Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2017, 16:02   #24
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Mimo obaw Alexandra związanych z Marcusem, okazało się, że noc przebiegła spokojnie, ale mało kto się wyspał, bo w nocy zaczęło rochę siąpić. Zimno, mokro, niewygodnie jak to na gołej ziemi i wszyscy głodni jak jasna cholera... Sam początek wyprawy już zapowiadał się bajecznie.
Większość też niewyspana była, bo niektórzy poprzednie dwie noce prawie bez snu spędzili, a ten nocleg przy górskim trakcie wystarczającym nie był, aby to sobie odbić.
Szybko zebrali się i Noel z Bernardem zaczęli konie zaprzęgać i kulbaczyć, a Hans von Hallwyl już bez zbroi i bez hełmu wysforował się do przodu by drogę badać czy wszędzie wóz przejedzie, bo Noel powoził, a Bernard osłabiony wciąż na wozie z Aliną miał jechać.

Na szczęście, już po dwóch godzinach jazdy zobaczyli wylot górskiej doliny która podążali z Wygódek, do szerokiej kotliny Rodanu. W oddali, w dole widać było już nawet Sion, ale sporo jeszcze minęło zanim do niego dotarli i gdy zbliżali się do niego popołudnie już było.
Miasto o tej porze dnia już z daleka zdradzało oznaki życia, niczym mrowisko. Nad nim na dwóch wzgórzach górowały: zamek biskupi Tourbillon, oraz drugi, Valere, bedący bardziej niczym ufortyfikowany kościół lub klasztor. Podobny był do klasztoru Merlina jak bliźniaczy, choć niewiele większy i rozbudowany od siedziby wampira.
Obie budowle jawiły się niczym strażnicy spokoju leżącego u podnóża wzgórz miasta. Niedaleko niego zaś na tym etapie swego biegu wciąż bardziej dziki niż majestatyczny płynął Rodan, do którego żwawo spływał potok wzdłuż którego jechali z Wygódek.


Alexander do miasta wjeżdżać nie chciał, bo by tylko bez sensu pieniądz na myto tracili za bram miejskich przekroczenie w sześć osób, sześć koni i wóz, toteż puścił Noela do “Dafne”, aby Giselle, Urszulę i Jiriego przywiódł do karczmy na podgrodziu zwącej się “Pohulanka”, gdzie całą resztą się skierowali. Zakazał mu przy tym, jak wcześniej Czechowi, mówić o wydarzeniach poprzedniej nocy i ranka, bo wolał aby młodziutka chłopka dowiedziała się o wszystkim mając obok siostrę do pociechy.

Sama “Pohulanka” była typowym zajazdem dla tych co Sion im po drodze wypadał, a do samego miasta po co wjeżdżać nie mieli. Albo i po zmroku od bram się odbiwszy szukali noclego. Kilka było takich zajazdów, ale tu wolne dwa alkierze były, a przynajmniej jeszcze jedną noc odpocząć by się im przydało. Zajęli je bez wahania i każde z małżeństw swoją izbę dostało, Bernard, Noel i Jiri na stryszku stajni i wozowni mieli nocować, co do Giselle i Urszuli nic na razie nie postanowiono.
Wnętrze karczmy pustawe było, a oberżysta miły i uczynny. Zapowiedział, że z jadłem w chwilę się uwinie, piwo podał, oraz napary ziołowe gdy usłyszał, że w pod gołym niebem spali tej nocy w górskiej dolinie.

[MEDIA]https://i.imgur.com/Q09WtYq.jpg[/MEDIA]

Aila przebrała się z mokrego stroju podróżnego w suknię i wróciła akurat gdy podawano rosół warzywny, chleb i kawałki gotowanej kury. Teraz dopiero mogła znów zobaczyć Hansa na powrót bez przyłbicy, bo w czasie drogi szlak dla wozu przepatrywał. Patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem, gdy weszła do głównej izby karczemnej. Ona zaś uśmiechnęła się do niego konspiracyjnie. Sądziła, że winien być zadowolony po tym, jak sprawę małżeńskich powinności Alinie wytłumaczyła, a dziewka przez to nie tylko płakać przestała, ale i w nocy sama mężowi dobrze czynić chciała.
Alexander tego spojrzenia nie widział, bo zajęty był negocjacjami z oberżystą, który za alkierze, miejsce dla wozu i koni, oraz za wikt chciał zapłatę z góry. Rycerz z drugiej strony mówił o zapłacie, gdy będą wyjeżdżać jutro. Stanęło w końcu, że Alexander da teraz zadatek, przed wyjazdem płacąc całą resztę.

