Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2017, 21:11   #53
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wskazał drogi, którymi mogliby pojechać, a którędy musi się udać Izabela. Jasnym się stało, że odprowadzając maginię sami musieli by nadłożyć drogi.
- Choć nie jestem specjalnie za opóźnieniem naszego dotarcia do celu, to moglibyśmy przejeżdżać przez miasto nim dotrzemy to strażnic. Krótszą drogą niczego ponad wieś nie uświadczymy. - Hebald zamilkł na moment jakby się nad czymś zastanawiając.[/i] - Zostawię to wam do decyzji. Muszę porozmawiać z kapłanem. A propo Lily…[/i]
Izabela zmarszczyła brwi patrząc na plecy maga. Potem spojrzała na siedzących przy stole.
- Lily..? Czy… wy piliście za Lily Melzar?

Hektor zmarszczył brwi i spojrzał uważnie na kobietę.
- Owszem. Znaliście ją? - zapytał -Czy jeno imię się obiło o uszy?

- Ano. Na uniwersytecie było nieco o niej głośno. Ja już wtedy byłam na końcówce nauk, młodsza ode mnie jest… była jak dobrze rozumiem. Teraz rozumiem czemu Hebald taki mało rozmowny. Pomyśleć, że na wojnie się ostała a ją bandyci zabili. Oby toń była dla niej łaskawa.

- Toń zapewne jest łaskawa dla każdego - rzekł Gveir. - Wysyłam do niej wielu, lepiej żeby była dobrym miejscem, ha! Co do nadłożenia drogi, jestem za. W mieście będzie czekać na mnie wielu, którzy czekają na swoje spotkanie z tonią. Czas, by spełnić ich życzenie.

- Dlaczego mówiło się o niej na waszym uniwersytecie? - zaciekawił się Esmond.

- Och, no bo… - zaczęła magini lecz nagle doszedł ich głos od strony kominka.
- TOŃ jest wyzwoleniem. Lecz TOŃ jest odpowiedzią na życie. Taka jest wola Pana Śmierci. Pamiętaj jednak! Od TONI nie ma odwrotu. Duch zaklęty w ciele ujdzie rozpadając się bez rytuału zanurzenia. Zadając śmierć na ślepo narażasz się na uwagę Pana. Choć jego domeną jest śmierć, jego wolą nie jest nas wszystkich w niej utopić! Inaczej pogrążyłby nas już dawno w ciemnościach wód. Pan jest surowy lecz łaskaw. Czasu masz tyle ile twego życia! Pamiętaj, za każdym zakrętem rzeki może pojawić się wodospad.
Kapłan przemówił. Zza oparcia fotela widać było tylko jego kościstą rękę oświetloną przez kominek. Nie wychylił się aby spojrzeć na tych do których przemawiał. Stojący obok niego Hebald jednak miał ściągnięte mocno brwi i patrzył na kapłana niezadowolony.
- Wybaczcie pani, że ci przerwałem. Proszę kontynuuj. To właśnie o tej Lily Melzar mówiliście magu? Czemuż to było tak bardzo o niej głośno?
Izabela wytrzeszczyła oczy słysząc skierowane do niej pytanie. Płochliwie spojrzała na Ristoffa, a ten wciąż wbijał wzrok w kapłana.
- Proszę jestem ciekaw komuż to mam zezwolić na wejście do ostatecznego uwolnienia się od tułaczki życia. Czyją duszę przyjąć do TONI mego Pana.
- Khm. No więc… - kobiecie zaschło w gardle.

- Dobrej dziewczynie - odpowiedziałem za kobietę. - Młodej magini, którą wodospad dopadł w trakcie wykonywania wspólnej misji. Nie znałem jej dobrghrze ale wystarczająco, by unieść za nią kufel wielebny.

- Wiem, że za każdym zakrętem może pojawić się wodospad - Gveir był nieco pijany, choć jeszcze nie tak, jak za dawnych czasów, podczas wielkich popijaw. - I na szczęście, umarli nie powracają. Zdaje mi się, że wielu miałoby ochotę wbić mi nóż w plecy za posłanie ich do piachu.

Pociągnął kolejny łyk bursztynowego napoju. Po dobrym piwie przychodziła czasem ochota na filozofowanie.

- Być może nie znam dróg Pana Śmierci, jednak te od Pana Wojny krzyżują się z moją aż za często. Śmierć… No cóż, zadarza się przy okazji.

Siedzący obok łowca spojrzał na towarzysza, któremu nadmiar alkoholu zdawał powoli dawać się we znaki.
- Kontynuuj- zwrócił się zachęcająco do maginii.

- Och… to były tylko plotki. No wiecie… ten, no. Khm. Ona wraz z kilkoma innymi magami brała udział w bitwie z Upadłym. Nie wróciła po tym do na uczelnię. Co mogli zrobić inni jak nie założyć, że… że stała się opętanym. - Izabela urwała po tych słowach zaraz się reflektując.
- A-ale ja wiem, że to wcale nie musiał być powód. Dziewczyna miała piętnaście lat. Dorosłego mężczyznę może przytłoczyć bitwa, co dopiero uczennicę. Wiem bo się tym zajmuję. Nie każdy jest tym tu - wskazała na Gveira - tak beztrosko mówiącym o zabijaniu. Co w zasadzie też może być wynikiem traumy.
Magini spojrzała na najemnika uważnie mierząc go wzrokiem.
- A więc… Lily Melzar uciekła, a teraz nie żyje. Chodziły plotki coby stała się opętaną, a ty magu prosisz o łaskę dołączenia do TONI dla niej. Ciało zakopane pod zwałem zamarzniętej ziemi bez możliwości nawet sprawdzenia czy plotki głosiły prawdę. ŻĄDASZ ode mnie ryzyka wpuszczenia opętanej duszy do TONI?!
Kapłan podniósł się z fotela. Jego smukła i pomarszczona twarz spojrzała z góry na Hebalda.
- Odmawiam
Po czym się odwrócił i ruszył w stronę schodów.
- Tam są też inni! - mag podniósł głos. Kipiał gniewem.
Kapłan zatrzymał się.
-[i] Bandyci. Niegodni.[i/] - ponownie ruszył w stronę schodów.
Ristoff trząsł się z wściekłości. Zacisnął pięści tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. Odwracając się wyszturmował poza karczmę tak jak stał.

- Coś mi się zdaje, że nasz towarzysz może potrzebować pomocy.

Gveir z półuśmiechem na ustach powstał i podążył za magiem, nie zapominając o mieczu.

Esmond podążył wzrokiem za wychodzącymi.
- Wiec mowisz ze zajmujesz sie traumą?-zapytał zaciekawiony, bawiąc się świeżo napełnionym kuflem.

Hektor uderzył kuflem o stół. Trochę za mocno… rozbił się, ale narobił hałasu i o to chodziło rycerzowi.
- Hola hola wielebny! - rzucił. - Zawdzięczam swe drugie życie Panu Toni i wiele osób może poświadczyć, że żywię ogromny szacunek dla jego kapłanów… ale nie przemilczę tego co właśnie usłyszałem. Nie godzi się!
Rycerz wstał od stołu i uderzył pięścią o blat.
- Wolisz skazać dusze by nigdy nie dotarły do Toni? Chcesz skazać ten świat na ich obecność? Zali nie godzi się, by tak postępować. Chcesz plotkami się żywić, jako ta przekupka na targu… ojcze? Słyszałeś właśnie że nic to potwierdzonego, a i słyszałeś że dziewczyna na wojnie brała udział. W godnej sprawie - dodał. - Jeden opętaniec tam leży w śniegu i jest nim herszt banitów. Pozostali, jacykolwiek by nie byli zasługują na Toń!

Kapłan zatrzymał się w pół kroku. Odwrócił się aby ukazać gniew na swojej twarzy.
- Utopcze twe życie nie jest niczym więcej jak karą za twoje zbrodnie! Nie zwracaj się do mnie jakbyś znał wolę Pana Śmierci lepiej ode mnie! Twoja ignorancja mnie zniesmacza! Kto nie trafi do TONI rozpada się i przestaje istnieć! Bajania głupców i pomyleńców którzy uważają inaczej! - wytatuowana linie na pomarszczonej twarzy kapłana tańczyły przy jego rozemocjonowanych słowach.
Izabela spłoszona zachowaniem rycerza i kapłana nachyliła się do Esmonda i szepnęła.
- Z chęcią opowiem, ale może nie tutaj.

Utopiec aż zawrzał wewnątrz co objawiło się serią gardłowych bulgotań i gulgań dochodzących z głębi jego nieludzkiego gardła.
- Moghże i pokutuhję! - warknął w końcu - Może nie. Nie moja to siła sprawcza i nie twoja. Tako też… - urwał i westchnął, a bagienna wściekłość opadła. - Tako też nie twierdzę żem bardziej w wiedzy czego chce i żąda On. Ale wiem też że w twoich rękach jest los dusz, a udzielasz łaski jako ten okrutny wghłościanin opierając na domiar tego decyzję na plotkach. Proszę cię ojcze, przemyśl to. Każdy z tych ludzi co teraz w śnieghrlu zalegają mógł być też dobry… miał potencjał podążać Drogą. Wszak stracili już życie za swe występki.

- Racja, jednak ciekaw jestem co wyniknie z tej dysputy- wyszeptał Esmond, napełniając nie wiadomo kiedy opróżniony kufel. Piwo było zbyt słabe, a on zbyt wprawiony by móc poczuć upragnioną blogosferę. Szczęściem dyskusja była wystarczająco ciekawa.

Izabela na moment zrobiła zatroskaną minę, lecz tak jak i łowca dołączyła do cichej obserwacji dysputy.

- Nie umarli zaznając pokuty, a nie żyli podług zasad, czyż nie rycerzu? Nie mów do mnie jakbym był wyznacznikiem zasad Pana Śmierci. Wykonuje jego wolę i tylko ją. Pan jest litościwy, lecz surowy. Póki żyli mogli wrócić na prawowitą ścieżkę. Umarli jednak jako złoczyńcy. Nie należy im się wstęp do TONI. Co zaś się tyczy młodej magini… nie pomogę wam rycerzu. Znajdźcie innego kapłana, młodszego. Mniej doświadczonego, bardziej naiwnego. Takiego, któremu konsekwencje czynu będą do naprawienia. Ja nie zamierzam narażać się na uwagę Pana. - kapłan zamilkł patrząc z góry na swojego rozmówcę.
- Macie tydzień nim dusza opuści ciało i rozpadnie się.

Przy stole w rogu zrobiło się małe poruszenie kiedy jeden z mężczyzn zamierzał wstać lecz inny go powstrzymał.

- Mój pokój wciąż jest dostępny na noc. - z tymi słowami kapłan odszedł nie dając się zatrzymać.

- To chyba tyle… - zaczęła Izabela ale znowuż przerwały jej głosy tym razem z kąta sali.
- Pierdolony..!
- Nie unoś się. To nic nie pomoże.
- A niech ich wszystkich!
- Nie obwiniaj kapłanów za wierność zasadom. Obwiniaj… - urwał -[i] Mości rycerz zrobił co mógł.
Spod kaptura spojrzały na Hektora jasne zielone oczy. Zupełnie takie same jakie miał Esmond.

Łowca obejrzał się w stronę grupy, która to ciekawiła go niemal od wejścia do zajazdu, lecz zamarł dostrzegając oczy przemawiającego.
“Sidgar? “ Pomyślał, usiłując wyłonić spod cienia kaptura szczegóły twarzy. Zaprzeczył sobie w duchu, szansę na takie spotkanie były niemal zerowe. Mimo to, nie był w stanie odwrócić wzroku od postaci.

Rycerz usiadł ciężko z powrotem przy ławie i westchnął spoglądając w kierunku grupki mężczyzn. Uświadomił sobie, że taki kolor oczu w istocie nie jest często spotykany. Po chwili uświadomił sobie, że do tej pory widział go tylko u Esmonda…
Nie była to jednak rzecz, która w pierwszej kolejności zaprzątała jego myśli. Miał ważniejsze zmartwienia. W obliczu bierności kapłana, należało odnaleźć…
- Należy odnaleźć kapłana, który udzieli sakramentu przejścia - wypowiedział na głos to co leżało mu na sercu. - I nie macie racji wy tam w rogu… - rzekł głośniej. - Nie uczyniłem wszystkiego co mogłem. Mogłem wszak jeszcze zawlec kapłana siłą na miejsce, lecz tym samym splamiłbym swe ręce, serce i duszę. Tak jak każdy kto źle by miał myśleć o którymkolwiek z kościoła Toni.

Zielonooki uśmiechnął się łagodnie dostrzegając spojrzenie łowcy. Bardziej nerwowy mężczyzna prychnął i wstał. Odwrócił się do rycerza i wtedy Esmond poznał swojego brata. Jego głosu nie poznał w ogóle. Być może jego pamięć szwankowała, lub szczere życzenie sprawiły, iż łowca zapamiętał brata z takimi oczami jak jego własne. Sidgar jednak mimo znajomej twarzy oczy miał piwne. Tak samo jak ich ojciec. Ewidentnie mężczyzna zamierzał się odezwać lecz spostrzegł łowcę siedzącego przy stole.
- Esmond? - zapytał z mieszanką niedowierzania i złości w głosie. Zapowiadało się, że dyskusja o tym kto co może będzie musiała poczekać.

Mężczyzna spojrzał na brata zdając sobie sprawę ze swojej pomyłki, minęło już jednak tak wiele lat.
- Witaj Sidgarze- odpowiedział starając się brzmieć spokojnie, pomimo kołatającego serca. Wstał od stołu i zbliżając się o kilka kroków- nie sądziłem że Cię jeszcze kiedyś ujrzę. Bracie.

- Ty..! Nawet słowem nie pisnąłeś? - niedowierzanie i złość narosły w głosie mężczyzny nazwanego przez Esmonda bratem. - Ze wszystkich osób tutaj zebranych, akurat ty nic nie powiedziałeś?!?
Nim Sidgar powiedział coś jeszcze ręka zielonookiego spoczęła na jego ramieniu. Dopiero gdy zakapturzony wyszedł z cienia zdało się jasnem, że nie tylko kaptur skrywał jego oblicze. Nieznajomy miał bowiem połowę twarzy wymalowaną na czarno. W efekcie jego jasnozielone oczy miały piorunujący efekt.


- Twój brat wygląda na zakłopotanego Sidgarze. W jego sytuacji pewnie też bym był. Skoro już zostaliśmy tak niezręcznie wciągnięci do tej rozmowy… Nazywam się Alexander. Imię jednego z moich towarzyszy już znacie mości rycerzu, reszcie pozostawię wybór czy zechcą dołączyć… - żaden z mężczyzn się nie poruszył. Jeden z nich ewidentnie był jednak długowiecznym. - Pozostawił bym braci samych sobie, wygląda na to, że mają coś sobie do powiedzenia…

Hektor skinął głową uważnie wpierw obserwując Esmonda i Sidgara. Jeśli nie planowali się tu spotkać, to to zdarzenie w istocie dowodzi że świat jest mały.
- Miło poznać, w tych nie do końca miłych okolicznościach - odpowiedział przechodząc na bok i stając koło ławy, by mieć w zasięgu ręki dzban piwa, iluzjonistkę, a i nie wadzić braterskiej rozmowie. - Niespodziewane to spotkanie. Będę tu zgodny, że bracia jeśli mają coś sobie do powiedzenia, lepiej zostawić ich samych sobie. Pozwolicie że się dosiądziemy wraz z panną iluzjonistką?

Esmond usiadł ciężko, przy zwolnionym stole, czekając na brata. Nie wiedział czy mieć za złe, czy dziękować bogom za to spotkanie. Sidgar żył, co było nowina radosna. Jednak miał zaraz zobaczyć jak bardzo stoczył się jego starszy brat. Po raz kolejny łowca pożałował że wyruszył na tą wyprawę. Tymczasem jednak wbił wzrok w blat, pocierając palcami stronie, czując nadchodzący ból głowy.

Izabela wstała aby dołączyć do rycerza.
- Przyjdź do mnie później - rzuciła na odchodnym do łowcy i dosiadła się do stolika tajemniczych osób. Alexander widząc swobodę dziewczynę gestem zaprosił również i utopca samemu siadając koło swoich towarzyszy. Nikt nie chciał się odezwać pierwszy. Zrobiła się niezręczna cisza.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 05-11-2017 o 17:58.
Jaracz jest offline