Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2017, 16:20   #16
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Mgła mimo wszystko była czymś dobrym dla bitwy, jeśli tylko nie miało się okazać, że armia Lunara nie posiada zmysłów którym ona nie przeszkadza, co wcale nie było tak mało prawdopodobne.

Ostatnie dni żołnierze ciężko trenowali aby zgrać się i zsynchronizować ze sobą. Jedynie wczoraj dano im się porządnie wyspać, ale teraz stali ramię w ramię z centuriami Słońca, a bardziej doświadczeni żołnierze dodawali otuchy miejscowym. Centurie były w pancerzach splecionych ze słonecznego blasku. Twardych tak, że żadna ludzka siła nie mogła ich przebić a to dodawało odwagi tym bardziej doświadczonym.

Mosiężne Słońce przeszedł wzdłuż armii wzywając ich do walki. Do oddania i do odwagi. Mówił o domu. “Nie walczycie za mnie. Walczycie za swoje domy. Za kobiety i dzieci skryte za waszymi włóczniami.” Powoli, gdy armia Lunara dopiero się zbierała, budował w nich odwagę i wolę walki. Umacniał mury gniewu które miały uchronić An-Teng.

Potem Mosiężne Słońce wyszedł armii Thuebana naprzeciw. Wyminął wilcze doły wąską ścieżką którą znał na pamięć. On sam oraz pięciu przedstawicieli pięciu centurii. Nie chorążych… chorąży byli potrzebni w samej armii.
Pięć wspaniałych chorągwi powiewało na wietrze jeźdźców, a przed nimi on… odziany w pancerz ze słonecznego blasku, przewyższający każdego z piątki.

- Jestem Mosiężne Słońce! Zwany też Dębem Wisielczym! Generał tej armii! Obrońca An-Teng! Wzywam cię do zawrócenia swej armii! Dżungle należą do ciebie i nikt nie rości sobie do nich praw! Nikt z tych tu - wskazał ludzi za nim - ci nie uchybił, ani nie obraził! Czemu pragniesz ich krwi?!

- Phi! - prychnął Lunar. Jego głos mógł konkurować grubością i hukiem z głosem Mosiężnego Słońca - Już Wy dobrze wiecie czemu. Jeśli nie, to nie moja w tym rola, by Was edukować. To, co mnie interesuje jako Wybrańca Luny, to ochrona Kreacji, a ta jest zagrożona przez procedery w tym mieście. Oddajcie mi An-Teng, bym mógł się rozprawić z gniazdem zepsucia, albo wezmę je siłą. Co wybierasz, o Dawco Praw? - jego głos ociekał jadem, dosłownie i w przenośni, gdyż ściekał on z jego kłów.

Z niebios, tuż koło Mosiężnego Słońca uderzył wir piekielnie gorącego powietrza, rozwiewając ogromne połacie mgły. Dosłownie mgnienie oka później, na ziemi z hukiem wylądował Aureus, otaczając się swoimi promiennymi skrzydłami.
-Jeśli chciałeś wyplenić zepsucie, powinieneś zjawić się w tym mieście przed nami! - Gwiazda Zaranna może nie miał tak potężnego głosu jak ci dwaj, ale nadal potrafił nieźle zagrzmieć. - Jednakże to my nie Ty, oczyściliśmy An-Teng z korupcji. Dzięki naszym staraniom na te ziemie powraca dobrobyt i porządek. I na Słońce Niezwyciężone, jeśli to śmiesz nazywać zepsuciem… - Pozwolił by ciężar jego słów zawisł w powietrzu. Lunar nawet palcem nie kiwnął gdy w tym mieście naprawdę źle się działo, a teraz gdy w końcu jego mieszkańcy mieli nadzieję na lepszą przyszłość, zamierzał obrócić to w pył? I to twierdząc że czyni tak dla ich dobra?

- An-Teng należy do ludzi! - odpowiedział Mosiężne Słońce tak by cała armia go słyszała - Nie do ciebie i ludzie sami decydują o swym losie. Oddanie ci miasta oznaczać będzie rzekę krwi, na co nie mogę się zgodzić jako obrońca tych ludzi. Zawróć swą armię! Zasiądźmy przy okrągłym stole! Wyjaśnij o jakim zepsuciu mówisz, a ręczę, że podejmiemy stosowne kroki.

- Oh, nie mam o czym debatować. Jeśli sami nie dostrzegacie pewnych rzeczy, to i ja Wam ich nie objawię choćbym chciał. Zresztą, znam ja takich jak Wy. Na zewnątrz mili i pomocni, a pod zdrową skóreczką jabłuszka czai się groźne zepsucie. Nie, to nie Wy stawiacie mi warunki. Pozwólcie mi wejść do miasta, a nie zginą żadni niewinni… lub stoczymy krwawą bitwę, którą wygram ja i moje dzieci. Co Wybieracie, ignoranty?- spytał wężowaty. Za jego plecami rozwiana mgła ukazała pełnię jego armii. Każde z jego dzieci miało owinięte wokół siebie po parę węży, które ześlizgiwały się na ziemię, by przetransformować się w kolejnych wężoludzi. Zastępy Węży Które Stąpają Niczym Ludzie rosły w oczach.

Mosiężne Słońce rzucio swym kamieniem w jedno z dzieci Lunara, spodziewając się, że to może być iluzja. Kamień odbił się od jego ciała, a samo dziecię spojrzało na Solara, sycząc złowieszczo.

-I Ty nas zwiesz ignorantami? Nie znasz nas, ale jesteś święcie przekonany że wiesz wszystko na nasz temat. To jest prawdziwa ignorancja. - Aureus powoli robił się coraz bardziej rozdrażniony, choć nie dawał tego po sobie poznać. Nie zwracał szczególnej uwagi na armię Lunara, w tym momencie pochłaniała go potrzeba ukazania jak bardzo wąż się mylił. - Jesteśmy obrońcami ludu. Staramy się zawsze wybierać najlepsze dla nich rozwiązania. Nie szukamy władzy, jedynie kierujemy się naszymi zasadami. A do tego miasta sprowadziło nas samo przeznaczenie, wizje zesłane przez istoty których nie umiemy pojąć. - Gwiazda Zaranna postanowił sięgnąć po dość nieortodoksyjny argument.

- Ah, więc to “przeznaczenie” Was tu sprowadziło i Wami kieruje, tak? - spytał wężowaty - Powiedzcie mi, o dzieci Słońca, która z Niebiańskich Inkarn kieruje Waszym działaniem? Słońce Niezwyciężone? Zmienna Luna? Może jedna z Panien Losu? I co, wiecie co się dzieje w Waszym mieście? Naprawdę tak sądzicie? Gdybyście naprawdę wiedzieli, to nigdy nie dopuścilibyście do zepsucia, które tam się panoszy. Koniec, powiadam. Nie mam zamiaru tracić na Was więcej mojego cennego czasu. Jeśli kochacie Gaię, odsuńcie się na bok i pozwólcie mi oczyścić An-Teng. Jeśli nie… stańcie ze mną do walki. To Wasza ostatnia szansa.

Mosiężne Słońce chciał westchnąć, ale nie zamierzał sobie pozwolić nawet na ten ułamek sekundy nieuwagi. Nie przy takim przeciwniku.
- Więc powiedz nam o czym mówisz… a jak cię już pokonamy i rozproszymy twoją armię zajmiemy się i nim - warknął Dąb Wisielczy a w jego dłoniach materializowały się dwa nieludzko wielkie topory.

- Wybacz, nie mam cierpliwości do ignorantów… i nigdy nie wierzyłem w dyplomację - stwierdził Thueban, przyjmując bojową pozę.

Żmij co rusz dawał oznaki, że to on jest ignorantem. Aureus westchnął tylko ciężko, a jego skrzydła przekształciły się w pięć zabójczych wstęg, zdolnych swym uściskiem zmiażdżyć nawet najtwardszego wojownika. Wyglądało na to, że nie obejdzie się bez walki.

- No to ostatnia próba - podjął Mosiężne Słońce - my jesteśmy trzonami naszych armii. Każda z nich jest potężna na swój własny sposób, ale bez nas jest zdana na łaskę drugiej. Niech tę bitwę rozstrzygnie walka między nami! Jeśli przegramy nasza armia złoży oręż i da ci wejść do miasta, a ty niewinnych potraktujesz z honorem i litością. Jeśli my wygramy twa armia zawróci, a my damy jej odejść. Możemy na to przystać? W imię świętości życia?

Lunar kiwnął głową, zgadzając się niemo.
 
Arvelus jest offline