Siadając do stołu u boku Aliny szlachcianka zauważyła, że małżonek jej z mieszka wysupłał ostatnie monety, a jeżeli co miał ze sobą podczas tej wyprawy prócz tego, to zapewne jaki szczęśliwy wieśniak pogorzelisko przeszukując zbrylonym kruszcem znalazł.
Karczmarz wiedzieć o tym wszak nie mógł.
Szlachcianka nie martwiła się jednak pieniądzem, miała parę kosztowności, które odłożyła sobie na powrót z klasztoru, choć księgi, które ze sobą wiozła spłonęły. Uznała też, że Alexander mógł nie szafować pełnym mieszkiem, by lokalni bandziorzy się do nich nie doczepili. Bardziej martwiła ją kwestia noclegu w towarzystwie Giselle i Urszuli. Wiadomym wszak było, że tę drugą przygarnie siostra, toteż Giselle wypadałoby, aby spała z Ailą i Alexandrem... Ta perspektywa była jednak nie do zaakceptowania, każda inna zaś wydawała się dziwna, grubiańska lub nieobyczajna. Aila siedziała więc strapiona, posiłek spożywając przy tym odruchowo, jakby duchem będąc gdzieś bardzo daleko.

Jedli zatem w milczeniu z początku, dopiero po kilku chwilach Bernard zaczął na głos zastanawiać się jak to będzie w Wiedniu. Nikt z obecnych poza Ailą tam nie był i zaczęto wypytywać ją o szczegóły dotyczące tego miasta, co wymusiło na Aili wyjście z zamyślenia.
Szybko jednak okazało się, że niewiele ma im do powiedzenia, bo była tak prowadząc inne życie. Ot przyjechała z dworem Rene Andegaweńskiego, księcia Barrois, Lotaryngii, Andegawenii i Prowansji, u którego służył daleki kuzyn matki Aili Henryk z Liocourt. Ten zachwycony urodą młodej kasztelanki postanowił zabrać ją ze sobą na wyprawę swego seniora, Księcia Rene i jego dworu do Wiednia, do cesarza Fryderyka III Habsburga. Aila mogła więc opowiedzieć mężowi, Hansowi, Alinie i Bernardowi o tym jakie wówczas w modzie były suknie, kołnierze, fryzury czy czepce, bo tym się wówczas tylko interesowała. Słabo jednak kojarzyła rozkład miasta czy jego organizację, widząc Wiedeń z perspektywy pojazdu, którym była wieziona. Uśmiechała się tedy z lekkim zawstydzeniem, że więcej poopowiadać nie może.
Hans spoglądał na nią przez cały czas i pod koniec chciał coś rzec, ale nim zdążył...

- Yaaaahaaaa!! Ups... o-och... Aaaaaaaa!!! - dziki krzyk rozdarł powietrze. Był w nim niesłychany entuzjazm przechodzący w przerażenie, a gdy zwrócili się do otwartego okna zobaczyli przelatującą galopem dziewczynę na koniu. Przestraszona twarz i złote warkocze przefrunęły im po prostu przed oczyma.
- Cugle ściągnij - usłyszeli spokojny głos Giselle - ale nie mocno, bo Ci dęba stanie. O, właśnie tak.
- Za... Zabić mnie chciał!
- Powodować nim jeszcze nie umiesz - czarnowłosa uśmiechnęła się ukazując się i zaraz znikając im z oczu - to bryka, bo niewybiegany...
- Dobrze, żeśmy ją przywiązali - zaśmiał się Noel przejeżdżający teraz on z Jirim przed oknem - bo inaczej bieda by była. No... ale szybko się uczy...
Bernard, Alexander i Hans też roześmieli się na to, ale Aili nie było jednak do śmiechu i to z dwóch powodów. Pierwszym była sama obecność Giselle, drugim perspektywa rozpaczy, w jaką zapewne wpadnie temperamentna Urszula.
- Alino... - powiedziała cicho - myślę, że nie ma co przeciągać. Weź siostrę do alkierza. Porozmawiajcie - poleciła jej.
Wieśniaczka zbladła i broda zaczęła jej drżeć, a w oczach stanęły łzy. Widać odganiała od siebie te myśli, co stało się w nocy i nad ranem w Wygódkach. Teraz to wróciło, do tego powiedzenie tego własnej siostrze...
- Ja... ja... - głos jej się załamał.
- Może... któreś z nas? - spytał Alexander spoglądając na żonę. - Chcesz iść, czy ja mam...?
Aila zastanawiała się na ile otwarcie zdradzić swoje myśli przy Alinie, jednak nie uśmiechało jej się być ciągłą pocieszycielką i doradczynią sióstr.
- Ty idź, przy chłopie bardziej się będzie w histerii miarkować - rzekła cicho do męża.
Bękart kiwnął głową i wstał z ciężkim westchnieniem.
- Chodź Alino.
- Ale... ja... - Z oczu dziewczyny pociekły łzy.
- Chodź, dobrze byś przy niej była. Ja będę mówił.
Wieśniaczka wstała i wyszła zza stołu pozostawiając puste miejsce między Ailą i Hansem.
Bez słowa wyszli na dziedziniec karczmy, gdzie właśnie cała czwórka zajechała. Jiri skończył właśnie odwiązywać blondynkę od siodła i pomógł jej stanąć na nogach. Noel konie wziął aby ze stajennym karczmy do stajni je doprowadzić.

Niełatwa rozmowa jaka czekała Alexandra, była powodem jego grobowej miny gdy zbliżał się do grupki, która przybyła z miasta. Alina z załzawionymi oczyma i przyciskająca pięść do ust trzymała się za jego plecami, toteż Urszula jej w pierwszej chwili nie zauważyła.
Giselle patrzyła to na młodziutką dziewkę wciąż zaaferowaną jazdą konną, to na bękarta idącego ku niej powoli i zmarszczyła lekko brwi.
Jiri tylko na to pokręcił przecząco głową i objął kruczowłosa, aby poprowadzić do karczmy.
- No ale co się...
- Pšt... Ticho, ticho...
Młodsza z córek Filipa została sama z bękartem i swoją siostrą.

- Nienajgorzej sobie radzisz w siodle Urszulo. - Alexander uśmiechnął się sztucznie starając się zacząć od jakichś dobrych tematów.
- Haha ja tylko... - dziewczyna spojrzała na niego, na siostrę i mina jej zrzedła. Nie była w ciemię bita, toteż spytała od razu: - Co się stało?
- Urszulo... - podszedł do niej i wziął ją za ramiona patrząc smutno w niebieskie oczęta, na razie jeszcze tak suche. - Ehm... - nie wiedział jak zacząć. - Te zniknięcia, co we wiosce były... to wąpierze ludzi porywały. To nie bajki, naprawdę wieś dręczyły...
I opowiedział jej jak to było.
W miarę tej opowieści oczy dziewczyny szkliły się coraz bardziej. Przy pożarze nie wytrzymała i wtuliła się w siostrę płacząc rzewnie. Alexander mówił jednak dalej, skoro go nie powstrzymywała, a gdy opowieść skończył, obie siostry płacząc i tuląc się do siebie, zostały skierowane do alkierza, by tam wspólnie mogły żałobie się oddać i pocieszenie wzajemnie znaleźć.


Gdy Alexander wyszedł z Aliną na karczemny dziedziniec, Aila została sama z Hansem i Bernardem, który naprzeciwko nich przy stole siedział i wciąż zajadał ze smakiem. By nie myśleć o tym płaczu, który pewnie zaraz usłyszą, ani o Giselle, szlachcianka spojrzała na rycerza obok.
- Jak cię teraz nazywać zatem będziemy? - zapytała cicho, lekko się przy tym uśmiechając. Nie było radości w tym uśmiechu, ot raczej zwykła uprzejmość.
- Może… - zastanowił się. - A jak Ty chciałabyś nazywać mnie Pani?
Zdziwiło ją to pytanie.
- Henrich wydaje się bezpiecznym mieniem, a i do tej tożsamości chyba przywykłeś... zresztą mi ciężko to ocenić. Czemu znów to mnie o zdanie pytasz? - zapytała nieco weselszym tonem.
- Tyś zaczęła prawić o kwestii imienia mego, myślałem że koncept jakiś masz. - Uśmiechnął się lekko.

Tymczasem Noel, Jiri i Giselle weszli do środka, ciekawie rozglądając się przy tym po izbie. Czarnowłosa przy tym ze zmarszczonymi brwiami ku dziedzińcowi często spoglądała. Aila jednak nie patrzyła na nich. Nawet gdy Jiri i Noel usiedli obok Bernarda naprzeciw niej i Hansa. Po strawę nie sięgali, widocznie jedli wcześniej w “Dafne” nim wraz z Giselle i Urszulą opuścili karczmę w Sion, w której obie się zatrzymały po przyjeździe z Wygódek.
Ostatnie miejsca jakie zostały przy Aili były, po Alexandrze u wezgłowia i po Alinie między szlachcianką i szwajcarskim rycerzem… Giselle wstrzymała się nie bardzo wiedząc co czynić.
Aila ignorowała ją. Oczywiście celowo.
- Po prostu chciałam wiedzieć nim przy większej grupie jaka sytuacja niewygodna się zdarzy - odezwała się do Szwajcara na nim się jedynie skupiając. - Wiesz przecie, że nie chciałabym was narażać - odpowiedziała rycerzowi na to co rzekł nim ludzie jej męża weszli.
- Narażanie się nie straszne mi. - Spojrzał jej w oczy.
- Są dwa rodzaje narażania. Jedno to odwaga, drugie głupota. Różnią się jeno tym, że głupotą jest narażać się, gdy wcale tego czynić nie trzeba, by takim wartościom jak honor, ojczyzna czy miłość nie uchybić.
Po tych słowach szlachcianka wstała, wciąż całkiem ignorując istnienie Giselle.
- Pójdę do drugiego alkierza nieco odpocząć. Gdybym jednak była potrzebna, śmiało mnie wołajcie.
Rycerz jedynie powoli skinął głową. Milczał wciąż się wpatrując w piękną blondynkę.
- Odpocznij Pani - Bernard przytaknął i uśmiechnął. - Wieleś przeszła.
Włączył się zaraz do jakiejś dyskusji szeptem prowadzonej po niemiecku przez Czecha i Noela. Giselle zaś tylko stała starając się unikać spojrzeń Aili, co nie było trudne, bowiem szlachcianka nie patrzyła na nią wcale.
- Tedy czekam na decyzję - uśmiechnęła się jeszcze do Hansa i odeszła.


Izdebka była nieduża, mniejsza niż alkierz jaki dostali w karczmie Filipa w Wygódkach. Było tu jednak jaśniej i czyściej, bo tam małżeństwo karczmarzy jedynie jako tako uprzątnęli przeznaczoną małżeństwu szlacheckiemu izbę, gdy na więcej po prostu brakło czasu. Tu służba widać przykładała się do obowiązków, a na podwójnym łożu uczynionym z dwóch mniejszych świeża pościel rozłożona była. Widocznie gdy posilali się, ktoś przygotował wszystko, nawet rozwieszając na sznurze mokry strój podróżny Aili. Ich inne rzeczy, które Alexander po zajęciu izby zrzucił gdzie jeno na podłogę, położone były na trzecim z łóżek dosuniętym do kąta.
Zamiecione nawet dokładnie było

Gdy Aila czesała włosy siedząc na łożu, usłyszała dyskretne pukanie do drzwi.
- Kto tam? - zapytała, mając nieprzyjemne obawy, że czarnowłosa znów będzie chciała z nią rozmawiać.
Nie myliła się.
- Giselle.
Miała ochotę ją odprawić, lecz przypomniałą sobie, jak bardzo jej dzielny mąż liczy na przynajmniej zakopanie między nimi wojennego topora. Toteż po chwili niechętnie zezwoliła:
- Wejdź.

Czarnowłosa weszła, choć niewprawnie, bo w rękach trzymała spory, ciężki kuferek praktycznie uginając się pod jego ciężarem. Podeszła do szlachcianki stawiając go na skrzyni przy łożu, na którym szlachcianka siedziała z grzebieniem w ręku.
- Oddaję, com przechować miała - Giselle powiedziała przypatrując się uważnie szlachciance.
- To mego męża? - Aila zapytała chłodno, nie patrząc na dziewczynę, wielce zajęta teraz czesaniem włosów.
- Tak, zatem i Twoje Pani. - Skinęła głową. - Kazał zabrać wiedząc, że zginąć może przy próbie uratowania Cię. Chłopi by rozkradli.
- Rozumiem - odpowiedziała blondynka i choć w normalnej sytuacji by podziękowała, teraz to jedno słowo nie umiało jej przejść przez gardło.
- Pani… - Czarnowłosa nie spuszczała z niej spojrzenia. - On powiedział, że jak się zejdziecie po ocaleniu Cię, to może będę musiała odejść. Mam odejść? Rzeknij mi to Ty, nie każmy jemu mi tego mówić.
- Nie, Giselle - w tonie głosu Aili przebrzmiało zmęczenie - ale jeśli jeszcze raz z nim legniesz, tedy osobiście cię zabiję, a jego zostawię - powiedziała tym samym, spokojnym tonem co od początku ich krótkiej rozmowy.
- Nauczkę już dostałam, Bóg pokarał za próby i nadzieje żonatego dla siebie wzięcia. Nie uczynię tego. - Skinęła powoli głową. - Jest przy tym nadzieja… że normalnie spojrzysz na mnie kiedy? - Kiwnęła dłonią ku wyjściu za którym była główna izba, gdzie szlachcianka ostentacyjnie ignorowała ją, po czym wyszła. - By jak tam być nie musiało?
- Za wiele byś chciała - powiedziała Aila podnosząc na nią oczy i marszcząc brwi groźnie. - Byłaś kochanicą mego męża, bezczelnie w twarz mi rzekłaś, żem go niegodna i myślisz, że to nagle da się odwrócić? Za grzechy nie płaci się raz, płaci się całe życie, dziewczyno. Ciesz się tedy, że cię nie wypędziłam i pozwalam ostać jako służka Alexandra. Nie moja. Alexandra. Tedy nic ci do mnie, rozumiesz?
Westchnęła i skinęła głową.
- Jam Ci Pani wybaczyła, może i Ty mi kiedyś wybaczysz.
- Nie potrzebuję wybaczenia kogoś, kogo jeno z żalu przygarnęłam, bom widziała jak stado zbójów cię brało, gorzej niż dziwkę traktując. O tym chyba już zapomniałaś, co? Że to ja cię na zamek wzięłam, a tyś się do Alexandra przyczepiła jak rzep do psiego ogona, za nic mając fakt, że on mi przeznaczony, za nic mając szacunku do ręki, która cię karmiła. Doprawdy, myślisz, że masz prawo w ogóle jakieś moje winy względem siebie widzieć? Byłaś nikim dziewczyno, a wszystko co masz, to zasługa nie tylko Alexandra, ale też moja. Bo to ja pierwsza ci szansę dałam na godne życie, a teraz zejdź mi z oczu i nie odzywaj się do mnie więcej, jeśli to koniecznym nie będzie - szlachcianka warknęła na koniec.
Ogniki buntu zabłysły w oczach giselle.
- Z dobrego serc...

Gdy tylko mówić zaczęła, Aila za miecz oparty o wezgłowie łoża chwyciła i błyskawicznie przyskoczyła do dziewczyny, do ściany ją przyciskając.
- Powiedziałam “nie odzywaj się do mnie” - powtórzyła, miecz w ręce obnażony trzymając, choć miała ostrze spuszczone.
- Zabij - Coś zaszkliło się w oczach kruczowłosej.
Aila przekrzywiła lekko głowę.
- I uczynić z ciebie męczennicę? Nie jesteś tego godna. - Odstąpiła. - Miarkuj się jeno dziewczyno, bo ze mną nie wygrasz. I choć męża ci nie oddam, jeszcze przydać się na tym świecie możesz - rzekła, znów siadając. - Wiem, co cię spotkało, to i myślę, jak w końcu osiądziemy, że może byś chciała jaką sierotę przygarnąć, dziecko co skazane na tułaczkę uratować przed znojem, być mu matką... wiele dobrego jeszcze zrobić możesz, Giselle. Tedy fakt, że nigdy we mnie kamratki nie znajdziesz, ani pełnego odpuszczenia win ode mnie nigdy nie dostaniesz chyba mało istotny... a na pewno nie wart, by życie za to oddawać. Zejdź mi z drogi. Tylko tyle chcę od ciebie - zakończyła, znów jakby zmęczona tym wszystkim.

Giselle kiwnęła głową.
- Wchodzić w drogę nie zamierzałam i nie zamierzam odpowiedziała kierując się ku drzwiom. - Gdy zniszczył Elijahę - rzekła odwracając się jeszcze w progu. - Jak dziecko się cieszył, że nie stanie już między Wami wpływ nieumarłego. Wszyscyśmy się tym jego szczęściem cieszyli. Nawet ja.. - dodała cicho zamykając za sobą drzwi.

Kiedy wyszła, powietrze uszło z Aili. Padła na łóżko i zasłoniła twarz dłońmi. Znów czuła się “ta zła”, a to przecież nie ona kochanka ze sobą w orszaku trzymała. Jakoś tak odruchowo pomyślała o Hansie przy tym, lecz zaraz potem myśl tę z głowy wyrzucając. Leżała więc z oczami zamkniętymi, na próżno w myślach szukając pocieszenia.


W głównej izbie karczmy gdzie siedzieli członkowie orszaku, Alexander dowiedział się, że małżonka jego poszła odpocząć do drugiego alkierza. Giselle, która mu o tym powiedziała, minę miała przy tym nijaką i wzroku rycerza unikała raczej.
Skierował się tam natychmiast gdy Alina i Urszula zniknęły w izbie rpzeznaczonej starszej z sióstr i Hansowi. Wszedł cicho, aby nie zbudzić jej gdyby okazało się, że szlachcianka odpoczywa zaznając drzemki, ale ona nie spała jednak. Gdy zamknął drzwi za sobą spojrzała na niego w półmroku, który wewnątrz panował.
- Jak poszło? - zapytała cicho.
- Źle, a jak mogło pójść… - westchnął. - Jest z Aliną tu obok - kiwnął głową ku ścianie - i trawią to we dwie, ale czasu im po prostu trzeba. Nie mówiłem jej jeszcze co wieś zdecydowała i że może na służbę u nas… Nie wszystko na raz.
- Dobrze zrobiłeś. - Aila wyciągnęła dłoń i ścisnęła jego palce pocieszająco.
- Wypoczniemy tu dziś i jutro dobrze by ruszyć było. Daleka nam droga, jak nic z miesiąc podróży zejdzie.
- Kto wypocznie, ten wypocznie... myślałeś jak mamy tutaj spać?
- Nie rozumiem... Jak to jak?
Westchnęła i usiadła.
- Mamy dwie alkowy, dwa małżeństwa i dwie kobiety, których na stryszku z mężczyznami nie można nam położyć. W dodatku tę noc Urszula z siostrą powinna zostać. A ja... - przełknęła ślinę - Mogę jechać do miasta nocować w innej oberży, jeśli trzeba.
- Cóże Ty mówisz? - zdziwił się siadając obok niej. - Toć oni mogą tam w trójkę, obok. Urszula to siostra Aliny, Hans to jej szurzy. Nieobyczajnym to nie będzie. A Giselle z resztą na stryszku, czemu nie? - Zamyślił się. - No może trochę...
Aila westchnęła, znacząco kiwając głową.
- Sam oberżysta może się na to nie zgodzić, tedy... myślałam, żeby do miasta się wybrać. My dwoje moglibyśmy. Tedy jedna alkowa dla małżonków, druga dla Urszuli i Giselle, a jakby siostry chciały razem... to już ich sprawa. - Nagle sobie o czymś przypomniała. - Giselle tę kuferek przyniosła wcześniej. Mówiła, że to nasze, że jej na przechowanie dałeś. - Wskazała skrzyneczkę.
- Tak, przechować miała. - Zastanowił się nad czymś. - Karczmarz się by pewnie zgodził. Pomyślałby, że to murwa. Ale rzeczywiście możemy iść we dwoje do innej karczmy.
Aila uśmiechnęła się lekko.
- Nie martw się, dam ci odespać - powiedziała, by nieco go rozruszać.
- A kto powiedział, że chcę odespać - odparł zadziornie.
- Oj, nie mów tak, bo potem odwrotu nie będzie. - Pogroziła mu palcem wstając.
- Rzeknę jak dowódca jednej z potyczek w której uczestniczyłem w Normandii: “Żadnego odwrotu, szturm jeno! Szturm!” - Uśmiechnął się klepiąc lekko w pośladek i też wstał szykując się do drogi.
- To powiedz to jeszcze swoim ludziom, panie dowódco. Ja wdrożę w nasze plany siostry i Hansa - odpowiedziała skupiając się na konkretach, choć jej mąż wyczuł jak napięła pośladek pod jego dotykiem.
Skinął głową i wyszedł.

Aila tymczasem spakowała kilka damskich drobiażdżków, oraz strój podróżny i otuliła się opończą. Gdy wyszła z izby uszyła do drugiego alkierza, przy okazji rozglądając się za Hansem.
Obok obie siostry rozpaczały za swoją stratą co słychać było wyraźnie przez drzwi. Urszula przeżywała to po raz pierwszy, Alina miała nawrót z wczoraj. Bóg jeden wiedział kiedy przejdzie im na tyle, aby mogły prezentować się i funkcjonować choćby trochę lepiej. Słysząc szlochy córek karczmarza z Wygódek, Aila zawahała się przy drzwiach. Nie chciała przeszkadzać im w przeżywaniu tragedii, toteż po chwili namysłu skierowała się ku głównej izbe, która pełniejsza była niż wcześniej, bo kilkanaście osób siedziało przy stołach najczęściej dwójkami. Alexandra i jego ludzi nie było widać, być może zajmowali się wozem i końmi i tam bękart poszedł z nimi się rozmówić. Hans za to siedział tam gdzie jedli posiłek
Sam był i zamyślony patrząc w ścianę z oknem popijał wino. Szlachcianka natychmiast ruszyła w stronę samotnego rycerza. Uznała, że jeśli on informacje siostrom przekaże, gdy zdolne będą do normalniejszego funkcjonowania, to też będzie dobrze.
- Pani?- rzekł podnosząc na nią wzrok i zerkając wymownie na miejsce obok siebie.
Przysiadła.
- Nie chcę małżonce przeszkadzać, tedy chciałam was poinformować, że my z mężem przeniesiemy się do innej karczmy, byście tu na spokojnie mieli miejsce. jeden alkierz dla was i małżonki, drugi dla Urszuli i Gi... Giselle - zająknęła się, wciąż nie czując się swobodnie, gdy o byłej kochance Alexandra mówiła.
- Zauważyłem, że dziwnie na nią reagujesz Pani… Wolno mi spytać cóż się między wami stało? I czemu nie odprawisz jej skoro ci niemiła?
- Dziś za szynkiem okazję karczmarz wyjątkową zapowiedział. - Aila spojrzała na niego i uśmiechnęła się delikatnie. - Za jedną zgadywankę, dwie odpowiedzi dostać można. - Mrugnęła do niego.
- Ty chcesz ją odprawić, ale mąż nie, czy tak? To powód niezgody między Wami?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Cóż, a może uderzę w inną nurtująca zagadkę. - Spojrzał jej w oczy. - Czemu rumienisz się i czasem niepewnaś przy mnie?

Tego się nie spodziewała. Odruchowo odskoczyła odrobinę, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- Ale te sprawy się nie łączą... to znaczy... nie wiem o czym mówisz. - Poprawiła się na zydlu i spłonęła rumieńcem.
- Może nie łączą… - Uśmiechnął się jakby w zastanowieniu. - Pierwszyś raz tak zareagowała nawet mej twarzy nie widząc… Jedynie orientując się, że pod zbroją to ja. - Podrapał się powoli w skroń i zmrużył oczy. - Tedy myślałaś o mnie po naszej rozmowie przed ślubem i rumieńcem zapałałaś dowiadując się z kim rozmawiasz, czy tak?
Aila westchnęła.
- Jesteś dobrym obserwatorem. Zbyt dobrym, ale to nie temat bym ci odpowiedziała na szybko, gdy zaraz Alexander po mnie przyjść może.
- Póki nie przychodzi… - Zerknął na drzwi na dziedziniec. - Zasmucasz mnie sugerując zabawę w zgadywanki chcąc ją zaraz przerwać. - Zrobił wedle słów sztucznie zasmuconą minę, ale w oczach mu coś błysnęło. - Pociągnę tedy zgadywankę schone Dame, z nadzieją, że z tych słownych igrań jednak nie uciekniesz nim czas ci z mężem iść będzie. - Czy te myśli były… przyjemnymi dla ciebie? - Przekrzywił głowę z lekkim uśmiechem patrząc jej w oczy.
Czuła, że dała się złapać. Westchnęła. Skoro nie było nadziei na ucieczkę, należało podążyć w głąb chętniej niżby się spodziewał tego chwytający ofiarę. Istniała bowiem nadzieja, że dzięki temu coś przeoczy.
- Posłuchaj... - zaczęła powoli mówić, jakby z wielkim ciężarem serca, co i prawdą w sumie było. - Wiesz, jak działa krew wampirza, gdy się ją pije? Albo gdy to ciebie taki potwór spija? - zapytała cicho.
- Nie - odpowiedział szczerze.
Odwróciła wzrok.
- To przyjemne. Strasznie... przyjemne. Zgubnie wręcz. Dlatego ja, gdy tam spałam... czy raczej wpadłam w taki stan między snem a jawą za dnia, to... miałam różne wizje. - umilkła na moment, czując nagłą suchość w ustach. - Ty też w nich byłeś. Lecz po prawdzie nic to nie znaczy, po prostu... te wizje były dość rzeczywiste. Wybacz, jeśli przez to czułeś się dziwnie.
Pokiwał głową.
- Wiele przeszłaś… tak wiele przykrości Cię spotkało. - Położył swą dłoń na jej dłoni w pozornie troskliwym geście, nie zareagowała albo wierząc w jego intencje, albo w ogóle o tym nie myśląc. - Nie będę zadręczał cię pytaniami o to w takim razie schone Dame. - W rewanżu… oddaje Tobie zgadywanie, pytaj Ty mnie tedy o coś. Na przykład… - zastanowił się i znów spojrzał jej w oczy - czy Cię pragnę.

Aila podniosła na niego zdumione spojrzenie. Nim jednak się odezwała, do karczmy weszła Giselle. Młoda szlachcianka szybko cofnęła swoją dłoń, wysuwając ją z dłoni Hansa. Nie dość szybko jednak, by nie zostało to zauważone. Dziewczyna jednak nic po sobie nie pokazała, kierując się do alkierza gdzie siostry rozpaczały.
Tymczasem szlachcianka westchnęła znowu, czując, że może jej to biedy napytać i spojrzała zdecydowanie na rycerza.
- Proszę, Hen... Hans. Stawiasz mnie w bardzo niewygodnej sytuacji. Domyślasz się pewnie kim jest Giselle, skoro z mężem się pięć lat nie widzieliśmy. To jednak są nasze sprawy i ja... ja chce mieć czyste sumienie. Ty zaś powinieneś wykorzystać wsparcie, którego ci udzieliłam, rozmawiając z twoją małżonką i czyniąc ją bardziej chętną na twoje anonse. - Wstała. - To była nasza ostatnia zgadywanka - rzekła na koniec.
- Złaś na mnie, żeś mi do głowy uderzyła, czy za mą szczerość? - spytał powoli.
Wyglądał na lekko zbitego z tropu. Chyba myślał, że szlachciankę wbije w większe zażenowanie i nakieruje na myśli, o których właśnie posiadł wiedzę, iż w jej głowie zagościły.
- Raczej za to, że słabość do mnie sugerując o mnie nie myślisz - fuknęła na niego. - Nawet nie wiesz, co oni mi tam zrobili… - W jej oczach pojawiły się blaski zdradliwe, gdy pomyślała o piętnie niewolnicy, którego nigdy się nie pozbędzie.

Nim rycerz zdążył zareagować, uciekła na dwór. Potrzebowała ochłodzić głowę, a i przy boku Alexandra chciała się znaleźć jak najszybciej. Wybiegając z budynku karczmy zobaczyła od razu czemu jej mąż tak zwlekał z powrotem.
Na dziedzińcu stał wóz zaprzężony w woła na którym spoczywały worki i pakunki, a jakiś człowiek o nieprzyjemnej aparycji, niski i lekko grubawy dyskutował coś zbękartem.
Dojść do porozumienia nie mogli.
- I tak tanio sprzedaję - cmokał ten niski.
Alexander już miał coś odpowiedzieć, ale zerknął ku małżonce. Przelotnie jeno, ale zaraz wrócił wzrokiem, baczniej nim ją zmierzył i brwi zmarszczył.
- A niechaj i ci będzie naciągaczu. - Machnął ręką. - Jiri, Noel, bierzcie rzeczy zakupione na nasz wóz, Ty Bernard idź do alkierza i odliczony pieniądz mu przynieś.

Nie patrząc już nawet na handlarza Alexander zbliżył się do idącej ku niemu żony.
- Stało się coś? - spytał widząc jej zaaferowanie.
- Nie, po prostu ciemno się zaczęło robić, a ty nie wracałeś... - Przytuliła się do niego w nagłym zrywie.
- Karczmy nam tedy szukać. Miasta prawie nie znam obaczym co znajdziemy. Jiri, Noel, przekażcie Bernardowi i Giselle, co by w pieczy mieli nasz dobytek w alkierzu.
Pociągnął Ailę do bramy z dziedzińca karczmy.
- Od odnalezienia cię, jeno troski, strach, zagrożenie. Mam ochotę poświętować. Najlepsze wino, bez trosk, jeno we dwoje.
Przytuliła się do jego ramienia.
- Aż ciężko uwierzyć, że tak można... - westchnęła - Ciężko nas ostatnie dni doświadczyły... a i nie ostatnie, całe pięć lat.
- Dziś nam o tym nie myśleć, mam ochotę się upić ze szczęścia aż. Chodźmy szybciej, bo do miasta nas nie wpuszczą. Skoro zmrok zapada.
- No to co się guzdrzesz? - uczepiona jego ramienia Aila zaczęła biec, zmuszając i jego by w trucht przeszedł, by za nią nadążyć.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline