Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2017, 12:11   #27
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Nie wyruszyli tego dnia ze Sion.
Mimo deklaracji Alexandra, że “z tej nocy nie chce zmarnować ani chwili”, zmęczeni nie tylko upajaniem się sobą, ale i poprzednimi dniami poddali się Morfeuszowi ze trzy godziny przed świtem.

Gdy przebudzili się, słońce stało już wysoko i bękart podjął decyzję o pozostaniu tu jeszcze jeden dzień. Wysłali pachołka do “Pohulanki” by uwiadomić resztę o “ważkich sprawach, które ich w mieście zatrzymały” i o planie wyruszenia niedługo po następnym świcie. Tymczasem właściciel tej wysokiej statusem gospody, ani służba zdziwieni się nie wydawali takim obrotem sprawy, po nocnych koncertach dochodzących z izby na poddaszu. Służka zabrała odzienie by uprać, wysuszyć i “co nadprute przeszyć”, a i obiad dostali do alkierza, nie musząc na dół schodzić do głównej izby.

Widno wzięci zostali za parę kochanków, co korzystają z wyjazdu męża Aili by inny mógł mu rogów poprzyprawiać, ale nie tam gdzie służba rogacza mogłaby co wyczuć, zobaczyć, czy podsłyszeć. Nie pierwszyzna dla oberżysty i służby jego była zapewne takie dobrze urodzone pary gościć. W czasach tych miłość między małżonkami była tak rzadka, zamążpójścia tak intratnie planowane, a okazywanie sobie przez małżonków czułości tak wytykane z lekkim wyśmiewaniem, iż nikt Aili i Alexandrowi nie uwierzyłby, że oni ślubni.
Ale nikt, nie pytał, służka starała się jak najdyskretniejsza być jak tylko mogła.

Tak tedy ważka wyprawa małżonków obliczona na szalony plan w desperackiej walce o życie i przyszłość, zaczęła się… od przespanie i przeleniuchowania całego dnia. Inaczej jednak być nie mogło, skoro ni jedno, ni drugie tego dnia prawie nie mogło się ruszać.

Wstali wypoczęci o świcie i po tym jak Alexander uregulował należność (po jego bladej twarzy wnioskować można było, iż nie wyszło to tanio) opuścili “Kozła” kierując się do “Pohulanki”. Dopiero wtedy zorientowali się, że jest niedziela. Alexander zastanawiał się jak niektórzy z ich świty zareagowali na wieści, że w drogę im będzie zamiast do kościoła.

- Zastanawia mnie… - rzekł zamyślony bękart gdy zbliżali się już do podmiejskiej gospody. - Coś ty myślała sobie kochana… Że po co mi te świece na noc, jeżeli nie by jaśniej było, skoroś je pogasiła.
Aila pochyliła nieco głowę, uśmiechając się jednak pod nosem.
- A jak ci powiem, obiecasz pomysłu nie wykorzystać? - zapytała, śmiejąc się cicho, ale i rumieniąc na policzkach.
- Nie, jeżeli nie zechcesz. - Też się uśmiechnął. - No powiedz, bom ciekaw!
Westchnęła.
- Po prawdzie starałam się, jakeśmy się umówili, po prostu wykonywać polecenia, a nie rozważać. No ale... miałam jedną wizję... - przerwała, zawstydzona i dopiero po chwili zebrała się w sobie - Myślałam, że chcesz mnie nastraszyć. Tak jak myśmy widzieli Mathiasa z jego zaślubioną przy tym ich kaganku, co im dzieci miał pomóc płodzić... Myślałam, że zabierzesz mnie w jakieś miejsce, gdzie nikogo nie ma, ale jakby kto przyszedł... to by widział wszystko. - dokończyła, odwracając wzrok.
Zamurowało go, przez co chwilę szli w ciszy.
- I byłaś gotowa by… em, by to spełnić? - spytał w końcu.
Nie odpowiedziała. Gdy jednak na nią spojrzał, zobaczył, że przytaknęła ruchem głowy.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo dochodząc do “Pohulanki” zaczęli słyszeć głośny, przeciągły szloch Aliny, dobiegający z budynku.
Mimo woli szlachcianka westchnęła. Skończyła się ich “niedziela”, znów byli odpowiedzialni za tych ludzi, którzy postanowili doń dołączyć.
- Myślisz, że ona tak cały czas od wczoraj? - zapytała cicho męża.
- Nie zdziwiłbym się - ten mruknął w odpowiedzi.
- Matula, ociec, a tera jeeeeszczeee siooostraaaaa… - szloch głośniejszy się stał, a Alexander zmarszczył brwi i odruchowo spojrzał na Ailę.
Westchnęła i przyspieszyła kroku, kierując się tam, gdzie słychać było płacz.

W głównej izbie siedzieli Jiri, Bernard i Noel, ten ostatni gdy zobaczył szlachciankę, to zbladł i wyglądał jakby chciał uciec świetlikiem. Szloch Aliny przycichł trochę, ale chyba z racji tego, iż na zewnątrz słyszeli go przez okno alkierza, a tu tłumiły go drzwi. Alexander wszedł za żoną do środka tocząc nie rozumiejącym nic spojrzeniem.
- Co z Urszulą? - Aila była bez serca, toteż kierowała swoje słowa do Noela.
- Ich werde auf Pferden überprüfen - powiedział Jiri wstając żwawo.
- Sprawdzę… - Bernard też wstał. - Popilnuję kuferka z gotowizną - dodał.
Obaj ulotnili się.
- A bo… - Noel nawet nie próbował pod wzrokiem Aili wstawać. Przerwał nerwowo ślinę. - Bo Urszula zniknęła…
- Alina z mężem? - spytał Alexander.
- Nie, Hans poszoł gdzieś, Giselle z nią siedzi.
- Pójdę zobaczyć co z dziewczyną. - Alexander ni to rzekł, ni to spytał kładąc dłoń na ramieniu żony. Kiwnęła głową, po czym spojrzała surowo na sługę.
- Mów co się stało. Dowiedziała się, że... no, o tym małżeństwie, co jej ludzie w Wygódkach planują? - zapytała, mając pewne podejrzenia czemu to akurat Noel najbardziej się strapił.
- Ano! Tak właśnie było - zgodził się ochoczo, ale widać było iż coś ukrywa.
- Noel... mów dokładnie. - warknęła - Bo może czas przez Ciebie tracimy...
Westchnął.
- No…. bo… One obie tak strasznie szlochały, na wieczór, jakeście poszli, a potem i w nocy słychac było gdy w alkierzu razem nocowały. - Noel odwracał wzrok. - W dzień niewiele lepiej było, ale przy obiedzie dowiedziała się co tam w Wygódkach zaplanowali… Wściekła się, ale że rozbita, to miast szaleć dalejże w szloch, bo alina cięgiem też ryczała, to i ja wzięło. Pod wieczór chciałem jej jakoś… - zawahał się. - No pocieszyć…. Wziąłem ją do stajni i… - urwał spoglądając błagalnie na szlachciankę.
Aila zamierzyła się na niego.
- Ty durniu! - wrzasnęła tak, że się wszyscy w izbie obejrzeli - Na żonę ją to nie, bo ci jej charakter nie pasuje, ale na siano to już można?!
- Ale gdzie tam, Pani!!! - Noel skulił się. - Nie tknąłem jej, na życie przysięgam. Tak chciałem byśmy sami byli by jej co rzec. - Znów przełknął ślinę. - No to rzekłem. Że ja tam jej za żonę nie chcę, ale jak Pani przykażesz, to co tam, niech i będzie, trudno. Bo ładna to i czemu nie. Pojmę i zabierzem na Kocie Łby. - Spojrzał zbolałym wzrokiem. - W pysk dała i uciekła, na wieczerzy już jej nie było. Szukalim, kamień w wodę.
Ledwo skończył mówić, a znów w pysk zarwał - tym razem od szlachcianki.
Aila, która na drogę się szykując, strój męski przywdziała, teraz skrywającą go opończę zrzuciła i wściekłym krokiem ruszyła ku wyjściu z karczmy.
- Myliłam się. Tyś jej niegodny. Ani odrobiny... - powiedziała na odchodne.
Skierowała się tedy do stajni, by konia wziąć i samej na poszukiwania ruszyć.
Tam Jiri właśnie pomagał stajennemu karczmy konie karmić.
- Szykuj mi konia z męskim siodłem, hyżo. - rozkazała mu szlachcianka - Kiedy dziewczyna zniknęła? Konia brała czy coś?
- Ich wiesst nicht - odpowiedział Czech spoglądając nic nie rozumiejącym wzrokiem.
Warknęła wściekle i sama zaczęła konia sobie do drogi szykować, zastanawiając się, gdzie dziewczyna mogła się udać. Na pewno nie do Sion, bo oni tam byli, nie do Wygódek, bo los niemiły jej tam był, więc gdzie?
Ani koń, ani stajenny, ani Jiri nie mogli jej tego rzec. Ale widząc co dziewczyna czyni pomogli jej, zaraz koń gotowy był do drogi. Aila ruszyła z kopyta, kierując się w stronę najbliższego klasztoru. Bo gdzie indziej sierota, co jej zamążpójście obrzydliwym teraz było, mogła szukać pocieszenia?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline