Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2017, 19:14   #11
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Anna odprowadziła wzrokiem światełko dumając czy ono źródłem owego niepokoju. Otokar ogień krzesał a Anna przycupnąwszy przy nim dalej zadręczała go pytaniami. Więcej słów ku niemu wypowiedziała niż przez ostatnie pół roku w letargu.
-I gdzie ten towarzysz twój? Troche sie tu dziwnie czuje choć nie potrafię określić przyczyny.
- Loumire jest skryty - wyjaśnił wilkołak. - Ale nie ma nic naprzeciwko wam. Nie pojawiłby się, gdyby miał. Dziwnie… trochę tak. Są tu inni, tacy jak on, ale tylko Loumire ze mną mówi. Siedzą dalej w korytarzach. Nie wyjdą, nigdy nie wychodzą.
-Czy to są duchy, Otokarze? Duchy zmarłych górników?
- Ach nie - zaśmiał się cicho. - Ale przyjechali z nimi. Tymi ludźmi, co tu kopali i szkło robili. Lata temu, na wozach, między dobytkiem i dziećmi. Strzegli kopalni i ognia w dymarkach. Pomagali szukać rud w ziemi. Teraz ludzi nie ma, więc chyba… są smutni. Loumire jest.
-Czym one są? - w głosie Anny pobrzmiewał smutek bo pomyślała o Otokarze tkwiącym pod ziemią z jakimiś istotami z bajań a tylko je miał do towarzystwa, to przecie jakby samym być. Samym i samotnym.
- To duchy… ale nie dusze zmarłych - podrapał się po policzku. - Nie umiem wyjaśnić dobrze.
-Myslalam, ze masz towarzysza z krwi i kości. Z duchami jak się za długo przebywa można oszaleć jeno. - Objęła się Anna rękami a z miny znać było, że mówi o sobie. - Nie tęskno ci do ludzi? Gdybyś chciał, wzięłabym cie do siebie. Mamy
młyn pod Pragą. Pożyczony, ale nie sądzę by pan tamtejszy miał mnie precz pognać. Luksusów nie ma ale to jednak dom. Ciepły kąt i ludzie z którymi można bliżej żyć, w przyjaźni.
Pokręcił głową.
- Niczego nie brak mi tu. A ziemia mnie słucha. To dobre miejsce, by tu żyć. Jak… tamci odejdą, ściągnę kilku krewniaków. I może pójdę pod Żelazną Bramę, żony poszukać. Ów Valdstein mówił, że u nich wielu z nami spokrewnionych, także wsród ludu.
-Żona to dobra myśl. Moze ta Adela jeśli ja uratujemy okiem przychylnym na ciebie wejrzy? - rzekła Anna i mimo iż tak prawdziwie myślała to jednak jakieś ukłucie zazdrości poczuła. To ją kiedyś w sercu nosił, gdy z Żywca wyjeżdżał. Wieki chyba temu… - Pozwól. - Dłoń przytknęła do wilkołaczego policzka. - Etienne za dnia, jak my spać będziemy, mógłby pozbyć się blizn. Moja to wina, pozwól mi ją z barków zdjąć.
- Adele jest ze szlacheckiego rodu - zaśmiał się. - Co najwyżej by pozwoliła, bym jej strzemię potrzymał, jak na koń siada.
Pogładził jej palce, choć początkowo twarz cofnął.
- Ostaw to i nie wiń się. Nic zmieniać nie chcę i nie mogę nawet. Ja stąd nie odejdę, Anno. Wybrałem sobie to miejsce. Będę tu żył i tu umrę. Ludkowie mnie już z blizną widzieli. Jakże im ozdrowienie wyłożyć cudowne? - uśmiechnął się szeroko, aż się blizna zmarszczyła. - Iże Maryja z Pilhrimova twarz mi heblem niebiańskim pociągnęła?
-Czemuż by nie? Raz juz swe święte stopy w okolicy postawiła. A tobie będzie łatwiej żonę sobie zjednać. - Ostatni raz musnęła gładka zabliźnioną tkankę lodowatymi palcami. - Ale będzie jak postanowisz.
Odsunęła się w głąb pieczary bo ogień ją do tego przymusił, zbyt nachalny i niepokojący.
-Powiedz - zmieniła temat. - Czego żałowałeś coś uczynił względem pana na Horaku? Kiedyś nie wiedział, że on taki jak ja.
- Wtedym jeszcze z watahą biegał - machnął ręką. - A oni za złotem, i nie tylko, co im Valdstein za odnalezienie siostry przyobiecał. Na wieżę chcieli iść. Ale skąd ty to wiedzieć możesz? - przekrzywił głowę.
Anna spuściła niewinnie oczy.
-Często słyszę myśli. A tyś o tym myślał wczoraj jak o panu w wieży wspomniałam..
To wyznanie trawił dłużej niż chwilę.
- Cóż - rzekł. - Wtedym go bronił. Nie mieli my ni cienia pewności, żadnego śladu, że Adele tam była. Przekonywałem, by ostawić, i ostawili. Teraz myślę, że może i racja przy nich była. Trzeba to było wtedy sprawdzić, nawet z ostrym i ogniem w ręku. Cóż, przepadło, na moją to głowę spadnie, jeśli... - zdusił słowo niewypowiedziane. - A wataha długo tu już siedzi bezowocnie. Na wiosnę pewnie odejdą, jak tylko drogi obeschną nieco.
-Gdyby się zdarzyło, że się pomyliłeś to nie będzie twoja wina. Trudno człeka wieszać nie mając dowodów, że zawinił. Domniemywać należy raczej jego niewinności.
Opatulona szczelnie płaszczem przylgnęła do ściany obok pogrążonego we śnie Etienne’a. Czuła, że dzień się zbliża.
- Prześpij się - zasugerowała Otokarowi i sama przymknęła powieki.

*

Anna się przecknęła.
Widzi, że nieopodal Libor sztywny drzemie. Etienne siedzi przy ogniu, ale nie reaguje na jej wołania. Otokara nie ma. Nad nią zaś się ktoś nachyla.

Starzec o szarej, pomarszczonej skórze i długim, siwym brodzisku. Ma lampkę osłonietą szybkami, a na głowie opaskę z ogarkiem, obecnie wygaszonym. Rysy ma dziwne, w jakis sposób nieludzkie. Za pas zatknięty kilof.

-Tyś jest Loumire? - pyta Anna prostując zastałe plecy. Już nie woła Etienna bo jej się wydaje, ze to sen jest lub jakiś świat duchów gdzie on spojrzeć nie może.
Starzec kiwa głową.
- Umowa? - proponuje, ze zgrzytem lampkę stawia na ziemi przy swojej stopie, ukrytej w wielkim buciorze. Stopy ma nieproporcjonalnie duże w stosunku do reszty ciała, które zdaje się Annie zbyt małe jak na dojrzałego męża i perkate.
- Jaka umowa? - pyta Anna ostrożnie. - Nie mam nic czego mógłbyś chcieć.
- Ludzie. Słuchają takich - wskazuje na nią palcem brudnym od ziemi. Mówi z trudem i Anna czuje, że cięzko mu słowa dobrać. - Takich co chodzą w ciemnościach.
- Chcesz żebym coś przekazała ludziom? - Anna próbuje coś z tego bełkotu wywnioskować.
- Wilk - rzekł Loumire, dłonią jeden policzek zakrywajac. - Mój wybraniec. Za mało. Inni potrzebują. Inaczej odejdą.
- Potrzebują czego? - Anna próbuje więcej wyciągnąć z umysłu istoty skoro jest w słowach tak mało wylewna.
- Domu tutaj. Pieców. Kołowrotów. Kadzi. Kuźni.
Loumire sięga po swoją lampę, w środku zapala się płomyk, światło na strop wykusza pada, gdy ją unosi nad głowę. Kłębią się tam, wśród pozrywanych nici podobnych pajęczynom. Stwory wielkookie i wielorękie, z palcami jak świdry i dłońmi jak imadła. Z załomu wylewa się bezkost podobny płynnej szlace. Sunie po ścianie skórzaste koło na małych jak dziecięce dłonie łapkach, łypie na Annę oczkami srebrnymi i wypukłymi jak łebki ćwieków.
- Abyście mogli żyć, kopalnia musi ożyć? - upewnia się Anna. - Ja… nie mogę pomóc. Nie wiem czyja ona. Skoro zamknięto to pewnie powód mieli. Podobno wilkołaki pomordowali górników?
Grymas ściągnął twarz strażnika kopalni. Zawód był aż nadto widoczny.
- Mordercy - mruknął i cofać się począł. Światło w latarence przygasało.
- Nie możecie zmienić miejsca? Niedaleko wieś. Ludzie. Da się was jakoś… przenieść? - Anna idzie za nim, chce go mimo wszystko zatrzymać.
- Nie pola i rola. Kopalnie. Witriolejnia. Kuźnie.
- Czy złoża nadal tu są? Skoro lupiny mają się wynieść na wiosnę, jest pewnie szansa że w kopalni prace ruszą, jeśli ktoś na tym by mógł zarobić…
- Ziemia kryje wiele tajemnic - poświadczył Loumire.
- Jakich? Powiedz jeśli to by mogło pomóc.
- Złoto fałszywe i kwarz. I zabawki.
Wyciągnął dłoń, coś zaciążyło na sukni Aninej. Na jej podołku pobłyskiwał fioletem duży ametyst i kilka agatów rdzawych jak skrzepnięta krew.
- I żelazo.
- To już coś - Anna łypnęła na kamienie. Z rozsądkiem a bez chciwości jaka się zwykła w ludziach zapalać na widok klejnotów. - Czy możesz mi zostawić po trochu z bogactw kopalni? Spróbuję znaleźć właściciela i go przekonać, że to warta ryzyka inwestycja. Ile macie czasu nim was na tamtą stronę powieje?
- Rok? - spytał bardziej niż odpowiedział.
- Zrobię co w mojej mocy. Niczego obiecać na pewno nie mogę - rzekła a potem ją coś zastanowiło. - Czemuś nie prosił Otokara?
- Prosił. Zręczne ręce. Bystre oko. Lecz on mały i nieważny.
- Niech cię nie zmylą pozory, ja nie ważniejsza niż on. Ale postaram sie pomóc. Ostaw urobek tam gdzie śpię. Zajmę się waszą sprawą. I… jeszcze jedno. Czy wasza obecność pomaga? Górników w pracy chroni? Maszyny? Konie? Czy jest to argument, który bym mogła wielmoży podnieść by przekonać jeśli to człek otwarty na świat niefizyczny?
Przekrzywił głowę w bok, by paluchem otworzyć szybkę latarenki. Płomyk przeskoczył na podsuniętą dłoń.
- Kto szuka w ciemnościach, światła potrzebuje. By sam siebie nie zgubił.
Nie zdążyła cofnąć się ni krzyknąć. Uderzył ją w czoło, sypnął się snop iskier.

Anna się obudziła. Ma kamuszkami w garści a na czole ma piękną wysklepiona śliwę. Nijak się nie da zaleczyć jej krwią.
Będzie oczarowany pan na Horaku - myśli sobie Anna rozcierając guza na przemian z drapaniem się w łopatkę, co wcale nie jest prostym zadaniem gdy się ma na sobie kilka warstw odzienia.
 
liliel jest offline