Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2017, 10:28   #20
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację
Nie, to nie działo się naprawdę! Przecież potwory i inne okropności istniały tylko w filmach i książkach! A mimo to, nie mogła wydostać się z własnej kuchni, w dodatku coś paskudnego wyłaziło ze zlewu pełnego czegoś, co wyglądało jak krew. Rylee szarpała za klamkę, próbując otworzyć drzwi, jednak te jakby się zacięły i wiedziała, że to nie jest normalne. Serce waliło jej młotem i co jakiś czas oglądała się przez ramię, by zobaczyć, czy to coś ze zlewu nie jest już blisko i nie chce jej dopaść.

Widząc wychudzone ręce stwierdziła, że nie będzie dłużej patrzeć na to paskudztwo i szarpiąc się z drzwiami czuła wzbierającą w niej niemoc. Czy będzie musiała stawić czoła temu czemuś? Kijem bejsbolowym? Carpenter bardzo żałowała, że nie może dostać się do salonu, gdzie schowana była strzelba dziadka i jego rewolwer. Oblany krwawą poświatą pokój napawał ją obrzydzeniem i lękiem. W końcu spanikowała i zaczęła uderzać pięścią o drzwi.
- Luke! Luke! Pomocy! Proszę, otwórz drzwi!!! - Krzyczała, niemal płacząc.
Słyszała za sobą ponure, paskudne charczenie i aż ciarki przeszły ją po plecach. Uderzała w drzwi z całą siłą, jaką posiadała, wierząc, że narzeczony w końcu ją usłyszy i przyjdzie na ratunek.

Po niespełna minucie takiego walenia, drzwi nagle otworzyły się energicznie, a kuchnia wróciła do poprzedniego wyglądu. Nie było już szkarłatnego blasku, czerwonej cieczy w zlewie i paskudnych rąk próbujących ją dopaść. Był natomiast nie mniej zdziwiony niż Rylee, Luke.
- Co się stało, kochanie? Obudziło mnie walenie i twoje krzyki z dołu... - Mężczyzna przejechał dłonią po włosach.
Kobieta szybko streściła mu, co się wydarzyło, nie pomijając ani jednego szczegółu.
- Rzeczywiście, coś dziwnego się tutaj dzieje- powiedział Harmon, czym ją delikatnie zaskoczył.
- Mówiłeś, że nie wierzysz w takie rzeczy...
- Przecież nie krzyczałabyś i waliła w drzwi, będąc we własnej kuchni, gdyby nic się nie działo, nie?
- Harmon rozejrzał się po pomieszczeniu, podszedł również do okien i je sprawdził. Wszystkie były zamknięte. - Poza tym, wiem, że to, co widziałem w oknie sypialni twojej babki, to na pewno nie był Ganges.
- Więc co zrobimy? - Spytała kobieta z delikatną nadzieją w głosie.
- Jeszcze nie wiem, ale coś się wymyśli. Mówiłaś, że babka zostawiła ci książkę i wskazówki. Jutro się tym zajmiemy. - Spojrzał na G-Shocka na nadgarstku. - A właściwie dzisiaj, jest druga dwadzieścia.
- Dziękuję, że jesteś... - Blondynka wtuliła się w niego, a on ją mocno przytulił.
- Nie musisz mi dziękować, po to jestem. Ochronię cię przed czymkolwiek, co na ciebie czyha - odparł, gładząc ją po plecach. - A teraz chodźmy na górę, nie ma co stać w kuchni, jak można poleżeć w cieplutkim łóżku. - Puścił jej oczko.

Rylee skinęła mu głową i uśmiechnęła lekko. Nie oglądając za siebie, ruszyła razem z ukochanym na piętro, starając się nie myśleć o tym, co się wydarzyło. Musiała przyznać, że to było straszne, ale postawa Luke'a, fakt, że jej uwierzył i pewność w jego głosie odnośnie tego, co zamierzają uczynić z tymi wszystkimi przykrymi sytuacjami sprawiły, że poczuła się lepiej. Może nie zupełnie dobrze, ale spokojniej. Miała tylko nadzieję, że do rana nic się już nie wydarzy, bo chyba jej nerwy by już tego nie zniosły. W sypialni Luke zamknął drzwi na zasuwkę i położyli się do łóżka, wtuleni w siebie. Rylee długo nie mogła zasnąć, ale w końcu emocje nieco odpuściły i nawet nie wiedziała kiedy pogrążyła się we śnie.

 
Tabasa jest offline