panno – uśmiechnął się do Irys - mamy o czym rozmawiać?
Odchylił się i oparł lewe ramię o oparcie krzesła, prawą ręką kręcąc małe kółeczka kieliszkiem.

Edanowi zaświeciły się rozszerzone szeroko oczy, gdy odwrócony do niego tyłem Fredrik wzniósł kieliszek. Mały złośliwiec w jego wnętrzu uśmiechnął się bardzo, ale to bardzo paskudnie i zatarł niewielkie, psotne rączki. Szybkim, zdecydowanym ruchem Edan wsunął stopę między plecy, a oparcie tuż po postawieniu podeszwy na tylnej części siedziska, po czym gwałtownym ruchem wykręcił ciało. Mały złośliwiec podskakiwał radośnie widząc opadające do tyłu krzesło oraz jedną, wyciągniętą rękę w asekuracyjnym, bezskutecznym odruchu. Pod wpływem impetu stół przesunął się i stuknął Edana w klatkę piersiową, lecz w podzielanym przez złośliwą istotkę zachwycie nawet tego nie poczuł. Dalej już nic nie widział, ale słyszał. Gruchnięcie o podłogę.
Chłopak wyprostował się na własnym krześle z szerokim, na wskroś niewinnym uśmiechem.
- Gdybym był tym psem, też bym cię ugryzł. Ale nie w łydkę, tylko… - skrzywił się z gwałtownym obrzydzeniem.
- Odwołuję. Pies miał rację. Nie zabiera się damom wina… i w zasadzie prawie niczego - rzekł, gdy fircyk podnosił się oblany winem. Trzeba jednak przyznać, iż mówienie przynosiło Edanowi niejakie trudności przez fale ledwie powstrzymywanego śmiechu. Choć profilaktycznie sięgnął po długi nóż symulując trzymanie się za brzuch.

Fredrik spojrzał na swoją klatkę i palcami odkleił poplamioną koszulę od skóry. Spojrzał na Edana. Spojrzał na Filianore pukając pięścią w stół i rechoczącą w niebogłosy.
- Wyjdź ze mną na zewnątrz, Edanie z Aldersbergu – powiedział wolno i spokojnie, wyciągając dłoń w kierunku drzwi karczmy.
Elfka przestała się śmiać, natychmiast. Wyprostowała się i zerknęła na Edana.

- Widzisz, jesteś menda, szuja i oszust. Zatem nie mamy o czym rozmawiać ani robić niczego innego. Wiem co sobie myślisz, ale… wolę panie - zakończył Edan teatralnym szeptem z chichotem.

Siedzący przy stole Ślepy Pies odchrząknął i przetarł brodę dłonią. Przed nim znajdował się pusty kubek po winie, ale starszy mężczyzna zdawał się nie zwracać teraz na to uwagi. Mlasnął i wydął usta.
- Jak na moje, mości Edanie, splamiliście właśnie nie tylko koszulę pana Fredrika. Mąż, jakiejkolwiek reputacji byście mu nie przypisywali, ma prawo oczyścić swoje imię w uczciwej walce. Odmawiając mu jej dowodzicie własnego tchórzostwa - przemówił żebrak spokojnym, sędziowskim głosem.

Edan zaś przestał się śmiać i poważnie pokiwał głową.
- Dostrzegam mądrość w waszych słowach, panie - rzekł, po czym wstał, a następnie równie poważnym gestem przepuścił Fredrika przodem.

- Aczkolwiek… - wtrącił się ponownie starzec, tym razem odwracając twarz w stronę Fredrika. Jego spojrzenie, choć błędne, odzwierciedlało wewnętrzne opanowanie i mądrość. - Ważniejszym od honoru człowieka jest jego dusza. Melitele uczy, by bliźnim wybaczać, a krzywdy zapominać. Wybierzcie sami, mości Fredriku, co jest dla was ważniejsze na tym padole smutków - zakończył i przekrzywił głowę, jakby w oczekiwaniu na jego odpowiedź.

- Czyli złoto… - wyszeptał teatralnie Edan do elfki.

Fredrik zaśmiał się.
- Dziadku. Już rozumiem, czemu Filianore cię lubi – podniósł z podłogi krzesło, ściągnął kurtkę i rozpiął poplamioną koszulę. Usiadł na krześle obok Filianore i zaczął bawić się kosmykiem jej włosów, patrząc na staruszka.
- Chcecie z nami ruszyć na przygodę, tak jak powiedziała?
Filianore zignorowała pytanie Edana i nieruchomo wpatrywała się w trójkę osób przed nią.

Chłopak westchnął spoglądając na Fillianore i Fredrika.
- Państwo wybaczą - rzucił do wszystkich, zaś szeroki uśmiech powrócił na jego twarz i odwrócił się w kierunku wyjścia.

Całe zamieszanie spowodowane przez Edana , Olgired obserwował z uniesionymi brwiami, już ostentacyjnie trzymając rękę na głowicy miecza. Rozluźnił sie gdy sytuacja chwilowo ucichła.
- Z Gryfenbergu. Olgierd z Gryfenbergu. - Spojrzał w oczy Fredrikowi. - Najwyraźniej ten cały Ślamazar znowu coś pomieszał. - Dopił wino i odstawił kieliszek.
- Tysiąc za naszą dwójkę brzmi rozsądnie. Póki co. W końcu Irys ryzykuje nie mniej, a dodatkowo będzie musiała opiekować się całym tym cyrkiem. Na czym miałoby polegać to zadanie?

- Oczywiście, wójt Salzman z pewnością przewiduje premię za szybkie wykonanie zadania i wynagrodzenie ewentualnych... zawikłań… – Fredrik splótł dłonie i w zamyśleniu stukał o siebie palcami wskazującymi – Nie wiem, na chwilę obecną uruchomiłem całą moją siatkę wywiadowczą. Próbujemy ustalić jakikolwiek punkt zaczepienia…

Drzwi karczmy zamknęły się za wychodzącym Edanem.

- Czyli nie wiesz za co nam płacisz? Wątpię. Musisz wiedzieć co ma być naszym celem, nawet jeśli jeszcze nie wiesz gdzie zacząć. Odpowiedział chłodno Olgierd.

- Naszym celem są podkowy, rzecz jasna - Fredrik przechylił głowę i zmierzył Olgierda. - Masz jednak rację, nie wiem, gdzie zacząć - zasępił się.

- Czyli nasz drogi wójt posiał gdzieś “podkowy” tych przeuroczych krasnoludów co go odwiedzili niedawno? Jak miło. Zakpił Olgierd. - Jakieś pomysły co z nimi zrobił?

Ślepy Pies nachylił się nad stołem i śledząc głosy rozmawiających, przysłuchiwał się wymianie zdań. Wydawał się rozluźniony, może tym, że nie doszło jednak do żadnej walki. Nie wtrącał się jeszcze do dyskusji, pozwalając, by Olgierd dokładnie przepytał ich zleceniodawcę. Zamiast tego kiwnął głową w kierunku, gdzie przedtem usłyszał Filianore i uśmiechnął się przyjaźnie, dając tym samym niemy wyraz zgody na jego uczestnictwo.

- Sprzedał je kupcowi, który przypłynął i odpłynął parę dni temu. Za bezcen. Doświadczony handlarz poznał się na towarze i na tępym wójcie… – Fredrik pokiwał głową – Pieprzony idiota... Zbieram informacje w porcie, żeby ustalić, co to był za statek, skąd przypłynął i dokąd odpłynął. I kogo miał na pokładzie.

- A więc za tysiąc orenów mamy napadać kupców? Co mi po tych pieniądzach kiedy roześlą za nami listy gończe? Tym razem zapytał zupełnie poważnie.

- Nie, panie Olgierdzie. Na żadnych kupców. Kupcami zajmę się ja z Filianore. Nie będziemy plamić rąk porządnych ludzi brudną robotą - Fredrik uśmiechnął się paskudnie. - Ale nas dwoje… A czasem tylko ja sam, w pojedynkę, bo na jej zdrowy rozsądek rzadko można liczyć - spojrzał na elfkę przeciągle - nie zdziałam zbyt wiele. Zawsze to bezpieczniej i lepiej dla powodzenia misji mieć dodatkowy miecz na trakcie, zielarkę - wskazał na Irys - czy gawędziarza, którzy słowem jest zdolny położyć kres walce.

- A więc poczekamy i zobaczymy co też ci twoi szpiedzy wyszpiegują. W końcu tysiąc drogą nie chodzi. Olgierd wyciągnął się na krześle przyjmując wygodniejszą pozycję. - Może jeszcze na jaką balie ciepłej wody się załapie? Skomentował cicho. - Byle nie po Ślepym... Przetarł twarz dłonią.

Wspomniany Ślepy z kolei skupił swoją uwagę na Fredriku. Postukał palcem o blat stołu, po czym podrapał się po brodzie z namysłem.
- Mości Fredriku, mówicie, że wójt wykłada kiesę, za którą spodziewa się opłacić pana Olgierda oraz panienkę Irys, prawda to? Dlaczego więc chcecie wypłacić im po pięćset na głowę, skoro dobrodziej Salzman przewidział dla nich osiemset od osoby? - zagaił chytrze.

Fredrik pokiwał głową, uśmiechając się szeroko.
- Coraz bardziej mi się zaczyna podobać pana obecność na naszej wyprawie! – pochylił się w stronę Ślepego i konspiracyjnie i wyszeptał – Musi pan więc wiedzieć, że wójt przeznaczył 800 orenów na całe zlecenie, czym się absolutnie nie przejmuję i naturalnie zamierzam wydać więcej – Mrugnął równie chytrze i zmieszał się. – Mrugnąłem właśnie do was w pojednawczym geście – dodał dla pewności.

Starzec uśmiechnął się, rozbawiony i pokręcił głową.
- Czyli tytuł dobrodzieja należy się komu innemu - wykonał jakieś dworskie machnięcie dłonią i skinął mężczyźnie. - Oczywiście, możecie liczyć na moje skromne towarzystwo. Vildheim to za małe miejsce jak na żebraka, chętnie pozwiedzam okolicę. A może i jaki grosz wpadnie do kieszeni… - zmrużył marzycielsko oczy.


***


Drzwi otworzyły się z hukiem, a w nich stanął uśmiechnięty od ucha do ucha Edan. A przy nim niewielki pomocnik wójta. Wyższy z obu dzieci przepuścił niższego, po czym sam wszedł, zamknął drzwi i usiadł pomiędzy stołami, prawym bokiem do Fillianore. Wsparł ramiona na oparciu krzesła.
- No, to ileśta wytargowali? - zapytał.

- A ty coś taki ciekawy i zadowolony? - Odpowiedział Olgierd. - Całkiem niezłą sumkę zaproponowano. Sam utargowałeś coś interesującego?

Ślepy Pies podniósł głowę, przysłuchując się Edanowi.

- Panie Olgierdzie, bardzo proszę mi zrobić tę przyjemność i wylać miód kwoty na me uszy - wyszczerzył się jeszcze szerzej.

- Tysiąc. - Olgierd splótł ręce na piersi i zmierzył wzrokiem Edana. - Za pomoc naszej dwójki.

- Tysiąc orenów na głowę dla całej przepięknej czwórki. W koronach novigradzkich. Buuuum! - dokończył wprost do Fredrika z bezczelnym wyrazem facjaty, a następnie nieco spoważniał.
- Wystarczy jedynie stawić się u szacownego wójta, wstawić swe imię, zabrać dokument i brać się do roboty. Osiemset orenów płatne natychmiast po wykonaniu zadania, dwieście dwa miesiące później. Termin na odbiór to miesiąc.

Żebrak wybałuszył ślepe oczy i dosłownie zachwiał się na krześle.
- T-ty… tysiąc? - wyjąkał.

- Jednak brak pośrednika, to brak pośrednika. - Olgierd pokiwał głową uśmiechając się lekko. - Czyli wójtowi jednak zależy na zachowaniu łba jeszcze przez jakiś czas. Dobrze wiedzieć.

- Dokładnie wiecie jakich argumentów użyłem - pokiwał głową Edan.
- Mam jednak jeszcze jedno spostrzeżenie, którego użyłem na naszym szacownym pracodawcy. Skoro tak zdolni pracownicy pana Ingwarda jak ekscelencja Fredrik i piękna Fillianore potrzebują pomocy, to miarkuję, że dno jest śmierdzące. Bardzo śmierdzące. Jakże by nie było, ten oto zawodowy młodzieniec poprowadzi wprost do gabinetu wójtowego, gdzie czekają urocze świstki - dodał bujając się lekko na krześle.

- Podpisy na czymkolwiek od tego węża niezbyt mi się podobają, ale za tą cene? Chyba warto zaryzykować. Ruszamy? Ileż można w karczmie siedzieć, kiedy robota stygnie.

- Jedna uwaga, panie Olgierdzie. O dokumenta proszę się nie frasować. Tekst układałem ja, a wójt na papier jedynie to przelał. Warunki wszelakie spod mojego konceptu wyszły - popatrzył wprost na Fredrika.

- Jeszcze nie wiem czy winno mnie to uspokoić, czy wręcz przeciwnie. - Zawadiacko uśmiechnął się Olgierd, zaś Edan ukłonił się pokracznie w odpowiedzi, nie wstając z krzesła - No ale dobrze. Sif, idziemy? Zwrócił się do chłopaka.

Starzec pogładził swoją brodę, po czym sięgnął po oparty o stół kostur, zaciskając na nim dłoń.
- Za taką kwotę, panie kierowniku, to ja i na rękach pójdę - wyszczerzył się.

- Wystarczy że pójdziesz na nogach. Jeszcze cyrku nie otwieramy… jeszcze. Skomentował Olgierd.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.

Ostatnio edytowane przez Cattus : 19-10-2017 o 20:33.
Cattus jest offline