Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2017, 12:58   #28
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Klasztor Valere wznosił się na wzgórzu nad Sion naprzeciw zamku Tourbillon. Aila dojechała tam galopem, ale furty zawarte były.
- Jest tam kto? - krzyknęła donośnie. - Dziewki szukam, co zaginęła. Rzeknijcie mi jeno czy tu była. Nic więcej nie chcę!
We wrotach otworzyło się po jakimś czasie okienko, w którym zobaczyła zarośniętą gębę.
- A gdzie tu dziewki, nie ma żadnych, no bo jak? - odpowiedział jej patrzący na nią mężczyzna o rozbieganym spojrzeniu.
- Urszula ma na imię - powiedziała Aila przyglądając mu się uważnie. - Sama z siostrą na świecie została. Głupi giermek ją nastraszył, tedy uciekła, lecz my szukamy, bo siostra wieszać się chce bez niej - na wszelki wypadek mówiła głośniej niż trzeba by było.
- Tu żadnych dziewek nie ma! - odpowiedział mężczyzna równie głośno, choć zdawać się mogło po tonie, iż mija się z prawdą. Zatrzasnął drzwiczki okienka w furcie bramy.

Aila już miała odjechać, lecz o losie matki Alexandra sobie przypomniała. Tedy rozejrzała się czy jakiego miejsca nie znajdzie, by zobaczyć co za murem zewnętrznym się znajduje. Objechała dookoła na ile się dało, bo z jednej strony skała była, że konno się nie dało, a i na własnych nogach niebezpiecznie. Mur całkiem wysoki ciągnął się opasując budynki. Nijak jej było zań zajrzeć. Szlachcianka zatem znów podjechała do furty w bramie. Usta otworzyła, lecz i zamknęła po chwili. Sama niewiele mogła zdziałać, tedy prędko w drogę powrotną ruszyła do karczmy. Z małżonkiem chciała wpierw porozmawiać nim swój szalony plan w życie wprowadzi.


Stajenny przejął jej konia, a gdy wzburzona szlachcianka weszła do głównej izby “Pochulanki”, zobaczyła swego męża i Jiriego siedzących przy piwie. Bękart wstał szybko ją widząc.
- Na mą duszę, Ailo. Gdzieś Ty była? - spytał idąc ku niej. Nie było słychać szlochu Aliny.
- A jak myślisz? - zapytała, podchodząc szybko i nawet się opończą nie zasłaniając. - Szukałam. Coście nowego odkryli?
- Nic. Posłałem Noela i Bernarda by rozpytywali. Do Wygódek nie wróciła, to jasne. Poza nimi jeno w tej wsi była co mijaliśmy w dolinie jak mówiła. Całe życie tam spędziła. Odgadnąć ciężko gdzie mogła pójść. - Alex zasępił się.
- Ja mam podejrzenia i... nie spodoba Ci się to - powiedziała, przysiadając się i półgłosem opowiadając Alexandrowi o swoich podejrzeniach.
- Hm… - Bękart zastanawiał się. - Ale czemu takie dziewczę jak ona by do klasztoru chciała iść? Toć ta dolina dla niej w Wygódkach ciasna była, taki żywioł. I nagle do klasztoru, do celi, w klauzulę?
- Nie wiem, ale coś ten mniszek kręcił. Chciałabym się tam rozejrzeć... tedy pomyślałam... - przełknęła ślinę, czując jak mąż zaraz zareaguje - że pojadę tam o zmroku, powiem że zabłądziłam i o nocleg poproszę. Jeśli mnie przyjmą... już to będzie podejrzane. Ja wtedy będę mogła się rozejrzeć a wy... w razie czego wyciągnąć mnie spróbujecie, jeśli się przed północą nie pojawię.
- Po trupie moim! - Alex aż wykrzyknął.
Zmrużyła oczy i skurczyła się pod wpływem jego tonu.
- Ale... sam wiesz, co oni tam... może jej tam nie ma, ale jeśli jest... to gorszy los od śmierci ją czeka...
- Ale jakbyśmy mieli…? Gdybyś tam… Pod okiem samego biskupa na ten klasztor…? Machiny oblężnicze szykować? - Alexander nie wyglądał na możliwego by zaakceptować plan małżonki. - Może jeno dziwki z miasta tam wpuszczają i ten mnich coś kręcił - bękart kombinował z nadzieją, że ją od planu odwiedzie.
Aila westchnęła.
- Co tedy proponujesz? Nic nie robić? - zapytała z rezygnacją.
- Może Bernard i Noel ją znajdą? - zaryzykował. - A jak nie… no pomysł i bym miał, ale… niegodny… - Zafrasował się.
- Wolisz mój? - powiedziała w ramach motywowania jego ślubna.
Westchnął.
- Ta karczma cośmy w niej byli, “Kozioł”. Jej właściciel bogaty, pewnie kontakty ma. Rzec mu, że chcemy do igraszek młodziuchną blond dziewicę, nieśmiałą, o błękitnych oczach. Za wiele srebra. On tam i tak wiele służek nagania gościom… Może za nas by poszukał. On miasto i ludzi zna, a my nie. No i gdzie indziej jak nie do klasztoru czy miasta by pójść mogła?
- Myślę, że do miasta nie poszła, bo myśmy tam byli, a Noel tak jej sprawę przedstawił, jakby to z powodu mojej łaski rozważał, by ją za żonę wziąć... Doprawdy... - Ugryzła się w język. - W każdym razie, myślę, że ja swój autorytet jeśli jakowyś miałam, to u dziewczyny straciłam i omijać mnie łukiem będzie chciała.
- Nie frasuj się. - Alex objął żonę. - Przecież dobrze chciałaś. Ot problem, że Noel prosty i szczery, a i głupi w podejściu do niewiast. Od trzech już w pysk dostał, ja też go obsobaczyłem. - Zastanawiał się przez chwilę. - Może i tak być, że do miasta nie. Bo i nie miała na myto bramne przecież… Klasztor też mi się mało widzi….Po zmroku zaś daleko gdzie iść, to gdzie by zaszła? Bo niedługo przed zmierzchem Noel swą głupotę czynił.
- Są tu jakieś szałasy dla pasterzy może w okolicy? - zastanowiła się na głos Aila.
- Pewnie głębiej w górach. Tu przy mieście… wątpię. Ale można sprawdzić, popytać…
Szlachcianka skinęła głową.
- A co robi Alina?
- Usnęła, Giselle przy niej siedzi. - Alexander westchnął. - Moja to wina. Powinienem jej choć rzec przedwczoraj, że ją zabierzemy, jeśli zechce.
- Nie możesz się o wszystko obwiniać, to oni do nas dołączyli i też powinni sami to... ogarniać. - Westchnęła - Gdzie jest chociażby mąż Aliny? Czy on w ogóle coś pomagał przy poszukiwaniach?
Zmarszczyła brwi. Nie zamierzała traktować Hansa ulgowo z powodu jego wyznania. Może nawet wręcz przeciwnie, by pokazać mu, że daleko jej do spełnienia jego marzeń.
- Bernard mówił, że koło świtu wyjechał, być może szukać dziewczyny. Nie opowiadał się nikomu z tym…

Karczmarz nieświadom tematu rozmowy podszedł do małżeństwa.
- Niech będzie pochwalony… Skoro Waszmości wyjeżdżają… rozliczyć by się trzeba - zagaił.
- Towarzyszka nasza zniknęła, druga śpi. Gdzie wyjeżdżamy? - warknęła na niego Aila - Pomoglibyście w poszukiwaniach jak człowiek uczciwy, a nie tylko o pieniądzu myślicie.
- Ehm… bo tak mi czeladź Wasza mówiła - Karczmarz stropił się. - Że dziś wam jechać, a Pan ureguluje przed wyjazdem. Ten co po niemiecku gada wóz szykuje, tom przyszedł. Służka zniknęła? A bywa, bywa… Tak to one niewdzięczne czasem uciekają, jak im gdzie lepiej pieniądz zaświeci. Miałem ja taką jedną, robotna nawet, ale ambitna. Przybył jeden rycerz z orszakiem i fru, tyleć ją widziałem, bo rano z zawiniątkiem swym smyrgnęła z izdebki co by u niego służyć. A źle tu jej było? Ciepło, sucho…
Szlachcianka spojrzała na męża, jakby jego reakcji wyczekując. Po chwili westchnęła z irytacją.
- Znacie tu jakie w pobliżu jakieś szałasy pasterskie lub opuszczone domy lub szopy, gdzie mogła się na noc schronić? - zapytała karczmarza.
- Domów opuszczonych to nie ma Pani. Ja o takowych przynajmniej nic nie wiem. No może poza starym nawiedzonym młynem niedaleczko, w górę Rodanu. Ale jak tam po nocy poszła to szukać jej już nie ma po co. - Karczmarz pokręcił głową. - Ot zapomnieć o biednej dziewce. Zresztą po co szukać jak niewdzięczna uciekła? Toć znajdziecie i potem nazad pryśnie.
- A szałasy? - Alexander rzekł groźniej.
- Może i jakie są, ale nie wiem gdzie i po co. W górach to i ludzie stawiają, jak idą gdzie ze stadem na długi popas na jakąś halę. Z miesiąc, albo i całe lato. Tu w dolinie? Nawet jak góral stado do Sion prowadzi i wieczorkiem przybędzie gdy targ zwierzęcy zamknięty, to pod gołym niebem prześpi zamiast szałas stawiać.
- Wskażcie nam tedy drogę do młyna - rzekła Aila, marszcząc brwi. Młyn mógł wszak przyciągnąć uwagę Urszuli, która miejscowych legend nie znała i schronienia na noc poszukiwała jedynie.
- Ale toć mówię… Jak tam polazła to jakby już jej nie było. Ot może kawałek skrwawionego przyodziewka znajdziecie.
- Gdzie. Młyn. - Bękart zmarszczył brwi.
- Wzdłuż rzeki trzeba, będzie z pół godziny drogi. Wodny młyn, zarośnięty jako i droga do niego.
Aila spojrzała na małżonka.
- Jedziemy? - liczyła, że jej nie odmówi, skoro zarzuci dzięki temu swój pomysł z przedostaniem się do klasztoru.
- Ano sprawdzić nie zawadzi… - Alex westchnął.
Karczmarz pokręcił na to głową.
- Tedy Wy możecie nie wrócić. To uregulować należność trzeba i niech służba alkierze zwolni.
Aila spojrzała na Alexandra. To była jego decyzja, on się z karczmarzem umawiał od początku.
- Zapłacę com winien i za tę noc co nadejdzie, oraz wieczerzę, obrok i opiekę nad końmi. - Bękart wstał. - Gdybyśmy i nie wrócili, to do rana nasi ludzie niech mają co im trzeba. Potem sami zdecydują co czynić.

Karczmarz był więc zadowolony, choć przed wyjściem państwa szlachetnych raz jeszcze ich o młynie ostrzegł.
- A co tam niby straszy? - zaciekawiła się Aila..
- Ano straszy, czasem ludzie tam przepadają. - Mężczyzna mówił niechętnie, ale coś się głębiej za tym kryło. - Krew parę razy znaleziono, bo jak młynarz pozabijał siekierą rodzinę i się powiesił, to chodzili tam jego odłożonej gotowizny szukać. - Skrzywił się. - Nikt nie znalazł, kilku nie wróciło. Jeden oszalał. Inni nie zbliżają się tam.
- I to tak za dnia czy tylko w nocy? - zapytała kasztelanka.
- Ja tam nie wiem kiedy szli ci, co nie wracali. Paru w dzień było. Mówili, że straszy. Ja bym tam nie szedł. Świecę za dziewkę zapalić, na msze dać i tyle.
Tego jednak nie skomentowali. Po prostu ruszyli ku wyjściu, gdzie parę minut temu, gdy się z karczmarzem Alex rozliczał, kazali sobie konie naszykować.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline